Czy napisanie nieprawdziwej autobiografii może być uznane za oszustwo? Okazuje się, że tak! Na szczęście dla naszych „bohaterów” - w Polsce to raczej nie do pomyślenia. Przypadek taki zdarzył się w USA.

W czasie drugiej wojny światowej belgijska dziewczynka Mishy Defonseca trafiła do sierocińca po tym, jak aresztowano jej rodziców za działalność opozycyjną. Jak to czasem bywa, dziecko zaczęło snuć fantazje, wstydząc się pobytu w sierocińcu. Z czasem powstała z tego historia o żydowskim dziecku, które wędruje na wschód (aż do Ukrainy). Jakiś czas ukrywa się w lesie, gdzie wśród wilków czuje się bezpieczniej niż wśród polskich antysemitów. W rzeczywistości nie była ona nawet Żydówką, a cała historia już na pierwszy rzut oka wygląda na wyssaną z palca. Jednak pasuje ona do budowanego na zachodzie mitu. Po jednej z prezentacji historii w amerykańskiej synagodze, Mishy Defonseca dostała propozycję napisania książki. Jej „autobiografia” okazała się bestselerem (przetłumaczono ją na 18 języków i nakręcono film na jej podstawie). W roku 1998 doszło do sądowego sporu między wydawcą i autorką o ukrywanie rzeczywistych dochodów ze sprzedaży. Wyrok sądu nakazywał wydawnictwu wypłacenie autorce 32,4mln dolarów. Wydawnictwo sprawdziło wówczas prawdziwość historii i po ujawnieniu fałszu sprawa ponownie trafiła do sądu. Po długiej batalii sąd uznał, że autorka ma zwrócić wydawnictwu 22 miliony dolarów.

Najciekawsze w tej historii jest to, że kilkadziesiąt milionów dla wydawnictwa jest bardziej cenne, niż dla polskiego państwa ochrona dobrego imienia jego obywateli. Dlatego fałszywi i prawdziwi żydzi mogą nas szkalować bezkarnie, a antypolskie GWno dba, aby nie brakło rodaków bijących się w piersi w pokorze.

ilustracja: okładka polskiego wydania bestselera.

 

Najcięższym zarzutem wobec Edwarda Snowdena jest posądzenie go o udział w zagranicznej operacji wywiadowczej przeciw USA.  Amerykańscy urzędnicy informowali, że Snowden miał dostęp do 1,7 mln dokumentów, z których większość dotyczyła amerykańskich zdolności wojskowych. Tymczasem Snowden twierdzi, że jego celem nie było szpiegostwo wojskowe oraz, że nie ujawnił dokumentów zawierających tajemnice wojskowe. NSA uważa, że Snowden przekazał dziennikarzom 200 tys dokumentów. Nie jest znane miejsce przechowywania reszty dokumentów.

Sprawę tą analizuje dziennikarz The Wall Street Journal, Edward Jay Epstein. Były członek gabinetu prezydenta Obamy powiedział Epsteinowi w marcu, że są tylko trzy możliwe wyjaśnienia działań Snowdena:

  1. To była rosyjska operacja szpiegowska,
  2. To była chińska operacja szpiegowska,
  3. To była wspólna chińsko-rosyjska operacja szpiegowska.

Polskie cycki promowane na "festiwalu" Eurowizji przegrały z brodą i cyckami z Austrii. Ciekawe co wygra za rok.

Czy bezpłatne studia, to największa niesprawiedliwość XXI wieku? Tak twierdzi redaktor Maciej Miłosz z „Gazety Prawnej”. Przedstawia bardzo mocne argumenty i rozsądne propozycje zmian. Na przykład „wariant węgierski”: Rozpoczynając naukę, studenci podpisują kontrakt, w którym zobowiązują się, że w czasie 20 lat po ukończeniu studiów przepracują na Węgrzech tyle lat, ile studiowali […]. Dodatkowo nie mogą studiować dłużej niż 150 proc. czasu przewidzianego na dany kierunek studiów. Jeśli tak zrobią lub w ogóle nie ukończą nauki, muszą oddać nakłady, jakie na ich edukację przeznaczyło państwo.

A jednak tekst ten należy uznać za mało obiektywny z uwagi na pominięte aspekty tej sprawy.

1. Jakość i koszty kształcenia.

Póki uczelnie są przechowalnią dla takich idiotów jak Magdalena Środa, kalkulacje kosztów kształcenia traci jakikolwiek sens. Wspomniana paniusia jest tylko jednym – skrajnym przykładem. Nie ma żadnego sensownego mechanizmu selekcji i rywalizacji wśród naukowców. Pomysł, że samo płacenie za studia może być podstawą zbudowania takiego mechanizmu jest niedorzeczny. Młodzież nie ma dostatecznej wiedzy i kwalifikacji.

Złożone kwestie, wymagające rzetelnej wiedzy i wszechstronnej analizy stają się w kampanii wyborczej efektownymi hasłami. Dziennikarz mierzy czas po równo, starając się w krótkim przerywniku zdyskredytować tych, których nie lubi. Politykom mylą się podstawowe pojęcia, ale muszą opowiadać o zaletach lub wadach wejścia do strefy Euro albo rozwoju energetyki jądrowej. Po co ten cyrk? Może chodzi o to, aby jeszcze bardziej zniechęcić ludzi do tych wyborów. Nie ma dyskusji o tym, jak ma się rozwijać Europa. Na pierwszy rzut oka widać, że ludzie wybierający się do PE to w zdecydowanej większości niewłaściwe osoby na niewłaściwym miejscu.