Wśród argumentów za głosowaniem na Janusza Korwina-Mikke jest jeden, którego trudno nie uznać za rozsądny. Jeśli władza będzie coś knuła i próbowała ukryć przed społeczeństwem, to JKM na pewno o tym powie. Politycy tacy jak JKM, Farage, Le Pen, Żyrinowski, czy Ron Paul są uznawani za wyrazicieli opinii swych wyborców nawet wówczas, gdy te opinie „poważni” politycy potraktowaliby jako „nieprawomyślne”. „Poważni” politycy uważają, że powinni kształtować opinię społeczną według swoich projektów, a uleganie pospólstwu to populizm. Że to nie ma nic wspólnego z demokracją? Komuniści z takimi sprzecznościami radzili sobie rutynowo, a dzisiejsza polityka mentalnie niczym się od „władzy ludowej” nie różni. Najprostsze wyjaśnienie działań wbrew opinii społecznej polega na braku wiedzy i akceptacji post factum.

 

Warto jednak zwrócić uwagę na jeszcze inny ważny aspekt tej sprawy. Oceniając deklaracje polityków, reprezentujących dane państwo, należy brać pod uwagę korekty ze strony tych „kontrowersyjnych”. Jest bowiem całkiem możliwe, że te opinie zostaną zaabsorbowane przez „główny nurt”, choćby dlatego, aby zneutralizować ekstremistów.

 

Kiedy więc Barack Obama leje miód w polskie serca, warto przeczytać co o tym sądzi środowisko związane z Ronem Paulem: Twierdzenie, że zaangażowanie USA w bezpieczeństwo Polski jest świętym obowiązkiem Ameryki i kamieniem węgielnym bezpieczeństwa USA jest absurdalne i niebezpieczne. […] Takie słowa dają Polsce zezwolenie na eskalowanie napięć z Rosją, poparte pewnością, że jej lekkomyślność będzie wspierana przez amerykańskich żołnierzy i dolary z naszych podatków. […] Nowi członkowie NATO widzą Sojusz nie jako organizację powołaną do zachowania pokoju, ale jako potężną broń, która pomoże im załatwić stare porachunki z czasów ZSRR, który już nie istnieje.

 

 

 

Już myślałem, że ten dzień 4 czerwca minie spokojnie. Niech się „styropian” napawa do woli swoim sukcesem. Obiecał im Balcerowicz udane życie i w wielu przypadkach mają (lub mieli). Następny okrągły jubileusz „historycznych wyborów” dzisiejsi bohaterowie będą w najlepszym razie obchodzili w stanie starczej demencji. Więc niech się cieszą. Jestem w stanie zaakceptować Polskę dwóch księżyców.

Nie będę nawet roztrząsał tego, czy Okrągły Stół był aktem zdrady, historycznym kompromisem, czy teatrem dla gawiedzi. Z takim postanowieniem przeżyłem spokojnie cały dzień. Ale tuż przed północą popełniłem falstart. Włączyłem telewizor, sądząc, że w ciągu dnia już wszyscy zbawiciele Polski się nagadali i teraz w spokoju posłucham prognozę pogody. A tu niespodzianka. Zanim zdążyłem wyłączyć telewizor, usłyszałem dwa zdania, które zupełnie mnie rozłożyły na łopatki.

Najpierw Waldemar Kuczyński chełpił się sprytnym planem okradzenia Polaków: najlepiej byłoby zgromadzić „nadmiar pieniądza” na placu i podpalić. Zaraz po nim Tadeusz Syryjczyk opisał zgrozę hiperinflacji jesienią 1989 roku

Najpierw postawiono problem (jak okraść Polaków) a potem podano rozwiązanie: inflacja.

Ówczesna inflacja nie była bowiem wywołana przez mechanizmy rynkowe, ale pojawiała się w wyniku kolejnych decyzji rządzących. Najpierw było to uwolnienie cen żywności (A), potem indeksacja kwartalna wynagrodzeń (B) a na końcu drastyczne podniesienie cen urzędowych energii (C). O ile jednak w pierwszych dwóch przypadkach mamy wzrost cen jako skutek uboczny podjętych działań, to podniesienie cen przez Balcerowicza były świadomym i bezpośrednim wzmocnieniem inflacji.

Zło czynione przez europejskich zdobywców w podbijanych krajach wraca do Europy. Prezydent Obama mami Europejczyków amerykańską pomocą, tak jak konkwiskadorzy mamili tubylców w podbijanych krajach szklanymi paciorkami. Te paciorki i inne towary z Europy pozwoliły niegdyś w Ameryce wprowadzić europejskie porządki. Amerykańska pomoc dla Europy ma pomóc wprowadzić amerykańskie porządki w Europie. Będzie gaz z łupków i pomoc wojskowa równoważąca zagrożenie z Rosji, jeśli tylko podpiszemy TTIP.

 

Nie przypadkiem Warszawa została wybrana na miejsce wyjawienia tego szantażu. Gdyby taka oferta została skierowana do Francji lub Niemiec, byłaby zapewne odebrana po prostu jako szantaż. Tylko Polacy są na tyle głupi, aby uwierzyć w bezinteresowną pomoc Wielkiego Brata, który jedynie chce „drobnego” dowodu przyjaźni w zamian. Obietnica zwiększenia przez Polskę wydatków na amerykański złom wojskowy to już tylko dodatkowy bonus.

 

 

 

Mentalnej sile oddziaływania Wielkiego Brata opierają się w Polsce naprawdę nieliczni. Jacyś wichrzyciele, którzy wypisują brzydkie hasła w rodzaju „Inwigilacja to nie wolność”.

 

 

 

 Organ tej części polskiej „elity”, która z jakichś powodów nie uważa Adasia Michnika za ostateczną wyrocznię przekazuje swym czytelnikom, co należy myśleć o sukcesie Kongresu Nowej Prawicy:

tych wyborców przyciągnęła też potrzeba ideologii. Bo Korwin-Mikke prezentuje silną, agresywną ideologię. To jest umysłowy kibol, który serwuje ludziom potwornie prostacki przekaz, mocno faszyzujący, z elementami siły. Jest to atrakcyjne dla ludzi wkurzonych na wszystko, a ich liczba stale rośnie. U Korwina otrzymują proste odpowiedzi na swoje pytania. […] W PO są ludzie od Danuty Hübner po Romana Giertycha, a więc prawie każdy może się w niej zmieścić. A ci, którzy tego nie akceptują, mają teraz Nową Prawicę i jej lidera, który ku radości wielu wyborców jest taką bardziej chamską wersją Janusza Palikota. Przy Korwin-Mikkem każdy inny polityk wygląda jak uosobienie powagi i rzeczowości”.

Panu Śpiewakowi trzeba wierzyć. Kto jak kto, ale autor pamiętnych słów „pan premier może się wypchać ze swoimi tezami” na chamstwie zna się na pewno (zapewne dlatego Trybuna Ludu tak chętnie sięga po jego opinie). Trochę więcej wątpliwości budzi kwestia faszyzmu. Z pozoru faszyzm to przecież odwrotność liberalizmu, który reprezentuje JKM. Ale to tylko nieporozumienie, związane z użyciem słowa „faszyzm” w bardziej współczesnym jego znaczeniu. W Polsce współczesnej „faszyzm” oznacza po prostu poglądy z którymi „elita” nie chce lub nie potrafi polemizować (może z powodu swej intelektualnej nędzy?).

Trzeba przyznać, że niezależnie od oceny poglądów JKM i tego, co też on nie ponawyrabia w PE, dla samego skowytu, jaki wywołuje on u „elity” warto było go popierać w wyborach.

 

Portret exemplum elyty pochodzi z Wikipedii.

Napisanie dobrego liberalnego tekstu wymaga odrobiny talentu i wiele odwagi. Tekst ten konstruujemy w następujący sposób:

 

1. Obserwacja rzeczywistości (lub tylko medialnych informacji o niej). Próbujemy dopasować wyznawane regułki do pozyskiwanych informacji. Gdy się mniej więcej zgadza, mamy gotowy materiał wyjściowy.

 

2. Redagujemy na nowo informację, zakładając związek przyczynowo skutkowy: od liberalnej regułki do realnych skutków.

 

3. Dokonujemy ekstrapolacji na przyszłość lub poszerzamy zakres obowiązywania prawa, aby zahaczyć o jakiś realny problem i zaprezentować jego rozwiązanie.

 

Talent przejawia się w tym, że potrafimy już na pierwszym etapie dostrzec paradoksalność lub inny rodzaj efektywności, jaki pojawi się na etapie trzecim. Odwaga zaś potrzebna jest dlatego, że jeśli znajdzie się ktoś, kto weźmie na poważnie nasze wróżby, może dokonać zmian, o skutkach których tak naprawdę nic nie wiemy.

 

Problemem nie są liberalni publicyści, ani ich teksty, ale ich odbiorcy. Wyznawcy prawdy objawionej w tych tekstach są tak samo irytujący, jak osoby postępujące zgodnie ze wskazaniami gazetowych horoskopów. To przecież ten sam rodzaj rozrywki.