Z pozoru istnieje zasadnicza sprzeczność między seksualizowaniem dzieci i młodzieży (w ramach tak zwanej edukacji seksualnej), a nagonkami na pedofilów. Aby zrozumieć sens tych działań, na początek należy zauważyć, że media interesują się głównie tropieniem pedofilii wśród osób duchownych. Na przykład brytyjskie media w ostatnich latach tropiły nadużycia ludzi związanych z kościołem nawet sprzed 50 lat. Publikacje te ukazują się m.in. w BBC – tej samej stacji, której słynny dziennikarz Jimmy Savile przez lata dokonywał seksualnych ekscesów – w tym z udziałem dzieci. W BBC o tym wiedziano i tolerowano. Dziennikarskie śledztwo w tej sprawie zostało wyciszone. Dopiero po jego śmierci (w 2011 roku) rozpoczęto normalne dochodzenie. Jeszcze większe przerażenie budzi tragedia miasteczka Rotherham, którą przez lata ignorowały zarówno media jak i władze.

 

Można by przyjąć pozytywną interpretację tej historii: oto kończy się rozpustny wiek hipisów i potępienie dla pedofilii staje się bezwarunkowe. Trudno zaprzeczyć, że „zero tolerancji dla chronienia pedofilow” to dobra wiadomość.

Czy zatem obawy rodziców, że wczesna edukacja seksualna jest przygotowywaniem dzieci do pedofilii są nieuzasadnione? Może chodzi wyłącznie o przekazanie wiedzy, albo nawet ostrzeżenie?

Szkoła nie działa w próżni. Współczesny klimat intelektualny oddaje dobrze „omyłkowe” zakwalifikowanie pedofilii przez psychologów jako orientacji seksualnej (ta sama organizacja identycznie potraktowała homoseksualizm).

Wśród najważniejszych wydarzeń i problemów w mijającym tygodniu na świecie można wymienić:

  1. Rozpoczęcie przez USA bombardowania celów (ISIS) w Syrii i Iraku. Napływ setek tysięcy uchodźców z Syrii do Turcji. Spór w krajach europejskich o sens takuch działań (z transparentu w Wielkiej Brytanii: zrzućcie Camerona a nie bomby).
  2. Nowy raport Światowej Organizacji Zdrowia na temat epidemii wirusa ebola. Do listopada ilość zarażeń może wzrosnąć trzykrotnie – do 20tys.
  3. Szczyt klimatyczny w siedzibie ONZ w Nowym Jorku.
  4. Kolejne rekordy w świecie IT: debiut giełdowy Alibaby oraz rekordowa sprzedaż nowego smartfonu iPhone 6 firmy Apple.
  5. Kryzys ukraiński. Porozumienie między Rosją i Ukrainą w Berlinie w sprawie dostaw gazu.
  6. Tesco, największa brytyjska (i druga na świecie) sieć supermarketów ujawniła, że prognozy sprzedaży za pierwsze półrocze b.r. były zawyżone o ćwierć miliarda funtów.

A czym żyje Polska?

  1. Dociekaniem na czym znają się nowi ministrowie premier która „jako kobieta” ma prawo być niekompetentną.
  2. Skrajnymi przypadkami kolesiostwa i odprawą w wysokości pół miliona dla wybitnego fachowca (za przejście z państwowej spółki do rządu).
  3. Opinią faceta o potłuczonym mózgu na temat adopcji dzieci przez zboczeńców.
  4. Rozpadem partii dewiantów (osłabionej odejściem transwestyty).
  5. Opinią prawicowego felietonisty na temat wykorzystywania pijanych kobiet
  6. Oskarżeniami o współpracę z SB profesora Kierżuna.
  7. Przygotowaniami do wojny z ruskimi, którzy podyktowali Ukrainie warunki Gazpromu.
  8. Parą kopulujących w ZOO osłów, które zostały rozdzielone wskutek interwencji radnej PiS.

Akcje TESCO spadły ponad 11% po tym, gdy wyszło na jaw, że firma zawyżyła aż o 250 mln funtów prognozy zysków za pierwszy kwartał br. Tesco to drugi na świecie detalista pod względem wielkości przychodów. Taka potężna sieć handlowa musi być zarządzana przez najlepszych fachowców, z odpowiednio wysokim wynagrodzeniem. Tak mogłoby się przynajmniej wydawać. Tymczasem nowy prezes zastał w firmie niesłychany bajzel. Chodzi nie tylko o fałszowanie prognoz finansowych. Pracownicy skarżą się, że firma nie płaciła za nadgodziny (a ich frustrację pogłębiają obawy, że nowy szef dokona „cięć” ich kosztem). Spadają przychody ze sprzedaży, a firma wyraźnie przegrywa z rosnącą konkurencją. Problemy Tesco nie dotyczą działalności w Polsce. W naszym kraju sprzedaż Tesco rośnie.

 

 

 


(AFP)

Na Ukrainie obserwujemy dziwne odwrócenie ról. Premier apeluje na forum ONZ o podtrzymanie sankcji i twierdzi, że Krym był jest i będzie ukraiński. Prezydent w tym czasie planuje reformy państwa, mające na celu przybliżenie ich do Unii Europejskiej: do 2020 roku Ukraina powinna zrealizować reformę antykorupcyjną, sądowniczą, podatkową, obronną i spraw wewnętrznych, zdecentralizować władze oraz uprościć warunki prowadzenia biznesu.

 

Według Prezydenta: „Alternatywa dla przemian jest jedna. Bez reform mamy tylko jedną drogę – do Rosji”. Nie jest to jednak wyrazem polityki konfrontacji. Proszczenko twierdzi, że nie będzie powrotu do działań militarnych i zapowiada spotkanie z prezydentem Putinem.

 

Proeuropejskie nastawienie Kijowa skomentował jeden z rosyjskich dyplomatów: Widzimy - naturalnie - pragnienie politycznych i biznesowych elit, znacznej części Ukrainy. Wszelako widzimy też, jaki jest stan społeczeństwa ukraińskiego […] W każdym razie Ukraina powinna rozwiązywać swoje problemy z Rosją. W Polsce stanowisko to zostało nazwane „grożeniem palcem”.

Rosyjskie embargo uderza w całą polską gospodarkę, a Polacy pomimo wysiłków mediów nie chcę się ekscytować kryzysem w Rosji i tracącym na wartości rublem. Transportowcy grożą „najazdem na stolicę”. Te setki tysięcy ton jabłek trzeba było czymś na wschód zawieść. Sprawę poruszono w sejmie: Przewoźnicy, którzy mieli stałe kontakty na linii Polska-Rosja lub Europa-Rosja, z dnia na dzień stracili ok. 60 proc. ładunków. […] Polska ma największą i najnowocześniejszą flotę transportową w Europie, a ok. 5 tys. polskich firm przewozi towary na wschód, wykorzystując ok. 50 tys. ciężarowych pojazdów.

 

Transportowcy się żalą: Niezrozumiałe jest to, że wszyscy pomagali rolnikom, a o przewoźnikach nikt nawet nie wspomina. Jesteśmy zbulwersowani, że w naszej sprawie nic się nie dzieje, oczekujemy pomocy.

Za opublikowanie odpowiedzi ministra Rynasiewicza (widać CBA nie jest skuteczne), dostało się Onetowi. Jeden z komentatorów pisze z przekąsem: no przecież to było oczywiste, ze sankcje i embargo nie zaszkodziły polskiej gospodarce. Transportowcy to nieudaczniki i problemy maja od 2008r r., plantatorzy i sadownicy to oszuści i krętacze wyłudzający odszkodowania z Brukseli, a wzrost emigracji to naturalne korzystanie z uprawnień przysługujących nam w związku z tym że jesteśmy w Unii. Sankcje i embargo nie maja wpływu na polska gospodarkę. Dobrze poczytać czasem Onet, bo człowiek mógłby się w tym wszystkim pogubić i zacząć interpretować sytuacje niezgodnie z tym jak ja rząd i media prezentują.

 

Brak „ogonków” w komentarzu świadczy o tym, że komentator może pisać zza zagranicy. Stąd brak odpowiedniego naświetlenia ekranem polskiej telewizji (niestety felietony redaktora Jabłońskiego z „Rzeczpospolitej” nie cieszą się należytą popularnością).