Magazyn Forbes publikuje obszerny artykuł poświęcony pseudonauce. Autor zaczyna od ubolewań nad tym, że Amerykanie wierzą w pseudonaukowe bzdury. Pseudonauką są „twierdzenia, przekonania lub praktyki, które są przedstawiane jako naukowe ... ale nie ma dowodów na ich poparcie, ani sposobów ich wiarygodnego sprawdzenia”.

Po tym początku miałem nadzieję na krytyczną analizę współczesnej ekonomii – w końcu to magazyn o profilu biznesowym. Ale nie! Autor przywołuje publikację trójki naukowców na temat wiary Amerykanów w duchy, telepatię, postrzeganie pozazmysłowe, czary, astrologię, jasnowidzenie i komunikację ze zmarłymi. Trzy czwarte dorosłych Amerykanów wierzy w jedną z tych „bzdur”, a jedna trzecia aż w cztery.

Nieskuteczna okazuje się walka z nienaukowymi poglądami organizacji takich jak fundacja JREF (znana w Polsce z nagrody miliona dolarów dla każdego, kto posiada nadprzyrodzone zdolności).

Naukowcy postulują więc walkę z pseudonauką poprzez jej nauczanie w szkołach. Uczniowie mają dzięki temu zrozumieć różnicę między tezami naukowymi, pseudonaukowymi i paranormalnymi.

Ludzi nienawidzącej M$ jest wielu. Od administratorów, poprzez programistów po konkurentów (tych, których nie udało się wykończyć). Wystarczy pooglądać fragment filmu „Prawdziwa historia internetu”, opowiadającą o tym jak Microsoft wykończył Netscape, aby zrozumieć jakimi metodami posługuje się ta firma. Główny nurt rozwoju technologii w ciągu ostatnich 20 lat polegał na coraz większej otwartości. Microsoft był wystarczająco potężny, aby to ignorować. Już pierwszy ich produkt MS DOS zawierał ukryte rozwiązania, dostępne tylko dla wybrańców. Każdy pojawiający się standard firma psuła tak, aby nie dało się łatwo przenosić programów z ich systemu na inne. Z tego powodu sądownie zmuszono ich do rezygnacji ze stosowania języka Java. Towarzyszyła temu zawsze nieczysta gra, procesy, podejrzenia o manipulacje (vide „standardyzacja dokumentów).

Trudna sytuacja polityczna Ukrainy może temu państwu wyjść na dobre. Obawy przed przeprowadzeniem „terapii szokowej” skłaniają do szukania „niestandardowych rozwiązań”: Standardowe zasady obowiązujące w przypadku programów ratunkowych, zmuszające rządy do ograniczenia wydatków, a obywateli do oszczędzania, nie mogą znaleźć tutaj zastosowania. Obecnie urzędowa korupcja ma jednak na Ukrainie tak endemiczny charakter, a przy tym jej rząd jest tak nieudolny, że ścisła kontrola MFW jest niezbędna.

UE i Ukraina

UE i Ukraina - źródło: ShutterStock 

Autor powyższego komentarza wychodzi jednak z założenia, że co się odwlecze, to nie uciecze: „Ukraina ostatecznie będzie musiała ponieść koszty reform. W tym momencie UE i USA muszą mieć jedynie pewność, że państwo otrzyma odpowiednią ilość środków by pozostać w jednym kawałku, dopóki nie wybierze stałego rządu”.

A może nowy „stały rząd” postawi dobro Ukraińców na pierwszym miejscu? Jako obszar ścierania się interesów „zachodu” i Rosji, Ukraina może mieć lepszą pozycję negocjacyjną przy układaniu się z obiema stronami. Musi jednak odzyskać podmiotowość i wybrać rozsądne władze (z czym chyba będzie najtrudniej). Może by wynająć Victora Orbana? ;-)

Portal argumenty.net z założenia nie zajmuje się patrzeniem na świat przez pryzmat poszczególnych osób. Jednak przypadek Jacka Żakowskiego skłania do szerszej refleksji. Ostatnio zabłysnął „myśleniem”, które słusznie wielu osobom kojarzy się z eugeniką (lub jeszcze gorzej). Oto relacja Kaji Godek: „Jacek Żakowski rzucił hasło różnicowania pomocy dla rodziców niepełnosprawnych dzieci w zależności od tego, czy wada danego dziecka zdiagnozowana była prenatalnie, czy już po narodzinach. […] To zupełnie co innego, gdy przeżywa się trudności, których się nie przewidziało, a co innego, gdy się ponosi skutki heroicznej decyzji”.

 

Jacek Żakowski nie robi wrażenia jakiegoś zwyrodnialca, ani idioty. Znany jest głównie z wielkiego „antypisowskiego” zaangażowania. Skłania to do hipotezy, że to lata żywienia się nienawiścią do tego co prawicowe doprowadziły go do takiego upadku intelektualnego. Powinno to być przestrogą dla każdego, kto ma nienawiść w sercu (niezależnie od tego – jak słuszne są tego przyczyny).

 

Odkrycie zasysacza niemowląt pokazuje, że innowacje nie są domeną tylko nowoczesnych technologii. Mechanik samochodowy oglądając na Youtube wyciąganie korka z butelki, wymyślił, że podobnie można wspomóc poród dziecka. Jego urządzenie zawiera nadmuchiwaną obejmę na głowę dziecka. Po jej nadmuchaniu obejma jest wyciągana wraz z dzieckiem (zobacz prezentację).

Jorge Odon wpadł na ten pomysł w 2005 roku. Po opatentowaniu dotarł z nim do uniwersytetu w USA, który wykonał badania potwierdzające przydatność urządzenia. To był punkt zwrotny. Zainteresowanie świata medycznego i fundusze z organizacji wspierających wynalazców.

Ten przypadek jest doskonałą ilustracją do tezy prezesa PAN, że nie szybko „powstanie u nas Krzemowa Dolina”. Opowiada on o tym, jak powstają takie „centra ludzkiej kreatywności” jak w Kalifornii i dlaczego u nas jest z tym problem.