Facebook przyjął typową dla korporacji strategię rozwoju przez zakupy (bogatemu kto zabroni?). Mark Zuckerberg pochwalił się ostatnio przejęciem firmy Oculus. Jest to startup, który produkuje urządzenia do gier w wirtualnej rzeczywistości. Ktoś to skomentował obrazkiem „Kup wszystkie firmy” (Bye all the companies”).

 

 

Ale nie ta strategia jest największym problemem związanym z przejęciem Oculus'a. Ten startup powstał dzięki finansowaniu społecznościowemu. Jaki sens ma taki rodzaj wsparcia dla startupów, jeśli efekty są przejmowane przez wielki biznes? Ten przypadek obnażył słabość idei crowdfundingu. Więcej na ten temat pisze Dziennik Internautów.

 

Ukazał się bardzo interesujący raport, dotyczący strategicznej roli informatyki w biznesie. Pomimo, że dotyczy on Wielkiej Brytanii, w zglobalizowanym świecie jego wyniki są ważne także w Polsce. Z tego raportu wynika, że informatyka przestała pełnić rolę dostarczyciela „niewidocznych” dla najwyższego zarządu biznesu, ale ma znaczenie strategiczne. W przeciwieństwie do tradycyjnej infrastruktury, IT nie da się traktować jako zamkniętego projektu. Wynika to ze stałego rozwoju technologii, wzrostu jej znaczenia dla biznesu oraz dynamicznych zmian u klientów. Przykładem może być ostatnio olbrzymi wzrost liczby urządzeń mobilnych. Już 30% ruchu na stronach internetowych generują smartfony! Dla zarządzania strategicznego bardzo istotna jest możliwość uzyskiwania coraz lepszej jakości danych, dostarczanych dzięki rozwojowi narzędzi analitycznych (zob. „Technologia współtworzy nowy biznes”).

 

W związku z tym, dyrektorzy IT nie mogą skupiać się wyłącznie na realizacji wyznaczonych przez zarząd celów, ale muszą podejmować bardziej aktywne role. Aż 86% z nich uważa, że musi się zajmować strategicznymi zagadnieniami rozwoju technologii. Inni dyrektorzy myślą, że IT powinno:

 

  • 61% - myśleć strategicznie

  • 58% - skutecznie współdziałać z innymi działami

  • 61% - doskonalić komunikację

  • 54% - rozwijać rozumienie biznesu

  • 56% - rozwijać rozumienie klientów

 

Rozwój nowoczesnej komunikacji stał się podstawą biznesu. Aż w 90% przypadków ci, którzy podjęli decyzję, by uwzględniać ten rozwój w swoich planach strategicznych, zauważa korzyści z tego tytułu.

 

Wyniki te są znacząco inne, niż uzyskane w badaniach Ernst & Young sprzed 1,5 roku. Tamte badania obejmowały cały świat, więc trudno powiedzieć, czy Wielka Brytania jest wyjątkiem, czy też następuje zmiana w czasie. Ustalono wówczas, że:

 

  • Dyrektorzy IT postrzegani są bardziej jako osoby wspierające biznes niż tworzące konkretną wartość.

  • 38% dyrektorów IT skarży się na brak wsparcia ze strony kierownictwa wyższego szczebla.

  • 60% dyrektorów IT uważa, że wnosi dużą wartość do procesu podejmowania strategicznych decyzji w firmach. Jednak tylko 35% ich kolegów z zarządów się z tym zgadza.

 

Polska na tym tle rozwija się w sposób raczej bierny – chłonąc nowe trendy. Nie ma wiarygodnych badań mówiących o tym, na ile zrozumienie dla zasadniczej zmiany roli IT trafia u nas pod „biznesowe strzechy”. Wyrywkowe obserwacje świadczą o tym, że raczej przechodzimy etap oczekiwań, że informatyka będzie w sposób jak najmniej widoczny pełnić rolę usługową. Bywa tak, że wielkie zdziwienie (i niezadowolenie) budzi fakt, że strategiczna zmiana w zapleczu IT nie jest tak łatwa, jak narysowanie kilku kresek na papierze ;-)

 

Drukarki 3D pozwalają wyprodukować rzeczy dostosowane do indywidualnych potrzeb. Najbardziej spektakularnym przykładem jest przeszczepienie implantu dużego fragmentu czaszki wydrukowanego w 3D.

Na czym polega druk 3D? W druku dwuwymiarowym toner lub tusz jest nakładany na papier. Przy druku 3D jakiś rodzaj tworzywa sztucznego jest układany w przestrzeni trójwymiarowej. Można więc wydrukować przedmiot o dowolnym kształcie.

Ten wynalazek może mieć bardzo ważne skutki ekonomiczne:

1. Możliwość dostosowanej do potrzeb produkcji w pobliżu miejsca zakupu / wykorzystania.

2. Dalszą „dematerializację” przemysłu. Kupować będzie się przede wszystkim projekt (plik) oraz surowiec. Zakupiony przedmiot wykonamy samodzielnie.

3. Odwrócenie tendencji globalizacji. Duże korporacje światowe stracą powoli przewagę konkurencyjną związaną ze sprawną logistyką oraz tanią siłą roboczą. Większość przedmiotów będzie produkowana lokalnie. Chiny mogą stracić pozycję fabryki świata.

4. Osłabienie tendencji unifikacji. Kreatywność zyska nowy wymiar: możliwość tworzenia przedmiotów o jakich się tylko zamarzy. To także wzmocni lokalny biznes.

Nie brak osób, które wręcz uważają, że drukarki 3D zapoczątkują nową rewolucję naukowo techniczną (np. Chris Anderson, redaktor naczelny magazynu „Wired”).

Na razie drukarki takie są stosunkowo drogie (najtańsze modele w okolicy 6 tys zł). Ale ich ceny stale spadają. Nie ulega wątpliwości, że ten rynek będzie się dynamicznie rozwijał. Także w Polsce istnieją firmy produkujące takie drukarki (np. Zortrax).

 

 W strefie euro mamy do czynienia z ciężkim kryzysem. Jedynym sensownym wyjściem, jaki dostrzegają w tej sytuacji uczone głowy, jest powrót do walut narodowych.

Papier wszystko przyjmie. Jednak aby traktować takie propozycje poważnie, potrzebne byłyby przynajmniej najważniejsze parametry algorytmu zmiany. Ot choćby odpowiedź na pytanie jak odtworzyć krajowe rezerwy walutowe? Albo - co zrobić z milionami podpisanych w euro kontraktów?

Najważniejsze jest jednak coś innego. Taka zmiana nie stanowi w najmniejszym stopniu odejścia od zasad monetaryzmu, który jest praźródłem globalnych problemów finansowych.

Istnieje rozwiązanie, które wydaje się dużo bardziej sensowne. Euro było pomyślane jako uniwersalny projekt polityczny, który miałby wielki sens, gdyby gospodarki państw były w miarę do siebie podobne. Zamiast rezygnować całkowicie z euro, należy więc zrezygnować z jednej z zaprojektowanych jego cech – uniwersalności. Nie chodzi przy tym o uniwersalność w sensie wymienialności, ale funkcji, jakie ta waluta pełni. Taka zmiana jest bardzo prosta. Wystarczy dopuścić do obiegu alternatywne waluty lokalne. To one przejęłyby role, które uniwersalna waluta spełnić nie jest w stanie: umożliwienie swobodnej wymiany i maksymalnego wykorzystania lokalnych mocy produkcyjnych.

 

Ilustracja pochodzi z artykułu, z
którym polemizujemy.  Autor: Chris Van Es/NewsArt.com

Ciepło się zrobiło to i lewactwo - wyłazi ze swych nor na ulice. Na czele Jan Hartman. Profesor UJ (gratulujemy uczelni uczonego), mason i żyd-ateista. Czy w przypadku żydów ateizm nie jest równoznaczny z utratą narodowej tożsamości? Może więc należałoby go określić jako "były żyd - obecnie ateista"? Choć to dalej nie wydaje się poprawne. Jeśli ateista, to ktoś uznający za prawdę zdanie "Bóg nie istnieje", to zasadne jest pytanie o czym / o kim on w tym zdaniu mówi? Jakie jest znaczenie słowa "Bóg" w wypowiedzi ateisty? Próba usunięcia tego problemu prowadzi do stwierdzenia, że żaden spośród istniejących - według ateisty - bytów nie jest Bogiem o którym można przeczytać w Biblii. Przez analogię mieszkaniec północnej Afryki mógłby uznać śnieg za nie istniejący, bo zna go tylko z opowieści i żaden znany mu byt nie jest śniegiem. Tyle ża Afrykańczyk ma możliwość (teoretyczną) sprawdzenia tego. Ateista musi uwierzyć, że jego uniwersum obejmuje wszystkie możliwe byty. A jeśli ma się oprzeć na wierze (przeświadczeniu) - to staje się agnostykiem. Mówiąc o sobie "ateista" zazwyczaj bełkocze bez sensu (używa zdań pozbawionych znaczenia).

A więc poprawne  określenie Hartmana powinno brzmieć: mason i były żyd bełkoczący, że jest ateistą.