Według niemieckiego Spiegel’a Amerykanie "naciskają" na Niemców, aby na wschodnich rubieżach NATO rozmieścić wojska Bundeswehry. Na razie miałby to być tylko udział w rotacyjnych zmianach wraz z wojskami USA. Czy jednak zwolennicy stacjonowania obcych wojsk na terytorium Polski biorą to, że po zwycięstwie Trumpa w USA – wojska amerykańskie mogą się wycofać z Polski?

Choć z drugiej strony – udział wojsk niemieckich z pewnością zmieniłby geopolityczną sytuację Polski. Rosjanie stanęliby przed dylematem – czy nadal ostro protestować, narażając swe relacje z naturalnym sojusznikiem - Niemcami. To zagranie Amerykanów jest trudne dla wszystkich stron. Pokazuje też, jak śmieszna jest polska „opozycja”, wedle której jakiś KOD czy TK mogą wpływać na geopolityczne działanie mocarstw. Targowica nie przepuści żadnej okazji, by zademonstrować swoją głupotę. Wczoraj w TVP Info dziennikarz zagaja na temat symptomatycznych zmian:
- Timmermans, który miał demonstrować z "nowoczesnymi" 7 maja - nie przyjedzie;
- Janusz Wojciechowski dostał posadę pomimo ostrego sprzeciwu polityków PO
Komentarz polityka PO: to klęska naszej dyplomacji!

Dziennikarz po chwili: ale przecież nasza dyplomacji o przyjazd tego urzędnika się nie starała - wręcz przeciwnie!

Czyżby politycy UE zaczynają sobie zdawać sprawę, że są wpuszczani w kanał przez wyselekcjonowanych według minimum IQ politykierów znad Wisły? A może to tylko taktyczny odwrót i mamy spokój tylko do chwili zażegnania groźby Brexitu? Bo nie ma w tej chwili rzeczy ważniejszej dla UE – niż kwestia pozostania Wielkiej Brytanii w jej strukturach.

 

Polscy ekonomiści nie mogą przeboleć programu 500+. Jeden z nich napisał, że jet to powód do wstydu – przerażające, że popiera go 80 proc. Polaków. Swoją argumentację zaczyna od stwierdzenia, że „ekonomia to fascynująca nauka oparta na aksjomatach”. Ciekawe co jest według niego źródłem tych aksjomatów i jak one brzmią? Zapewne jeden z nich mówi, że społeczeństwo nie może funkcjonować bez głodujących dzieci, których wszak nie ma, a jeśli są – to mogą zbierać mirabelki. Podobno „najważniejszy aksjomat” to wyczytane w jakiejś liberalnej książeczce popłuczyny po Smith'cie (racjonalność konsumentów połączona z „kultem użyteczności”). Czyli mamy do czynienia z typowym przedstawicielem nadwiślańskiego liberalizmu. Wczoraj w Polsacie starli się specjaliści od gospodarki reprezentujący PiS i opozycję. Przedstawiciel PO wykroił taką mniej więcej „teoryjkę”: program 500+ wpływa negatywnie na warunki makroekonomiczne i podraża obsługę długu. Za ekstrawagancję rządu zapłacimy zatem my wszyscy – także rodziny które dostaną pieniądze. Państwo jedną ręką im da a drugą zabierze. Zbigniew Kuźmiuk z PiS ripostował, że gdyby PO nie narobiło takich długów – to nie byłoby problemów z ich obsługą. Tak się jednak szczęśliwie składa, że prasa ekonomiczna opublikowała dane dotyczące stabilności i ryzyka państw Europy. Na tych mapkach im bardziej czerwony kolor – tym większe ryzyko.

Ryzyko makroekonomiczne:

Stabilność polityczna:

Widać z tego, że Polska jest jednym z państw o najmniejszym ryzyku ekonomicznym, ale odwrotnie wygląda ocena stabilności politycznej. A to jest bezpośredni wynik działalności „opozycji”, której donosy na dodatek bez wątpienia przyczyniły się do obniżenia ratingów i wzrostu kosztów obsługi długu. Wypominanie więc tego rządowi to rzeczywiście wyjątkowa bezczelność.

Opowieści o klęsce michnikowszczyzny okazały się bardzo mocno przesadzone. Nawet jeśli prosty lud nie przyswoił sobie zasad dialektyki i pozostał przy przestarzałej wierze w obiektywną prawdę, to polskie „elity”są znacznie bliżej zakłamanej Europy. Prawdziwi Europejczycy – rzec by można.

Prostym ludziom wydaje się, że powinni budować społeczeństwo zgodnie z zasadami etyki, a tymczasem kościelny dostojnk ich poucza: „Rozróżnienie z jednej strony pomiędzy wymogami wiary a opcjami społeczno-politycznymi, z drugiej zaś pomiędzy wyborami dokonywanymi przez poszczególnych chrześcijan i wyborami całej wspólnoty chrześcijańskiej powoduje, że przynależność czy poparcie dla jakiejś partii czy bloku politycznego uważane jest za decyzję osobistą, uprawnioną przynajmniej w odniesieniu do partii czy stanowisk politycznych, które dają się pogodzić z wiarą i wartościami chrześcijańskimi”. Słowa te zostały napisane tuż przed wyborami – i raczej nie ma wątpliwości, że miały wpłynąć na preferencje wyborcze. Tekst trochę zawiły – może dlatego prosty lud nie posłuchał. Wybory sprawiły też, że „rozróżnienie między wymogami wiary a opcjami społeczno-politycznymi” nagle wylądowało w koszu i pojawił się list biskupów w sprawie aborcji. Chyba nie ma w Polsce nikogo, kto nie wiedziałby, że to zwiększy i tak już głębokie podziały w społeczeństwie. Dzięki temu wspomniany dostojnik może się teraz z jeszcze większą troską pochylać nad tym problemem i apelować o pojednanie. Nad kwestią „pojednania” pochylają się też oczywiście politycy. Z różnym skutkiem – bo na przykład poseł Niesiołowski mówi, że PiS trzeba zniszczyć w „kryterium ulicznym”. Może by tak dostojnik kościelny na początek zajął się zadaniem znacznie prostszym – i zaapelował o to, by zaprzestać takiego szerzenia nienawiści do „prostego ludu” i reprezentującej go partii? Może by tak zaapelował do targowiczan, by zaprzestali plucia na własny naród – przynajmniej w tak skrajnej formie, jak Gronkiewicz-Waltz w rocznicę powstania w Warszawskim Gettcie? Potem będziemy mogli rozmawiać o jakimkolwiek pojednaniu. W Ewangelii Chrystusa nic nie ma o pojednaniu z ludźmi szerzącymi nienawiść. Mówi coś wręcz przeciwnego: „o dejdźcie ode Mnie wy, którzy dopuszczacie się nieprawości!” (Mt 7,23). Jednak w Polsce najwyraźniej uznano wyższość Ewangelii według Michnika nad Ewangelią według Chrystusa. Jest też pierwszy cud pojednania, który bez wątpienia jest efektem nowej religii. Wszystkich Polaków zjednoczyło potępienie ks. Jacka Międlara i dostojnicy kościelni mogli z ulgą usunąć go z przestrzeni publicznej, ratując nas przed zboczeniem z drogi ku zakłamanej Europie. Jedynie ksiądz Węgrzyniak na łamach „Frondy” nie jest jeszcze w pełni „pojednany” i zjednoczony w oburzeniu - bo wprawdzie popiera karę, ale nie wie dlaczego.

W amerykańskich prawyborach Wczoraj głosował stan Nowy Jork. Około 60% mieszkańców tego stanu zagłosowało na Trumpa, który zdobył w ten sposób poparcie blisko 90 delegatów. Jednak dla zapewnienia sobie nominacji potrzebuje jeszcze poparcia około 400 delegatów – spośród 674 możliwych. Wśród stanów które jeszcze nie głosowały najwięcej do wygrania jest w Kalifornii (172 delegatów). Znacząca wygrana w tym stanie mogłaby przesądzić o zwycięstwie. Podobnie jest u Demokratów – Kalifornię będzie reprezentować aż 1/3 pozostałych delegatów. Wszystko rozstrzygnie się 7 lipca – w ostatni dzień prawyborów u Republikanów. Donald Trump wie, że bez zwycięstwa bezwzględną większością jego nominacja jest bardzo wątpliwa. Robi co może (ostatnio ponoć całkowicie zreorganizował sztab wyborczy). W Nowym Jorku wypadł dużo lepiej niż w sondażach, które dają mu także zdecydowane zwycięstwo w Kalifornii. Wszystko może się zdarzyć. Pojawił się więc pomysł, aby wykorzystać potencjał informacyjny Doliny Krzemowej do „zatrzymania Trumpa”. Pracownicy Facebooka zwrócili się wprost do kierownictwa firmy, z zapytaniem – czy będą robić coś w tej materii. Jednak Mark Zuckenberg podczas niedawnej konferencji deweloperskiej F8 stanowczo odrzucił takie pomysły. On sam ma jasne poglądy i chciałby więcej swobody w handlu oraz przepływie ludzi i informacji niż Trump. Jednak w imię tej wolności oraz neutralności platformy nie może pozwolić na manipulowanie poglądami. Teoretycznie Facebook mógłby zablokować takie strony jakie zechce. Mógłby także (co byłoby pewnie bardziej skuteczne) wykorzystać wyniki eksperymentu, który ujawnił możliwość dyskretnego wpływania na nastroje użytkowników platformy. Jednak takie działania budzą etyczne wątpliwości. Dlatego firma budująca swój potencjał na zaufaniu użytkowników nie może sobie na nie pozwolić. Biznes związany z wolnym wyborem konsumentów nie może być tak nieetyczny jak świat finansów i wielkich korporacji zależnych bardziej od polityki państwa (jak na przykład przemysł zbrojeniowy). Kto chce wygrać za wszelką cenę – ten naraża się na klęskę.  

Pani europoseł Elżbieta Łukacijewska żali się na falę hejtu, „której ofiarami padli europosłowie, którzy poparli rezolucję Parlamentu Europejskiego w sprawie Polski”. Bo obraźliwe epitety i wyzwiska „nie mieszczą się w żaden sposób w kanonach sporu politycznego”. Bo ona jest przecież Polką, która „zabiega o spokój i normalność i nie może się godzić na to, by za ciężką pracę była obrzucana wyzwiskami przez osoby, które nie mają odwagi podpisać się pod obraźliwymi tekstami w sieci”.

To kuriozalne wystąpienie świadczy o tym, że zdrada pani Łukacijewskiej dokonała się w dobrej wierze i teraz jest jej zwyczajnie przykro. Może należałoby jej współczuć?

1. Nawet zgodnie z aktualnie obowiązują (znacznie złagodzoną) wersją Kodeksu Karnego, ocena czynu pani Łukacijewskiej i jej kolegów nie powinna sprawić problemu nawet 6-cio latkowi. Artykuł 129 mówi o „zdradzie dyplomatycznej”: kto, będąc upoważniony do występowania w imieniu Rzeczypospolitej Polskiej w stosunkach z rządem obcego państwa lub zagraniczną organizacją, działa na szkodę Rzeczypospolitej Polskiej, podlega karze pozbawienia wolności od roku do lat 10(Jakie znaczenie ma to, że Polska należy do tej organizacji?) Pani Łukacijewska nie padła ofiarą pomyłki, tylko własnej głupoty. Nie jest jej też przykro z powodu swej zdrady, ale reakcji niektórych ludzi, którym ta zdrada się nie podoba.

2. Pani Łukacijewska należy do organizacji, której szef wprost deklaruje działania sprzeczne z art. 127. KK: „Kto, mając na celu pozbawienie niepodległości, oderwanie części obszaru lub zmianę przemocą konstytucyjnego ustroju Rzeczypospolitej Polskiej, podejmuje w porozumieniu z innymi osobami działalność zmierzającą bezpośrednio do urzeczywistnienia tego celu, podlega karze pozbawienia wolności na czas nie krótszy od lat 10”. Wystąpienie polityków PO przeciw Polsce na forum PE wpisuje się w tą strategię. Jeśli pani Łukacijewska sądzi, że to mieści się w „kanonach sporu politycznego”, to najwyraźniej ma jakieś absurdalne wyobrażenie o polityce i nie powinna się nią zajmować. Może więc ta fala hejtu skłoni ją do zmiany zajęcia?

3. Oczywiście można się oburzać na formę społecznego sprzeciwu wobec podłej działalności polityków PO. Choć akurat „opozycja” nie powinna się na to oburzać – skoro jej główny „organ” osiągnął taki poziom – że nawet Monika Olejnik zwana „Stokrotką” uznała że jest to poziom szamba. Możemy być dla siebie mili i szlachetni – ale pod jednym warunkiem: że Państwo Polskie zadba o to, aby nawet pani Łukacijewska zrozumiała, że jednak jakieś zasady obowiązują. Problemem zasadniczym naszego państwa jest kompletny brak odpowiedzialności, który związany jest z absolutną degrengoladą władzy sądowniczej. Dlatego nie ma nadziei na to, że z powodu wskazanych powyżej przestępstw polityków PO spotka jakaś przykrość. Społeczeństwo musi więc wypracować inne środki obrony – i trudno potępiać w tej sytuacji „hejterów”.

4. Jest napisane „kto mieczem wojuje ten od miecza ginie”. Wystąpienia Pani Łukacijewskiej w żaden sposób nie wyróżniały się pozytywnie w tej fali nienawiści i podłości jaką od jej koleżanki i koledzy od lat atakują Jarosława Kaczyńskiego. Od śmierci Andrzeja Leppera nie było polityka, który byłby tak systematycznie opluwany. Czy „kanonem sporu politycznego” są na przykład słowa pani Łukacijewskiej: „Jeżeli tkwią w nim takie pokłady nienawiści, to niech je wyładowuje w swoim domu”? To co ją teraz spotyka może mieć więc także znaczenie wychowawcze. Może weźmie sobie do serca przestrogę: nie rób drugiemu, co tobie niemiłe?