Może jednak społeczna rola telewizji publicznej nie uległa wyczerpaniu. Nadzieją napawa nadany w czwartek program Jacka Łęskiego z cyklu „Chodzi o pieniądze”, poświęcony polisolokatom. Prywatne media i władza „pochylają się” od dawna nad problemem w taki sposób, aby za bardzo nie przeszkodzić finansistom w łupieniu Polaków. Jacek Łęski pokazał jak wielki to szwindel i dlaczego wprowadzane zmiany nic naprawdę nie zmieniają.

Podstawowym problemem tak zwanych „polisolokat” są „opłaty likwidacyjne”. Chcąc wybrać oszczędności, klient musi zapłacić opłatę, sięgającą 100% zgromadzonych pieniędzy! W niektórych krajach takie opłaty zostały w ogóle zakazane, a w innych ograniczone do 4%.

Patrząc na perypetie z „frankowiczami” - wyraźnie widać, że PiS bankierów się boi. Stojąc na czele tak zadłużonego kraju – ma czego się bać. Niemniej programy takie jak „Chodzi o pieniądze”, czy wtorkowy „Naprzeciw Bankom” budzą świadomość Polaków. Rząd powinien w spokoju przygotowywać się do wojny z prawdziwym przeciwnikiem: banksterami. Wypowiedzeniem takiej wojny może być zakaz wspomnianych opłat likwidacyjnych, prawdziwy zakaz lichwy, lub ograniczenia bankom prawa kreacji pieniądza.

Na przykładzie „afery” jaką zrobiła polska „opozycja” z faktu, że Prezydent Obama nie spotka się w Waszyngtonie z Prezydentem Polski, widać doskonale jak działają w Polsce pracownicy mediów zwani „dziennikarzami”. Minister Waszczykowski wyjaśnił, że polska dyplomacja od początku miała informację, że przy okazji tego typu spotkań przywódców na jakie udaje się Prezydent Duda dłuższych spotkań bilateralnych nie ma. Nazwał wprost kłamstwem doniesienia dziennikarzy o tym, że Prezydent Obama odmówił spotkania z Prezydentem Dudą (nie mógł odmówić, skoro o takie spotkanie Prezydent Polski się nie ubiegał).

Do sprawy odniósł się Prezydent Duda, mówiąc: „Niektóre dyskusje, która się toczą w polskiej przestrzeni publicznej w takich kwestiach, są żenujące. Także niektóre informacje czy też sposób ich podania jest żenujący. Wczoraj niektóre media podawały, że pan przewodniczący Rady Europejskiej Donald Tusk spotka się z prezydentem Obamą. Wszyscy się spotkamy, będzie oficjalna kolacja, wszyscy jesteśmy zaproszeni do Białego Domu i takie spotkanie będzie miało miejsce”.

Także niedawne wymysły naczelnego propagandysty „Rzeczpospolitej”, jakoby USA swoją politykę zagraniczną kształtowały pod wpływem polskiego sporu o TK zostały obnażone decyzją Pentagonu o rozmieszczeniu w Europie Wschodniej brygady US Army: „Gen. Philip Mark Breedlove, naczelny dowódca Sił Sojuszniczych w Europie tak dziś wyjaśniał decyzję Waszyngtonu: – Te plany to demonstracja naszego silnego i zrównoważonego podejścia do uspokojenia NATO-wskich sojuszników w obliczu agresywnej polityki Rosji w Europie Wschodniej”.

Jędrzej Bielecki kwituje te doniesienia kolejną banialuką: USA i tak nas obroni – pomimo sporu o TK. Upiera się też przy tym, że "Amerykanie od pewnego czasu potwierdzali, że Polska starała się o spotkanie Dudy z Obamą". Bez żadnych nazwisk i cytatów. Nadal też twierdzi - nie wiadomo na jakiej podstawie, że „spór ma także wpływ na stosunki gospodarcze, może wstrzymać plany inwestycyjne przede wszystkim tych firm z USA, które jeszcze nie znają Polski, nie są w niej obecne”. Kiedyś jeden z inwestorów w podkarpackiej Dolinie Lotniczej ujawnił szczegóły procesu decyzyjnego, który doprowadził do wyboru Polski na miejsce budowy. Pan Bielecki byłby chyba w wielkim szoku, gdyby słyszał jak wiele informacji i jak dokładnych jest branych pod uwagę.

Tym razem gazeta zachowała się na tyle przyzwoicie, że przynajmniej dopuściła krytyczne komentarze. Jeden z czytelników ocenił: „Może USA nie martwią się stanem dziennikarstwa w Rzepie, ale ja jej czytelnik coraz bardziej niepokoję się, kiedy poważna gazeta wpuszcza mnie w taki kanał”.

Niestety te banialuki z „poważnej gazety” idą w świat. Amerykanom chyba nie mieści się w głowie to, że „poważna gazeta” może wypisywać wyssane z palca brednie i w korespondencji z Polski powołują się na Jędrzeja Bieleckiego. I w ten sposób odmowa ze strony Baracka Obamy spotkania z polskim Prezydentem została ogłoszona światu, jako największa porażka polskiej dyplomacji.

Czy tradycyjne podziały polityczne mają dzisiaj sens? Zakwestionował je Prezydent Obama goszcząc na Kubie. Wygłosił on pojednawcze przemówienie (ocenione przez Fidela Castro jako cukierkowe). Zwrócił uwagę na osiągnięcia socjalistycznej gospodarki – jak powszechna opieka medyczna i szkolnictwo podstawowe. Może zatem zamiast zastanawiać się, czy coś jest socjalistyczne, czy kapitalistyczne – po prostu należy wybierać to co działa? Te słowa wywołały słuszne oburzenie w USA. Utylitaryzm jest bowiem czymś zupełnie obcym amerykańskiej tradycji. Obama został po raz kolejny oskarżony o bycie marksistą, który przedkłada autonomię państwa nad autonomią jednostki.

Podobny problem dostrzega w Polsce Jan Wróbel, zarzucając rządzącej partii, że nie wierzy w ideały prawicy. Przedstawia on przy tym szereg poglądów, które jego zdaniem są „prawicowe”, a które są obce politykom PiS.

Współczesne społeczeństwa nie są w stanie funkcjonować bez sprawnych organizacji i struktur – także państwowych. Jaka więc powinna być rola państwa? Czy minimalistyczna, jak chcą liberałowie, czy totalna – jak chcą komuniści?

Odpowiedź jakiej udzielił Jan Paweł II jest jasna: powyższy dylemat jest źle postawiony. Państwo jest dobrem wspólnym mieszkającej w nim wspólnoty. Zarówno kolektywizm (socjalizm, komunizm) jak i indywidualizm (liberalizm) są błędem – odstępstwem od idei wspólnotowości.

Rozważne działanie dla dobra wspólnoty nie może być oparte na pustym haśle Obamy: wybieramy to co działa. Europejska tradycja jest odmienna od amerykańskiego mitu. Dlatego powinniśmy wybierać to co słuszne, a nie to co działa. Problemem Europy jest to, że odrzuca chrześcijaństwo, bez którego traci zdolność rozróżnienia między dobrem a złem. Dlatego potrzebne jest odrodzenie chrześcijańskiego konserwatyzmu niszczonego przez liberalizm.

Podział na lewicę i prawicę jest rzeczywiście mało przejrzysty. Liberałowie bardzo chętnie wrzucają do worka z napisem „prawica” liberalizm wraz z konserwatyzmem i powiadają: w życiu indywidualnym jesteśmy konserwatystami, ale stosunki gospodarczo-społeczne kształtujemy wedle zasad wolności. Oznacza to de facto odrzucenie idei dobra wspólnego i wspólnotowości.

Jan Wróbel – choć reprezentuje postawę typową dla liberała – ma sporo racji w krytyce PiS. Nie da się zbudować wspólnoty odgórnie, zaczynając od silnego państwa. Jednak to nie znaczy, że stymulowany przez państwo rozwój instytucji należy potępiać jako budowę socjalizmu.

Według Jędrzeja Bieleckiego USA zamykają drzwi przed Polską. Nikt nie chce spotkać się z Prezydentem Dudą, bo nasz rząd nie rozumieAmerykanow. Amerykanie chcą natomiast spotykać się z naczelnym KODomitą kraju, który ma dużo zrozumienia dla każdego kto mu może dać pieniądze (może już nazbierał na alimenty?).

Także od amerykańskiego biznesu „wieje chłodem”. Wszystko przez polski spór o Trybunał Konstytucyjny, który jest dla Amerykanów kłopotem: „jak mamy przekonywać Kreml, aby wycofał się z budowy autorytarnego państwa”.

Amerykańskie biznes bardzo chciałby sprzedać Polsce swoje rakiety, ale skoro wieje chłodem, to Andrzej Duda może sobie co najwyżej kupić amerykańskiego hamburgera. Władimir Putin co prawda już dawno poniósł porażkę, ale „nastroje w USA zmieniły się jesienią ubiegłego roku”. Już wtedy wiedzieli jaki będzie przebieg sporu politycznego w Polsce, która jak wszystkim wiadomo jest głównym wyznacznikiem amerykańskiej polityki wobec Rosji. Dlatego „w Waszyngtonie doszli do wniosku, że warszawski szczyt nie powinien być zwrócony przeciwko Moskwie”.

Cała nadzieja w Hillary Clinton, która co prawda była autorką „resetu z Rosją” ale nie jest za to Donaldem Trumpem, pod którego wodzą Ameryka „będzie gotowa do zawierania z dyktatorami „paktów” ponad głowami słabszych narodów”. Nie to co teraz ;-). Teraz Obama przyjedzie do Warszawy – choć niechętnie i nie wiadomo czy się z kimś zechce spotkać (a może Prezydent Duda pokaże charakter i odmówi? - to panu Bieleckiemu nie przyszło do głowy?).

Gdyby Amerykanie naprawdę działali tak jak opisuje to Jędrzej Bielecki z „Rzeczpospolitej”, to by oznaczało jakieś ich skretynienie. Na szczęście bardziej prawdopodobne jest to, że drukowanie przez „opiniotwórczą gazetę” wymysłów Jędrzeja Bieleckiego to tylko jeden z przejawów kompletnego upadku polskiej „elity”.

Kilka dni temu zaprezentowany został Raport OECD na temat Polski. Potwierdza on stabilną sytuację gospodarczą w naszym kraju. Tezy raportu są generalnie zgodne z tymi jakie pojawiły się w „Planie Morawieckiego”: Solidny wzrost gospodarczy i spadające bezrobocie - na plus. Na minus - niewystarczające inwestycję w infrastrukturę, za mała produktywność, niska jakość miejsc pracy i problemy w prowadzeniu biznesu.

Wszystkie wskaźniki makroekonomiczne pokazują, że alarmistyczne prognozy (łącznie z obniżeniem ratingu) były wyssane z palca. Kurs złotówki, rentowność obligacji i indeks giełdowy wróciły do stanów z jesieni ubiegłego roku. Według GUS wzrost PKB za IV kwartał 2015 roku wyniósł aż 3.9% (najwięcej od roku 2012). Indeks PMI (optymizm gospodarczy z poziomem neutralnym 50) podskoczył do 52.

Bardziej szczegółową analizę dotyczącą gospodarki Polski można znaleźć na stronie Michała Stopki (tekst sprzed dwóch tygodni – więc widać można w spływających danych znaleźć potwierdzenie słuszności przewidywań).

Wielką niewiadomą pozostaje jak zachowa się nasza gospodarka w razie spodziewanego światowego krachu finansowego (Janusz Szewczak uważa, że nastąpi on na przełomie 2016 i 2017 roku). Niestety najszybciej rosnącym sektorem polskiej gospodarki jest sektor finansowy, a nasze zadłużenie nie dość że jest duże, to jeszcze w dużym stopniu na rzecz zagranicznych wierzycieli: