- Szczegóły
- Kategoria: Polemiki
Wiele kontrowersji wywołała propozycja Ewy Stankiewicz, aby przywrócić karę śmierci na okoliczność sądzenia Donalda Tuska za potencjalny zamach w Smoleńsku. Donald Tusk skorzystał z okazji, aby oskarżyć zmarłych o spowodowanie katastrofy, a żywych – że idą „tą drogą”. Salon określił propozycję Stankiewicz słowem „odlot”. Z kolei znany ze swych prawicowych przekonań krytyk filmowy Krzysztof Kłopotowski napisał pełen przerażenia komentarz: „Nie wolno tego robić! To materiał wybuchowy. Podsyca wzajemną nienawiść między nami, a przecież jesteśmy skazani na życie w jednym państwie. Jeżeli tak dalej pójdzie, nasze państwo się rozpadnie albo zostanie spacyfikowane. Niektórzy przyjmą to z ulgą, lecz los większości pogorszy się. A na pewno mocno pogorszy się zwolennikom PiS”.
Nie wiem, czy mnie można nazwać „zwolennikiem PiS” - bo jestem bardzo krytyczny wobec tej partii. Niemniej obecna „opozycja” (poza „Kukiz 15” i niektórymi ugrupowaniami pozaparlamentarnymi) jest poniżej krytyki, więc jeśli dokonać podziału za – lub przeciw, to jestem prorządowy. Także dlatego, że w sytuacji gdy nasz kraj jest atakowany zarówno z zewnątrz, jak i przez wewnętrznych wrogów – deklarację wsparcia dla władz uznaję za kwestię przyzwoitości.
Jednak istnieją zasady bardziej fundamentalne od politycznego rozsądku, a nawet patriotycznego obowiązku. Fundament chrześcijaństwa stanowią trzy zasady, które można ująć w jednym zdaniu: naszym celem jest życie wieczne, ku któremu mamy podążać drogą prawdy w duchu miłości bliźniego. Przekładając to na język świecki (filozofii) te trzy fundamentalne zasady można określić jako: obowiązek, prawda i personalizm. Personalizm – czyli szacunek dla innych ludzi z uwagi na wrodzoną i niezbywalną godność. Prawda jako warunek wolności, bez której nasze działania – nawet podejmowane w dobrej intencji – mogą służyć złu. Obowiązek – jako konieczność zachowania hierarchii wartości (gdy napotykamy konflikt wartości, wybieramy to co słuszne). Ta ostatnia zasada – choć najtrudniejsza, wydaje się najbardziej fundamentalna. Jest obecna w każdej religii i stanowi fundament dobrze rozumianej działalności politycznej. Od mężów stanu oczekujemy, że będą kierować się zasadą słuszności (obowiązku), nawet jeśli będą to decyzje skrajnie trudne (jak na przykład decyzja wysłania żołnierzy na wojnę – która przecież przeczy przykazaniu „nie zabijaj”). Takim mężem stanu był polski król Jan III Sobieski, który po zatrzymaniu ówczesnego najazdu islamu na Europę ogłosił: „przybyłem zobaczyłem – Bóg zwyciężył”.
Odrzucając chrześcijaństwo Europejscy politycy pozbawili się też zasady słuszności, gdyż tylko perspektywa religijna daje pewność i jasność oceny. Jak mówił Święty Augustyn: „Gdzie Bóg jest na pierwszym miejscu, tam wszystko jest na swoim miejscu”. Bez tego polityka pozostaje tylko grą interesów, a politycy drobnymi kombinatorami.
Rozumieli to i rozumieją wielcy przywódcy, którzy potrafią skupić społeczeństwa wokół wielkich idei. Takim wielkim przywódcą był bez wątpienia Mieszko I, który przyjmując równo 1050 lat temu chrzest sprawił, że dzisiaj jesteśmy Polakami. Siła idei którą głosił przetrwała ponad tysiąc lat. Czy mamy więc lękać się tych marnych i zagubionych przywódców europejskich? Z powodu jakichś euro, które mogą nam „przykręcić”?
Wielkie idee mogą być fałszywe, a nawet zbrodnicze – jeśli nie opierają się na prawdzie. Wielka idea „europejskich wartości” po odrzuceniu chrześcijaństwa znów staje się łupem germańskiego ducha. Istnieje też obawa, że religijne odrodzenie, do którego dąży w Rosji Władimir Putin jest traktowane instrumentalnie. Tym bardziej konserwatywna Polska powinna wykorzystując rocznicę chrztu odważnie wołać: „gdy Bóg jest na pierwszym miejscu – wszystko jest na swoim miejscu!” Tylko takie odważne działanie może uratować Europę – i wbrew pozorom nie chodzi tu o eschatologię.
- Szczegóły
- Kategoria: Krótko
Stacja TVN zaprezentowała zupełnie nową – jeszcze lepszą wersję tzapisów z czarnych skrzynek TU-154M, który rozbił się w Smoleńsku. Jak podano – dzięki zastosowaniu cyfrowej obróbki dźwięku „udało odczytać się o ok. 30-40 procent więcej". Czy należy więc domniemywać, że wcześniej oczyszczanie dźwięku odbywało się przy użyciu szczotki drucianej? Czy te 40% poza poleceniem „będziemy próbować do skutku” obejmuje także „jak nie wyląduję, to mnie zabiją”?
Zdaje się, że "cyfrowe oczyszczenie" pozwoliło także oczyścić nagranie ze słów "na sterze jest blok".
O tym, że mamy państwo "teoretyczne" świadczy nie tylko sposób prowadzenia "śledztwa" w sprawie katastrofy, w której zginął Prezydent. Także bezkarność wszelkiego rodzaju kłamców i manipulatorów. Bo ktoś tu ewidentnie kłamie.
- Szczegóły
- Kategoria: Krótko
Establishment przegrywa. Wszędzie. Oni mają władze, media, pieniądze, ale nie mają autentycznego poparcia społeczeństw. Na razie społeczeństwa mają problem z oddolnym wyłonieniem sił politycznych, które przejmą władzę i będą reprezentować interesy wyborców. Dlatego głosują na mniejsze zło. Na razie dzięki propagandzie udaje się jeszcze omamić część społeczeństwa, strasząc złymi skutkami zmian. Dla sięga się przy tym po coraz drastyczniejsze środki. Do takich należy bez wątpienia ostatni numer poważnego pisma Boston Globe, w którym redakcja wzwywa Republikanów do „zatrzymania Trumpa”.
Czarna wizja USA po zwycięstwie wyborczym miliardera ma wystraszyć Amerykanów. Będą deportacje, tonące giełdy i wojny handlowe. W wojsku bunt żołnierzy, którzy nie będą chcieli strzelać do kobiet i dzieci (to chyba postęp – bo dotąd im to nie przeszkadzało). O ludożerstwie nic nie wspominają.
Na stronach które udostępniają możliwość komentowania, opinie czytelników bywają zgoła odmienne. Na przykład jeden z Polaków mieszkających w USA pisze: „pojawienie sie TRUMPA na firmamencie polityki ,gospodarki przyszlości Ameryki powinni potraktowac jako dar od BOGA i ostatni gwizdek do opanowania sie i zastopowania postepujacej degeneracji panstwa, po ktorym zostaly tylko wspomnienia o AMERICAN DREAM”.
Podobnie jest na innych frontach walki „elit” o utrzymanie wpływów. Populiści uwodzą Brytyjczyków? Jak nie „populiści” to faszyści. Tak Niemcy i Austriacy widzą Polskę i Węgry.
- Szczegóły
- Kategoria: Konserwatywna Polska
Kolejna rocznica tragedii smoleńskiej stała się kolejną okazją do utyskiwań nad tym, że Polacy są podzieleni.
Jednak to nie po Smoleńsku wymyślono przysłowie: gdzie dwóch Polaków, tam trzy zdania – więc czemu akurat w sprawie katastrofy miałaby być jakaś jedność?
W kontaktach między zwykłymi ludźmi tragedia smoleńska nie stanowi jakiegoś punktu zapalnego. Dlaczego więc Prezydent Andrzej Duda zaapelował o niezbędne Polsce wzajemne wybaczenie: „Zabliźnienie rany smoleńskiej to kwestia dobra Polski"? W tym samym przemówieniu powiedział, że katastrofa była świadectwem "bylejakości" państwa, błędów, które nie powinny się zdarzyć. Naprawdę trudno się nie zgodzić z taką oceną. Jak zatem można rozumieć słowa Prezydenta?
1. Rządzący do niedawna Polską politycy reagują alergicznie na opinię o „bylejakości”. Dziwić się im nie należy – bo za taką oceną mogą iść konkretne zagrożenia (także procesowe). To jedna z przyczyn tak ostrych podziałów wśród polityków. Czy bylejakość państwa jest zatem czymś nieważnym? Czymś mniej ważnym od „zgody” w każdym razie? Przecież to już przeżyliśmy, gdy po Okrągłym Stole triumfowała bylejakość PRL-owska. Ale tym razem miała być „dobra zmiana”!
2. Inną możliwością jest przyznanie, że nasze państwo jest do tego stopnia słabe, jedynym sposobem na „opozycję” sięgającą do najgorszych polskich tradycji (Targowica, pieniactwo) jest jej obłaskawienie. Co by to się działo, gdyby polski premier albo prezydent nawiązując do tamtych czasów powiedział na forum europejskim, że nasza demokracja jest starsza od tej którą mają na zachodzie i w związku z tym mamy doświadczenie nie tylko w tym, jak osiągać sztuczną - często oparty na zakłamaniu – zgodę, ale też jak radzić sobie z warchołami takimi jak Rzepliński. Może więc Niemcy zajęliby się łaskawie swoimi problemami, których im nie brakuje?
Być może Polska ma za słabe karty. Taka ocena jest do zaakceptowania i łagodne postępowanie władz – zrozumiałe. Jednak tylko pod warunkiem, że istnieje jakiś plan naprawczy (na razie go nie widać).
3. Jest jeszcze trzecia możliwa interpretacja słów Andrzeja Dudy. Jest to wyraz pasywności w polityce. Polityka Andrzeja Dudy podobnie jak Premier Szydło jest w znacznym stopniu determinowana reakcją na to co się dzieje, niż kreacją własnych koncepcji. Taka postawa ma swoje zalety. Choćby taką, że władza staje się bardziej wrażliwa na opinie społeczeństwa. Jednak w tak niespokojnych czasach, jak obecnie - taka pasywność jest szkodliwa. Na przykład wszyscy wiedzą, że światowy system finansowy się chwieje i kolejny wielki kryzys musi nastąpić (może nawet w bieżącym roku). Czy rządzący Polską pracują nad tym, jak go wykorzystać do „repolonizacji” banków, czy też tak jak poprzednio czekamy w gotowości zabawy w dobrego wujka dla bankierów?
Pasywność w polityce wyraża się między innymi dążeniem do zgody za wszelką cenę. Bo konflikt jest czymś, na co się reaguje, a nie czymś czym zarządza się dla osiągnięcia swoich celów. Nie brakuje osób, które sądzą, że obecnym konfliktem zarządza Jarosław Kaczyński. Nie wydaje się jednak aby to było coś więcej niż dawanie wiary czarnej propagandzie prowadzonej wobec tego polityka.
- Szczegóły
- Kategoria: Krótko
Prezydent Rzeszowa Tadeusz Ferenc to rzadki w Polsce przykład polityka pragmatycznego. Ostatnio wiele szumu powstało wokół „egzotycznej” - jak to ochrzciły media – koalicji z PiS, jaką chce on zawrzeć. Podobno chce nawet dać dotychczasowej opozycji w mieście stanowisko wiceprezydenta. Zapytany o to wprost mówi bez ogródek: „Zawsze interesuje mnie współpraca z ludźmi, którzy mogą dać pieniądze miastu. Gdybyśmy taką koalicję zawiązali, z pewnością łatwiej rozmawiałoby się w Warszawie o rozwoju Rzeszowa. Ja reprezentuję mieszkańców. Partie polityczne się zmieniają, krajem rządzą nowi ludzie i na te zmiany trzeba być otwartym. Dlatego nie mówię nie takiej koalicji”.
Jeden z radnych PiS przed kamerami wielce się oburza – bo przecież oni dla dobra miasta wszystko i nie trzeba ich przekupywać….
Która postawa jest bardziej sensowna?
Można się oburzać na Tadeusza Ferenca – a poza Rzeszowem wielu go po prostu nie lubi. Na przykład mieszkańcy gmin, które chce na siłę przyłączyć do miasta. Ale taki pragmatyzm w działaniu jest niezwykle cenny. Polacy mają skłonność do walki z rzeczywistością, tracąc w ten sposób energię na „kopanie się z koniem”. Radny PiS zamiast grać niepokalane poczęcie mógłby przed kamerami rozwiać obawy, że władze jego partii za stanowisko sprzedadzą Rzeszowowi wspomniane gminy. Na „piękne słówka” bowiem popytu nie ma.