Wygląda na to, że Kanada jest pierwszym dużym państwem świata zachodniego, w którym liberalni ekonomiści utracili wpływy. Młody premier Kanady chce realizować działania, które idą w dokładnie odwrotnym kierunku, niż ten opisany w podręcznikach ekonomii. Przede wszystkim przyjęto do wiadomości rzecz fundamentalną: jeśli nastąpi dalszy rozwój prekariatu (najkrócej mówiąc ludzi, którzy pracując nie są w stanie osiągnąć dochodu pozwalającego na swobodne życie), to gospodarka się zawali i będzie coraz gorzej. Nie da się też podnieść płacy minimalnej, gdyż to spowoduje dalszy upadek drobnego biznesu, wypieranego przez korporacje. Jedynym sensownym rozwiązaniem problemu wydaje się w tej sytuacji zapewnienie każdemu Kanadyjczykowi bezwarunkoweo dochodu na poziomie wystarczającym do godnego życia. Kopernikański zwrot polega na tym, że to dzięki bogactwu ludzi rozwijać się ma ekonomia kraju, a nie dzięki rozwojowi państwa bogacić się ludzie. Jeśli w tym kierunku zmierza ekonomia, to polski program 500+ może się okazać pionierskim! Ma on dać taki sam efekt, ale natychmiast i bez tak dużych obciążeń dla budżetu, jak generowałby bezwarunkowy dochód podstawowy który na razie rozważają jedynie kraje bogate.

Premier Kanady Justin Trudeau zapowiedział też, że jego rząd wycofuje się z przesunięcia wieku emerytalnego.

W Kanadzie eksperymentowano z bezwarunkowym dochodem już w latach 70-tych, chcąc ustalić – czy nie obniży on chęci do pracy (co jest głównym argumentem liberalnych ekonomistów). Obecnie sięgnięto do tych danych i okazało się, że „tylko dwie grupy pracowały mniej – świeżo upieczone matki i nastolatkowie. Kobiety „kupowały” sobie w ten sposób dłuższe urlopy macierzyńskie, które wtedy wynosiły tylko 4 tygodnie. Nastolatkowie z kolei pracowali mniej, bo nie musieli rzucać szkoły, aby rozpocząć życie zawodowe, ale mogli pozwolić sobie na pozostanie w szkole i jej ukończenie”.

Obecnie taki eksperyment postanowiono rozpocząć w Ontario – najludniejszym stanie Kanady leżącym na wschodnim wybrzeżu. Minimalne wynagrodzenie wynosi tam $11.25 na godzinę, gdy tymczasem w ośmiomilionowym Toronto dopiero $16 pozwala się utrzymać. Dlatego rząd poszukuje rozwiązań, które pozwolą a najbardziej efektywny sposób podnieść dochody społeczeństwa.

 

 

Na zdjęciu obecny Premier Kanady

Julian Tuwim – wielki poeta polski kochał prosty lud i nienawidził faszystów. Pod wpływem wojennych przeżyć nienawiść do faszystów stała się nienawiścią do Niemców, a zatroskanie o los polskich chłopów i robotników przekształciła się w miłość do sowietów. Poeta dał wyraz tym uczuciom pisząc „Kwiaty Polskie”. Słynna „Modlitwa” pochodząca z tego poematu nie kończy się na fragmencie:

Każda niech Polska będzie wielka:
Synom jej ducha czy jej ciała
Daj wielkość serc, gdy będzie wielka,
I wielkość serc, gdy będzie małą
.

Choć tak właśnie jest często przytaczana – w podręcznikach, na akademiach, czy nawet wśród duszpasterskich pomocy. Poemat ma ciąg dalszy – tyle, że nieco szokujący:

Wtłoczonym między dzicz niemiecką
I nowy naród stu narodów -
Na wschód granicę daj sąsiedzką,
A wieczną przepaść od zachodu
.

Ta miłość do sowietów stała się powodem zerwania przez Jana Lechonia wieloletniej przyjaźni z Tuwimem. Piotr Matywiecki w znakomitej książce poświęconej wielkiemu Poecie przytacza dramatyczny list kończący tą przyjaźń: „Ostatnia nasza rozmowa telefoniczna dopełniając miary Twoich niezliczonych odezwań się pełnych ślepej miłości do bolszewików, katów i morderców narodu polskiego, przekonała mnie, że nie uda mi się dłużej oddzielać Twoich poglądów politycznych od Twojej osoby i że będzie ona między nami raz na zawsze ostatnią. […] Mogę i muszę Cię jednak zapewnić, ponieważ Twoje informacje polityczne pochodzą najwyraźniej ze złych źródeł, że jeśli istnieją między Polakami różnice zdań co do polityki polsko-rosyjskiej i taktyki jaką w niej należy stosować – to nie ma Polaka [...], który by nie uważał że bolszewicy postąpili wobec Polaków jak mordercy i zbrodniarze, godni swoich niedawnych sprzymierzeńców, zbójów hitlerowskich”.

Jeszcze bardziej szokujący jest dalszy fragment „Modlitwy”, kontrastujący z wcześniejszymi strofami poprzez zupełnie obcą chrześcijanom żądzę zemsty:

Dłonie Twe, z których krew się toczy,
Razem z gwoździami wyrwij z krzyża
I zakryj, zakryj nimi oczy,
Gdy się czas zemsty będzie zbliżał.
Przyzwól nam złamać Zakon Pański,
Gdy brnąć będziemy do Warszawy
Przez Tatry martwych ciał germańskich,
Przez Bałtyk wrażej krwi szubrawej.

 

Z firmy Mossack Fonseca wyciekły tajne dokumenty. Nie byłoby w tym takiej sensacji, gdyby nie to, że firma zajmuje się pomocą w korzystaniu z „rajów podatkowych”. Pomaga w ten sposób ukrywać majątek - między innymi znanym politykom. Wśród nich jest proamerykański Prezydent Argentyny Mauricio Macri, były prezydent Gruzji, premier Islandii, współpracownicy Prezydenta Rosji Putina, Prezydent Ukrainy Poroszenko, ojciec premiera Wielkiej Brytanii Camerona, wielu polityków z Bliskiego Wschodu i jeden rodzynek z Polski: Paweł Piskorski, były polityk PO.

Według Piskorskiego „hwszystko jest zgodne z prawem”. To nie ulega wątpliwości – bo przecież w Polsce przyrost majątku większy od dochodów jest nie tylko zgodny z prawem, ale nawet ma ochronę Trybunału Konstytucyjnego.

W mojej rodzinne wsi postał burdel. Na bogobojnym Podkarpaciu? A co na to Proboszcz? To bardzo pouczająca historia. Zaczęła się z początkiem lat 90-tych, gdy Balcerowicz zabrał się za wykańczanie polskiej wsi. Jeden z rolników miał takiego pecha, że wziął kredyt i zmodernizował swoje gospodarstwo. Został z nowymi budynkami i długiem nie do spłaty – przynajmniej z produkcji rolnej, która przecież przeszkadzała wszystkim postępowcom (więcej na ten temat: „O neoliberalnym dyskursie rasistowskim”). Rolnik o którym mowa znalazł wyjście: ponieważ miał gospodarstwo przy ważnej drodze krajowej, otworzył w nim klub z dyskoteką. Odbywały się tam też wesela. To się jednak nie podobało sąsiadom. Powiadają we wsi, że złośliwie ktoś wylewał gnojowicę na pole, gdy tylko zaczynało się weselne przyjęcie. Sąsiedzi chodzili także na skargę do Proboszcza, który ponoć interweniował u gospodarza. Szczegółów nie znam, ale w każdym razie biznes się nie udał i chłop zbankrutował. Bank zlicytował jego gospodarstwo, które kupił ktoś obcy. I w ten sposób we wsi pojawił się burdel – taki prawdziwy, z panienkami. Proboszcz był bezsilny, bo to już nie chodziło o jego parafian. Na szczęście ruch okazał się zbyt mały, aby taki biznes się utrzymał i dziś śladu po nim nie ma.

Poseł Gowin przestrzega przed podobnym mechanizmem w kwestii ochrony życia. Uważa, że otwarcie tego tematu może być krokiem ku dechrystianizacji Polski. Ten poseł ma na swoim sumieniu gorsze grzeszki, niż powyższa opinia. Szczególnie szkodliwa jest wypowiedziana przez niego niegdyś teza, że zostając urzędnikiem musi powiesić na kołku swoje przekonania. Także teza jakoby „decyzje prawne powinny być konsekwencją przemian moralnych” jest moim zdaniem zbytnim uproszczeniem. Prawo pełni bowiem także funkcję wychowawczą. Nie może być zatem mowy o „prawie do aborcji”, która zawsze pozostaje złem. Obrońcy życia zrobili w Polsce wiele dobrego, doprowadzając do powszechnej świadomości faktu, że zabicie nienarodzonego dziecka jest zawsze złem. Jednak każda próba regulacji prawnej naszej moralności powinna być przede wszystkim roztropna. Pierwszym pytaniem człowieka roztropnego jest: czy to będzie działanie skuteczne? Tekst, który napisałem na ten temat w 2010 roku pozostaje aktualny:

Nie powinno się mówić o kompromisach, tylko ograniczeniu [stosowania] prawa. Istnieją sytuacje w których to człowiek, a nie prawo musi rozstrzygnąć co jest właściwe. Jeśli ciąża zagraża życiu matki, to tylko matka ze swymi najbliższymi musi podjąć decyzję z pełną świadomością konsekwencji. To, że akurat prawo na to zezwala daje łatwe usprawiedliwienie. Z drugiej strony tylko pozbawiony uczuć człowiek mógłby chcieć nakazywać kobiecie poświęcenie życia lub jego odebranie. Współczesne prawo poza wojną nie zawiera zapisów określających w jakiej sytuacji można odebrać człowiekowi życie. Czy należy to zmieniać? Czy na przykład sejm powinien debatować, nad ustaleniem miary prawdopodobieństwa zgonu kobiety przy porodzie? Istnieją sytuacje tragiczne z którymi człowiek musi sobie sam poradzić. Polityk postulujący wprowadzanie w takich sytuacjach regulacji powinien się zastanowić czy chciałby być w takim konkretnym przypadku decydentem.

Może jednak społeczna rola telewizji publicznej nie uległa wyczerpaniu. Nadzieją napawa nadany w czwartek program Jacka Łęskiego z cyklu „Chodzi o pieniądze”, poświęcony polisolokatom. Prywatne media i władza „pochylają się” od dawna nad problemem w taki sposób, aby za bardzo nie przeszkodzić finansistom w łupieniu Polaków. Jacek Łęski pokazał jak wielki to szwindel i dlaczego wprowadzane zmiany nic naprawdę nie zmieniają.

Podstawowym problemem tak zwanych „polisolokat” są „opłaty likwidacyjne”. Chcąc wybrać oszczędności, klient musi zapłacić opłatę, sięgającą 100% zgromadzonych pieniędzy! W niektórych krajach takie opłaty zostały w ogóle zakazane, a w innych ograniczone do 4%.

Patrząc na perypetie z „frankowiczami” - wyraźnie widać, że PiS bankierów się boi. Stojąc na czele tak zadłużonego kraju – ma czego się bać. Niemniej programy takie jak „Chodzi o pieniądze”, czy wtorkowy „Naprzeciw Bankom” budzą świadomość Polaków. Rząd powinien w spokoju przygotowywać się do wojny z prawdziwym przeciwnikiem: banksterami. Wypowiedzeniem takiej wojny może być zakaz wspomnianych opłat likwidacyjnych, prawdziwy zakaz lichwy, lub ograniczenia bankom prawa kreacji pieniądza.