Wczorajszy dzień w kalendarzu wyborczym USA był dniem głosowania w stanie Indiana. U Demokratów wygrał Sanders, ale wynik Clinton jest na tyle dobry, że jej nominacja wydaje się przesądzona. Pomimo wielkiej nagonki medialnej na Trumpa, zyskuje on w głosowaniu więcej niż w sondażach. To wróży dobrze dla niego także w przypadku listopadowego starcia Trump-Clinton. Obecnie już niektóre sondaże dają mu zwycięstwo.

Tymczasem w prasie po staremu biadolą, że nominacja Trumpa może oznaczać:

  1. Sromotną porażkę z Clinton – co może przełożyć się na całkowitą utratę wpływów.
  2. Zniszczenie marki Partii Republikańskiej – przez co trudniej będzie wygrać następne wybory.
  3. Nominację człowieka któremu brak charyzmy i charakteru, aby być prezydentem.

Chyba jednak to są tylko medialne wojenki, skoro aż 41 niezależnych delegatów zadeklarowało już poparcie Trumpa (ci delegaci stanowią aktyw partii i mogą głosować na konwencji jak chcą).

Media martwią się, że Trump zniszczy trzy filary idei republikańskiej: liberalną ekonomię, społeczny konserwatyzm i militaryzm.

Jednak liberalna ekonomia jest już tak skompromitowana, że Trumpowi pozostanie tylko wziąć odkurzacz i posprzątać resztki tego śmiecia. Zarzut dotyczący konserwatyzmu jest oparty w zasadzie wyłącznie o jego rozwody (deklaruje swe poparcie dla „cywilizacji życia”). W kwestii militaryzmu – to chyba czas wyciągnąć wnioski z dotychczasowych interwencji, które przyniosły tak wiele zła. Trudno zresztą zrozumieć jak można pogodzić „społeczny konserwatyzm” z szerzeniem śmierci.

Konstytucja 3 Maja to była próba radykalnej reformy państwa. Strategia zarysowana wczoraj przez Prezesa Kaczyńskiego może prowadzić do równie radykalnych zmian. Jednak bardziej prawdopodobne jest to, że piękne plany i zamiary w zderzeniu z szarą rzeczywistością zmienią się w kilka zaledwie drobnych korekt.

A może bardziej odważne działania wymuszą wystąpienia młodych narodowców?

ONR to nie są żadni radykałowie!

Polityka to sztuka kompromisów. Radykalizm zaś polega na odrzuceniu kompromisu jako zasady. Ma być tak jak tego oczekujemy i koniec. Problem z ONR’em polega na tym, że młodzi ludzie nie wiedzą czego konkretnie chcą. Ich radykalizm sprowadza się zatem do odrzucenia kłamstwa. Kwestii kompromisu w ogóle nie dotyczy – bo nie ma mowy o kompromisie, póki nie ma dwóch dwa różnych stanowisk. Trudno zaś za polityczne stanowisko uznać hasła w rodzaju „a na drzewach zamiast liści będą wisieć syjoniści”. Całkiem możliwe, że odebranie ONR-owi kapłana służyło właśnie temu: zabezpieczeniu się przed wypracowaniem czegoś bardziej sensownego. Póki tylko krzyczą – nie ma się co niepokoić – zwłaszcza gdy wykrzykują głupoty.

 

Może jednak radykalizm jest zbędny, bo w w demokracji naturalnym jest dążenie do kompromisów? Radykalizm w pewnym stopniu wymusza brak sensownej opozycji. Istotniejsze jest jednak to, że aktualnego porządku bronią siły, dla której polityczny dialog nie jest metodą działania:

1. Front oporu przeciw konserwatywnym zmianom w Polsce pokazuje, że Europa została opanowana przez ideologię liberalno-lewicową.

2. Korporacje chcą urządzić cały świat według chorych projektów typu TTIP.

3. Nad tym wszystkim dominuje światowy system finansowy, który prowadzi do coraz większego zniewolenia (władzy pieniądza).

Jeśli chcemy budować państwo wolności, sprawiedliwości i solidarności – to nie można godzić się na kompromisy, które uniemożliwiałyby realizację tego celu.

Wczorajsze wystąpienie Prezesa Kaczyńskiego było bardzo dobre. Było to prawdziwe wystąpienie lidera. Od dawna opozycja oskarżała Jarosława Kaczyńskiego, że to on a nie Prezydent lub Premier kierują polską polityką. Więc lider rządzącej partii wystąpił i nie pozostawił żadnych wątpliwości że on tu rządzi. Jednocześnie stało się jasne, że przyjęty model polityczny jest bardzo skuteczny. Lider myśli w sposób strategiczny, gdy tymczasem rząd skupia się na praktyce rządzenia. Całość dopełnia Prezydent ze swoją troską o godność narodu i poszanowanie fundamentalnych wartości. Taka strategia działania wymaga dobrych wykonawców i Kaczyńskiemu udało się dobrać odpowiednich ludzi.

Strategia nakreślona przez Kaczyńskiego to droga ku państwu bezpieczeństwa, wolności, sprawiedliwości i równości. Realizacja tej strategii wymaga sprzeciwu wobec anarchii – także tej szerzonej przez przedstawicieli władzy sądowniczej.

Nawiasem mówiąc anarchia stała się niestety sposobem działania "opozycji" parlamentarnej. Jeśli w wyszukiwarce Google wpiszemy „Kaczyński pis wystąpienie”, to na pierwszym miejscu zamiast linku do tego ważnego przemówienia wyświetla się gęba Neumanna z PO i wyjęte z jego komentarza słowa „obłuda prezesa”, „himalaje hipokryzji”. Trudno budować cokolwiek pozytywnego przy takim ujadaniu „opozycji”.

Największym problemem jest jednak to, że za bardzo trafną diagnozą nie idą pogłębione analizy, które pozwoliłyby lepiej zrozumieć problem i znaleźć jego rozwiązanie. Tak było z bardzo dobrym wystąpieniem zapowiadającym drugą falę polskiego kapitalizmu. Można się więc obawiać, że tak samo będzie z powstrzymywaniem anarchii. Źródeł tej anarchii można bowiem doszukiwać się właśnie w Sejmie. To sejm buduje porządek prawny państwa prawników. Zapowiadana zmiana Konstytucji nic nie da, póki obywatel nie może z tą Konstytucją w ręce domagać się sprawiedliwości. Przekształcenie Polski w państwo prawa wymagałoby całkowitej zmiany procesu stanowienia prawa. Mamy XXI wiek. Nasza wiedza na temat tworzenia dobrych produktów jest niemała. Dlaczego młodzi ludzie potrafią z łatwością przyswoić sobie złożone niekiedy reguły gier komputerowych, a stają bezradni wobec reguł prawa? Bo producenci gier zadbali o to, by to były dobre produkty. Służy temu organizacja przedsiębiorstwa, metodologia produkcji i zasady projektowania nakierowane na użyteczność. Proces legislacyjny przypomina metodologie tworzenia oprogramowania komputerowego sprzed 50 lat. Kolejne fazy produkcji to coraz więcej dokumentacji, która tworzy coraz trudniejszą do zmiany strukturę. Jeśli nawet próbowano by na koniec zrobić test użyteczności (zrozumiałości zapisów), to co zrobić z krytycznymi uwagami? Czy szary obywatel ma być ważniejszy niż tabuny ekspertów, którzy wcześniej analizowali projekt? Odpowiedź twierdząca warunkuje możliwość budowy państwa prawa. Przyjęcie takiej właśnie perspektywy przez polskich polityków wydaje się niemożliwością. Dlatego wystąpienie Prezesa Kaczyńskiego pozostanie tylko pięknym słowem, które niestety ciałem się nie stanie, a prawnicza anarchia będzie miała nadal cieplarniane warunki.

Holenderski Greenpeace ujawnił treść dokumentów związanych z TTIP. Żaden polski portal informacyjny się tym nie interesuje. Na onecie jak zwykle poziom niemieckiej kultury „morda”, „chamstwo”, „bujne życie”, „komunia w wersji de lux” i oczywiście Skoda Fabia już w salonie. Podobnie na dziennik.pl (kpiny z Macierewicza, „mocno dostało się Dudzie”, pijana czternastolatka i nowy Volkswagen). Według „Faktu” Szydło zdradza kiedy rezygnuje. Na głównej stronie wp.pl tropią nepotyzm ministra Radziwiłła. To samo w szmatławcu Michnika. „Trybuna Ludu” Hajdarowicza dba o pluralizm. Raz się dostaje pisiorom, a drugim razem Trumpowi (dziś akurat padło na Amerykanina).

Nigdzie ani słowa o TTIP – choć to przecież układ mogący przesądzić o przyszłości Europy na dziesięciolecia! Zupełnie inaczej jest w mediach niemieckich. Polskojęzyczne dw.de po staremu daje jakiegoś Wajdę co to „nie o take Polske walczył” (starość jednak bywa straszna), ale już w wersji anglojęzycznej informuje o przecieku. Obszerną analizę na swoich stronach przeprowadza Sueddeutsche Zeitung. Tytuły mówią same za siebie:

„USA chcą mieć wpływ prawodawstwo europejskie”, „Ameryka wywiera presję większą niż kiedykolwiek”, „Rzeczywistość negocjacji TTIP przekracza najczarniejsze przeczucia” etc.. Na samym wierzchu zaś: „Merkel wzywa do szybkiego porozumienia”.

Najważniejszy deal jaki się kroi, to import do Europy GMO w zamian za umożliwienie ekspansji niemieckich samochodów do USA (może więc kłopoty Volkswagena to nie jest przypadek?).

Czyli zyskają Niemcy i Amerykanie – a stracą producenci zdrowej żywności – czyli Polska. Teraz już wiadomo dlaczego antypolskie GW-no ma dzisiaj przekaz dnia: „ekorolnictwo jest dla rozpieszczonych dzieci społeczeństwa dobrobytu”.

 

Źródło ilustracji:
http://www.globalresearch.ca

Wśród technik twórczego myślenia (opisywanych między innymi w książkach Andrzeja Góralskiego) można znaleźć strategię zmiany perspektywy. Spojrzenie na problem z innej strony może pomóc go zrozumieć lub znaleźć nietypowe rozwiązanie. Zastosowanie takiej techniki do otaczającej nas rzeczywistości daje bardzo interesujące rezultaty.

 

1. W USA trwają prawybory, których motorem jest Donald Trump – człowiek „niewybieralny”. Znaczna część Amerykanów po prostu go nienawidzi. Mówi on o wielkim murze na granicy z Meksykiem, bazie muzułmanów (podobnej do funkcjonującej bazy pedofilów) itp… Republikańscy „eliciarze” są przekonani, że to Demokraci wkręcają ich w Trumpa. Bo przecież on nie ma szans z Hillary Clinton i po raz kolejny prezydent będzie Demokratą. Spójrzmy na to jednak z drugiej strony. Znalezienie kandydata po stronie Demokratów, z którym Trump miałby większe szanse, niż z umoczoną po uszy Hillary byłoby naprawdę trudne. Może więc to Trump wkręca Demokratów? Trump wspierał finansowo Demokratów – w tym Clintonów. Może dalej to robi? Przecież Hillary to dla niego wymarzony przeciwnik ;-).

 

2. Filmy z Hollywood wytworzyły w nas przekonanie, że jeśli na Ziemię przybędą kosmici, to będą bardziej inteligentni od nas. Skąd to przekonanie? Bo oni nas znaleźli, a my ich nie? Ziemianie szykują się do podróży na Marsa (NASA wydała już nawet folder „turystyczny”). To ma być podróż w jedną stronę. Czy ktoś sądzi, że do tej misji zgłosili się ludzie inteligentni (albo choćby normalni)? Także osiągnięcie wyższego poziomu technologicznego może degenerować społeczeństwa, a przyszłością ludzkości może być idiokracja. Jeśli nawet na Ziemię przybędą wysłannicy znacznie bardziej rozwiniętej cywilizacji, to przecież tymi wysłannikami mogą być cyborgi, które nie są w stanie zaliczyć „testu Turinga” w bardziej złożonej sytuacji. Weźmy na przykład byłego premiera Buzka. Już w czasach jego premierowania co bardziej bystrzy obserwatorzy mogli nabrać wątpliwości. Ale od kiedy został pozbawiony armii doradców i musi czasem coś powiedzieć samemu – sprawa staje się oczywista. Ludzie nie są aż tak głupi, by straszyć nas wojną z powodu nie przyjęcia imigrantów. Takich podejrzanych osobników jest więcej. W internecie pojawia się na przykład mnóstwo kpin i memów na temat Rzeplińskiego, Schetyny czy Petru. Nie ma się z czego śmiać, bo sprawa jest poważna. Stanowczo powinni to zbadać „faceci w czerni”.