rok 1987

  • Luty: Przedstawiciele amerykańskiego Centrum na rzecz Sprawiedliwości Gospodarczej i Społecznej wraz z Polakami Piotrem Jeglińskim i Krzysztofem Ludwiniakiem przedstawiają papieżowi Janowi Pawłowi II ideę partycypacji pracowniczej (amerykański ESOP). Koncepcja bardzo się Papieżowi podoba.

  • Kwiecień: Opublikowana zostaje propozycja reformy gospodarczej premiera Messnera. Trwają prac mające na celu wypracowanie systemu na wzór niemieckiej „społecznej gospodarki rynkowej”.

  • Wrzesień: Wiceprezydent USA George Bush z wizytą w Warszawie – rozmawia także z Prymasem Glempem i Lechem Wałęsą. Wcześniej USA znoszą sankcje nałożone na Polskę wskutek wprowadzenia stanu wojennego.

  • Listopad: Referendum, które ma legitymizować plan reform Messnera. Wałęsa wzywa w imieniu „Solidarności” do bojkotu. Udział bierze poniżej 50%.

Jaka naprawdę była rola „Bolka” w historii III RP? Odegrał on bez wątpienia kluczową rolę w procesie powstawania tego postkomunistycznego państwa. Historia ta ma początek w roku 1987. W Rosji trwa „pieriestrojka”, a w Polsce po kolejnej amnestii prawie wszyscy działacze „Solidarności” są już na wolności. USA znoszą sankcje, które w międzyczasie doprowadziły kraj na skraj bankructwa (formalnie bankructwa nie ogłoszono, ale Polska nie regulowała wszystkich należności z tytułu zadłużenia). Próbę reformowania państwa podjął ówczesny premier Messner. Wałęsa wzywa do bojkotu referendum, które miało plan Messnera legitymizować. Niska (jak na PRL) frekwencja (poniżej 50%) wskazuje na to, że „Solidarność” nadal może być znaczącą siłą. Równocześnie narastające problemy gospodarcze prowadzą do strajków i demonstracji młodzieży, która niekoniecznie utożsamia się z działaczami „Solidarności”.

Władza sięga więc do „umiarkowanej opozycji” powiązanej z Wałęsą i proponuje „okrągły stół”.

Sekwencja wydarzeń jest następująca: Do Polski przybywa Wiceprezydent USA George Bush. Rozmawia z przedstawicielami trzech stron: komunistycznych władz, Kościoła (Prymas Glemp) i „Solidarności” (Lech Wałęsa). Następnie pojawia się Soros proponując komunistom podział majątku Polski między nomenklaturę PZPR i banksterów. Równolegle dogaduje się on z „doradcami Solidarności”. Powstaje „Fundacja Batorego”. Następuje porozumienie z „Klubem Londyńskim” (prywatni wierzyciele Polski) dotyczące restrukturyzacji kredytów.

Kościół wzywa do dialogu, a Jaruzelski proponuje porozumienie nad którym pracują zgodnie Wałęsa z „doradcami” i Kiszczak ze swoimi bandziorami (którzy w międzyczasie „czyszczą” społeczeństwo z „ekstremy”).

W grudniu 1988 roku ustawy Wilczka wprowadzają w Polsce wolność gospodarczą, a w styczniu 1989 nowe prawo bankowe otwiera drogę do budowy systemu bankowego, bez którego plan Sorosa oraz proces uwłaszczania się nomenklatury byłyby utrudnione.

Potem odbywa się szopka dla ludu przy „okrągłym stole” i wybory 4 czerwca 1989 roku. Zdjęcie z Wałęsą w praktyce daje miejsce w sejmie kontraktowym. Po wyborach rodzi się jednak nowa siła polityczna, która nie do końca jest zorientowana co się dzieje. Pojawiają się pomysły skopiowania modelu szwedzkiego lub niemieckiego. Oba mają zasadniczą wadę: dobro społeczeństwa jest w nich ważniejsze, niż dobro bankierów. Do Polski przyjeżdża przedstawiciel Sorosa Jeffrey Sachs, który dociera do Wałęsy. Sachs obiecał Wałęsie, że wystarczy pół roku ’zaciskania pasa’ by w Polsce nastał dobrobyt. Wałęsa postarał się, by odtąd każdy sceptyk był natychmiast napiętnowany jako zdrajca lub wichrzyciel.

Niemiecki dziennik ekonomiczny „Handelsblatt” uważa, że: „Wiele państw traktuje Unię Europejską jak bankomat. Ale kto nic nie wpłaca na konto, ten nic nie może podjąć. Brak gotowości ze strony większości państw Europy Wschodniej, by przyjmować migrantów, na dłuższą metę nie może pozostać bez finansowych konsekwencji. Niemcy, jako największy płatnik netto, powinny to uzmysłowić właśnie państwom Grupy Wyszehradzkiej”.

Saldo transferów Polski za cały okres przynależności do UE jest rzeczywiście dodatnie i na koniec roku 2015 wyniosło 83 mld euro. Daje to średnio 7-8 mld euro rocznie (30-35 mld PLN). To około 10% budżetu państwa – a więc środki znaczące. Jednak należy podkreślić, że z punktu widzenia udział w projektach realizowanych ze środków unijnych zwiększa deficyt. Na rok 2016 zaplanowano dochody w budżecie środków europejskich w wysokości 62,4 mld PLN i wydatki w wysokości 71,6mld PLN. Deficyt w wysokości ponad 9 mld trzeba sfinansować, a trzeba pamiętać, że obsługa długu już kosztuje nas 11% budżetu.

Także w samorządach realizowane z pieniędzy UE projekty pogłębiają zadłużenie (osławiony „wkład własny”). Z drugiej strony jednak bez wsparcia UE wiele inwestycji albo wcale by nie powstało, albo byłoby realizowanych z mniejszym rozmachem. Czy te inwestycje są nam potrzebne? Tak – szczególnie dotyczy to infrastruktury (nie tylko autostrad). Czy bylibyśmy w stanie je zrealizować bez wsparcia z UE? Po wojnie Polska bardzo szybko odbudowała swoją gospodarkę i dokonała wielkiej modernizacji bez zewnętrznego wsparcia. Niezależnie od tego jak ocenimy okres PRL'u – pod tym względem ówczesna ekonomia była lepsza. Pozwalała bowiem połączyć rozwój państwa w rozwojem społecznym oraz wykorzystać wszystkie tkwiące w tym społeczeństwie rezerwy. Z tego punktu widzenia oddziaływanie środków unijnych pogłębia problem utraty ekonomicznej suwerenności, który zaczął się z chwilą gdy oparto polską transformację o zagraniczne inwestycje.

Problem jaki mają Niemcy z Polską polega na tym, że ta utrata ekonomicznej suwerenności nie jest jeszcze tak duża jak w przypadku Grecji, dlatego Polaków stać jeszcze na częściową przynajmniej suwerenność polityczną. To dlatego wynik ostatnich wyborów jest tak irytujący dla naszych sąsiadów. Nie chodzi o to, czy Polska będzie bardziej lub mniej konserwatywna. W samych Niemczech różnica między landami z obszaru byłej NRD a Bawarią jest pod tym względem duża. Chodzi o to, że możemy jeszcze istnieć, działać i decydować wbrew woli Niemiec. Przecież przyjęcie tych kilku tysięcy muzułmańskich imigrantów nie zmieni niczego w kryzysowej sytuacji Niemiec. Zmieniłoby jednak ich samopoczucie.

Z tą utratą ekonomicznej suwerenności wiąże się odejście od zasad wolnorynkowych. Chodzi nie tylko o „ręczne sterowanie” mędrców z Brukseli i niszczenie urzędniczymi decyzjami całych gałęzi gospodarki (jak przemysł stoczniowy). Wydatki ze środków UE powodują zaburzenia w strukturze cen. To może być poważny problem z chwilą, gdy unijna kroplówka wyschnie. Na pewno zmniejszy się drastycznie ilość firm szkoleniowych. Zmniejszą się także zamówienia generowane w branży IT.

Środki z Unii Europejskiej mają jednak także pozytywny aspekt gospodarczy, który chyba nie jest doceniany. W liberalnej ekonomii wydatki które są związane z Europejskim Funduszem Społecznym nie byłyby z całą pewnością realizowane na obecnym poziomie.

Wdowa po generale Kiszczaku zaproponowała IPN kupno dokumentów dotyczących sprawy „Bolka”. IPN oczywiście nie zapłacił, tylko odebrał bezprawnie przechowywane przez Kiszczaków dokumenty.

Znamienna jest odpowiedź Lecha Wałęsy na portalu wykop.pl:

„Ale walczą , nawet trupem Kiszczaka .Mali Ludzie Zwycięzcy się nie sądzi , Nie jesteście wstanie Kłamstwami . pomówieniami , podróbkami zmienić prawdziwych faktów .To ja budowałem i stałem od 1970 r na czele głównego odcinka walki .To ja etapami prowadziłem bezpiecznie do pełnego zwycięstwa .Zwycięstwo przegrywając siebie oddałem demokracji .Czy tu był błąd , dziś wydaje się ze tak ale jutro życie przyzna mi rację .Wielu z Was historia za te nikczemne czyny nazwie kołtunami.”

Na stronach Ministerstwa Rozwoju jest już przyjęty wczoraj przez rząd „Plan na rzecz Odpowiedzialnego Rozwoju” wicepremiera Morawieckiego. Plan został bardzo dobrze odebrany przez komentatorów. Może za dobrze? Na pewno zaważyła na tym bardzo rzetelna analiza stanu obecnego: wyczerpujących się prostych rezerw. Bardzo optymistycznie wyglądają też cele programu:

  • reindustrializacja (wspieranie istniejących i rozwijanie nowych przewag konkurencyjnych i specjalizacji polskiej gospodarki),

  • rozwój innowacyjnych firm (budowa przyjaznego otoczenia dla firm i systemu wsparcia innowacji),

  • kapitał dla rozwoju (więcej inwestycji i budowanie oszczędności Polaków),

  • ekspansja zagraniczna (wsparcie eksportu i inwestycji zagranicznych polskich firm, reforma dyplomacji ekonomicznej, promowanie polskich marek),

  • rozwój społeczny i regionalny (m.in. reforma szkolnictwa zawodowego, włączenie obszarów wiejskich i małych miast w procesy rozwojowe).

Jednak teza, że nie powinny one budzić kontrowersji jest przesadzona. Umieszczenie zagranicznych inwestorów na poślednim miejscu musi niepokoić Balcerowicza, według którego to od tych inwestorów zależy nasze życie. Można wręcz powiedzieć, że Plan Morawieckiego to odwrócenie Planu Balcerowicza. I to jest dobra wiadomość :-).

 

Rzucającą się w oczy cechą planu jest brak mechanizmów, które mogłyby być odebrane jako kontrowersyjne. Przede wszystkim nie ma spodziewanego udziału NBP: Widzimy kapitał w zasięgu ręki, za drugim zakrętem, on jest dostępny. Dlatego nie ma dzisiaj natychmiastowej potrzeby, żeby wzorem Bank of England budować program "Funding for Lending". Nie ma natychmiastowej potrzeby, żeby wzorem Europejskiego Banku Centralnego budować program "LTRO" – powiedział Morawiecki dziennikarzom.

 

Są w nim zasady obecne w polskiej polityce gospodarczej. Zostały one jedynie uporządkowane i nieco inaczej niż dotąd rozłożono akcenty. I tutaj właśnie rodzą się wątpliwości. Jedną z tych zasad jest bowiem nadmierna wiara w sterowalność gospodarki i w rolę „kół zamachowych”. Nie zostało to wprost wyartykułowane, ale też ma mowy o pospolitym ruszeniu” znanym z początku lat 90-tych. Nadzieję budzi deklarowana otwartość, ale trudno przypuszczać, aby dotyczyła ona także fundamentów na których zbudowano tą strategię.

Dlatego istnieje obawa, że dobre chęci i ambitne plany mogą zderzyć się z szarą rzeczywistością: