Po raz pierwszy Polska obchodziła 1 marca Narodowy Dzień Pamięci „Żołnierzy Wyklętych”. Przypomniano sylwetki bohaterów. Wśród nich Generał August Emil Fieldorf pseudonim „Nil”, który po wyroku skazującym na śmierć mówił do żony: „Pamiętaj, abyś nie prosiła ich o łaskę!”. Młoda sanitariuszka AK Danuta Siedzikówna, pseudonim „Inka” tuż przed śmiercią prosiła: "powiedzcie babci, że zachowałem się jak trzeba". Ta postawa mocno kontrastuje z „historycznym kompromisem” Okrągłego Stołu – a takie porównanie samo się nasuwa.

Prawdą jest jednak również to, że po wojnie nie było mowy o żadnych rozmowach, a przed stalinowskie sądy trafiali nawet działacze legalnie działającego PSL'u.

Można i należy (dla zachowania narodowej tożsamości) odróżniać bohaterów od donosicieli i zdrajców – niezależnie od epoki. Jednak patrząc na te wydarzenia z perspektywy historycznej, okres stalinowski jest podobny do okresu stanu wojennego – pomimo bez porównania mniejszej liczby ofiar. Cele i skutki były podobne. Uderzono w polską inteligencję (w stanie wojennym zmuszono wiele osób do emigracji). Łamano ludzkie sumienia. W obu tych okresach trafiliśmy też pechowo na równolegle trwający w Europie Zachodniej niesamowity boom gospodarczy. Gdy polscy patrioci walczyli z komuną, na zachodzie rozpoczynał się „złoty okres kapitalizmu”. Gdy trwała wojna polsko-jaruzelska – rozkręcała się rewolucja naukowo-techniczna. Okrągły stół to też była zaprzepaszczona szansa, ale to już na własne życzenie.

Żołnierze Wyklęci doczekali się prawdy o sobie. Może nie całej prawdy. W filmie na temat Rotmistrza Pileckiego prezentowana była opinia Władysława Bartoszewskiego, że NKWD była bardziej niebezpieczna od Gestapo – bo Rosjanie doskonale znali mentalność Polaków i wiedzieli jak z nimi walczyć. Czy jednak ta walka byłaby rzeczywiście taka skuteczna, gdyby nie „żydokomuna”? Takie pytanie nie jest do pomyślenia, chyba że ze strony żydowskiego historyka, który równocześnie ubolewa nad idealizowaniem „polskiego patriotyzmu” (bo przecież inne nacje zawsze szukają tej ciemniejszej strony?).

 

W USA trwają prawybory. We wtorek głosowano w 12 stanach. Wśród Demokratów z uwagi na rolę „superdelegatów” (1/3 delegatów na konwencję, dla których wyniki wyborów nie są wiążące) Hillary Clinton jest praktycznie pewna nominacji. Natomiast wśród Republikanów zgodnie z przewidywaniami wygrał Trump. Jego zwycięstwo nie jest jednak miażdżące i gdyby było tylko dwóch kandydatów, mógłby prawybory przegrać. W największym stanie: Teksasie – wyprzedził go zresztą tamtejszy senator Cruz. I to jest podwójny problem, bo dla partyjnego establishmentu Cruz to też nie jest dobry kandydat, a ich faworyt Marco Rubio wypadł słabo.

W USA nie obowiązuje żadna „cisza wyborcza”, więc wyniki są podawane na bieżąco, a pred loalami wyborczymi można zobaczyć takie obrazki (Trump jako Hitler):

 

Trump to populista, zły chrześcijanin, skandalista i klaun z okropną fryzurą. Dlatego Republikanie robią co mogą, aby go zatrzymać.

Ostatnio obserwujemy prawdziwe pospolite ruszenie: wszyscy przeciw Trumpowi. Główny argument brzmi: Trump=faszysta. Poniższy obrazek (źródło) pokazuje Trumpa w mundurze hitlerowskim, przed komorą gazową w której siedzi demokratyczny kandydat Sanders.

Przodkowie Trumpa byli Niemcami (co jest podkreślane), a Sanders to żyd. Bardzo sugestywnie wypada też zestawienie antyżydowska retoryka Hitlera z antyislamską retoryką Trumpa. Gdy poparł go przywódca Ku-Klux-KlanDavid Duke, Trump nie zdobył się na stanowcze odcięcie się od amerykańskich rasistów. A na dodatek udało się wyśledzić, że przytoczył powiedzenie „lepiej żyć jeden dzień jak lew niż sto lat jak owca”, które pochodzi od Mussoliniego. Nie wiadomo zresztą, czy umyślnie nie zrobił tak, by pokazać absurdalność oceny poprzez pryzmat skojarzeń.

Zacięta walka toczy się w internecie, gdzie dotąd Trump królował niepodzielnie (na Twitterze konto realDonaldTrump obserwuje 6,5mln użytkowników). Znacznik (hastag) #NeverTrump, jest jednym z najszybciej zyskujących na popularności (zwolennicy Trumpa przeciwstawiają mu #AlwaysTrump). Wiele sławnych i bogatych osobistości daje wyraz swemu oburzeniu, że ktoś taki jak Trump śmie marzyć o prezydenturze. Szef Amazonu proponuje aby go wysłać w kosmos. Wojskowi straszą buntem w armii, gdy wygra Trump i zacznie wdrażać swoje pomysły.

Tymczasem wycofujący się z wyścigu o nominację Chris Christie poparł Donalda Trumpa, a Mariusz Max Kolonko uznał go za człowieka roku. Czy tym ludziom odbiło? Nie widzą tego, co tak razi cały „cywilizowany świat”?

Portal businessinsider.com opublikował rozmowę ze znanym także w Polsce analitykiem spraw międzynarodowych Georgem Friedmanem. Rozmowa dotyczy głównie możliwości przewidywania przyszłości oraz szacowania ryzyka. Friedman uważa, że przynajmniej można zidentyfikować to co niemożliwe do przewidzenia. Można też szacować koszty wyboru różnych opcji. Eliminuje się przez to myślenie życzeniowe. Przy okazji Friedman powtórzył swoją ocenę strategii USA, opartej na dwóch prostych zasadach:

1) panowanie nad ocenami, dzięki któremu nikt ich nie może zaatakować, ale oni mogą zaatakować każdego;

2) zapobieganie powstaniu nowego hegemona poprzez wywoływanie lokalnych konfliktów, w których państwa się wykrwawiają.

I tu pojawia się historyczna rola Polski, którą już raz odegraliśmy (tyle, że wtedy wystarczyło marne kilka milionów ofiar). Pod koniec rozmowy Friedman wprost mówi: szykują się systemowe zmiany (problemy Niemiec, Rosji i Chin), więc bądź gotów do wojny. Dziennikarz pyta, czy można przewidzieć gdzie ta wojna będzie? Friedman mówi o państwach których znaczenie rośnie: Japonii, Turcji i Polsce. Więc wojna może wybuchnąć w Europie Wschodniej, na Bliskim Wschodzie, lub będzie to wojna morska prowadzona przez Japonię. Wszystkie przy założeniu, że USA będą cieszyć się z nich własnymi korzyściami.

Friedman kończy refleksją ogólną: za każdym razem pojawiają się nowe potęgi, muszą znaleźć punkt równowagi. Nowe potęgi rosną, stare słabną. To nie tak, że ten proces jest niebezpieczny, tylko niebezpieczne jest myślenie, że to niebezpieczny proces.

To oczywiście myślenie z punktu widzenia USA.

Jest ono zgodne z stawianą w Polsce tezą, że Polska albo będzie wielka albo nie będzie jej wcale (kiedyś Kardynał Wyszyński mówił, że będzie katolicka albo nie będzie jej wcale). Należy jednak wziąć pod uwagę to, co dla Friedmana jest oczywistością: taki proces nigdy nie jest pokojowy.

 

Liberté! to niezależny liberalny magazyn społeczno-polityczny. „Głos wolny wolność ubezpieczający”. To motto liberalnego magazynu Liberte. Co to znaczy „głos wolny”? Czytając ich publikacje można uznać, że według nich wolno im napisać wszystko. Prawda nie ma żadnego znaczenia. Na podsumowanie 100 dni rządów Beaty Szydło opracowali tabelkę o postępie w realizacji wyborczych obietnic: