Jak co roku, feministki w okolicy 8 marca demonstrują domagając się liberalizacji prawa do aborcji oraz edukacji seksualnej w szkole.

W Polsce edukacja seksualna jest realizowana w ramach przedmiotu „Wychowanie do życia w rodzinie”. Jednak taka edukacja nie podoba się lewicowym działaczom, dla których seks i rodzina to nie są sprawy ze sobą związane. Edukacja seksualna realizowana w Polsce jest określana jako „typ A” - w odróżnieniu od typu „B” - realizowanego w niektórych państwach zachodu Europy. Redaktor naczelny katolickiego magazynu nauczycieli i wychowawców „Wychowawca” krytykuje typ B edukacji seksualnej: Wychowania do życia w rodzinie nie wolno zastąpić edukacją seksualną. Wdrożenie edukacji seksualnej, takiej jaka jest realizowana np. w Szwecji, Anglii czy USA, może przyczynić się do instrumentalnego, zabawowego traktowania ludzkiej seksualności, zniszczenia wartości rodziny, deprecjacji wartości czystości i wierności, a także wzrostu chorób przenoszonych drogą płciową i ciąż nieletnich.

Propozycje reform podatków i zmiana polityki zagranicznej proponowane przez Trumpa mogą wzbudzać kontrowersje, ale nie są dziełem szaleńca. Nie są też bardziej kontrowersyjne. niż obecna polityka. Trump chce obniżyć podatki opodatkowując równocześnie dodatkowo najbogatszych Amerykanów. Chce porozumieć się z Rosją, a na Chinach wymóc urealnienie waluty, aby w ten sposób zlikwidować cenowy dumping ich towarów. Idiotyczne są z pewnością pomysły, by wszystkich nielegalnych imigrantów usunąć z USA i wybudować mur na granicy z Meksykiem. To może być jednak jedynie zapowiedź drastycznych reform prawa imigracyjnego, czego USA z pewnością potrzebuje.

Poparcie dla miliardera Trumpa ze strony ubożejącego społeczeństwa USA może wyglądać na paradoks. Jednak w rzeczywistości pokazuje ono, że to społeczeństwo jest mądrzejsze, niż na ogół się uważa. Fundamentem Ameryki była mentalność przedsiębiorcy, którą uosabia Trump. Wszystko co osiągnął zdobył własną pracą. Amerykanie cenią takich ludzi i potrafią ich odróżnić od pasożytów, na których pracuje system (głównie finansowy). Trump nie potrzebuje pieniędzy od „systemu”, a nawet zarabia na kampanii wyborczej, każąc sobie płacić za udział w telewizyjnych wystąpieniach. Jest więc nie do zaakceptowania – bo jest „nieprzewidywalny”. W czasie ostatniej debaty przyznał, że potrafi zmieniać swoje opinie: „Nigdy nie widziałem osoby odnoszącej sukcesy, która nie byłaby elastyczna. Musisz być elastyczny, bo się uczysz - bronił się Trump. Podczas debaty przyznał, że jest za zwiększeniem liczby wydawanych przez USA wiz dla pracowników wysoko wykwalifikowanych, mimo, że na stronie jego kampanii wciąż można przeczytać, iż jest przeciw. - Zmieniłem zdanie. Potrzebujemy wysoko wykwalifikowanych ludzi”. Raczej trudno przypuszczać, by taka deklaracja prowadziła do zmniejszenia ilości zwolenników. Dla coraz większej ilości polityków i komentatorów – łącznie z kontrkandydatami – przestaje on być nieakceptowalnym. Jego szanse na zwycięstwo (i to końcowe – w listopadzie) są coraz bardziej realne.

 

Prezydent Duda jest nie do zaakceptowania dla establishmentu w Polsce. Pokazuje to jasno reakcja na jego wypadek. Wywołał on falę kpin i wyrazów ubolewania – że tylko tak się to skończyło (i nie było tam jakiejś brzozy). Po raz kolejny też „elita” pokazała, że jej zdaniem człowieka kulturalnego różni od chama umiejętność wyrażania nienawiści bez inwektyw i w sposób bezpieczny z prawnego punktu widzenia. Falę podłych komentarzy podsumował dziennikarz „Rzeczpospolitej” pisząc: „Takie sytuacje jak wypadek #PAD szybko pozwalają na TT stwierdzić, kto ma klasę, a komu jej brak”. Ale to nie jest tylko kwestia klasy. Taka fala nienawiści może prowadzić do zbrodni – czego już raz w III RP doświadczyliśmy. Trudno jednak zgodzić się w pełni z opinią Marcina Makowskiego: Gdyby podobna rzecz stała się w limuzynie Baracka Obamy, cała Ameryka zostałaby postawiona na nogi, a każdy dziennikarz, który w takich okolicznościach zacząłby kpić z losów prezydenta, wyjęty poza nawias swojego zawodu.

Ale nie w Polsce, która coraz bardziej dziczeje, i coraz mniej możemy na to poradzić. Zła publicystyka wypiera dobrą - to dewiza panującego powszechnie prawa Lisa-Kuźniara. Jeśli każdy z nas jakimś ponadludzkim wysiłkiem nie zmusi się do odrobiny powściągliwości, grozi nam wojna domowa.

1. Nie mają sensu porównania do USA. Tam mamy akurat do czynienia z podobną falą hejtu wobec Donalda Trumpa. Facebook nic chciał nawet usunąć profilu wzywającego wprost do jego zabicia. Paul Craig Roberts zastanawia się, czy już nie jest szykowany zamach na niezależnego kandydata. Amerykański prezydent to osoba najlepiej chroniona na świecie. Ale póki jest kandydatem – wszystko może się zdarzyć. Różnica między Polską i USA polega na tym, że tam częściej morderstwa polityczne są efektem spisku.

Echo fali nienawiści wobec Trumpa dociera do Polski, gdzie tak jak w USA stanie po „słusznej” stronie zwalnia z myślenia. Można na przykład spotkać taką krytykę: „Faktycznie, w wypowiedziach Trumpa trudno doszukać się jakiejś całościowej wizji, a na ten sam temat potrafi powiedzieć dwie zupełnie przeciwstawne rzeczy. Przykładem jest choćby Ukraina, którą latem zeszłego roku nazwał problemem Europy i uznał, że stosunki z Rosją są ważniejsze, zaś miesiąc później skrytykował państwa europejskie za to, że nie udzieliły Kijowowi większej pomocy”. Dlaczego opinie, że to sprawa Europy i to Europa powinna skutecznie pomóc Ukrainie mają być ze sobą sprzeczne – nie wiadomo.

Prawdziwą winą Trumpa jest jedynie to, establishment nie ma go na smyczy, a w centrum ataku na niego stoi Washington Post. Ta gazeta jest wyrazicielem opinii elit zależnych od Wall Street.

2. To czy wojna domowa jest w Polsce realnym zagrożeniem, nie wynika z istnienia dwóch skrajnie wrogich obozów politycznych. Taka wojna jest możliwa wyłącznie w państwie skrajnie słabym. Rząd Prawa i Sprawiedliwości ma silny mandat społeczny, ale słabych i strachliwych polityków. Gdyby było inaczej, obecną falę nienawiści wykorzystano by do tego, aby jasno powiedzieć, że nie życzymy sobie obcych ingerencji w nasze sprawy (nawet ze strony „przyjaciół”) w sposób który można odczytywać jako wsparcie dla bandy wichrzycieli.

Prężenie muskułów przez polityków PiS kontrastuje ze słabością państwa, która wręcz stawia pod znakiem zapytania jego dalsze losy.

1. Zdaniem Pani Premier demonstracje na których lży się najważniejszych polityków to przejaw demokracji. Jeśli byle dureń może zgromadzić tłumek, który łamie prawo i bezpodstawnie oskarża o zbrodnie urzędującego Prezydenta, to jak ma czuć się w takich warunkach zwykły obywatel?

2. Polski Kodeks Karny chroni instytucje państwa: Kto przemocą lub groźbą bezprawną wywiera wpływ na czynności urzędowe konstytucyjnego organu Rzeczypospolitej Polskiej, podlega karze pozbawienia wolności od roku do lat 10. Czy stosowany przez tak zwaną opozycję szantaż ze wsparciem sił zagranicznych nie wyczerpuje znamion tego przestępstwa? Czy nawoływanie przez Lecha Wałęsę do siłowej zmiany władzy nie powinno spotkać się ze stanowczą reakcją prokuratury?

3. Zwolenników PiS cieszyła godna postawa Premier Szydło w Parlamencie Europejskim. Jednak obiektywnie rzecz biorąc jakiś rozczochrany Belg wykrzykujący na szefa naszego państwa to obraz poniżający.

4. Polska polityka zagraniczna oparta jest na absurdalnym założeniu, że sama uległość wobec hegemona zapewni nam bezpieczeństwo. Polityka ta może z dnia na dzień okazać się szczytem absurdu, jeśli w USA wygra tegoroczne wybory Donald Trump. Nie do pomyślenia? Żebyście się nie zdziwili. Brak samodzielności = brak suwerenności. To rzecz elementarna.

5. Polska gospodarka jest zdominowana przez obcy kapitał i obciążona horrendalnym długiem. Sprawia to, że możemy być jednym z państw, które najbardziej ucierpią przy nadciągającym kolejnym kryzysie. Poparcie przez rząd dla umowy TTIP stoi w jaskrawej sprzeczności z deklaracjami Planu Morawieckiego. Stabilizacja na rynkach finansowych oraz powrót kursu złotego i rentowności obligacji do bardziej realistycznych poziomów świadczy o tym, że udało się jakoś dogadać z bankierami. Potwierdza to ustawa o kredytach frankowych, która jest chyba tylko po to, by wzbudzać kontrowersje (dlatego wyszła od Prezydenta, a nie z Ministerstwa Finansów). Wsparcie dla ambicji Prezesa Belki, w kontekście pamiętnego obiadku w restauracji „Sowa i Przyjaciele” dopełnia obrazu i każe postawić pytanie: czy aby na pewno rządzą w Polsce ci, których pokazuje telewizja.

6. W sytuacji otwartego wystąpienia elit przeciw własnemu państwu, rzeczą zupełnie naturalną i oczywistą powinna być odejście od państwowego mecenatu dla kultury i nauki (w tym drugim przypadku należałoby opracować jakiś rozsądnym plan naprawczy). To automatycznie otworzyłoby wielką przestrzeń dla oddolnej aktywności, która wypełniłaby powstałą lukę. Byłoby to elementem pobudzenia nowej fali polskiego kapitalizmu – co jak dotąd okazuje się jedynie wyborczym hasłem. Jeśli jakiś człowieczek mieniący się profesorem może beztrosko porównywać obecną sytuację do początków faszyzmu w Niemczech, a dbałość o dobre imię kraju wywołuje protesty "elity", to tacy ludzie nie powinni być w żaden sposób wspierani przez państwo.

7. Bezkarność TK- zorganizowanej grupy przestępczej, łamiącej w obronie swoich grupowych interesów Konstytucję (stanowiąc bezpodstawnie prawo w Polsce) świadczy o tym, jak słabe są fundamenty państwa. Nie należy się więc dziwić, że państwo potrafi z zaciekłością ścigać drobnych przestępców, a autorzy przekrętów z „prywatyzacją” PZU lub wdrażaniem OFE nadal chodzą bezkarni. Jeden z nich – mieni się wręcz „liderem opozycji” co jest szczególnie obelżywe. Gdyby bowiem okradali ludzie inteligentni – byłoby to łatwiejsze do przetrawienia :-(.

 

Obrazu dopełnia pęknięta opona w samochodzie Prezydenta. Bez popadania w paranoję można stwierdzić, że teoretycznie taka sytuacja nie powinna się zdarzyć. Podobnie jak nie powinna była się zdarzyć katastrofa smoleńska, a tym bardziej coś co nazwano później „śledztwem” w tej sprawie.

Dane w telefonach Apple są począwszy od iOS8 szyfrowane i nie można ich odczytać bez znajomości hasła. Po kilku próbach jego złamania, następuje opóźnienie, a następne kilka prób powoduje wykasowanie danych.

W trakcie śledztwa FBI po strzelaninie w San Bernardino (2 grudnia 2015) próbowano odczytać dane z telefonu terrorysty. Apple poradził FBI, aby zsynchronizował telefon z chmurą, a wówczas dane będzie można odczytać z serwera. Jednak hasło do synchronizacji zostało na telefonie wyzerowane. FBI zażądało stworzenia oprogramowania łamiącego zabezpieczenia (backdoor). Firma Apple odmówiła.

Sprawa z San Bernardino wydaje się dla FBI jedynie pretekstem. Pojawiły się spekulacje, że to FBI spowodowało reset hasła, umożliwiającego synchronizację danych, by uzasadnić potrzebę stworzenia oprogramowania łamiącego zabezpieczenia. W dniu 1 marca rozpoczęła się batalia sądowa. Historia sporu tej instytucji z Apple sięga roku 2014. Zdaniem urzędników, nie można stosować zabezpieczeń, które uniemożliwiają uzyskanie danych, przewidzianych w określonych okolicznościach przez prawo. (SMSy, zdjęcia, filmy, kontakty, nagrania audio i historie połączeń). Straszono, że uzyskanie takich danych może mieć znaczenie dla życia wielu ludzi.

Firmę Apple popiera także Google, który jednak nie stosuje w swoim systemie Android tak wyszukanych mechanizmów zabezpieczeń.

Apple boje o prywatność użytkowników

 

Dane w telefonach Apple są począwszy od iOS8 szyfrowane i nie można ich odczytać bez znajomości hasła. Po kilku próbach jego złamania, następuje opóźnienie, a następne kilka prób powoduje wykasowanie danych.

W trakcie śledztwa FBI po strzelaninie w San Bernardino (2 grudnia 2015) próbowano odczytać dane z telefonu terrorysty. Apple poradził FBI, aby zsynchronizował telefon z chmurą, a wówczas dane będzie można odczytać z serwera. Jednak hasło do synchronizacji zostało na telefonie wyzerowane. FBI zażądało stworzenia oprogramowania łamiącego zabezpieczenia (backdoor). Firma Apple odmówiła.

Sprawa z San Bernardino wydaje się dla FBI jedynie pretekstem. Pojawiły się spekulacje, że to FBI spowodowało reset hasła, umożliwiającego synchronizację danych, by uzasadnić potrzebę stworzenia oprogramowania łamiącego zabezpieczenia. W dniu 1 marca rozpoczęła się batalia sądowa. Historia sporu tej instytucji z Apple sięga roku 2014. Zdaniem urzędników, nie można stosować zabezpieczeń, które uniemożliwiają uzyskanie danych, przewidzianych w określonych okolicznościach przez prawo. (SMSy, zdjęcia, filmy, kontakty, nagrania audio i historie połączeń). Straszono, że uzyskanie takich danych może mieć znaczenie dla życia wielu ludzi.

Firmę Apple popiera także Google, który jednak nie stosuje w swoim systemie Android tak wyszukanych mechanizmów zabezpieczeń.