Co Lech Wałęsa podpisał?

Rok 2013: Nie znam żadnego przypadku, który by nie podpisał papierów SB. W tamtych czasach każdy podpisywał. Ja wtedy nie wiedziałem, że można nie podpisać, ale to nie było nic czego miałbym się wstydzić […]. Ja z nimi nie współpracowałem, w żadnym wypadku.

Po ujawnieniu „teczki Kiszczaka”: prawdą było że Pan zgubił pieniądze na kupno samochodu i dodatkowo kontrolowano Panu wydawanie pieniądze w pracach operacyjnych .W tedy ja się na Pana płaczącą prośbę zgodziłem podpisałem podobne papiery , ale Pan pod przysięgą obiecał że wszystkie te papiery wrócą do mnie a na pewno będą zniszczone . Był Pan nie esbekiem a kontrwywiadem .Nie widziałem Pana więcej po tym zdarzeniu , zastąpiono Pana myślałem wtedy różnie ,ale i tak że nastąpiła wpadka tego pomysłu i Pana usunięto . Bo jak Pan wie Pan zdobył moje zaufanie pewnymi Pańskimi zachowania mi które uznałem w tedy za sympatyzujące z moją walką .Ja Panu pomogłem i dotrzymałem słowa ,jednak dziś Pan musi powiedzieć prawdę A prawda jest że te materiały są podrobione a oparte na tamtym wytworzonym zdarzeniu .

Kilka dni później (w dniu w którym odbyły się demonstracje KOD oraz nastąpił przeciek, że Komisja Wenecka staje po stronie Targowicy): Jeszcze raz oświadczam nie uczestniczyłem w tworzeniu tych dokumentów .Zastanawia mnie czy tworzyła to władza komunistyczna czy już postkomunistyczną .To sią okaże po zbadaniu w układzie międzynarodowym niezależnie od wyników IPN. Nie można tego tak zostawić.

Z alchemii powstała chemia, z astrologii – astronomia, a ze znachorstwa wyłoniła się medycyna. Może za jakiś czas z ekonomii też wyłoni się jakaś nauka?

Naukowości ekonomii broni laureat Nagrody Nobla w tej dziedzinie Robert J. Schiller (sama ta nagroda jest oszustwem, gdyż to Bank Szwecji nazwał tak sobie swoją nagrodę). Według Schillera naukowość ekonomii psuje jej związek z polityką: „kiedy skupimy się na polityce ekonomicznej, w grę zaczyna wchodzić wiele czynników nienaukowych”. Jego zdaniem ekonomia ma więcej wspólnego z inżynierią, niż z naukami ścisłymi. Wyobraźmy sobie zatem inżyniera, który mówi: program do obsługi wyborów nie działał, bo przy jego budowie zadziałało mnóstwo czynników nienaukowych. Kogo to obchodzi? Inżynier ma zbudować produkt zgodnie z zasadami inżynierii, a czynniki nienaukowe mogą być brane pod uwagę jako dane (na przykład: program ma być idioto-odporny, czyli intuicyjnie prosty i przewidujący błędne działanie użytkownika). Pojawiają się one także przy użytkowaniu produktu. Te same dane astronomiczne mogą zostać użyte do zaprojektowania rakiety, czy też postawienia horoskopu. Inżyniera tworzącego bazę takich danych nic to nie musi obchodzić. Czy ekonomia jest w stanie dostarczyć taki produkt? Jest to co najmniej wątpliwe. Najgorsze jednak jest to, że poziom argumentacji laureata nagrody Nobla jest wyznacznikiem poziomu ekonomistów. Ich kompletnie nie obchodzi fakt, że dostarczają politykom i społeczeństwu buble.

Podobno we wszystkich postkomunistycznych krajach UE zachował się podział na „my” i „oni”. W czasach komuny to była granica przyzwoitości. To nie oznaczało, że po „naszej” stronie byli wyłącznie ludzie bezkompromisowi. Każdy sobie wyznaczał granice kompromisów i granice wolności. Parafrazując Jana Pawła II można powiedzieć, że każdy miał swoje Westerplatte. W totalitarnym państwie rzadko kogo było stać na postawę całkowicie bezkompromisową. Nawet niezłomny poeta Zbigniew Herbert musiał prosić władzę o paszport, by móc wyjechać za granicę.

Kiedy będąc w wojsku pod koniec lat 80-tych zapytałem o możliwość wysłuchania przez radio w świetlicy Mszy Świętej, stałem się politycznie podejrzany i musiałem odbyć kilka rozmów z oficerem politycznym. Domagał się deklaracji, że złożę przysięgę. Powiedziałem mu, że nie zamierzam kopać się z koniem i jedynie zmilczę ten sojusz z armią radziecką. Jemu chodziło wyłącznie o to, żeby to nie była forma demonstracji. Kompromis. Byli tacy, którzy odmawiali i ponosili konsekwencje. Byli też tacy, którzy aktywnie występowali przeciw komunistom, ryzykując życie. Ale byli też ludzie gotowi na wszystko dla przepustki, talonu, awansu. Większość ludzi - zdając sobie sprawę z własnej słabości, nie była skłonna do ferowania wyroków, a zbytnia uległość wobec władzy budziła raczej niesmak niż oburzenie. Jakie zatem było kryterium dzielącą społeczeństwo na „my” i „oni”? Moim zdaniem zdolność do stawania w prawdzie. Złożyłem przysięgę w komunistycznym wojsku i to nie było dobre. Kropka. Nie będę się usprawiedliwiał tym, że wszyscy tak robili, że takie były czasy, że to nieważne. Poniosłem porażkę, ale ona nie była decydująca w walce o moje Westerplatte.

Gdy Lech Wałęsa mówi, że nie dał się złamać, to oznacza iż w jego ocenie swoją walkę wygrał. To dlatego tak druzgocący jest wyłaniający się z jego wystąpień obraz człowieka całkowicie zakłamanego.

Ameryka wszystkiego za dużo. Nie chodzi o zwykły problem nadmiaru – gdy nie martwimy się, aby coś się nie zmarnowało. Chodzi o problem obfitości – prowadzący do utraty jednego z głównych motywów działania. Skoro można mieć wszystko w każdej chwili, to czy jest to coś warte? Zastanawia się nad tym pewien amerykański finansista i bloger – cytowany przez popularny businessinsider.com.

Jednym z podanych przez niego przykładów jest firma Apple, która może może mieć tyle pieniędzy, ile zechce i to praktycznie za darmo. Oni nie mają pojęcia, co z tym zrobić. Rząd USA – podobnie jak rządy Niemiec i Japonii też może pożyczyć za darmo. To się wiąże z brakiem ryzyka inwestycji. Bo i tak jest za dużo wszystkiego: funduszy dla startupów, pieniędzy dla mega-korporacji, treści dla mediów, telewizji, muzyki, głosów politycznych. Wszystko to tworzy toksyczny system, którego jedynym środkiem naprawy jest katastrofa.

Dla zilustrowania absurdu obfitości opisano pomysł na firmę sprzedającą studolarówki po 90 dolarów („Hundred Dollar Bill Store”). Na każdej transakcji będzie 10 dolarów straty. Jednak można zrobić w ten sposób miliardy przychodów rocznie, zyskać miliony użytkowników i każdemu z nich pokazać reklamy – co może nawet pozwolić uzyskać próg rentowności. Wzrost użytkowników rzędu 1000% miesięcznie i debiut giełdowy wszech czasów. A wtedy już niech ktoś inny się martwi jak sprzedać 100 dolarów po osiemdziesiąt pięć.

Czy Ameryka ginie z powodu obfitości?

Dla nas ważniejszym pytaniem jest to, czy ta obfitość nie wiąże się z politycznymi i gospodarczymi perturbacjami na całym świecie. Czy ta obfitość nie dotyczy także władzy super-mocarstwa? W „Rzeczpospolitej” kolejny propagandowy tekst na temat układu o wolnym handlu UE-USA (TTIP). Ani słowa o SDS, GMO, prawie autorskim i innych drażliwych kwestiach. No i oczywiście cenzura komentarzy. Wspomina się tylko o „sugestiach”, że „ofiarami" liberalizacji staną się wieprzowina oraz kukurydza, ale wspomina się o tym bardzo delikatnie, bo wiadomo że unijni rolnicy są bardzo wrażliwi na samo słowo „liberalizacja". Nie ma też oczywiście wzmianki o tym, że TTIP jest poważnym zagrożeniem dla Polski. Najważniejsze, aby amerykańskie korporacje miały pole do ekspansji. Choć to nie jest dobre dla nikogo – nawet dla Amerykanów.

Donald Trump wygrał kolejne prawybory w USA zdobywając prawie 46% głosów (startowało 5ciu kandydatów). Oczywiście jak zwykle, gdy establishment okazuje się zbyt głupi, aby zachować przynajmniej pozory służby społeczeństwu – polskie media głoszą, że to wina „słabo wykształconych i dość sfrustrowanych wyborców, którym w ostatnich latach gorzej się powodzi” (choć Trump wygrał w prawie każdej możliwej kategorii wyborców – a wśród Latynosów którym chce postawić mur zdobył aż 47%). Trump jako przedsiębiorca traktuje politykę jak biznes. Odgadł potrzeby i dostarcza oczekiwany towar: siebie. Jeśli przed wtorkiem uda się republikańskim bonzom skłonić do wycofania wszystkich kandydatów poza ich faworytem Marco Rubio, to jest jeszcze cień szansy na zatrzymanie Trumpa (we wtorek głosuje 11 stanów wystawiających 595 kandydatów). Wtedy zapewne Trump i tak wystartuje jako niezależny kandydat, więc zwiększą się jedynie szanse Clinton. Bardzo więc wątpliwe, by Republikanom udało się go powstrzymać. Dla republikanów ta sytuacja to najgorszy koszmar. Dla Polaków też. Chiny pozostaną głównym przeciwnikiem USA, ale strategia walki z nimi całkowicie się zmieni. Bliska współpraca rosyjsko-amerykańska będzie oznaczać całkowitą marginalizację Polski. Oby tylko tyle. Co się stanie z Ukrainą? To chyba poza Polakami i Ukraińcami nikogo nie będzie już obchodzić.