Za sprawą prezesa PZU wrócił pomysł na odkupienie od właścicieli części banków. Prezes Klesyk uważa, że banki od 6. do 20. miejsca nie mają szansy przetrwać. Chce kupić 2-4 mniejsze banki, aby stworzy duży podmiot bankowy.

Ten pomysł jednak kryje w sobie wiele niebezpieczeństw. Współczesna bankowość to hazard. Jednym z jej problemów jest granie oszczędnościami klientów. Dla branży ubezpieczeń jest to szczególnie niebezpieczne (zwłaszcza jeśli mamy do czynienia z klasycznymi ubezpieczeniami na życie). To zaangażowanie w hazard nie jest widoczne w bilansach. Istnieje więc niebezpieczeństwo kupienia tykającej bomby.

Zbigniew Kuźmiuk zwraca uwagę na to, że szykuje się znaczne osłabienie rentowności sektora bankowego. Warto więc nieco poczekać z tymi zakupami.

De facto repolonizacja już się zaczęła, a udział obcego kapitału w polskiej bankowości maleje:

źródło: bankier.pl - na podstawie danych KNF

Financial Times opublikował roboczą wersję oferty, jaką Eurogrupa przedstawiła Grekom. Jest w tym dokumencie propozycja czasowego opuszczenia strefy euro przez Grecję. Jest to pomysł niemieckiego ministra finansów. Mówi on wiele o mentalności tego człowieka. Jak komentuje to jeden amerykańskich portali biznesowych, jest oczywiste, że jeśli Grecja opuści strefę euro, to albo ich gospodarka stanie na nogi i nie będą drugi raz chcieli wchodzić do tej samej wody, albo nastąpi wielki krach i nikt ich w strefie euro nie zechce. Amerykanie patrzą na to z daleka i trudno ich posądzać o stronniczość. Nie ulega dla nich wątpliwości, że oferta przedstawiona Grekom jest „rzeczywiście straszna (a także obraźliwa)”. Jest też głupia – bo nie prowadzi do rozwiązania problemu. Jednym z problemów Grecji jest oligarchizacja gospodarki. Proponowanie w tej sytuacji wyprzedaży wszystkiego (tak zwanej „prywatyzacji”) to zwykły bandytyzm. Na dodatek Eurogrupa (czytaj: Niemcy) zażyczyli sobie aby grecki rząd przekazał majątek wartości 50mld euro funduszowi powierniczemu, który zajmie się jego „upłynninieniem”. Oczywiście fundusz ma być pod kontrolą „niezależnych fachowców” z UE.

Atak zachodu na kolebkę cywilizacji nie jest ani przypadkowy, ani nie jest jedynie próbą realizacji interesów gospodarczych. Nie można go rozpatrywać wyłącznie w kategoriach ekonomicznych, choć kryzys ekonomiczny jest dominującym aspektem ostatnich wydarzeń. Przygniatający Grecję dług liczony w liczbach bezwzględnych jest niewielki. Daleko im do rekordzistów (nie ma ich nawet w pierwszej 20-tce).

Nawet jeśli policzymy procentowo względem PKB lub na głowę mieszkańca – grecki dług nie jest największy:

[źródło]

Tylko niewielka część zadłużenia jest obecnie bezpośrednio wobec prywatnych banków, które z pewnością poczyniły z tego tytułu odpowiednie rezerwy. Tu nie chodzi więc o pieniądze ani o stabilność systemu walutowego. Bliższe prawdy jest stwierdzenie, że chodzi o władzę banksterów, którzy nie mogą okazywać pobłażliwości.

Jednak patrząc na to z jeszcze szerszej perspektywy – widzimy, że ten kryzys ma o wiele większe znaczenie. Niezależnie od tego jak on się zakończy – jest to porażka Europy, jako wspólnoty wartości, opartej przede wszystkim na racjonalizmie i dialogu. Najwyraźniej „gnijący zachód” zatraca instynkt samozachowawczy, a Europejczykom brak odwagi w rozumnym poszukiwaniu rozwiązań pojawiających się problemów.

Rozum jest atrybutem wyróżniającym człowieka wśród wszystkich stworzeń. Nie zawsze jednak odgrywał on w dziejach ludzkości taką samą rolę. Dla cywilizacji Wschodu refleksja prowadziła do zrozumienia sytuacji człowieka we Wszechświecie. Racjonalne postępowanie polegało na działaniu w zgodzie z naturą. To nadawało życiu sens i pozwalało minimalizować towarzyszące życiu cierpienia. Grecy byli łącznikiem między cywilizacją wschodu i cywilizacją zachodu. Potrafili się zachwycić samym zdobywaniem wiedzy i odkrywaniem harmonii w otaczającym nas świecie. Poszukiwali nie tylko praw przyrody, ale także zasad rządzących ludzkim myśleniem, komunikacją i działaniem. Takie podejście do rzeczywistości upowszechniło się przez wieki, pozwalając na dynamiczny rozwój techniki i nauk przyrodniczych.

Ekonomiści często uprawiają gusła. Na podstawie wątpliwych skojarzeń budują łańcuchy przyczynowo skutkowe. Jednostkowe wydarzenia biorą za wystarczającą przesłankę objaśniającą. Prorokują przyszłość na podstawie przeszłości, nie troszcząc się o to, czy zostaną zachowane takie same uwarunkowania. Itd… itp… Można by ciągnąć tą listę, ilustrując ją wieloma przykładami.

Jednak nie należy stąd wysnuwać wniosku, że racjonalna ekonomia nie jest możliwa. Statystyka – często nadużywana i krytykowana – jednak opisuje wiele zjawisk dość dobrze. Reakcje ludzi można w dużym stopniu przewidzieć, a modele komputerowe pozwalają na sensowne symulacje. Dlatego przemyślane decyzje ekonomistów nawet w trudnych i nie sprzyjających warunkach mogą prowadzić do założonego celu.

Ostatnio w prasie głośno jest o dwóch takich przypadkach. Pierwszy dotyczy amerykańskiego systemu ubezpieczeń zdrowotnych „Obamacare”. Okazuje się, że wbrew krytykom – ilość ludzi bez ubezpieczenia zmniejsza się dokładnie tak jak przewidziano:

Drugi przykład dotyczy giełdy w Szanghaju. Działania chińskich władz spowodowały odwrócenie trendów i coś, co wyglądało na krach skończyło się wzrostami indeksu Shanghai Composite o około 10% w 2 dni.

375

Obydwa te przypadki pokazują, że polityka gospodarcza ma sens i może być skuteczna.

Wydawać się mogło, że z chwilą gdy Grecy zaakceptują „realistyczny plan reform”, przynajmniej rozpocznie się debata nad możliwością oddłużenia tego państwa. Wszak „król Europy” mówił, że konieczna jest strategia win-win i w zamian za zobowiązania do reform, Grecja powinna dostać szansę na wyjście z zadłużenia. A chyba nikt nie wierzy w to, że on coś może chlapnąć bez wiedzy Merkel. Tymczasem w piątek „światli ludzie” całego świata popadli w euforię z powodu „kapitulacji” Grecji. Niemcy pisali o „nawróceniu”, albo „udomowieniu” (brakło tylko „wytresowania”).

Chyba jednak triumfalizm zachodu był przedwczesny. Greckie władze nie wyglądają na dostatecznie wytresowane: domagają się spłaty kredytów z czasów II wojny światowej oraz zwrotu zrabowanych przez Nazistów zabytków należących do ich kraju. Rząd z Aten zagroził nawet przejmowaniem niemieckich aktywów w ich kraju jako rekompensatę za zbrodnie hitlerowskie. Niemców to oburza w 70 lat po zakończeniu II wojny światowej.

Ciekawe co w tym oburzającego? Adolf Hitler 4 maja 1941 powiedział: dla zachowania prawdy historycznej należy stwierdzić, że z wszystkich naszych przeciwników tylko Grecy walczyli z najwyższą odwagą i lekceważeniem śmierci. Ten naród więc tak szybko nie "skapituluje". W każdym razie na pani Merkel nie powinna planować tam wakacji. Bo obraźliwe transparenty (jak ostatnio: "Córko Hitlera, won z Grecji, nie chcemy IV Rzeszy") to minimum przykrości jakie mogłyby ją tam spotkać.

Dla kontrastu można zestawić z Grekami „światłych ludzi” znad Wisły. Urzędujący jeszcze (niestety) prezydent Komorowski pojechał ze swoją ostatnią wizytę do Niemiec. Na uroczystości ku czci autora poniższych słów: Miejscowa ludność to niewiarygodny motłoch, bardzo dużo Żydów i mieszańców. Wokół czuje się nadzwyczajną nędzę. Jest to naród, który, aby dobrze się czuć, najwyraźniej potrzebuje batoga. Tysiące jeńców przyczynią się na pewno do rozwoju naszego rolnictwa. Niemcy mogą wyciągnąć z tego korzyści, bo oni [Polacy i Żydzi] są pilni, pracowici i niewymagający.

Dość powszechne było oburzenie po tym wybryku Gajowego. Jak zauważył jeden z blogerów – zupełnie niesłusznie, gdyż Prezydent Komorowski zrzucił maskę i poleciał czcić swojego ideologicznego mentora: Przecież te słowa są aktualne i dziś! No, prawie aktualne, bo Żydów już w Polsce prawie nie ma, a ci którzy się ostali awansowali znacznie w ciągu minionych siedemdziesięciu lat. Ale Polacy – pilni, pracowici i niewymagający – przyczyniają się do rozwoju gospodarek nie tylko niemieckiej. Korzyści z anszlusu do UE wyciągnęli wszyscy, tylko nie my. Pracowały na to wszystkie rządy od roku '89 ze szczególnym wskazaniem na gabinety Tuska i Kopacz, byśmy stali się „niewiarygodnym motłochem”, by wokół czuć było „nadzwyczajną nędzę” i by, powtórzę, kraje starej Unii mogły „wyciągnąć korzyści” z pracy Polaków.