Czarny charakter naszych mediów Jacek Kurski „doniósł” wedle tych mediów na byłego szefa MSZ: Kurski tak starł się dopiec byłemu szefowi MSZ, że nawet przedstawił śledczym kalendarz spotkań, który sam przygotował na podstawie stron internetowych www.msz.gov.pl, www.radeksikorski.pl, kalendarza posiedzeń Sejmu, w których uczestniczył Sikorski i zestawienia dni wolnych od pracy w 2011 r. W oparciu o te dane Kurski przedstawił szczegółowe, matematyczne wyliczenia, które w jego ocenie wskazują, iż przejechanie przez Radosława Sikorskiego prywatnym samochodem 32 000 km w roku 2011 było niemożliwe”.

No i po co mu to było? W tej samej gazecie donoszą (wróć – to dziennikarze, więc chyba raczej „informują”): Po analizie zgromadzonego materiału dowodowego brak jest podstaw do stwierdzenia, iż posłowie dopuścili się przestępstwa - ogłosiła Prokuratura Okręgowa w Warszawie. Śledczy badali, czy w związku z rozliczeniem wyjazdów służbowych prywatnymi autami wprowadzani w błąd byli pracownicy Kancelarii Sejmu oraz czy parlamentarzyści poświadczali nieprawdę.

A wyliczenia Kurskiego? Kto by sobie tym głowę zawracał – wszak to tylko matematyka. Jak by to wyglądało, gdyby prokuratorzy zaczęli posługiwać się kalkulatorem (nie wiadomo nawet, czy wszyscy potrafią). To tylko jątrzące „pisiory” chcą wszystkich rozliczać. Nie podoba im się na przykład, że rząd urządza sobie wycieczki po kraju ("wyjazdowe posiedzenia"). Niegospodarność? A jak nazwać wrześniowe referendum. Przedstawiciel Ruchu Kukiza (to jednak nie tylko pisiory brużdżą?) zauważa: „Referendum jest inicjatywą prezydenta Bronisława Komorowskiego, ale ani go nie promuje, ani nie dba o edukację obywateli w zakresie przedmiotowym tejże inicjatywy". To on nie wie, że to było w kampanii wyborczej? Że „wszystkie ręce na pokład”? Czy tego chcemy – czy nie. Ciekawe, kto zapłaci i w jakiej formie za fikcyjne budowanie obwodnicy Inowrocławia. Pytanie o to, czy zajmie się tym prokurator jest (chyba?) retoryczne.

 

Przeglądanie popularnych portali o profilu ekonomicznym jest zajęciem stresującym. Człowiek zastanawia się: kto wymyśla te tytuły, po co i dla kogo?

Oto bieżące tytuły z jednej tylko strony:

1. Jak uniknąć Grexitu? Ateny powinny pójść śladem Argentyny”:

Następstwem tego [zerwania ze sztywnym kursem peso do dolara] było rozbicie gospodarki.PKB skurczyło się o 15 proc., inflacja wzrosła o 40 proc., a finanse gospodarstw domowych i firm zostały okaleczone. Do dzisiaj kraj jest odcięty od międzynarodowych rynków kapitałowych.

Jednak z pomocą międzynarodowych instytucji latynoamerykańskiemu państwu udało się powrócić na ścieżkę wzrostu”.

Dalej jest trochę więcej rozsądku (może dlatego, że tekst jest przedrukiem, a nie pochodzi z produkcji rodzimych ekonomistów).

2. „Na własne życzenie tracimy kontrolę nad bezpieczeństwem finansowym”: jest to wierna kopia artykułu z www.obserwatorfinansowy.pl, poświęconemu nowym regulacjom dotyczącym grup bankowych. Poza tytułem. Oryginalny był za mało sensacyjny? Sam artykuł przedstawia interesujące informacje dotyczące kierunku zmian: „w Europie następuje równolegle kilka procesów związanych z konstytuowaniem unii bankowej i jej mechanizmów. Zręby prawne zostały już uchwalone w postaci rozporządzenia CRR mówiącego o adekwatności kapitałowej banków. Drugi fundament prawny to dyrektywa CRD IV, która wprowadza m.in. dodatkowe bufory kapitałowe dla banków i sposoby posługiwania się nimi przez nadzory makroostrożnościowe.

Trzeci – to uporządkowana upadłość i likwidacja banków, czyli mechanizmy resolution opisane i usankcjonowane w dyrektywie BRR, a zwłaszcza – co dla Polski najbardziej istotne ze względu na strukturę właścicielską naszego sektora – resolution wielkich grup działających w wielu krajach”.

Natomiast dywagacje na temat tego, dlaczego Polska nie uczestniczy w tych pracach są nie na miejscu. Chyba nie ma chętnych w UE do zbudowania takiej kolonii baksterskiej jak u nas?

3. Na deser nieocenieni eksperci od giełdy: „Politycy uderzyli w polską giełdę. WIG20 najniżej od 2012 roku”. Na czytanie szkoda czasu. Wystarczy wspomnieć, że w tym samym czasie, gdy WIG spadł o 0,24%, zarówno niemiecka giełda jak i amerykańska odnotowały spadki powyżej 1%. Tam także sięga długa ręka PiS'u?

Niemcy szantażem zmusili Polskę do przyjecia uchodźców z Afryki. Co uzyskaliśmy w zamian? Domniemaną zgodę na przedłuzenie embarga dla Rosji. Co jeszcze jesteśmy poświęcić dla kultywowania nienawiści do Rosjan? Chyba wszystko – wszak u nas uczucia najważniejsze. A według Witolda Modzelewskiego, na nasze decyzje rzutuje uczucie pogardy. „POGARDA mająca w swoim tle ukrywany STRACH. Aby się dowartościować, udowodnić sobie, że jesteśmy lepsi, bo „należymy do Zachodu” i „wolnego świata”, sięgamy po dość „oryginalny” zestaw środków w postaci piętnowania innych, którzy są od nas gorsi, kim moglibyśmy, przynajmniej w słowie, pomiatać”.

Tymczasem Niemcy kierują się pragmatyzmem i guzik ich obchodzą uczucia, albo i interesy Polski. Dlatego embargo – nie embargo - interesy robić trzeba: Międzynarodowa polityka sobie, a interesy państw i korporacji sobie. Mimo nałożonych na Rosję w związku z wojną na Ukrainie sankcji Gazprom ma poparcie zachodnich partnerów, w tym Niemiec, dla rozbudowy o dwie dodatkowe nitki Gazociągu Północnego – Nord Stream.

 

Lukrowany obraz rzeczywistości, prezentowany w naszych mediach może być równie nieznośny, jak kiczowata telenowela. Zwłaszcza gdy mamy świadomość, że to może być element manipulacji. Polskie audycje informacyjne są okraszane chwytającymi za serce historiami, które mają mobilizować społeczeństwo do charytatywnej działalności. Niezależnie od intencji autorów, te materiały służą zmiękczaniu widzów, aby łatwiej uwierzył w sączoną dzień w dzień propagandę. Takie gombrowiczowskie „upupianie” (brak autentyzmu). Postawiona w „Ferdydurke” teza, że „przed pupą nie ma ucieczki” bywa podważana przez ludzi przekonanych, że autentyzm można odnaleźć w sztuce. Okazuje się jednak, że nie tylko. Autentyczna jest także nienawiść. Możemy żywić przekonanie, że nienawiść jest obca prawdziwej naturze człowieka. Jednak człowiek posiada zdolność do autentycznego jej przeżywania. Jej rezultaty coraz częściej pojawiają się w przestrzeni publicznej w coraz bardziej szokujących informacjach: zaszczuty nastolatek popełnił samobójstwo, pojawiły się jakieś obrzydliwe ataki na Jana Pawła II, albo ktoś szydził z czyjejś śmierci. To już niestety nie są pojedyncze wybryki. Wśród osób kontestujących „system” pojawiają się internetowe subkultury ludzi zafascynowanych szerzeniem zła. Często gromadzą się one wokół portali typu imageboard. Tworzą swój własny język i traktują „hejtowanie” i „trolling” jako zupełnie normalny sposób ekspresji. Pojawiają się nawet określenia w rodzaju „wybitny troll”.

Chyba wszyscy ekonomiści są zgodni co do tego, że grecki kryzys najłatwiej rozwiązać wprowadzając drachmę zamiast euro. Dzięki własnej walucie państwo odzyska możliwość dostosowania polityki monetarnej do realiów krajowej gospodarki. Brzmi dobrze i nadaje się na hasło polityczne. Przynajmniej póki nie zechcemy zrozumieć co to dokładnie znaczy. Ekonomiści tego nie kryją, choć cała ich mądrość skupia się na sprzedaniu społeczeństwu złych rozwiązań jako wybawienia. Gdyby byli uczciwi, powiedzieliby wprost coś w rodzaju „musimy doprowadzić do nędzy jeszcze milion ludzi, aby ustabilizować sytuację”. Zamiast tego mówią o „konkurencyjności” (w przypadku Polski sprzedano nam balcerowiczowską mądrość o konieczności „zaciskania pasa”).

Jak wyglądałby scenariusz zdarzeń po wprowadzeniu drachmy? To jest dość łatwe do przewidzenia. Grecję często porównuje się z Argentyną, w której utrzymywany przez 10 lat sztywny kurs peso do dolara działał podobnie jak wspólna waluta w Grecji. Skończyło się to strasznym kryzysem, rozruchami (kilkadziesiąt ofiar śmiertelnych) i koniecznością skokowej dewaluacji waluty oraz zerwania ze sztywnym kursem (1:1 wobec dolara). Wystarczyła zmiana polityki monetarnej, aby Argentyna wyszła z kryzysu? Chyba jednak nie do końca. Argentyna zaprzestała spłacania długów w roku 2002. Po kilku latach doprowadziła do jego redukcji, ale do dzisiaj jest gnębiona za przez amerykańskie „sępie fundusze” i amerykańskie sądy. Już po redukcji zadłużenia, w relacji do PKB dług przekraczał 100%. Po przywróceniu notowań na wolnym rynku kurs peso szybko spadł od 1,4 do 3,5 peso za dolara (obecnie na czarnym rynku kurs dochodzi do 13 peso za dolara). Inwestorzy w panice wycofali się z Argentyny Zbankrutowało tysiące przedsiębiorstw. W rok po rozpoczęciu reform prasa donosiła: Według najnowszych danych rządowych stan ubóstwa społeczeństwa osiągnął najwyższy poziom w historii. Prawie 60 procent mieszkańców Argentyny żyje obecnie na granicy lub poniżej granicy ubóstwa.W ciągu ostatniego roku żywność podrożała o 80-90 procent, a w niektórych przypadkach jeszcze więcej. Specjalne bony, które dano nam, bezrobotnym, całkowicie straciły wartość i praktycznie nic już nie można za nie kupić- mówią Argentyńczycy.

Mniej więcej tak właśnie wygląda „odzyskiwanie konkurencyjności” o którym mówią ekonomiści. Ich nie interesuje ani rosnąca nędza, ani groźba rewolucji (wprawa z jaką „zachód” zyskał w „szerzeniu demokracji” na całym świecie pozwala im spać spokojnie).

Do wyjątków należą publikacje, w których ekonomiści zastanawiają się nad możliwie bezbolesnym procesem powrotu do waluty narodowej. Do takich wyjątków należy wywiad ze Stefanem Kawalcem, który podaje przepis bezbolesne rozwiązanie strefy euro. Jego zdaniem należałoby rozpocząć od opuszczenia strefy euro przez najsilniejsze gospodarki (a więc na początek Niemcy). Spowodowałoby to dewaluację euro i dostosowanie jego kursu do nieco słabszych gospodarek, które skorzystałyby z okazji, aby także spokojnie wrócić do waluty krajowej.

Wygląda to rozsądnie – przynajmniej w teorii. Ale z ekonomistami jest niestety analogicznie jak ze społecznością w opowiadaniach Gogola, który w „Martwych duszach” pisał „jeden tam tylko jest porządny człowiek: prokurator; ale i ten, prawdę mówiąc, świnia”. Pasuje jak ulał – łącznie z tytułem książki. Euro jest realną alternatywą dla dolara (jako waluta rezerwowa). Likwidacja strefy euro spowodowałaby olbrzymie perturbacje finansowe związane z nagłą utratą wartości zgromadzonych w euro oszczędności.