Komunikator na smartfony WhatsApp jest produkowany przez firmę o takiej samej nazwie, założonej w 2009 roku przez Amerykanina Briana Actona i Ukraińca Jana Kouma. Firma zatrudnia jedynie 55 pracowników. Ponieważ komunikator jest wolny od reklam, całość dochodów stanowi roczny abonament od użytkowników. Ponoć jest tych użytkowników już kilkaset milionów, ale duża część z nich jest zwolniona z opłat.

WhatsApp nie jest więc jakimś wyjątkowo dochodowym przedsięwzięciem. Nie wyróżnia się też unikalną funkcjonalnością. Porównywalny z nim jest polski komunikator Toki. Cechą, która tak naprawdę wyróżnia aplikację WhatsApp jest to, że używanie jej przypadło do gustu użytkownikom bardziej niż komunikacja za pośrednictwem Facebooka. Podobno Facebook traci użytkowników właśnie na rzecz WhatsApp (oraz Snapchat'a). Po nieudanej próbie przejęcia Snapchata, Facebook postanowił kupić WhatsApp. Łączna wartość transakcji to niewyobrażalna wręcz kwota 19mld USD (4 mld w gotówce + akcje Facebooka). Prezes WhatsApp Jan Koum będzie nadal pełnił tą funkcję.

Ceny akcji Facebooka po tej transakcji spadły. Bo z ekonomicznego punktu widzenia to nie ma żadnego sensu. Ale portal www.businessinsider. com wylicza szereg argumentów za tą transakcją. WhatsApp jest najszybciej rosnącą firmą (pod względem ilości użytkowników) w historii. Program jest mało kosztowny w utrzymaniu i ma doskonałe perspektywy rozwoju.

Dwa podstawowe problemy związane z rozwojem medycyny, to brak możliwości zapewnienia wszystkim każdej dostępnej terapii oraz rosnące wydatki na ochronę zdrowia. Wbrew pozorom pierwsze z tych ograniczeń ma charakter fundamentalny (można zmniejszać jego znaczenie, ale nie można go unieważnić), podczas gdy drugie jest jedynie pochodną aktualnego systemu społeczno-gospodarczgo. Wprawdzie przemysł farmaceutyczny dostarcza nadmiaru leków, ale wiele usług medycznych (na przykład przeszczepy) musi mieć ograniczony zasięg. Dominuje przekonanie, że w tej sytuacji powinny w pierwszym rzędzie być brane względy humanitarne, a nie grubość portfela. Ratujemy życie najpierw młodej matce, a nie starcowi. Jednak w większym (USA) lub mniejszym (Europa) stopniu, pieniądze wpływają na dokonywane wybory.

Różnica między Europą i USA jest związana także z tym, że wyższe podatki w Europie (VAT) pozwalają na finansowanie bardziej szczodrych systemów socjalnych.

Portal usnews.com publikuje ranking najlepszych zawodów w USA. Na pierwszym miejscu programista (Software Developer), dalej analityk systemów komputerowych, dentysta, samodzielna pielęgniarka (nurse practitioner – zawód nie znany w Polsce), aptekarz, pielęgniarka (registered nurse), fizjoterapeuta, lekarz, web developer.

 

W rankingu wzięto pod uwagę nie tylko zarobki, ale też poziom satysfakcji z pracy. Dlatego lekarze przy medianie zarobków (blisko $190tys rocznie) zajmują dopiero ósme miejsce, gdy tymczasem zarabiający o połowę (!) mniej programiści zostali sklasyfikowani na pierwszym miejscu.

Ciekawostką może być to, że zarobki programistów są zbyt małe, aby zakupić dom w San Francisco. W tym mieście (koło którego usytuowana jest słynna Dolina Krzemowa), aby dostać kredyt na zakup domu, trzeba zarabiać co najmniej $115tys (w Nowym Jorku, który nie jest przecież tani, wystarczy $66tys).

W Polsce płace programistów są oczywiście dużo mniejsze. Doświadczony programista może zarobić do 60-70tys złotych rocznie (a więc ¼ tego co w USA).

Prezentując bardzo dobre wyniki SKOK'ów za ubiegły rok, spółdzielcy podkreślili, że „sukces ten udało się osiągnąć mimo niestabilnego otoczenia prawnego Kas oraz restrykcyjnych, utrudniających SKOK-om codzienną pracę działań Komisji Nadzoru Finansowego”.

Z drugiej strony w takim systemie finansowym, jaki mamy w Polsce trudno nie odnieść sukcesu. Lichwiarskie oprocentowanie kredytów w bankach i minimalne oprocentowanie odsetek sprawiają, że jedynie oszustwa i wyłudzenia na masową skalę mogą zaszkodzić instytucjom finansowym. Tymczasem wbrew powszechnej opinii poziom złych kredytów maleje wraz ze zmniejszaniem kwoty kredytu (stąd sukces mikrokredytów).

Spółdzielczość bankowa na pewno ma przyszłość, zwłaszcza jeśli zaangażuje się w rozwój nowoczesnych form płatności (w tym wsparcie dla walut komplementarnych).

Procesor uniwersytetu w Cambridge, Kamal Munir opisuje efekty głośnych do niedawna metod walki z ubóstwem poprzez zwiększenie dostępu do kapitału.

 

W 1976 roku przeprowadzono w ubogiej i zniszczonej powodzią miejscowości Jobra, w Bangladeszu, mały eksperyment. Profesor Muhammad Yunus ,wykładowca ekonomii na Uniwersytecie w Chittagong odwiedził wioskę i widząc rozpaczliwe ubóstwo postanowił tam pożyczyć około 27 dolarów ( bez odsetek ) kilku poznanym tam kobietom. Ku jego zaskoczeniu, te kobiety zainwestowały pieniądze w skromne przedsięwzięcia handlowe i spłaciły pożyczkę z podziękowaniem. Ten mały eksperyment miał się stać początkiem rewolucji znanej jako mikrokredyty. Tysiące organizacji pozarządowych wykorzystało miliardy dolarów pomocy do udzielania mikro-pożyczek biednym społecznościom.

 

W 2005 r. sekretarz generalny ONZ Kofi Annan uznał mikrokredyty za kluczowe narzędzie zwalczania ubóstwa, Yunus otrzymał pokojową nagrodę Nobla.

 

Jednak w ostatnich latach ta akcja zaczęła ulegać wynaturzeniu. Pojawiły się lichwiarskie odsetki, wymuszenia, a nawet zabójstwa. Ostatnie badania wykazały, że mikrokredyty mają pomijalny wpływ na łagodzenie ubóstwa

 

Przyczyną jest wzrost kosztów utrzymania, koszty opieki medycznej i edukacji. W tej sytuacji wiele z pożyczonych pieniędzy jest faktycznie wykorzystywanych do sfinansowania konsumpcji.

 

Pojawił się nowy pomysł na walkę z ubóstwem środkami finansowymi: "integracja finansowa" (financial inclusion).Jej podstawą jest spostrzeżenie Miltona Friedmana, że jedyną różnicą między biednymi i bogatymi jest dostęp do kapitału. Czyli metoda ta oznacza zwiększenie dostępu do kredytów, ubezpieczeń i innych produktów finansowych.

 

Właściciele kapitału zyskali okazję aby „dobrze zarobić na czynieniu dobra”. Jednak zaangażowanie wielkiego kapitału wytworzyło presję na rzecz wzrostu i zysków kwartalnych. Presja ta jest przenoszona na kredytobiorców. Wykorzystywane są wyrachowane metody pozwalające ściągać z nich należności. Przy okazji niszczy się kapitał społeczny, prowadząc najbiedniejszych ku desperacji. Pomoc okazuje się innym obliczem neoliberalnego ataku, wobec którego ubodzy są bezradni.