Pod tekstem Joanny Solskiej „Dlaczego na zielonej wyspie nie ma pracy” ktoś umieścił komentarz oddający bardzo dobrze istotę sporów o tak zwany rynek pracy:

Czas wprowadzić w Polsce niewolnictwo - powinno się sprawdzić nawet w usługach! Będzie to system którego pracodawcy nie będą musieli i chcieli omijać. Chociaż też będą się skarżyć na jego małą elastyczność - co jest oczywiście uzasadnione. Tak więc, powinna być opcja, że nie pracujących niewolników przejmuje na utrzymanie państwo lub muszą wyżywić się sami -czyli system elastyczny niewolnik. Będzie to wkład naszych "elit" do rozwoju nowoczesnego świata! Tylko taka elastyczność zapewni chęć inwestowania w Polsce!  

Niemcy o swojej gospodarce: „Jej fundamentem po drugiej wojnie światowej stał się system ekonomiczny zwany społeczną gospodarką rynkową, który przyczynił się do tzw. cudu gospodarczego lat 60., a który nadal ma decydujący wpływ na funkcjonowanie niemieckiej gospodarki.”

Wszystko to prawda, ale jakby trochę niepełna.

W czasach „cudu gospodarczego” pomogła Niemcom …. demilitaryzacja. Gospodarka została przestawiona na cele cywilne i wolny rynek po prostu musiał zadziałać (zwłaszcza, że otworzył się rynek na eksport do USA zaangażowanego w wojnę w Korei).

Nie bez znaczenia są też miliardy zagrabione w całej Europie w czasie XX wojny światowej. Bilans wojny był dla Niemiec korzystny – pomimo klęski militarnej. Pomogła w tym zimna wojna, która zatrzymała planowaną częściową dezindustrializację.

Na koniec warto wspomnieć o wymianie marki na euro po zaniżonym kursie. Ich gospodarka stała się dzięki temu bardziej konkurencyjną.

 

 

Według samego FED, ta instytucja niewiele różni się w swym działaniu od NBP. Jej głównym celem jest umożliwienie wymiana (taka wielka Izba Clearingowa, jak nasz KIR). A wypracowany przy okazji zysk w zdecydowanej większości wpłacany jest do kasy rządu. Według businessinsider.com tylko $1,6mld z wypracowanych w ubiegłym roku $90,5 mld zysku poszło na dywidendy. Resztę wpłacono do kasy rządu (konkretnie US Treasury). Umieszczenie takiej informacji w artykule zatytułowanym „Oto, kto naprawdę jest właścicielem Rezerwy Federalnej”, sugeruje, że głównie amerykański rząd. Informacji o prawdziwych właścicielach próżno szukać. Tego tekstu w żaden sposób nie można traktować jako odpowiedzi na druzgocącą krytykę autora „Wojny o pieniądz”, Song Hongbinga. Nawet jeśli dostrzegamy przemilczenia i jednostronność książki chińskiego ekonomisty, robi ona wrażenie solidnego opracowania. Tymczasem teksty takie jak cytowany artykuł w businessinsider.com, to płytkie i przez to fałszywe wypracowanie na poziomie liceum. Pomniejsza on przede wszystkim absolutnie kluczową rolę FED jako instytucji emitującej pieniądze.

 

 

W dyskusji nad przyszłością firmy Apple, jaka rozgorzała po prezentacji nowych iPadów, głos zabrał Farhad Manjoo z Wall Street Journal. Artykuł jest wręcz entuzjastyczny. Według autora, nowy iPad pozwoli przejąć rolę odpowiednika Microsoftu, Intela i Della razem wziętych w komputerowym biznesie jutra. Ujednolicenie systemu operacyjnego pozwoli na podjęcie przez tablet roli PC-ta poza biurem. Ta zaleta wytworzy samonapędzający się mechanizm. Wytworzy się efekt sieci. Więcej ludzi, którzy kupią iPada, więcej programistów, wzbogacenie platformy, a tym samym przyciągnąć więcej użytkowników.

Tyle, że efekt „ujednolicenia” ma drugie dno, znane programistom w Polsce. Chcesz tworzyć aplikacje na urządzenia Apple'a, to musisz się wyposażyć w zaplecze Apple'a, które jest horrendalnie drogie.


Uaktualnienie:

Darmowy system Apple można uruchomić w formie wirtualizacji. Więc powyższe uwagi dotyczące kosztów środowiska dla programistów nie są aktualne. 


Uaktualnienie 2:

 

Informacja o możliwej wirtualizacji jest nieco przesadzona. Na odpowiedniej stronie „App Store” jest wyjaśnienie, że aby pobrać OS X Mavericks, trzeba być posiadaczem OS X w wersji co najmniej 10.6.6. Wygląda więc na to, że pan Farhad Manjoo zmajstrował jednak luźno związaną z rzeczywistością reklamę.

 

 

Niemieccy uczeni wraz z ekologami z Greenpeace dowodzą, że Polska może o połowę zmniejszyć zużycie węgla.

Jednak wcale nie musimy iść za ich radą, aby dokonać redukcji CO2. Jeden Polak produkuje oddychając około 0,5kg CO2/dobę. Daje to 180kg CO2 na rok. Dziesięć milionów Polaków produkuje 1,8 mln ton CO2 w ciągu roku – tylko oddychając (a przecież to tylko ułamek produkcji). Czyli tyle, co spalenie miliona ton węgla (mniej więcej tyle, co średniej wielkości elektrownia). Redukując ilość Polaków o połowę, mielibyśmy z pewnością większe oszczędności na emisji CO2, niż redukując ilość elektrowni węglowych.

 

Niemieccy uczeni i ekologowie z Greenpeace chyba o tym wiedzą?