Nic nie jest w stanie powstrzymać spiskowców przed wprowadzeniem w życie umowy handlowej USA-EU. Nie chodzi wcale o cła, które są bardzo niskie, ale o ujednolicenie gospodarek. Chyba nikt nie ma wątpliwości, że odbędzie się to w zgodzie z prawem Kopernika-Greshama. Ulegną obniżeniu zarówno standardy produkcji, jak i ochrona socjalna. Na dodatek łatwiej będzie europejczykom wcisnąć żywność modyfikowaną genetycznie i amerykańskie chore podejście do praw autorskich. Nic więc dziwnego, że negocjacje są utajnione. Jak zauważa niemiecki dziennikarz „chodzi tu o niejawne negocjacje. To znaczy, że obrady na temat standardów socjalnych toczyć się będą potajemnie; na temat standardów, które parlamenty europejskie przeforsowały po dziesiątkach lat żmudnych rokowań”. Oczywiście prędzej, czy później wyniki zostają ujawnione. Kiedy? Na etapie, gdy „bardzo trudno o wprowadzenie jakichkolwiek zmian”.

 

Rośnie nam nowe pokolenie ekspertów. Dzisiejszy „Puls Biznesu” publikuje tekst jednego z nich, poświęcony systemowi finansowemu. O jakości tego tekstu wiele mówi zdanie opisujące główną tezę: „Zrozumienie tego jak działa ten system jest bardzo proste w przeciwieństwie do tego co mówią ekonomiści i bankierzy”. Dość oczywistym jest, że źle dobrano w tym zdaniu podmiot (zamiast o subiektywnym zrozumieniu zapewne miało ono być o systemie finansowym). Takich „niepozbieranych myśli” jest w nim więcej. Aby jednak je dostrzec potrzebna jest odrobina wiedzy z ekonomii – tak na poziomie księgowej małej firmy. Na przykład dwa zdania dalej pojawia się informacja, że deficyt budżetowy wynika z tego, że państwo wydaje więcej niż zarabia. Problem w tym, że państwo ma przychody głównie z podatków, a nie z działalności gospodarczej – więc trudno mówić o zarobku.

Czemu pojawiają się tak marne teksty? To bardzo proste. Widocznie już nikt, kto potrafi zliczyć do 10-ciu nie chce pisać takich ideologicznych głupot. Całe zło systemu finansowego bierze się ponoć stąd, że „Kiedy partie polityczne walczą o władzę w danym kraju, muszą obiecać jak najwięcej swoim wyborcom, aby spełnić te obietnice potrzebują pieniędzy”. Wszystko co złe wynika z interwencjonizmu państwowego (a nawet z samego istnienia państwa). To interwencjonizm państwa sprawił, że Murzyni w Ameryce pobudowali/pokupowali domy wywołując światowy kryzys. Tak przynajmniej piszą różnej maści „guru” prawicy. Ten światowy zalew głupoty ma niestety bardzo negatywne skutki. Ludzie wolą rządy lewicy, bo przynajmniej skrajnego idiotyzmu i chamstwa jej ona oszczędza. Oczywiście lewica tylko udaje zatroskanie losem wyborców, a jej działania skupiają się na inżynierii społecznej i walce o władzę. Widać jednak wyborcy wolą tych, którzy przynajmniej udają mądrość.

 

 

 

W USA wtorek był dniem wyborów (Election Day). W tym roku Amerykanie nie wybierają prezydenta. Jednak decyzje wyborców mogą być nawet bardziej brzemienne w skutki, niż zmiana prezydenta.

 

Sprawa wydaje się z pozoru błaha. Stan Waszyngton decyduje dzisiaj, czy produkty spożywcze zawierające GMO winne być oznakowane w sposób informujący klientów o tym fakcie. Tak zwana „Inicjatywa 522” zmierza do wprowadzenia takich oznakowań. To bez wątpienia jedna z decyzji politycznych, które mogą zdecydować o przyszłości całej ludzkości. I nie chodzi tylko o potencjalne zagrożenie dla zdrowia. Najważniejszym efektem upowszechnienia GMO będą patenty na żywność.

 

To głosowanie jest bardzo ciekawe z jeszcze jednego powodu. Na zrobienie ludziom wody z mózgu i skłonieniem ich z rezygnacji z dochodzenia swych praw (by wiedzieli co jedzą) wydano 22mln USD. Z tego tylko 550 dolarów wpłynęło od mieszkańców i firm lokalnych.

 

W tym kontekście optymistycznym wydaje się strach polskich polityków przed tego typu wyrażaniem opinii przez społeczeństwo. Bo to znaczy, że jeszcze nie zostaliśmy tak urobieni, by marne $22 mln wystarczyło do manipulacji.

 

Aktualizacja z 6-11-2013, g. 6:50


Zgodnie z przewidywaniami wyborcy odrzucili pomysł znakowania produktów GMO. Bodziec $22mln okazał się nawet zbyt silny. Sondaże mówiły o przewadze przeciwników GMO 60/40. Zastosowanie bodźca zmieniło układ sił do 45/55. My na krótką metę możemy się spodziewać wzrostu cen biletów do Waszyngtonu. Pewnie znajdzie się bowiem wielu chętnych do oglądania, jak w praktyce wygląda orwellowski świat.

 

Kraje BRICS budują szkieletową sieć światłowodową, która ma pozwolić na komunikację chronioną przed szpiegostwem NSA:

 

BRICS Countries Build New Internet to Avoid NSA Spying 241013brics

 

To może znacząco przybliżyć dzień, w którym na pytanie: „co by się stało z internetem, gdyby nie USA?” najbliższa prawdy będzie odpowiedź „Nic”.

 

Przedstawiciel Google David Drummond wyraził wielkie oburzenie z powodu domniemanego podsłuchiwania Google przez NSA. Rysunek, który obiegł światowe media pokazuje miejsce ataku – za serwerem komunikacyjnym (front end), który szyfruje/deszyfruje dane. Wewnątrz chmury Google (czyli komputerami rzeczywiście realizującymi usługi) komunikacja odbywa się bez szyfrowania.

 

 

NSA/WaPo

 

Ujawnienie tych informacji jest w sumie dla Google korzystne, gdyż po pierwsze pośrednio potwierdza, że firma nie udostępniała danych z serwerów (zabawa w podsłuch transmisji byłaby niepotrzebna) a po drugie Google z podejrzanego stał się ofiarą. Szczęśliwe zakończenie?

 

Dane o domniemanym ataku NSA na Google podał www.washingtonpost.com, który od niedawna jest w rękach człowieka z Doliny Krzemowej.
Chyba tylko pełne ujawnienie danych, które mogły znaleźć się w rękach Snowdena mogłoby oczyścić atmosferę i rozwiać podejrzenia. Postuluje takie radykalne posunięcie były szef NSA. Jednak Amerykanie chyba się na to nie zdobędą.

 

Ciekawy jest także aspekt prawny tej sytuacji. Biorąc pod uwagę ciężkie kary, jakie amerykańskie sądy orzekały za przestępstwa komputerowe, oraz zasadę równości wobec prawa, NSA należałoby uznać za grupę przestępczą.