Amerykanie nadal protestują przeciw brutalności policji wobec czarnoskórych mieszkańców. Wyrazem protestu są miedzy innymi koszulki z napisem „nie mogę oddychać”. To ostatnie słowa Erica Garnera, który został uduszony w czasie zatrzymania przez policjantów. Protesty nasiliły się po tym, gdy sąd uznał, że policjant nie popełnił przestępstwa. Wielu Amerykanów jest przekonanych, że taki wyrok zapadł dlatego, że ofiarą był Murzyn, a policjant był biały. Wróć – nie „Murzyn”, tylko „czarny”. Gdyby Policjant użył słowa „Murzyn” - z pewnością zostałby uznany za winnego „mowy nienawiści”. Jednak poprawność polityczna nie unieważni rasizmu. Być może prawdą jest to, że to Amerykańska kultura sprzyja nowemu rasizmowi, który ma charakter ekonomiczny. Być może prawdą jest, że wychowani w niej Amerykanie są w istocie przesiąknięci rasizmem. Wzrost nierówności uderza przede wszystkim w czarnych.

Jest czas pokoju i czas wojny....

W czasie wojny komunikacja między ludźmi i narodami nie zanika. Staje się nawet bardziej intensywna. Zmienia tylko swój charakter. W czasie pokoju konflikty rozwiązuje się szukając kompromisu drogą dialogu. Tam gdzie kończy się dialog zaczyna się wojna. Wojna XXI wieku toczy się przede wszystkim w sferze informacji. Informacja służy mobilizacji społeczeństw i kształtowaniu nienawistnego obrazu wroga.

Mędrcy tego świata podsumowują kończący się rok, przypominając wiele istotnych wydarzeń. Mało kto zwraca uwagę na wydarzenie absolutnie wyjątkowe: wystąpienie Prezydenta Obamy, w którym na nowo zdefiniował przywódctwo USA. Była to odpowiedź na dyplomatyczne zabiegi Iranu, który próbował wykorzystać trudną sytuację na Bliskim Wschodzie do „resetu” w stosunkach z USA. Odpowiedź Obamy była arogancka. To Stany Zjednoczone mają najpotężniejszą armię i tylko to państwo jest w stanie zmierzyć się z zagrożeniami dla pokoju.

Zupełnie innego zdania są Rosjanie, którzy widzą w USA główne zagrożenie dla pokoju na świecie. Ich obawy mogą być zrozumiałe, jeśli weźmie się pod uwagę nie skrywane marzenie wielu polityków zachodu, aby Rosja rozpadła się jak niegdyś ZSRR.

Mamy dwa punkty widzenia, ale nie ma nawet próby porozumienia. Powstała w czasach zimnej wojny gorąca linia między Moskwą i Waszyngtonem pozostaje dzisiaj zimna.

Dlaczego?

Bo jeśli dialog zastąpimy jednostronnymi komunikatami, mamy dużo więcej swobody w kształtowaniu przekazu. Niestety także przekazu kłamliwego.

Kryzysowa sytuacja w Grecji jest wskazywana jako główna przyczyna spadków na giełdach (z pewnością dotyczy to giełdy greckiej). Znowu gwałtownie osłabł rubel: euro i dolar podrożały średnio o 5 rubli. Teraz według oficjalnego kursu dolar kosztuje ponad 56 rubli, a euro ponad 69 rubli. Do tego cenowa huśtawka na rynku złota.

Nadal trwają demonstracje w Hongkongu i potyczki (mimo zawieszenia broni) na wschodzie Ukrainy. Nawet w niemieckiej polityce niespokojnie z powodu problemu islamizacji. Media uważają, że ten problem jest efektem „zmerkelizowania Niemiec”.

Malezja podsumowuje pechowy rok stratą kolejnego samolotu, a Włochy przeżyły kolejny dramat na morzu.

Według Krzysztofa Rybińskiego, który publikuje kolejne prognozy (zapewne tak samo chybione jak poprzednie ;-)), niestabilność to teraz norma.

Grecja zrobiła właśnie pierwszy krok na drodze ku wyjściu ze strefy euro. Warto z tej okazji poświęcić chwilę na refleksję nad przyczynami kryzysu w tym kraju. Relacje mediów na ten temat są tak pobieżne i pełne stereotypów, że zasadnym jest zarzut uprawianiu przez nie propagandy:

  1. To nie kryzys finansów publicznych, ale przyjęcie euro stało się główną przyczyną kryzysu zadłużeniowego. Przed wstąpieniem do Europejskiej Wspólnoty Gospodarczej Grecja miała nadwyżki w handlu z krajami członkowskimi, które po akcesji szybko przekształciły się w deficyt powiększający się szczególnie gwałtownie po przystąpieniu do strefy euro. W latach 1995–1999 deficyt obrotów bieżących wynosił rocznie średnio niespełna 3,1% PKB, co nieznacznie tylko odbiegało od średniej unijnej, by w 2007 r. wynieść 14,3%, a w 2008 r. rekordowe 14,7%, plasując tym samym Grecję na drugim (po Bułgarii) miejscu, jeśli chodzi o wielkość deficytu w UE.

  2. Wielkość długu publicznego nie jest największym problemem greckiej gospodarki. Dług publiczny (brutto) Grecji wzrósł w latach 2007–2010 ze 105,4 do 142,8% PKB przede wszystkim wskutek histerii rynków finansowych, powodującej drastyczny wzrost kosztów obsługi zadłużenia. Jednak w tym samym okresie wskaźnik ten wzrósł również dla całej Unii – o 21 pkt. proc. (do 80,0%), i w strefie euro – o 19,1 pkt. proc. (do 85,3%). W Irlandii był to prawdziwy skok – z 25,0 do 96,2%, w Portugalii z 68,3 do 93,0%, a we Włoszech ze 103,6 do 119,0%. W konsekwencji kryzysu gospodarczego i spirali zadłużenia będącej rezultatem rosnącego oprocentowania rządowych papierów dłużnych aż 13 spośród 27 krajów UE w 2010 r. nie spełniało kryterium długu (60% PKB), a 22 kryterium deficytu budżetowego (3% PKB) zawartych w Pakcie stabilności i wzrostu.

  3. Problemy fiskalne nie są spowodowane wydatkami socjalnymi i przerostem administracji. Większe od Grecji zatrudnienie w sektorze publicznym (jako odsetek populacji kraju) mają między innymi Francja, Niemcy i Holandia, a nieznacznie tylko mniejsze – Wielka Brytania i Hiszpania. Udział wydatków na wynagrodzenia w sektorze publicznym wyniósł w latach 2004–2008 średnio 11% greckiego PKB, czyli np. o 2 pkt. proc. mniej niż w tym samym okresie we Francji. Co więcej, w latach 1998–2005 Grecja na całkowite świadczenia socjalne (włączając w to opiekę zdrowotną i emerytury) wydawała średnio rocznie 19,7% PKB. Dla porównania, średnia dla OECD wyniosła 20,1%, a dla strefy euro 23,0%. W Niemczech odsetek ten wyniósł 26,6% a we Francji 28,7% PKB. W latach 1998–2007 średnie roczne wydatki na zabezpieczenie socjalne per capita wynosiły w Grecji ok. 3350 euro, podczas gdy we Francji ok. 7350 euro a w Niemczech ok. 7430 euro. Dla strefy euro (12 krajów) wielkość ta wyniosła ok. 6250 euro.

  4. Działania Unii Europejskiej i Międzynarodowego Funduszu Walutowego nie mają na celu pomocy Grecji. Liczone w setkach miliardów euro transfery instytucji międzynarodowych do Grecji generują co najmniej dwa zasadnicze problemy. Po pierwsze, nie są to środki przeznaczone na rozwój czy reformę gospodarki ani na cele prospołeczne. W całości trafią do wierzycieli Grecji, czyli przede wszystkim do międzynarodowych instytucji finansowych.[...]. Po drugie, przekazanie funduszy wiąże się z wymuszeniem na Atenach radykalnych, w dużej mierze antyspołecznych i podkopujących wzrost gospodarczy reform, zmuszających kraj do drastycznych oszczędności w celu przyspieszenia spłaty zadłużenia. Bardzo przypomina to politykę dostosowania strukturalnego wymuszaną w ciągu ostatnich kilku dekad przez MFW na krajach rozwijających się, które wpadły w pułapkę zadłużenia.

  5. Większość „reformy” narzuconych Grecji nie służy uzdrowieniu gospodarki. Zwiększono podatki, zmniejszono drastycznie realne wynagrodzenia i emerytury oraz zmuszono Grecję do złodziejskiego procederu „prywatyzacji”. Grecki pakiet oszczędnościowy w obecnej postaci jest radykalnym działaniem procyklicznym […]. Spowolnienie dynamiki produktu krajowego przy niezmienionej dynamice długu powoduje wzrost relacji długu do PKB, w praktyce wywołując poważne reperkusje w postaci eskalacji histerii na rynkach finansowych, w mediach i wśród polityków. Co jednak najistotniejsze, mimo wprowadzenia radykalnego programu oszczędnościowego dług publiczny Grecji i tak będzie rósł za sprawą nieustannie zwiększających się kosztów obsługi zadłużenia publicznego – z 5,6% PKB w 2010 r. do 7,8% w roku 2015.

  6. Dla reform narzuconych Grecji była od początku prosta alternatywa: wyjście ze strefy euro.

Bez wątpienia samochody z napędem elektrycznym powodują zmniejszenie zanieczyszczenia powietrza w miastach. Jeśli jednak przeanalizować ich całkowity wpływ na środowisko – łącznie z zanieczyszczeniem w trakcie produkcji energii elektrycznej dla tych samochodów, dobroczynny wpływ rozwoju silników elektrycznych nie jest tak oczywisty. Wielkość zanieczyszczeń silnie zależy od tego, z jakich źródeł pochodzi energia elektryczna. Jeśli nie są to elektrownie gazowe lub energia ze źródeł odnawialnych, „ekologiczność” silników elektrycznych jest gorsza zarówno od silników spalinowych, jak i diesla. Te ostatnie okazują się – wbrew utartym opiniom – bardzo ekologiczne z uwagi na efektywność spalania (pod warunkiem oczywiście stosowania odpowiednich filtrów).