W strefie euro wskaźnik PMI (obrazujący przewidywania co do rozwoju gospodarczego) spadł w sierpniu do najniższego od 13-miesięcznego poziomu 50,7 (wobec 53,8 w lipcu).
Wartość wskaźnika równa 50 jest neutralna. Powyżej oznacza przewagę pozytywnych sygnałów na temat rozwoju. W Polsce jest jeszcze gorzej niż w strefie euro. Utrzymujący się od miesięcy PMI poniżej 50 zwiastuje „czarne chmury nad polską gospodarką”:

 

Ekonomiści komentują to uspokajająco: Rewizja założeń budżetowych to jeszcze nie pesymizm, bo nie ma mowy o ostrym hamowaniu gospodarki. Ale oznacza koniec pogodnego optymizmu z pierwszej połowy roku. Obniżając prognozę wzrostu, rząd zabezpiecza się przed ryzykiem budżetowych napięć na wypadek, gdyby hamowanie gospodarki rzeczywiście nastąpiło.

 

 

Na wojnie reguły ekonomii muszą zostać podporządkowane strategii walki. Nie ma się więc co dziwić, że dziennikarze chcą zakręcić kurek na rurociągu „Przyjaźń”. Bo – jak alarmuje "Rzeczpospolita" – korzystając z niego Polska finansuje wojnę Putina:

 

" Skoro Rosja stała się krajem agresywnym i nieodpowiedzialnym. Skoro na sankcje finansowe nałożone za rozpętanie konfliktu odpowiada własnymi. Skoro wreszcie nie chce naszych jabłek, serów czy mięsa, to czy mamy w nieskończoność finansować jej gospodarkę i budżet miliardami za ropę?"

 

Po prostu szok!

 

Nie do uwierzenia, na jakie wyżyny głupoty potrafią się wspiąć dziennikarze. Najzabawniejszy jest zarzut, że oni śmieli odpowiedzieć swoimi sankcjami na nasze. Rosja wydobywa około 500mln ton ropy - z czego 90% eksportuje. Polska importuje trochę ponad 20mln ton. A więc kilka procent całości - Rosjanie bez trudu opchną to Chińczykom.

 

Z drugiej strony te 20mln to kilkadziesiąt kursów tankowców (każdy kurs liczony w milionach). Ciekawe skąd? Może z Kanady, która właśnie zaczyna się wycofywać z sankcji, by nie szkodzić kanadyjsko-rosyjskim inwestycjom w przemyśle naftowym:

Przedstawiciel kanadyjskiego rządu powiedział, że jego kraj jak najbardziej przyłącza się do sankcji przeciwko Rosji, ale nie mogą one uderzać w kanadyjski interes gospodarczy.

Jeszcze niedawno premier Kanady Stephen Harper bardzo ostro wypowiadał się na temat Rosji i Władimira Putina, porównując go nawet do Adolfa Hitlera, a sytuację na Ukrainie do tej w Europie tuż przed wybuchem II wojny światowej.

 

Wprowadzając nową wersję systemu lub nowy model telefonu dla milionów odbiorców – korporacje muszą znaleźć coś, co zachęci klientów do zmiany. Apple w swoich iPhonach ma zużywającą się z czasem baterię, której nie da się wymienić. Żeby jednak klient nie czuł się za bardzo oszukany, poza tym „kijem” musi być też „marchewka”. Do tej pory kolejne zwiększano głównie ekran. Tym razem ma być inaczej. Model 6 iPhone ma ułatwiać dokonywanie transakcji mobilnych. A tak konkretnie, to ma być wyposażony w technologię NFC, którą konkurencyjne smartfony oferują już od dawna.

Płatności mobilne wydają się pomysłem rewelacyjnym. Jednak w praktyce ich rozwój jest ograniczony. Czy zmieni to udostępnienie ich na najpopularniejszym w USA smartfonie?

Apple dysponuje patentem na infrastrukturę płatności mobilnych iWallet. Ta firma już nieraz pokazała, że potrafi nadać nowy impuls technologii, która z trudem przebija się w społeczeństwie. Czy tak samo będzie tym razem? Wątpliwości jest wyjątkowo dużo. Banki i operatorzy kart płatniczych nie oddadzą łatwo tego rynku. Na przykład w Polsce największy bank detaliczny (PKO) wdrożył swoje rozwiązanie (iPKO).

 

Platforma Apple ma oferować lepsze zabezpieczenie (czytnik linii papilarnych). Czy to przekona użytkowników, coraz bardziej świadomych niebezpieczeństw związanych z gromadzeniem przez prywatną firmę ogromnej ilości danych osobowych? W tym wypadku będą to dane o najdrobniejszych zakupach.

Główna strona opiniotwórczego dziennika straszy tytułem:

Putin do Barroso: Jeśli zechcę, wezmę Kijów w dwa tygodnie

A pod spodem: Rosyjski prezydent zagroził szefowi Komisji Europejskiej, że jeśli Europa nadal będzie straszyła Rosję sankcjami, jej wojska zajmą stolicę Ukrainy - donosi włoski dziennik "La Repubblica".

Jeśli ktoś jest dociekliwy i zajszy do artykułu, to przeczyta między innymi:

Trochę inną wersję tej rozmowy podaje dziennikarz "Financial Times" Peter Spiegel. Jak poinformował na Twitterze, Putin powiedział Barroso, że "gdyby Rosja rzeczywiście najechała na Ukrainę, w dwa tygodnie byłaby w Kijowie".

TROCHĘ!!!

W innych warunkach byłby tu odpowiedni dowcip o samochodach, które rozdawano na Placu Czerwonym w Moskwie (w rzeczywistości nie samochody, ale rowery i nie rozdawali, tylko kradli).

Ale sytuacja na świecie jest poważna i giną tysiące ludzi.

Jakim trzeba być bydlakiem, żeby w tej sytuacji uprawiać takie „dziennikarstwo”?

Na trochę bardziej dbającym o jakość informacji portalu można przeczytać:

Urzędnicy unijni potwierdzają słowa Putina do Barroso, że gdyby faktycznie najeżdżał Ukrainę, byłby w Kijowie w dwa tygodnie.

Wczoraj stanowisko Putina, który chce rozmawiać o organizacji społeczeństwa i państwa na Wschodniej Ukrainie, zamieniło się w amerykańskim tłumaczeniu na żądanie niepodległości dla zachodniej Ukrainy.

O co tym ludiom chodzi?

O kolejną wojnę?

O nowe miliony ofiar, na których grobach kolejne pokolenia bydlaków (nazywających siebie „politykami”, albo i „mężami stanu”) będą ronić sztuczne łzy?

Putina porównuje się do Hitlera. Tymczasem sytuacja bardziej przypomina okres przed I Wojną Światową. To wtedy propaganda prowojenna wzniosła się na szczyty. Jak mówi badacz tego okresu Włodzimierz Borodziej: o wybuchu I wojny światowej przesądził „miesiąc hańby” następujący po zamordowaniu Franciszka Ferdynanda. Wtedy elity polityczne uwierzyły w to, co im demagogicznie wmawiali wojskowi (niektórzy z nich prywatnie byli zresztą całkiem innego zdania), że batalia będzie krótka, niemal przyjemna, a na pewno zwycięska. Wojna nie była nieuchronna. Zwłaszcza środek i wschód kontynentu wciągnięte zostały w konflikt przez zaślepione imperia.

Teraz też nie jest nieuchronna. Nie znaczy to jednak że jej nie będzie.

https://www.youtube.com/watch?v=w5hsZBIMIl0

Wojna, to stan w którym ludzie zamiast ze sobą rozmawiać, strzelają do siebie. Gdy zawodzi dialog między ludźmi – pozostaje rozmowa z Bogiem, czyli modlitwa. W naszej post-chrześcijańskiej cywilizacji do języka potocznego weszło stwierdzenie „pozostaje tylko się modlić” - na określenie sytuacji beznadziejnej, w której nic już nie da się zrobić. To „tylko” (!) oznacza zwątpienie we własne siły człowieka, który sam dla siebie jest bogiem. Dla chrześcijan modlitwa o pokój jest tożsama z czynieniem pokoju. Przypomnieli o tym biskupi w liście do wiernych z okazji kolejnej rocznicy wybuchu II Wojny Światowej. Przywołują w nim Orędzie Jana Pawła II na XXXV Światowy Dzień Pokoju 1 stycznia 2002 r.:

Święty Papież Polak uczył, że „modlitwa o pokój nie jest elementem wtórnym, ‘następującym po’ wysiłkach na rzecz pokoju. Przeciwnie, jest ona sercem usiłowań zmierzających do budowania pokoju w porządku, w sprawiedliwości i wolności.

Modlić się o pokój znaczy otworzyć ludzkie serce, by mogła je napełnić ożywcza moc Boga. Swoją łaską Bóg może sprawić otwarcie się na pokój tam, gdzie wydają się istnieć jedynie przeszkody i egoistyczne zamknięcie się w sobie; może umocnić i poszerzyć solidarność rodziny ludzkiej mimo długiej historii podziałów i walk.

Modlić się o pokój oznacza prosić o sprawiedliwość, o zaprowadzenie odpowiedniego porządku wewnątrz państw i w stosunkach pomiędzy nimi; oznacza też prosić o wolność, szczególnie o wolność religijną, która jest fundamentalnym, osobistym i cywilnym, prawem każdej osoby.