W Święto Niepodległości w Doniecku urządzono paradę jeńców. Im nie wystarczy pokonanie przeciwnika, ale muszą go upokarzać. Niezgodnie zresztą z Konwencją Genewską. Nie wiadomo, co gorsze w tym przypadku: sowiecka mentalność tych ludzi czy bezdenna ich głupota. Propaganda Kijowa mówi, że nie ma tam żadnej wojny domowej, tylko walka z terroryzmem. Zachowując się jak sowiecka dzicz separatyści tylko dodają argumentów swoim wrogom.

 

Ta głupota znajduje potwierdzenie także w tym, że nie podjęto żadnych kroków ku temu, by w Mińsku w negocjacjach była reprezentacja separatystów. Taka bezwarunkowa zgoda na to, by ich reprezentował szef ościennego kraju (Putin) nie może być odebrana pozytywnie. Ci ludzie chyba nie zdają sobie sprawy z tego, że ta wojna nie rozstrzyga się na polach bitew.

 

Bardzo dobrym zwiastunem nadchodzących zmian nie są sondaże, ale najpopularniejsze media. Słabnąca pozycja tradycyjnych środków przekazu sprawia, że przychylność władzy się nie tylko opłaca, ale i stanowi o być lub nie być. Reklamy państwowych firm i instytucji i współpraca z mediami „publicznymi” to ważne czynniki w każdej dużej redakcji. Dlatego kierownictwo firm medialnych musi zachować czujność i w porę zmienić barwy i sympatie. Obserwowaliśmy to pod koniec rządów AWS i SLD. I taki nagły wzrost krytycyzmu wobec władzy ze strony mediów obserwujemy obecnie.

Przykładem może być artykuł na temat utworzenia nowej wsi dla Radka Sikorskiego ( SuperEkspres). To zdjęcie mówi wszystko:

Fragment wsi Chobielin (woj. kujawsko-pomorskie) zostanie wkrótce oderwany od macierzy! Bez separatystów, czołgów czy "konwojów pomocy". Kawał miejscowości zostanie wykrojony i przemianowany na Chobielin Dwór. Populacja nowej miejscowości wyniesie tylko cztery osoby. Ale za to jakie! Nową wieś zamieszkiwać będą sam pan minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski (51 l.), jego polsko-amerykańska żona Anne Applebaum (50 l.) oraz ich dzieci Aleksander i Tadeusz. Tak, to nie żart. Sikorski będzie miał własną wieś!

Związek Sadowników R.P. ustosunkował się do propozycji rekompensat, przedstawionych przez KE. Poniżej fragment oświadczenia:

Komunikat z 22 sierpnia to jedno wielkie rozczarowanie. Forma udzielanej pomocy (przez organizacje producenckie), stawki (obniżone o 50% dla indywidualnych producentów), termin obowiązywania, termin wypłacenia pomocy i nieuwzględnienie pewnych gatunków, to wyraźne postawienie Polski w zdecydowanie złej sytuacji. Nie możemy na to pozwolić, bo to właśnie my najbardziej odczujemy skutki rosyjskiego embarga, a absolutnie nie uważamy się za europejczyków drugiej kategorii.
Największą złość wywołuje zastosowanie, oficjalnie i dosłownie zapisanej zasady „kto pierwszy ten lepszy”. Nie zgadzamy się na to, że jako kraj, który w zeszłym roku wyeksportował do Rosji ponad 800 tys. ton owoców i warzyw, o wartości blisko 350 mln. Euro, będzie się „ścigał” z innymi, których rozmiar strat jest minimalny, o zaproponowane 125 mln. Euro pomocy skierowanej do ogrodników całej Unii Europejskiej. Nie jesteśmy sforą zgłodniałych psów, która będzie między sobą walczyła o ochłap rzucony przez „dobrego pana”, wzajemnie się przy tym zagryzając
.

Polska w sezonie 2012/13 stała się największym eksporterem jabłek na świecie. Cały nasz eksport wyniósł 1,2 mln ton i osiągnął wartość 438 mln euro. Z tego ponad połowa trafiła do Rosji: 677 tys. ton o wartości 256 mln euro.

Spożycie jabłek w Polsce spadło z 37 kg rocznie na osobę w roku 2002 do 8kg na osobę w roku 2007, aby w ubiegłych kilku latach wzrosnąć do około 15 kg na osobę.

Poziom konsumpcji zależy oczywiście od ceny jabłek. Jeszcze kilka lat temu cena w detalu kształtowała się niewiele powyżej 2zł za kilogram. Obecnie najczęściej około 4zł w detalu (cena giełdowa około 2zł).

Aby zrekompensować straty w eksporcie, Polacy musieliby podwoić konsumpcję (czyli wrócić do zjadania ponad 30kg rocznie). Niestety jak na razie akcja jedzenia jabłek na złość Putinowi nie przynosi żadnych efektów. W bieżącym roku zapowiadają się wyjątkowo wysokie zbiory. GUS szacuje je na 3,2 mln ton. Ale być może promocja cydru też coś by pomogła.

Na Ukrainie trwa wojna domowa. To proste stwierdzenie wydaje się wyrażać coś zupełnie oczywistego. Tymczasem jesteśmy cały czas pod działaniem propagandy, która mówi, że to jest wojna z terrorystami. A terrorysta to coś jak Marsjanin – tyle, że można (a nawet trzeba) go zabić.

 

W tej sytuacji warto odnotować głos otrzeźwienia, który zaważyli (i przetłumaczyli na język polski) publicyści portalu kresy.pl. Jest to wywiad z ukraińskim generałem Rubanem. W najciekawszym fragmencie wchodzi on w polemikę z dziennikarką:

- Dla Pani sześć milionów mieszkańców obwodu ługańskiego i donieckiego nagle stało się wrogami?

- Nie, cywile nie są wrogami.

- A ci, co chodzą z bronią – jest ich 15 tysięcy – to wrogowie?

- No, ogólnie, to tak. To ludzie, którzy zagrażają życiu i zdrowiu cywilów.

- Armia zagraża życiu i zdrowiu cywilów. Po to ona jest. Oficerowie, którzy kończą akademie wojskowe, - to profesjonalni zabójcy, jak by oni mogli o tym nie wiedzieć? Nie wiedziała Pani? To nie człowiek, który chodzi z flagą na paradzie, to człowiek, który w okopie zabija innego człowieka.

Oni tego się uczyli, tak samo, jak ja – pilot-strzelec. Piękne słowo, zdążyliśmy przywyknąć. Zabierzcie słowo pilot i zrozumcie, że ja – strzelec. Co powinienem robić? – Strzelać.

Nie odnoszę się do tych ludzi tak, jak Pani odnosi się do wrogów. Łatwo Pani patrzeć z tej pozycji. A ja tych ludzi już dawno znam. Tam są oficerowie, tam weterani wojny afgańskiej, z którymi protestowaliśmy przeciwko Janukowyczowi. Tam są ludzie, z którymi staliśmy na Majdanie. Na Euromajdanie. Ale my tego tak nie nazywaliśmy.

 Prezes słynnej firmy Apple składa samokrytykę, której nie powstydziłby się komunistyczny aparatczyk: Powiem to wprost: jako prezes nie jestem zadowolony z tych wyników. Nie są dla nas nowe i od jakiegoś czasu ciężko pracujemy, aby je poprawić.

 

Zazwyczaj prezesi dużych korporacji (zwłaszcza Apple) są „na kursie i na ścieżce”. Snują wizje i plany. Chwalą się osiągnięciami i minimalizują pojawiające się zagrożenia (w końcu po to są prezesami, aby dostrzegać i przeciwdziałać). Co więc stało się tym razem? Czy inwestorów spotkał zawód? Nie – tym razem chodzi o społeczny wymiar działalności firmy. Nie da się go rozwiązać dając niewielkie datki albo wieszając wokół biurowca siatki przeciw samobójcom. Problem jest bowiem poważny: Apple zatrudnia głównie białych mężczyzn.

Prezes ogłasza: Nasza definicja różnorodności wykracza zdecydowanie poza tradycyjne kategorie takie jak rasa, płeć czy pochodzenie etnicznie. Wliczamy w to osobiste przymioty, które często nie są mierzone: orientację seksualną, status weterana czy niepełnosprawność. (…) Wierzymy w celebrowanie różnorodności i inwestowanie w nią.

Idealny pracownik „Apple”? „Szalejące ***”, które Putin zamknął kiedyś w łagrach. Embargo, embargiem, ale Apple mogłoby pomóc Rosjanom opracować program resocjalizacji dla zboczeńców. Wielu z nich mogłoby potem zasilić szeregi Apple, zwiększając różnorodność.