Rzeczpospolita drukuje ważny tekst profesora Jacka Hołówki, wzywający do reanimacji filozofii. Czy rzeczywiście filozofia dogorywa? A jeśli tak – to jakie są tego powody? Wszystkiemu winna dominacja poglądów w rodzaju postmodernizmu i konstruktywizmu. „Derrida, Lyotard, Lacan i Rorty głosili rozmaite redukcjonistyczne tezy, np. że filozofia zawsze zajmowała się tylko filozofią, że badanie tekstów kończy się na badaniu tekstów, że skupienie na problemach realnych jest nieodpowiedzialnym wizjonerstwem. Zatem wolno mówić, co się chce, bo nie istnieje uchwytna prawda na żaden temat. Nie ma znaczenia, jakim posługujemy się językiem, bo wszystkie języki są tyle samo warte, i nie ma podstaw do twierdzenia, że jedne opisują świat lepiej, a inne gorzej. Wreszcie zdaniem postmodernistów nie mamy dostępu do samych faktów i musimy poprzestać na ich arbitralnej wizji zawartej w teoriach, a jakie tworzymy teorie, to nasza sprawa. Ten hiperliberalizm poznawczy spowodował, że filozofia przestała cenić samą siebie. Bełkot zdobył sobie popularność, a dyscyplina myślowa uznana została za skostniałe doktrynerstwo. Filozofia wycofała się z rozważania spraw zasadniczych i skarlała na własne żądanie”.

Zanim podejmę rzeczową polemikę, muszę zaznaczyć, że uważam Jacka Hołówkę za ideowego przeciwnika. Nie wynika to z głębokich różnic światopoglądowych, ani nawet z tego, że profesor Hołówka reprezentuje środowisko Uniwersytetu Warszawskiego, które dla mnie jest zapleczem naszej pseudoelity. Problem jest poważniejszy.

Jak wiadomo, lepsze jest wrogiem dobrego. Często to co miało być lepsze okazuje się tylko inne. Dlatego to, co działa przyzwoicie lepiej doskonalić, niż zmieniać. Dlatego zdziwienie może budzić próba reformy rynku pracy w Niemczech. U naszych zachodnich sąsiadów nie funkcjonuje na razie coś takiego, jak jednolita stawka minimalna za pracę. Natomiast wypracowane metody dochodzenia do konsensusu sprawiają, że do rzadkości należą tam protesty robotnicze. Ale to się zmieni. Od 1 stycznia 2015 roku zostanie wprowadzona jednolita płaca minimalna w wysokości 8,5 euro za godzinę (ma . Argumenty za tą zmianą są mocne. Mieszkańcy najpotężniejszego gospodarczo kraju w Europie, przy bardzo niskim bezrobociu często muszą dorabiać do pensji. Dotyczy to ponad 2,5 mln Niemców. W mediach trwa ożywiona dyskusja na ten temat. Związki zawodowe chcą, aby nie było żadnych wyjątków – a więc taka stawka miałaby obowiązywać także pracowników sezonowych (w tym Polaków wyjeżdżających do pracy na zachód).

 

Przeciwnicy tych zmian także mają swoje racje. W tej chwili 1/8 niemieckiej gospodarki stanowi szara strefa. Istnieje obawa, że po zmianach może nastąpić jej znaczący wzrost i „uczciwi” pracodawcy mogą wyjść na głupka.

 

W Polsce nie obowiązuje minimalna stawka godzinowa, ale minimalna pensja miesięczna - na cały etat (rząd rozważa wprowadzenie stawki godzinowej). Po przeliczeniu wychodzi nominalnie od 3 do 4 razy mniej niż w Niemczech. Ale i tak nie jest u nas najgorzej. Najniższe pobory w UE mają Bułgarzy i Rumuni.

 

Firma Apple szykuje premierę nowego produktu o nazwie iWatch. To ma być coś więcej niż elektroniczny zegarek. Jedną z ważniejszych funkcji ma być monitorowanie zdrowia właściciela. Jest to w tej chwili jeden z najbardziej oczekiwanych produktów. Analitycy Morgan Stanley szacują, że iWatch może wygenerować przez pierwszy rok sprzedaży aż $17.5 miliardów!

 

Nieco ponad 75 lat temu w USA nadano słuchowisko „Wojna Światów” Orsona Wellesa. Część Amerykanów uwierzyła, że był to autentyczny reportaż z najazdu Marsjan na Ziemię. 50 lat później w Polsce miało miejsce podobne wydarzenie. Widowisko pod tytułem „Obrady okrągłego stołu” nie tylko zostało wzięte za autentyk przez wielu telewidzów, ale nawet część uczestników! Do dzisiaj opowiadają fabułę przedstawienia, myląc realia z fikcją.

 

Reporter Richard Engel wybrał się do kawiarni w Soczi. Ze swojego smartfonu przeglądał olimpijskie wiadomości. Nie zdążył nawet skończyć kawy, gdy hakerzy włamali się na jego smartfon i zaczęli kraść jego dane. Później zauważył, że także dwa jego komputery zostały zhakowane.

 

To śmieszne zdarzenie ma nieco symboliczne znaczenie. Skoro amerykańska technologia jest dla rosyjskich hakerów jak otwarta książka, to są oni w stanie podjąć na tym polu równorzędną walkę. Może więc właśnie kończy się Amerykańska dominacja w tej dziedzinie?