W nocy z piątku na sobotę agencja Moody zmieniła tak zwaną perspektywę dla polskich obligacji na negatywną. Nie obniżono więc – jak wielu komentatorów się spodziewało – oceny wiarygodności kredytowej Polski. Zmiana perspektywy oznacza, że do takiej obniżki może dojść w przyszłości.

 

Zmiany dokonano po zamknięciu giełd (w soboty są nieczynne). Wczoraj trwała cały dzień spekulacja na złotówce i spekulowanie ekspertów wszelkiej maści w mediach polskich i zagranicznych. Nagłówki wielu gazet wieszczyły problemy. Przypominano między innymi, że polska gospodarka „skurczyła się” - choć był to jedynie efekt rachunkowy wynikający z silniejszego dolara (PKB zmniejszyło się w przeliczeniu na dolary) i nie ma żadnego realnego znaczenia. Podgrzewanie atmosfery doprowadziło do takiego zainteresowania ratingiem, że aż serwer Moody'a nie wytrzymał obciążenia. Wygląda to na zorganizowaną akcję informacyjno-finansową skierowaną przeciw Polsce. I raczej nie ma wątpliwości, że chodzi o wyniki ostatnich wyborów. A tak dokładniej – o obawy co do przyszłości żerowiska dla banksterów nad Wisła: ‘Gdyby rząd przyjął „bardziej konstruktywną postawę wobec banków" […] byłoby mniej prawdopodobne, że agencje Moody’s i Fitch poszłyby w ślady S&P’s, dokonując kolejnych obniżek’.

Ruszyła polska wersja popularnego portalu businessinsider.com.

Obok materiałów tłumaczonych z wersji amerykańskiej, w serwisie pojawiają się oryginalne opracowania dotyczące polskiej gospodarki. W pierwszym dniu najciekawszy jest chyba artykuł podsumowujący walkę polskich e-serwisów ze światowymi gigantami świadczącymi podobne usługi. Na uwagę zasługuje też artykuł przedstawiający problem biedy na polskiej wsi oraz wywiad z Minister Anną Streżyńską.  

Politycy PiS sądzili zapewne, że podsumowanie ośmiu lat rządów PO+PSL wywoła piorunujące wrażenie i tak zwana „wolna prasa” choć na chwilę przestanie walić w nich jak w bęben. Już samo to jest niewymownie głupie. Ponieważ jednak takie wydarzenie trudno zupełnie zignorować, mamy w reakcji cały festiwal głupoty. Od prawa do lewa. Rafał Ziemkiewicz uznał, że to dobry moment do pokazania swej niezależności. Pewnie nie wiedział, że informacja o tym, że „audyt” go wkurza będzie tematem dwóch dni dla niemieckiej gazety dla Polaków. Dla wicemarszałka Tyszki najważniejsze stało się to, ile przygotowanie audytu kosztowało (jakby mało mu było, że nawet na papierze zaoszczędzili). Brak papierowej wersji stał się zresztą bez wątpienia tematem dnia. W erze komunikacji elektronicznej już nic głupszego wymyślić się nie dało.

Jak zwykle poziom trzymają komentatorzy „Rzeczpospolitej” (tak jak ilustratorzy):

Michał Szułdrzyński zauważa, że obok poważnych zarzutów dostaliśmy porcję publicystyki. A gdyby były same liczby, to pewnie sposób ich wymawiania byłby niezbyt elegancki. (Nawiasem mówiąc kwestie językowe też zostały podniesione). Tomasz Krzyzak martwi się, że ten "audyt" niszczy ideę pojednania do którego politycy PiS obiecali dążyć. A nie przyszło mu do głowy, że tak właśnie powinna wyglądać „gruba kreska”: podsumowanie tego co było, aby móc budować wspólnotę wokół celu, a nie spisek zbudowany na ukrywaniu prawdy? Naprawdę nikt nie dostrzega tego, że PiS tym działaniem przyjmuje na siebie większą odpowiedzialność – wiedząc, że też będzie rozliczony? Jest jeden człowiek, który ma bez wątpienia polityczną intuicję. Tyle, że jak zwykle u niego – pieniactwo bierze górę: paru ludzi zaaresztujecie ale wy prawie wszyscy będziecie aresztowani, zapowiada Lech Wałęsa.

Najlepsza jednak jest teza, że prawdziwy audyt odbył się na ulicach W-wy pod przewodnictwem KOD, albo odbędzie się dzisiaj – gdy Moody obniży Polsce rating. Hurra. Cieszmy się – bo dolar może kosztować nawet 4,5PLN, a wszyscy Polacy to jedna rodzina. Co tam roztrwonione miliardy i koszmarny wzrost zadłużenia.

Brazylijczycy zawiesili swoją prezydent, która ma stanąć przed sądem za ukrywanie paru miliardów deficytu budżetowego. Premier Islandii podał się do dymisji, gdy wyszło na jaw, że jego żona ma kilka milionów dolarów w rajach podatkowych. Takie rzeczy u nas nie są do pomyślenia. Reakcja na podsumowanie rządów PO/PSL pokazuje, że cierpimy na o wiele gorszy deficyt , niż brak pieniędzy. Polakom brakuje choćby odrobinę przyzwoitości, która skłoniłaby ich do głębszej zadumy nad tym co się stało.

 

Nigdy nie jest tak źle, aby nie mogło być gorzej. Potwierdzają to przedstawione przez rząd Premier Beaty Szydło wyniki audytu. Choćby ktoś myślał jak najgorzej o rządach Tuska – to tego się na pewno nie spodziewał. Największy chyba szok przyniosło wystąpienie Mariusza Kamińskiego. Gdy do polskiej ambasady w Moskwie zgłosił się człowiek twierdzący, że posiada dowody mogące świadczyć o zamachu w Smoleńsku, polskie służby nie tylko nic z tym nie zrobiły, ale przekazały dane potencjalnego świadka FSB.

Uzupełnienie z 12 maja:

Przegląd najważniejszych wystąpień w 15 punktach można znaleźć na portalu dziennik.pl:

Typowa dla demokratycznych systemów zmienność jest często przyrównywana do wahadła. Dzisiejsza „opozycja” może liczyć, że stanie się rządzącą koalicją i odwrotnie. Zdaje się, że operacja „obrony demokracji” ma na celu przyspieszenie procesu zmiany. Warto więc już dzisiaj zastanowić się, jaka zmiana byłaby lepsza od tej „podłej zmiany” autorstwa PiS.

Idealni kandydaci na nowych politycznych przywódców Polski już się objawili. Beatę Szydło zastąpi Ryszard Petru – to chyba nie wymaga szerszego uzasadnienia (a nawet takie uzasadnienie byłoby nietaktem). Uzasadnienia wymaga natomiast równie znakomita kandydatura na przyszłego prezydenta. Mało kto bowiem wie, że Maciej Maleńczuk był przed laty „uosobieniem walki artystów z komunistycznym uciskiem” (może nawet Maleńczuk tego nie wie ;-)). Czyli ma „papiery” na przywódcę fronty antykaczystowskiego. Najważniejsze jest jednak to, jak bardzo ten artysta góruje intelektem, wyglądem i zaletami charakteru nad „pisiorami” (delikatnie mówiąc – bo Maleńczuk zna języki, więc mu się „pis” kojarzy jednoznacznie z pewną mało elegancką czynnością fizjologiczną).

Dowodów dostarcza książka „Chamstwo w państwie”, reklamowana jako „krwista opowieść”. Marketingowcy się nie wysilili – bo przecież to przerażający horror – a nie żadna „krwista opowieść”. Maleńczuk opisuje w niej Polskę, w której zrobiło się duszno: „wszyscy zaczęli się oglądać przez lewe ramię, czy ktoś za nimi nie idzie”. Jeśli ktoś chciałby to zbagatelizować uwagą w stylu „to już ten etap?” - to może zmieni zdanie, gdy przypomni sobie Witkacego, który także tworzył „na haju”.