Austriacy wybierali wczoraj prezydenta. Ponieważ jednak aż 14% głosów oddano listownie – nadal nie wiadomo, kto wygrał. Różnica między kandydatami jest bowiem niewielka. Sama możliwość wygranej przez reprezentującego „skrajną prawicę” Hofera jest dla eurokratów straszna.

Kiedy w Hiszpanii przez 8 lat rządziła skrajna lewica Zapatero – jakoś nikogo w Brukseli głowa z tego powodu nie bolała. Co w ogóle ma znaczyć przymiotnik „skrajny” w tym wypadku?

Lewicę wyróżnia kolektywizm – podporządkowanie jednostki oficjalnej ideologii. Prowadzi to do inżynierii społecznej, która może przyjmować bardzo skrajne formy. W naturalny sposób lewica zwraca się przeciw wszystkiemu, co można nazwać „zakorzenieniem” narodu: tradycji, religii, nacjonalizmowi. Wszyscy ludzie są równi, dlatego w sferze gospodarczej lewica wybiera socjalizm.

Skrajną lewicę można więc utożsamiać z komunizmem lub odgórnie sterowaną rewolucją obyczajową (lewactwo).

W przypadku prawicy mamy do czynienia z poszanowaniem tradycyjnych wartości, tradycyjnego modelu społeczeństwa – opartego na prawie i autorytecie (w tym autorytecie władzy). O skrajnościach możemy mówić wówczas, gdy prawica staje się szowinistyczna, albo gdy jest gotowa siłą bronić istniejącego ładu. Stąd wojskowe zamachy miały najczęściej charakter prawicowy.

Jak to ma się do Hofera i austriackiej partii wolności?

FPÖ (Freiheitliche Partei Österreichs), czyli Wolnościowa Partia Austrii sama określa się jako formacja eurosceptyczna głosząca hasła liberalno - nacjonalistyczne. Kategorycznie sprzeciwia się przyjmowaniu islamskich imigrantów na Stary Kontynent, a także nie chce dopuścić do tego, aby Turcja stała się członkiem Unii Europejskiej. Partia jest za wolnością gospodarczą i obniżeniem podatków. Liderem formacji jest Heinz-Christian Strache, który chce, aby Austria powróciła do swoich chrześcijańskich korzeni. W obliczu wygranej Hofera to właśnie najprawdopodobniej on zostanie przyszłym kanclerzem Austrii.

Co w tym jest skrajnego? Europa ojczyzn?

 

Austriacki nacjonalizm kojarzy się brzydko – z Adolfem Hitlerem. Ten przykład rzeczywiście nakazuje obawiać się „germańskiego ducha”, który wiąże się z austriackim nacjonalizmem. Współczesny nacjonalizm austriacki jest przede wszystkim anty-imigrancki. Sprzeciwia się nie tylko islamizacji, ale też imigracji na przykład z Polski. Z drugiej jednak strony przesunięcie na prawo jest korzystne dla Polski, w której nawet SLD mogłaby uchodzić za europejską prawicę ;-).  

 

PS

Jednak wygrał "lewak przebrany za burżuja" (jak go nazwali polityczni przeciwnicy). Skrajna lewica nie jest dla UE kłopotem - więc świat został uratowany. Kolejne ważne wybory, wygrane "o włos" dzięki ręcznemu liczeniu głosów. Mamy XXI wiek - więc może by z tym skończyć?

Nie żyjący już profesor Paweł Wieczorkiewicz zasłynął sformułowaniem alternatywnej historii postania Unii Europejskiej (spopularyzowanej później w książce Piotra Zychowicza „Pakt Ribbentrop–Beck”). Mogło to wyglądać tak: po wielkiej defiladzie na Placu Czerwonym Adolf Hitler zawiesza na szyi nominowanego właśnie do stopnia marszałka Polski generała Bortnowskiego Krzyż Rycerski z Liśćmi Dębowymi, Mieczami i Brylantami, Rydz-Smigły zaś dekoruje dowodzącego Frontem Wschodnim feldmarszałka Gerda von Rundstedta Krzyżem Wielkim Orderu Virtuti Militari… […]

A w 1956 roku, w trzy lata po śmierci Adolfa Hitlera, na XX Kongresie NSDAP przy aplauzie zaproszonych z całej Europy delegacji państwowych i partyjnych, nowy kanclerz 1000-letniej Rzeszy Baidur von Schirach w oględnych słowach potępiłby niektóre »błędy i wypaczenia« w polityce poprzedniego Führera.

Alternatywna historia Wieczorkiewicza jest spójna i dobrze przemyślana (broni się przed krytyką Krzysztofa Kłopotowskiego). Czy nie należy jej jednak traktować wyłącznie jako intelektualnej rozrywki?

Na pewno godne zauważanie jest przekonanie profesora Wieczorkiewicza, że należy patrzeć na historyczne procesy całościowo i w dłuższej perspektywie, zamiast podchodzić pryncypialnie do bieżących zdarzeń. Czy przywódcy polityczni byliby równie pryncypialni, gdyby wiedzieli, że prowadzi to do holocaust i milionów ofiar, a zwycięstwo Niemiec i tak się dokona?

Problem jest trudny, bo przyszłość nie jest łatwa do odgadnięcia. Łatwo natomiast paść ofiarą ideologów i hochsztaplerów, przekonanych, że „oni wiedzą”. Jeśli jednak poprzestaniemy na moralnej ocenie czynów, to oddajemy pole bez walki.

Dobrym przykładem jest wojna domowa w Polsce. Przecież to nie do zaakceptowania. Z miejsca przywodzi na myśl słowa pieśni stanu wojennego1 „Ojczyzno Ma”:

Tyle razy pragnęłaś wolności

Tyle razy tłumił ją kat

Ale zawsze czynił to obcy

A dziś brata zabija brat.

Nie chcemy wojen – zwłaszcza bratobójczych. Problem w tym, że nie wszyscy je stanowczo odrzucają – dlatego etyka Kościoła Katolickiego zawiera pojęcie wojny sprawiedliwej.

statystyki

Sejm przyjął uchwałę w której wzywa rząd do przeciwstawienia się próbom ograniczania polskiej suwerenności. Jest to reakcja na ultimatum Komisji Europejskiej. W uchwale czytamy także: W instytucjach Unii Europejskiej są podejmowane również próby narzucenia Polsce decyzji w sprawie imigrantów, którzy przybyli do Europy. Zapowiadane decyzje rozwiązania tego problemu nie mają podstaw w prawie europejskim, naruszają suwerenność naszego państwa, wartości europejskie oraz zasadę pomocniczości Unii Europejskiej. Niosą także zagrożenia dla ładu społecznego w Polsce, bezpieczeństwa jej obywateli oraz dziedzictwa cywilizacyjnego i tożsamości narodowej.

Dość optymistyczne są komentarze pod informacjami na ten temat na różnych portalach. Widać po nich, że jeszcze Polska nie zginęła. Ważąc proporcje, można jednak porównać dzisiejsze emocjonalne przemówienie Premier Szydło do przemówienia Ministra Becka w 1939 roku. Takie skojarzenie ma między innymi poseł Tarczynski z PiS, co wywołało wielkie zdziwienie w antypolskiej Gazecie Wyborczej. Przecież wtedy też było ultimatum zmierzające do upokorzenia Polaków. Czy to, że teraz nie grozi nam wojna (na razie) stanowi tak wielką różnicę? W XXI wieku istnieją skuteczniejsze metody podbijania narodów, niż zbrojny najazd. Wiedzą o tym Grecy, których gospodarka cierpi bardziej niż gdyby prowadzili wojnę.

 

W międzywojennym 20-to leciu w Polsce nie było sielanki. Były polityczne zabójstwa, obozy dla przeciwników politycznych, krwawe manifestacje i bijatyki, wystąpienia przeciw mniejszościom narodowym i ustawiczne kłótnie. Jednak gdy przyszedł czas próby – Polacy potrafili się zjednoczyć. Minister Beck mówił w imieniu całego narodu. Teraz sytuacja jest odmienna i bardziej przypomina czas klęski związanej z Targowicą. Miejmy więc nadzieję, że rząd się nie ugnie i będzie reagował stosownie do zagrożenia.

statystykiGdy publikowane są informacje makroekonomiczne, prasa lubi podkreślać zaskoczenie ekonomistów. Tymczasem raczej te trafne prognozy należałoby traktować jako przypadkowe. To prawda, że gospodarka ma swoją bezwładność, a wiele parametrów jest znanych z góry (na przykład kontrakty terminowe). Jednak bardzo wątpliwe, by istniał jakiś jeden model ekonometryczny, który je obejmuje. Bardzo wątpliwe jest też, czy zasady jakie wyznają ekonomiści mają coś wspólnego z realną gospodarką. O ile jeszcze w sferze finansów można podejrzewać jakąś koncentrację wiedzy i decyzji, to w gospodarce realnej jest to wątpliwe. Potwierdzenie tych przypuszczeń przynosi prasa po informacjach GUS za kwiecień: W kwietniu 2016 r., w porównaniu do poprzedniego miesiąca, nastąpiła poprawa bieżących i przyszłych nastrojów konsumenckich. Odnotowano wyższe wartości zarówno dla obu wskaźników syntetycznych, jak i wszystkich ich składowych.

Produkcja przemysłowa „rośnie powyżej oczekiwań”, a wejście w życie podatku bankowego zamiast pobudzić, zahamowało wzrost cen usług finansowych.

Żeby jednak nie popaść w euforię, w tym samym czasie ukazał się kolejny raport potwierdzający wielki problem handlu ludźmi, który dotyka nasz kraj. Tym razem Polacy są wymienieni jako ofiary tego procederu w raporcie Komisji Europejskiej. Podane liczby (15 tys za ostatnie dwa lata) są zatrważające.

 


A jednak istnieje i kieruje politykami – kto by pomyślał. Polska racja stanu. Wczoraj nakazała aresztować „ruskiego szpiona” Mateusza Piskorskiego. Miejmy nadzieję, że Mateusz Piskorski poza posiadaniem nieprawych poglądów jednak złamał prawo (o ile w ogóle doszło do aresztowania). Inaczej „polska racja stanu” może na tym domniemanym aresztowaniu tylko ucierpieć.

Kierując się „polską racją stanu” - niewątpliwie, bo czymże innym – Minister Spraw Zagranicznych zapowiedział wysłanie polskich wojsk na Bliski Wschód. Chodzie o przypomnienie terrorystom, że istniejemy, czy o coś innego? Jakie następne cele wybierze sobie „polska racja stanu”? Może Paryż – bo tam trwa regularna bitwa – więc możemy pospieszyć z bratnią pomocą. A jeszcze lepiej Luksemburg – Grom mógłby bronić Trybunału Konstytucyjnego, który chcą tam zlikwidować. Trzeba się spieszyć, bo KE daje Polsce czas na działania w sprawie TK do poniedziałku. Może chodzi o TK w Luksemburgu?

Przed wojną wobec dużo poważniejszych gróźb polski Minister Spraw Zagranicznych mówił o bezcennym honorze. Ale dziś mądrość etapu nakazuje ograniczyć działanie „polskiej racji stanu” do wysługiwania się Amerykanom, tropienia ruskich szpionów i czczenia poległych bohaterów.

Prezydent miał kolejne wspaniałe przemówienie patriotyczne – na Monte Cassino – w rocznicę słynnej bitwy. Przypomniał żołnierzy, którzy tam umierali za wolną Polskę. Polskę której majestat Prezydent uosabia. Polska racja stanu nie burzy się jednak, gdy byle kto poniża Prezydenta. Mało tego – Polacy nadal są i będą zmuszeni tytułować ... profesorem i płacić mu ze swych podatków wysokie pobory.

 

Polska racja stanu cierpi natomiast z powodu prorosyjskiej propagandy oraz finansowania partii Piskorskiego przez Rosję. Bo tego zabrania polskie prawo. Na szczęście SLD powstało dzięki pieniądzom KGB, a PO dzięki pieniądzom Niemców – a to polskiej racji stanu tak nie boli. Kto sfinansował powstanie partii pana Petru – tego zapewne ABW nie będzie dochodzić. Polska racja stanu ma też swoje ograniczenia. Nie będzie więc też działań zmierzających do zaprzestania wrogiej działalności niemieckich mediów w Polsce, ani do ukrócenia działalności trolli bankowych. Każdy ma takiego wroga na jakiego go stać. A Polskę stać obecnie co najwyżej na wrogą Rosję.