A jednak istnieje i kieruje politykami – kto by pomyślał. Polska racja stanu. Wczoraj nakazała aresztować „ruskiego szpiona” Mateusza Piskorskiego. Miejmy nadzieję, że Mateusz Piskorski poza posiadaniem nieprawych poglądów jednak złamał prawo (o ile w ogóle doszło do aresztowania). Inaczej „polska racja stanu” może na tym domniemanym aresztowaniu tylko ucierpieć.

Kierując się „polską racją stanu” - niewątpliwie, bo czymże innym – Minister Spraw Zagranicznych zapowiedział wysłanie polskich wojsk na Bliski Wschód. Chodzie o przypomnienie terrorystom, że istniejemy, czy o coś innego? Jakie następne cele wybierze sobie „polska racja stanu”? Może Paryż – bo tam trwa regularna bitwa – więc możemy pospieszyć z bratnią pomocą. A jeszcze lepiej Luksemburg – Grom mógłby bronić Trybunału Konstytucyjnego, który chcą tam zlikwidować. Trzeba się spieszyć, bo KE daje Polsce czas na działania w sprawie TK do poniedziałku. Może chodzi o TK w Luksemburgu?

Przed wojną wobec dużo poważniejszych gróźb polski Minister Spraw Zagranicznych mówił o bezcennym honorze. Ale dziś mądrość etapu nakazuje ograniczyć działanie „polskiej racji stanu” do wysługiwania się Amerykanom, tropienia ruskich szpionów i czczenia poległych bohaterów.

Prezydent miał kolejne wspaniałe przemówienie patriotyczne – na Monte Cassino – w rocznicę słynnej bitwy. Przypomniał żołnierzy, którzy tam umierali za wolną Polskę. Polskę której majestat Prezydent uosabia. Polska racja stanu nie burzy się jednak, gdy byle kto poniża Prezydenta. Mało tego – Polacy nadal są i będą zmuszeni tytułować ... profesorem i płacić mu ze swych podatków wysokie pobory.

 

Polska racja stanu cierpi natomiast z powodu prorosyjskiej propagandy oraz finansowania partii Piskorskiego przez Rosję. Bo tego zabrania polskie prawo. Na szczęście SLD powstało dzięki pieniądzom KGB, a PO dzięki pieniądzom Niemców – a to polskiej racji stanu tak nie boli. Kto sfinansował powstanie partii pana Petru – tego zapewne ABW nie będzie dochodzić. Polska racja stanu ma też swoje ograniczenia. Nie będzie więc też działań zmierzających do zaprzestania wrogiej działalności niemieckich mediów w Polsce, ani do ukrócenia działalności trolli bankowych. Każdy ma takiego wroga na jakiego go stać. A Polskę stać obecnie co najwyżej na wrogą Rosję.

Podziw budzi determinacja Ewy Błaszczyk w walce o powrót do zdrowia swojej córki o kilkunastu jest w stanie śpiączki. Stworzyła fundację Akogo (w reakcji na usłyszany komentarz: „a kogo to obchodzi”). Fundacja ta zbudowała klinikę „Budzik” opiekującą się osobami w śpiączce i podejmującą próby przywrócenia im pełnej świadomości (niekiedy z sukcesem). Dzięki jej zaangażowaniu, udało się doprowadzić do pierwszych poza Japonią operacji wszczepienia elektronicznych stymulatorów układu nerwowego. Dotychczasowe próby pokazały, że ta metoda daje 60% szans na sukces.

Na zdjęciu konferencja prasowa kierujących operacją prof. Isao Mority z Japonii oraz prof. Wojciecha Maksymowicza z Olsztyna.

 

Piękny przykład tego, że technika nie musi prowadzić do świata odhumanizowanego, ale wspomagać także osoby kierujące się w życiu miłością, dobrocią i zaangażowaniem na rzecz bliźnich.

Nowoczesna reklama stara się być jak najmniej uciążliwa dla odbiorcy. Dlatego zamiast dostarczać niechcianych treści, stara się moderować strumień dostarczanych informacji. To jest podstawą działania dwóch gigantów internetu: Google i Facebooka. Obaj mają z tego tytułu problemy. Komisja Europejska chce nałożyć 3mld euro kary na Google za to, że firma manipulowała wynikami wyszukiwania promując własne usługi handlowe kosztem firm trzecich. Z kolei Facebook został oskarżony o pomijanie w wyświetlanych trendach treści konserwatywnych. Republikanie zażądali wyjaśnień, a nawet padła propozycja publicznego przesłuchania kierownictwa Facebook’a. Według nich to niedopuszczalne manipulowanie debatą publiczną i złamanie zasad neutralności internetu. Zuckenberg odrzuca zarzuty i zapowiada wewnętrzne śledztwo – by ustalić, czy pracownicy nie manipulują informacją.

Czy jednak każdego moderowania nie można nazwać „manipulacją” - nawet jeśli wykonuje to automat, a nie człowiek? Nie można się więc dziwić, że „święte oburzenie” republikańskich senatorów bywa komentowane z kpiną: może by się zajęli ważniejszymi sprawami?

 

Problem jest jednak poważny, ale leży w zupełnym braku dopasowania starych modeli funkcjonowania biznesu, mediów i polityki do nowoczesnych systemów informacyjnych. Polityka oparta na marketingu i biznes korporacyjny muszą prowadzić do manipulowania społeczeństwami – niezależnie od tego czy to się komuś podoba, czy nie.

Niemiecka firma Bayer chciałaby przejąć amerykańską firmę Monsanto. Bayer jest znany przede wszystkim z tego, że wynalazł aspirynę oraz heroinę. Monsanto to wielki producent środków ochrony roślin oraz żywności genetycznie zmodyfikowanej. Na świecie trwa wielka konsolidacja branży chemicznej. Być może ma to związek z negocjacjami TTIP, które mogą zapewnić wielkim ponadnarodowym korporacjom władzę nad światem. Może sięgną do swoich tradycji. Bayer był w czasie drugiej wojny światowej ważną częścią koncernu IG Farben, który bardzo pomógł Hitlerowi. Produkował między innymi Cyklon B, którym zabijano w obozach koncentracyjnych ludzi. Z kolei Monsanto dorobiło się na wojnie w Wietnamie, produkując używaną tam broń chemiczną. Użycie „czynnika pomarańczowego” to chyba najbardziej haniebna zbrodnia, która do dziś nie została rozliczona.

Bayer podjął próbę konkurencji z Monsanto w Brazylii, która produkuje genetycznie modyfikowaną soję. Ten kraj jest zresztą dowodem na to, że obawy przeciwników GMO nie są wyssane z palca. Soja modyfikowana genetycznie wyparła praktycznie całkiem uprawy naturalne. Na dodatek karczowane są olbrzymie połacie puszczy, po to by zwiększyć uprawy soji. I jakoś nikt nie ma odwagi powiedzieć, że działalność Monsanto i Bayeru wpływa niekorzystnie na zmiany klimatu.

Połączenie tych dwóch firm może znacząco ułatwić wprowadzenie GMO do Europy. Niemiecki rząd jest bardzo wyczulony na potrzeby rodzimego biznesu, a wpływy Niemiec w UE coraz bardziej wyglądają na dominację.

 

Na szczęście według publicystów Bloomberga szanse na realizację planów Bayeru nie są duże. Chodzi nie tylko o wielkość transakcji (60mld dolarów), która jest kilkadziesiąt razy większa niż roczne przychody Bayeru. Istotniejsze jest to, że taka transakcja jest w chwili obecnej odbierana jako niekorzystna przez akcjonariuszy obu stron.

Podobno po usłyszeniu kwoty 340mld niektórym lemingom mózg odmówił dalszej pracy. Kwota z sufitu i oderwana od realiów? A może niedoszacowana? Portal niezalezna.pl już pół roku temu wyliczył 450mld. Czytając ich zestawienie od razu dostrzegamy dwa zasadnicze problemy:

1. Łatwo mówić o o stratach, ale trudniej określić kto te straty poniósł. Na przykład oszustwa podatkowe powodują uszczuplenie wpływów do budżetu państwa. Ale może oszust wykorzysta zaoszczędzone na podatkach pieniądze z lepszym efektem dla społeczeństwa? Może to tylko obrona przed nadmiernym fiskalizmem (prowadzącym do zepchnięcia podatnika w sferę ubóstwa)? Człowiek chce najpierw zapewnić byt rodzinie, a potem aparatowi państwowemu.

2. Mówienie o tym, że państwo okrada obywateli też jest mocno dyskusyjne, gdyż państwo powinno działać na rzecz obywateli. Zupełnym absurdem jest traktowanie transferu z OFE do ZUS jako grabieży oszczędności. Poprzez OFE bowiem olbrzymie kwoty trafiały do zagranicznych instytucji. Podobnie ma się rzecz z wydatkami budżetu – na przykład związanymi z rozrostem biurokracji. Przecież te pieniądze trafiają do obywateli i mogą służyć rozwojowi społeczeństwa.