Wczoraj w TVP Info odbyła się ciekawa dyskusja na temat referendalnych pytań. Najciekawsze było wystąpienie Witolda Modzelewskiego na temat trzeciego pytania ( "Czy jest Pan/Pani za wprowadzeniem zasady ogólnej rozstrzygania wątpliwości co do wykładni przepisów prawa podatkowego na korzyść podatnika?"). Absurdalność tego pytania jest od początku wyraźnie widoczna. Jednak profesor Modzelewski zwrócił uwagę na to, że literalnie rzecz ujmując jest ono bezprzedmiotowe. Bo wątpliwości co do wykładni mieć nie można. To tak jakby pytać o wątpliwości co do czytania tekstu. Aby pytanie miało sens, należałoby zapytać o treść przepisu, a nie o jego wykładnię. Tyle, że w takiej sytuacji dochodzimy do jeszcze większego absurdu. To obywatele mieliby rozstrzygać, co ustawodawca miał na myśli? Nie wiadomo, czy to było ustawione, czy spontaniczne, ale głos jednego z obecnych widzów trafiał w samo sedno: przepisy powinny być takie, aby wątpliwości nie było. Pojawienie się trzeciego pytania sprowadza nas do krainy absurdu i ośmiesza państwo.

Najsłabsze było wystąpienie Andrzeja Sadowskiego – przeciwnika finansowania partii z budżetu. Widać myślenie w stylu to co dobre dla Ameryki jest najlepsze dla Polski odcisnęło na tym ekonomiście tak głębokie piętno, że pytanie go o cokolwiek jest zwykłą stratą czasu.

 

Google od pewnego czasu dokonuje zmian w algorytmie swojej wyszukiwarki, mających wymusić większą ich przyjazność dla użytkownika. Od kwietnia strony „przyjazne dla urządzeń mobilnych” są promowane przez wyszukiwarki. Stronę można przetestować pod tym względem na https://www.google.com/webmasters/tools/mobile-friendly/

Teraz wprowadza kolejne ulepszenie w tej analizie – dyskwalifikując strony wyświetlające pełnoekranowe reklamy, zmuszające do obrania dużej ilości danych lub instalowania oprogramowania.

Szanowny Panie Prezydencie,

 

W związku z pojawiającymi się w Unii Europejskiej głosami, nawołującymi do uzależnienia sposobu funkcjonowania Polski w strukturach europejskich od przyjęcia przez nas imigrantów z Afryki, uważamy, że należy powtórzyć referendum dotyczące akcesji do struktur UE. Nadchodzące wybory są doskonałą okazją do tego, by Polacy zdecydowali, czy chcą być członkami UE w sytuacji, gdy będzie to uwarunkowane budową w Polsce gett dla obcych nam kulturowo ludzi.

Warunki uczestnictwa jakie przedstawiono Polakom w roku 2003 zostają obecnie podważone1. Dotyczy to nie tylko przyjmowania przez Polskę odpowiedzialności za skutki wojennych konfliktów, które zostały wywoływane w interesie innych państw, ale także dążenie do dużo większej integracji politycznej z uwagi na kryzys w strefie euro. Dlatego ponowne otwarcie dyskusji na temat naszego uczestnictwa w UE jest konieczne. Pozwoli to ustalić w sposób demokratyczny skalę ustępstw, na jakie polskie władze mają mandat społeczny.

Warto w tym miejscu przypomnieć, że:

1. Polska od roku 1989 prowadzi politykę integracji z „zachodem”, co w dużym stopniu determinuje nasze polityczne decyzje. Jednym z podjętych działań jest ograniczanie naturalnej współpracy Polski i Ukrainy2. Polityka ta doprowadziła do problemów po obu stronach wschodniej granicy, łagodzonych specjalnymi funduszami z UE (niestety nie dotyczy to Ukrainy, na której załamanie gospodarcze było jedną z przyczyn wojny). Groźba utraty tych funduszy wymaga przemyślenia na nowo naszej polityki i podliczenia zysków i strat – nie tylko finansową. Kampania referendalna byłaby do tego doskonałą okazją.

2. Utrwalanie i powiększanie dysproporcji rozwojowych poszczególnych subregionów UE stoi w jawnej sprzeczności z deklarowanymi celami polityki spójności. Mamy więc do czynienia albo ze skrajną niekompetencją, albo skrajnym zakłamaniem. Za tą drugą opcją mogą przemawiać podejmowane przez największe państwa UE decyzje, które nie tylko nie liczą się z interesami sąsiadów, ale wręcz im szkodzą. Do takich decyzji z pewnością należą plany rozbudowa rurociągu North Stream. W tej sytuacji odwoływanie się przez nich do „solidarności” jest zwykłą obłudą.

3. Polska jest obecnie państwem o stosunkowo niewielkich mniejszościach. Wynika to z naszej historii, w której wielokrotnie doświadczaliśmy wrogich działań ze strony mniejszości - wymierzonych nie tylko w interesy państwa, ale wręcz podważające jego niepodległy byt3. Nie wiadomo jakie będą dalsze losy „wojny cywilizacji”, którą wbrew błaganiom polskiego Papieża Jana Pawła II rozpętały mocarstw zachodu. Sprowadzanie do Polski potencjalnych wrogów godzi w naszą rację stanu. Przyjmowanie przez nasz kraj konsekwencji polityki wspomnianych mocarstw, bez ich rozliczenia, jest niesprawiedliwością na którą nie powinniśmy się godzić. Zastanawiające jest także to, że tej chwili wśród uchodźców przybywających do Europy dominują młodzi mężczyźni. Kto nam zagwarantuje, że nie jest to część obłudnej strategii inwazji fanatyków na Europę?

4. Przybywający do Europy uchodźcy wcale nie chcą przyjeżdżać do Polski. Przemieszczanie ich wbrew ich woli jest nawiązaniem do najgorszych tradycji europejskich. Tak robił Stalin i Hitler. Tragedia humanitarna jaka ma miejsce w północnej Afryce wymaga interwencji. Jednak jeśli mamy zaangażować się w pomoc tym krajom, to należy rozpocząć od ustalenia fundamentalnych przyczyn obecnego stanu rzeczy. Inaczej fala uchodźców będzie jedynie rosnąć i każda pomoc będzie traktowana jako zachęta dla innych. Potrzebna jest szczera dyskusja na temat przyczyn i możliwych środków zaradczych. Niezależnie od zainicjowania wspomnianego na wstępie referendum Pan Prezydent mógłby taką dyskusję zainicjować.

Jerzy Wawro

 

Zachęcam do poparcia powyższej petycji na stronie petycje.pl

 

Przypisy:

1Mówi o tym wprost Szef niemieckiej komisji parlamentarnej Elmar Brok http://wiadomosci.dziennik.pl/opinie/artykuly/499314,pomysl-niemieckiego-polityka-uderza-w-polske-europosel-pis-to-polityczne-gangsterstwo.html, oraz cytowana przez niemieckie media szefowa MSW Austrii Johanna Mikl-Leitner (http://www.dw.com/pl/radykalna-propozycja-austrii-w-sprawie-uchodźców/a-18684213). Takie sugestie pojawiają się u czołowych niemieckich polityków.

2 Wystarczy przeanalizować dynamikę zmian udziału w PKB naszej wymiany handlowej z Ukrainą: Waldemar Kalita, Katarzyna Puchalska, Anna Barwińska-Małajowicz, „Ocena polsko-ukraińskiej wymiany handlowej z uwzględnieniem obszarów transgranicznych” https://www.ur.edu.pl/file/6541/07-Kalita,Puch,Barw.pdf

Do tego, że dziennikarze ekonomiczni średnio raz na tydzień opisują gospodarczą katastrofę Rosji zdążyliśmy się przyzwyczaić. Wraz ze spadkiem cen ropy zmienia się jedynie granica przy której ma nastąpić załamanie. Kiedyś twierdzono, że Rosja potrzebuje ceny w granicach $100 za baryłkę aby zrównoważyć budżet. Dziś ceny są poniżej $50 (co według starszych gazet jest znacznie poniżej kosztów wydobycia) a deficyt budżetowy spada. No i - o dziwo – według ekonomistów coś się pozmieniało, bo „tania ropa nie zatopi Putina”. Może za to zatopić amerykańskie korporacje.

Na taniej ropie mają korzystać polscy konsumenci. Najlepsi na świecie „analitycy” podkreślają, że cena ropy wyrażona w złotych spadła w Polsce do poziomu najniższego od 10 lat. Szacują oni, że trwały spadek cen energii do poziomu sprzed 10 lat przynosi polskim gospodarstwom domowych oszczędności rzędu 3 proc. Tyle, że dziesięć lat temu mieliśmy cenę benzyny na stacji poniżej 4 PLN, a obecnie jest około złotówki więcej.

[źródło]

Tak się zdarzyło, że w rocznicę powstania „Solidarności” rozgorzała dyskusja na temat uchodźców z Afryki. Jak to ujęła jedna z gazet „Niemcy uczą solidarności”. Skoro Niemcy biorą się za „uczenie” opornych, to sprawa jest poważna. Na szczęście mamy czasy, gdy zamiast czołgów („tanks”) używa się banków („banks”), więc propozycja jest taka: „Przynależność do Wspólnoty Europejskiej to nie tylko profity – podkreśliła szefowa autriackiego MSW, kierując słowa do opornych. Według niej, w tak trudnej sytuacji, z jaką mamy do czynienia obecnie, musimy też przyjąć na siebie odpowiedzialność; na opierające się kraje można wywrzeć nacisk finansowy, redukując bądź wstrzymując unijne dofinansowanie”.

Premier Słowacji Robert Fico jako jedyny polityk odważył się powiedzieć prosto z mostu: „to nie Słowacja zrzucała bomby na Syrię i Libię”. Ale na to Niemcy także mają odpowiedź: to nie interwencja Zachodu przyczyniła się do zmiany sytuacji, lecz to, że Zachód odwrócił się plecami w chwili, kiedy chodziło tam o stworzenie minimalnych struktur państwowości. Nie agresja Zachodu, lecz bezmyślne wycofanie wojsk doprowadziło region do eksplozji. Obecny kryzys ponagla Zachód, a konkretnie Europę, nie do osłabienia interwencjonizmu, lecz do wzmocnienia interwencji na całym świecie.

Jaki znowu „zachód”? Operowanie ogólnymi kategoriami to ulubiona metoda łgarzy. Żaden „zachód” nie zbroił islamistów, ani nie bombardował Libii. To konkretne państwa i konkretni ludzie. Całkiem możliwe, że Tony Blair odpowie za swe czyny. Zbrodniarze z USA pozostaną bezkarni, a ich sługusy znad Wisły będą im dalej nadskakiwać.

Wracając do niemieckich pouczeń – są one dość bezczelne – choć raczej nie grozi nam powrót „nauczycieli kultury” w mundurach wermachtu. Czy jednak państwo, które podejmuje tak wrogie wobec sąsiadów działania, jak rozbudowa rurociągu North Stream i stosuje gospodarczy terror dla osiągnięcia celów politycznych (vide Grecja) ma prawo mówić o solidarności?  

Dlaczego Polska musi przyjąć uchodźców?

Fala uchodźców to cena za głupotę. A głupota tania nie jest – więc skoro jej potrzebujemy, trzeba płacić. Był między nami kiedyś mądry człowiek. Błagał by nie rozpoczynać nowej wojny kultur. Dzisiaj widać trafność jednej z opinii na ten temat: „On chyba coś wie, On chyba widzi coś bardzo niedobrego, bo tak się zaangażował”. Jego mądrość została odrzucona, a polscy politycy głosili, że to także „nasza wojna”. Jan Paweł II nie tylko w kwestii wojny miał rację. Trafnie zdiagnozował wszystkie fundamentalne przyczyny obecnego kryzysu: