Obłudnicy z Brukseli nie chcą w tych gorących czasach pokazywać swojego rozumienia solidarności i nagle zmienili front walki z GLOBCIO. Każdy normalny człowiek na tym globie rozumie, że CO2 jest nie tylko emitowane przez przemysł, ale i pochłaniane przez rośliny. Każdy normalny, ale nie bojownicy globcio. Tak było do piątku, kiedy to nagle okazało się, że drzewa pochłaniają CO2!

W piątek Rada ds. Środowiska (ENV) przyjęła stanowisko Unii Europejskiej na Szczyt Klimatyczny ONZ (COP21). W tym stanowisku nie ma już niszczenia polskiej gospodarki, nazwanej dla niepoznaki „dekarbonizacją”. Jest za to „neutralność węglowa”. Czyli właśnie bilans emisji CO2 i pochłaniania. Może nawet uda się wynegocjować, że nie będziemy płacić kary za to, że emitujemy tyle CO2, by rośliny nie zdychały (dyskusyjnym jest, czy nie emitujemy za mało). Media piszą, że to „polska wywalczyła" takie korzystne zapisy. Też coś. Na konferencji prasowej wprost podano faktyczne przyczyny takiej zmiany: „Nie rozwiążemy kryzysu migracyjnego ani ubóstwa bez rozwiązania kryzysu klimatycznego”. Co kryzys migracyjny ma wspólnego „globcio”? Chyba nikt nie sądzi, że ludzie ruszyli na północ bo im się zrobiło gorąco. Obłudnikom z Brukseli chodzi o co innego: pokazanie że mogą być panem dobrym lub złym (jak przy „Pakcie Klimatycznym” lub zmianie zasad handlu emisjami). Zupełnie niepotrzebnie Polacy oburzali się na niejakiego Shultza, który powiedział coś oczywistego: że obłudnicy zmuszą nas siłą do wszystkiego, co zechcą. Jedyne z czego ten niemiecki polityk powinien się wytłumaczyć, to dlaczego powiedział to głośno. Do tej pory był niepisany układ: oni nas gwałcą (islamiści ze swymi dewiacjami seksualnymi nam nie groźni), a my udajemy, że to z miłości. To jedyny realny układ będący podstawą spójności UE i nawet nadzwyczajna sytuacja nie jest usprawiedliwieniem dla jego burzenia przez Shultza. To oczywiste, że jemu nie chodziło o żadne zbrojne interwencje, tylko o to, że gwałt na Polsce może być bardziej lub mniej brutalny. Globcio to taki brutalny fetysz, którym naprawdę łatwo zrobić krzywdę krajom takim jak Polska. Stworzenie przez UE „rynku” emisji CO2 pozwala nimi spekulować i wywoływać kryzysy społeczno-gospodarcze tak jak przy pomocy spekulacji cenami żywności wywołano „arabską wiosnę”.

 

Znana z prawdomówności Premier Ewa „Peron” zapewnia, że „przyjmiemy tylko uchodźców”, ale „Polska nie pyta, kto w co wierzy i kim byli jego przodkowie”. Problem w tym, że muzułmanie nie mają powodu uciekać do Europy, bo to nie im islamiści ucinają głowy.

Z kolei RMF FM informuje, że Donald Tusk tak wszystko przygotował, by pozbawić Polskę prawa weta w sprawie uchodźców. Ponoć Ewa „Peron” została przez niego poinformowana, że decyzje zapadną dzień przed szczytem UE, na którym mają być negocjowane. Donald Cudotwórca wie już nawet jakie to będą decyzje: 9200 imigrantów z przydziału dla Polski.

Pierwszymi ofiarami obecnego napływu ogromnej liczby muzułmanów do Europy będą europejskie kobiety – uważa orientalista Mirosław Sadowski. A gdzież to nasze wojownicze feministki? Zeszły do podziemi? Sadowski odnosi się także do moralnego szantażu: „Wielu polityków, dziennikarzy, celebrytów odwołuje się do naszej moralności. Warto ciągle przypominać, że zdecydowana większość z tych osób mieszka na strzeżonych, zamkniętych osiedlach, zatem to nie oni będą mieli za sąsiadów odmiennych religijnie i kulturowo ludzi. Uchodźców widzą oni najczęściej w telewizji, radiu lub odwiedzając na krótko domy dla azylantów”.

Tymczasem w internecie pojawiła się informacja, że to George Soros finansuje inwazję islamską na Europę. Za pieniądze jego fundacji wydrukowano „książeczkę emigranta” - w której można znaleźć między innymi adresy (także w Polsce) pod które należy się zgłosić po udanej podróży.

 

Wszystko co Prezydent Duda powie będzie użyte przeciw niemu – jeśli tylko uda się znaleźć pretekst. Stanowczo nie może mówić prawdy o Polsce, bo jest to od razu traktowane jako donos na własny kraj. Rozczulająca jest ta wrażliwość krytyków, którzy nie reagowali gdy ich „autorytety” rzeczywiście szkalowały Polskę za granicą. Oto kilka przykładów z przeszłości:

  1. Władysław Bartoszewski dla Die Welt: Jeśli ktoś się bał, to nie Niemców. Gdy niemiecki oficer zobaczył mnie na ulicy i nie miał rozkazu aresztowania, nie musiałem się go obawiać. Ale gdy sąsiad Polak zauważył, że kupiłem więcej chleba niż normalnie, wtedy musiałem się bać.

  2. Biznesmen Tysiąclecia i Wielki Filantrop Doktor Jan Kulczyk dla Financial Times (w reakcji na wezwanie przed komisję sejmową): Jeśli ja nie czuję się bezpieczny w Polsce, to jak mają się czuć inni biznesmeni?

  3. Magdalena Środa – feministka robiąca za minimum kadrowe Uniwersytetu Warszawskiego, jako Pełnomocnik Rządu do spraw Równego Statusu Kobiet i Mężczyzn ogłosiła światu: „Katolicka, w przeważającej mierze, Polska, choć wolna od "honorowych zabójstw", ma problemy ze zjawiskiem stosowania przemocy wobec kobiet, mające źródło w silnym wpływie Kościoła katolickiego na życie publiczne”.

  4. Specjalista od wybaczania nie swoich krzywd Tadeusz Mazowiecki dla włoskiego Avvenire: „Wielkim bólem napełnia mnie to, gdy widzę, że moja Polska, naród, który czerpie z katolicyzmu, nie umie przebaczać i nie zna litości”.

Do granic absurdu posunął się „największy ekonomista świata” Leszek Balcerowicz, który napisał donos na rząd Buzka, w którym sam był ministrem (poszło o program likwidacji kopalń, który zdaniem Balcerowicza był za mało drastyczny). Ale Balcerowiczowi akurat trzeba wybaczyć, bo on nigdy nie krył gdzie ma swoich panów.

Stany Zjednoczone to kolos na glinianych nogach. Tymi glinianymi nogami jest amerykański przemysł. Paul Craig Roberts opisuje proces, który do tego doprowadził. Zarobki amerykańskich menadżerów są ustawowo ograniczone do 1 mln dolarów rocznie. Wynagrodzenia powyżej tej kwoty nie są kosztem podatkowym dla firmy. Jednak istnieje furtka do wyższych wynagrodzeń: jeśli są one "związane z wynikami", nie podlegają ograniczeniom. Powoduje to duże parcie na wzrost cen akcji spółki. Najprostszym sposobem na zwiększenie wartości giełdowej jest obniżanie kosztów pracy. Jak wielkie są możliwości w tym zakresie, obrazuje informacja z Indii: w stanie Uttar Pradesh 2,3 miliona osób aplikowało na 368 stanowisk asystenta w powiatowych urzędach, z płacą ok. 900 zł. Wśród nich było ponad 250 tysięcy osób ze stopniami naukowymi.

Wskutek nacisków udziałowców produkcja amerykańskich korporacji wywędrowała do Azji. To było w interesie menadżerów i akcjonariuszy. Amerykańskie korporacje są teraz uzależnione od Chin, kraju który – jak pisze P. Craig Roberts – banda idiotów w Waszyngtonie usiłuje zmienić we wroga.

Rozwój internetu sprawił, że proces ten dotyczy nie tylko produkcji, ale też usług. W szczególności rachunkowości i inżynierii oprogramowania.

Ujemnym skutkiem tych procesów jest to, że badania, rozwój, innowacje i są związane z procesami produkcyjnymi. Dlatego innowacyjność kwitnie w Azji a nie w USA. Dalej następuje upadek klasy średniej, wzrost nierówności, destrukcja ścieżek awansu.

Chciwość korporacji skutkuje także innymi „czarodziejskimi” działaniami. Takimi jak „optymalizacja podatkowa”, czy przeznaczanie zysków na wykup własnych akcji, przy równoczesnym wzroście zadłużenia. Firmy uzależniają się od kapitału spekulacyjnego. Ich działania są zaprzeczeniem idei rozwoju organicznego. Także w aspekcie dbałości o ekologię (w tym GMO).

Krociowe zyski akcjonariuszy i menadżerów zostały osiągnięte poprzez zniszczenie perspektyw gospodarczych milionów Amerykanów, niszczenie środowiska i zmniejszenie potencjału wzrostu gospodarki USA. W dłuższej perspektywie oznacza to upadek Stanów Zjednoczonych jako światowego mocarstwa. Craig Roberts przypomina swoje przewidywania z 2004 roku, że "USA w ciągu 20 lat stanie się krajem trzeciego świata".

Spada popyt konsumpcyjny, maleją oszczędności, rośnie zadłużenie gospodarstw i bezrobocie. System funkcjonuje dzięki konsumowaniu kapitału zgromadzonego w okresie gospodarczych sukcesów, drukowaniu dolarów oraz medialnej propagandzie.

Od dawna pojawiały się podejrzenia, że „zachód” wcale nie chce zniszczenia Państwa Islamskiego. Na przykład w komentarzu defence24.pl czytamy: „Operacja powietrzna nie realizuje zakładanych celów strategicznych, a ma się wrażenie, że w niektórych krajach polityka i piar jest celem samym w sobie (np. dla Baracka Obamy jest to strategia „przetrwania” problemu, z kolei dla Paryża promowanie własnego sprzętu – samolotów Rafale etc.).

Emerytowany amerykański generał, James M. Dubik, na łamach „Washington Times” powątpiewał w sierpniu w skuteczność kampanii powietrznej nad Irakiem podkreślając, że najpewniej nie zrealizuje ona zakładanych głównych celów strategicznych – utrzymania jedności Iraku i zniszczenia ISIS/IS. Atak na pozycje fundamentalistów oceniał jako konieczny, ale niewystarczający (necessary but not sufficient). Także inni eksperci i oficerowie już wówczas wskazywali, że administracja Obamy nie ma strategicznej wizji „co dalej”, a zakładanych celów nie da się osiągnąć bez operacji lądowej”.

Ostatnio rosyjski Minister Ławrow bez ogródek oskarżył USA, że bombardowania ISIL są farsą i chwytem propagandowym, a prawdziwy cel operacji w Syrii, który obejmuje usunięcie rosyjskiej obecności z regionu.

Czy to tylko rosyjskie wymysły, czy też rzeczywiście główną zbrodnią Assada jest sojusz z Rosją? Amerykańskie media (a za nimi polskie) informują, że naloty są nieefektywne, gdyż NATO chce unikać ofiar wśród ludności cywilnych. Jakoś Obama nieszczególnie przejmuje się dużym odsetkiem niewinnych ofiar nalotów dronów w Pakistanie. Skąd więc taka troska o Syryjczyków?

Niedawno jednak islamiści zdobyli bazę lotniczą Abu al-Duhur. Świat obiegła wiadomość o egzekucji 56 broniących jej żołnierzy syryjskich. Czego w tej wiadomości brakuje? Może informacji, że wojska NATO zrównały bazę z ziemią? Przecież ludność cywilna takich obszarów nie zamieszkuje. A może zawiodło rozpoznanie? We wtorek "New York Times" napisał, że amerykańscy specjaliści wojskowi, analizując zdjęcia satelitarne i inne informacje, ustalili, iż Rosja ma na lotnisku w Latakii kilka czołgów T-90, 15 granatników, 35 transporterów opancerzonych, a także 200 żołnierzy i przenośną infrastrukturę mieszkalną dla półtora tysiąca ludzi.

Umieją wytropić Rosjan, to islamistów chyba też?