Dyskusja na temat gazu łupkowego zdaniem Ministra Woźniaka „przebiega w sposób „niesłychanie niezrównoważony”, i przeważają w niej oponenci”. Czyli powinien być parytet? Tyle samo zwolenników i przeciwników? Miejmy nadzieję, że to agencje coś pokręciło, bo lepiej byłoby nie mieć idioty za ministra.

Chociaż z drugiej strony dramat Polski polega na tym, że nie wiadomo kto może bardziej działać na szkodę naszego kraju: nasi wrogowie, nasi przyjaciele, czy nasz własny rząd.

 

Swoją drogą, bardzo ciekawe, ilu spośród głosujących na rządzącą mafię Polaków posłuchałoby rady swych wybrańców (a ilu Niemców, Rosjan, Amerykanów czy Francuzów), gdyby chodziło o ich prywatny folwark.

Pod tekstem Joanny Solskiej „Dlaczego na zielonej wyspie nie ma pracy” ktoś umieścił komentarz oddający bardzo dobrze istotę sporów o tak zwany rynek pracy:

Czas wprowadzić w Polsce niewolnictwo - powinno się sprawdzić nawet w usługach! Będzie to system którego pracodawcy nie będą musieli i chcieli omijać. Chociaż też będą się skarżyć na jego małą elastyczność - co jest oczywiście uzasadnione. Tak więc, powinna być opcja, że nie pracujących niewolników przejmuje na utrzymanie państwo lub muszą wyżywić się sami -czyli system elastyczny niewolnik. Będzie to wkład naszych "elit" do rozwoju nowoczesnego świata! Tylko taka elastyczność zapewni chęć inwestowania w Polsce!  

Niemcy o swojej gospodarce: „Jej fundamentem po drugiej wojnie światowej stał się system ekonomiczny zwany społeczną gospodarką rynkową, który przyczynił się do tzw. cudu gospodarczego lat 60., a który nadal ma decydujący wpływ na funkcjonowanie niemieckiej gospodarki.”

Wszystko to prawda, ale jakby trochę niepełna.

W czasach „cudu gospodarczego” pomogła Niemcom …. demilitaryzacja. Gospodarka została przestawiona na cele cywilne i wolny rynek po prostu musiał zadziałać (zwłaszcza, że otworzył się rynek na eksport do USA zaangażowanego w wojnę w Korei).

Nie bez znaczenia są też miliardy zagrabione w całej Europie w czasie XX wojny światowej. Bilans wojny był dla Niemiec korzystny – pomimo klęski militarnej. Pomogła w tym zimna wojna, która zatrzymała planowaną częściową dezindustrializację.

Na koniec warto wspomnieć o wymianie marki na euro po zaniżonym kursie. Ich gospodarka stała się dzięki temu bardziej konkurencyjną.

 

 

Według samego FED, ta instytucja niewiele różni się w swym działaniu od NBP. Jej głównym celem jest umożliwienie wymiana (taka wielka Izba Clearingowa, jak nasz KIR). A wypracowany przy okazji zysk w zdecydowanej większości wpłacany jest do kasy rządu. Według businessinsider.com tylko $1,6mld z wypracowanych w ubiegłym roku $90,5 mld zysku poszło na dywidendy. Resztę wpłacono do kasy rządu (konkretnie US Treasury). Umieszczenie takiej informacji w artykule zatytułowanym „Oto, kto naprawdę jest właścicielem Rezerwy Federalnej”, sugeruje, że głównie amerykański rząd. Informacji o prawdziwych właścicielach próżno szukać. Tego tekstu w żaden sposób nie można traktować jako odpowiedzi na druzgocącą krytykę autora „Wojny o pieniądz”, Song Hongbinga. Nawet jeśli dostrzegamy przemilczenia i jednostronność książki chińskiego ekonomisty, robi ona wrażenie solidnego opracowania. Tymczasem teksty takie jak cytowany artykuł w businessinsider.com, to płytkie i przez to fałszywe wypracowanie na poziomie liceum. Pomniejsza on przede wszystkim absolutnie kluczową rolę FED jako instytucji emitującej pieniądze.

 

 

W dyskusji nad przyszłością firmy Apple, jaka rozgorzała po prezentacji nowych iPadów, głos zabrał Farhad Manjoo z Wall Street Journal. Artykuł jest wręcz entuzjastyczny. Według autora, nowy iPad pozwoli przejąć rolę odpowiednika Microsoftu, Intela i Della razem wziętych w komputerowym biznesie jutra. Ujednolicenie systemu operacyjnego pozwoli na podjęcie przez tablet roli PC-ta poza biurem. Ta zaleta wytworzy samonapędzający się mechanizm. Wytworzy się efekt sieci. Więcej ludzi, którzy kupią iPada, więcej programistów, wzbogacenie platformy, a tym samym przyciągnąć więcej użytkowników.

Tyle, że efekt „ujednolicenia” ma drugie dno, znane programistom w Polsce. Chcesz tworzyć aplikacje na urządzenia Apple'a, to musisz się wyposażyć w zaplecze Apple'a, które jest horrendalnie drogie.


Uaktualnienie:

Darmowy system Apple można uruchomić w formie wirtualizacji. Więc powyższe uwagi dotyczące kosztów środowiska dla programistów nie są aktualne. 


Uaktualnienie 2:

 

Informacja o możliwej wirtualizacji jest nieco przesadzona. Na odpowiedniej stronie „App Store” jest wyjaśnienie, że aby pobrać OS X Mavericks, trzeba być posiadaczem OS X w wersji co najmniej 10.6.6. Wygląda więc na to, że pan Farhad Manjoo zmajstrował jednak luźno związaną z rzeczywistością reklamę.

 

 

Niemieccy uczeni wraz z ekologami z Greenpeace dowodzą, że Polska może o połowę zmniejszyć zużycie węgla.

Jednak wcale nie musimy iść za ich radą, aby dokonać redukcji CO2. Jeden Polak produkuje oddychając około 0,5kg CO2/dobę. Daje to 180kg CO2 na rok. Dziesięć milionów Polaków produkuje 1,8 mln ton CO2 w ciągu roku – tylko oddychając (a przecież to tylko ułamek produkcji). Czyli tyle, co spalenie miliona ton węgla (mniej więcej tyle, co średniej wielkości elektrownia). Redukując ilość Polaków o połowę, mielibyśmy z pewnością większe oszczędności na emisji CO2, niż redukując ilość elektrowni węglowych.

 

Niemieccy uczeni i ekologowie z Greenpeace chyba o tym wiedzą?

W „Najwyższym czasie” prezentacja raportu podsumowującego skutki unijnej pomocy: „Pierwsze kompleksowe posumowanie efektów unijnej pomocy dla Polski jest szokujące. Wynika z niego, że efektem wejścia do UE jest… horrendalne bezrobocie oraz spadek tempa wzrostu gospodarczego. Żadnego z zakładanych celów pomocy nie osiągnięto”.

 

Każdemu, komu wydaje się, że to tekst polityczny, można polecić dane federacji zrzeszającej Czerwony Krzyż i Czerwony Półksiężyc: „Widzimy, jak wśród wielu Europejczyków rośnie cicha rozpacz, przynosząc rezultaty w postaci depresji, rezygnacji i utraty nadziei".

Portal wgospodace.pl publikuje krytykę emerytur obywatelskich pióra Macieja Bitnera. Odwieczne pytanie finansistów: „czy nas na to stać?” jest w tym wypadku dodatkowo śmieszne z tego powodu, że stawia je „Specjalista Instytutu Misesa”. Szkoła Austriacka tym różniła się od „szkoły finansistów” (którzy bez wyjątku od Friedmana biorą swój początek), że centralne miejsce zajmuje w niej zagadnienie pracy. A więc „nie stać nas” trzeba przetłumaczyć jako: nie damy rady wyprodukować tyle chleba, kartofli, papieru toaletowego, seriali telewizyjnych, i czego tam jeszcze emerytom potrzeba. To jest oczywiście brednia niesłychana i tylko „główny ekonomista” czegoś tam może takie coś wypisywać, bez obawy, że go ktoś śmiechem zabije.

Gdyby ten człowiek miał choć odrobinę uczciwości lub inteligencji, napisałby po prostu, że system finansowy nie jest po to, aby można się było dobrami wymieniać, mając na uwadze etyczną zasadę, że każdemu należą się godne warunki życia, ale po to, aby wybrańcy (a więc głównie finansiści) mogli się bogacić kosztem całej reszty.

System emerytur obywatelskich z powodzeniem funkcjonuje w Australii i Kanadzie. Czemu nie może funkcjonować w Polsce?

Stwierdzenie „nie stać nas” można zrozumieć tylko wówczas, jeśli je uzupełnimy do „nie stać nas na wprowadzenie systemu finansowego, który zapewni normalne funkcjonowanie społeczeństwa i gospodarki. Być może to jest prawda, ale wówczas to „nie stać nas” oznacza po prostu bankructwo państwa. Skoro ono zbankrutowało, to należy pomyśleć o tym, jak uchronić społeczeństwo przed skutkami tego bankructwa, a bankierom powiedzieć: sorry. Panu finansiście to się w głowie nie mieści, dlatego uważa, że na emerytury nas nie stać, a na płacenie dziesiątek (a już wkrótce pewnie setek) miliardów haraczu rocznie – to i owszem.

Firma Apple jest mocno krytykowana z powodu absurdalnie wysokich cen swoich produktów. Ceny iPadów sięgają 500 dolarów, Mac Pro kosztuje około  $3k. Tymczasem porównywalne produkty konkurencji kosztują odpowiednio $300-$400 (za tablety) i od $1k do $1,5k za-notebooki. Nic więc dziwnego, że ceny Apple są określane jako absurdalne, a dziennikarz pisze, że Apple nadal wie jak robić fajne urządzenia, ale stracił orientację w ich wycenie.

Problemem Apple jest jednak to, jak obniżyć ceny, nie rezygnując z opinii „najcenniejszej marki na świecie”. Pierwszą próbą obniżenia cen było wprowadzenie na rynek tańszych iPhonów w plastykowej obudowie. To jednak spotkało się ze sporą krytyką i zainicjowało dyskusję na temat sensowności inwestycji w markę Apple.

Kolejnym ruchem Apple jest zapowiedź udostępnienia za darmo wszystkim użytkownikom urządzeń Apple nowego systemu operacyjnego. Jest to oczywisty cios w model sprzedaży Windows 8, który zostanie jedynym płatnym systemem na rynku.

 

Kiedyś firma Microsoft pozwoliła przetrwać Apple w trudnych czasach. Teraz otrzymuje mocny cios. Biznes to biznes....

Wielka burza z powodu wypowiedzi pochodzącego z Podkarpacia ministra Władysława Kosiniaka-Kamysza, że za 1200zł miesięcznie da się godnie żyć. Na Podkarpaciu taka płaca jest normą. Czy ci ludzie nie żyją godnie? Mieszkając na wsi w wielopokoleniowej rodzinie i korzystając z dobrodziejstwa szarej strefy można za te pieniądze rzeczywiście spokojnie żyć. Choć rząd bardzo intensywnie pracuje nad tym, by było to coraz trudniejsze, podnosząc cały czas podatki. Najbardziej rujnujące dla Podkarpacia jest tak zwana „średnia krajowa”, od której liczone są wszystkie obciążenia. Kto na Podkarpaciu zarabia tą „średnią”? Chyba tylko menadżerowie, lekarze i niektórzy prawnicy.

Weźmy na przykład specjalistów IT, którzy wszak stanowią na tak zwanym „rynku pracy” elitę. Wedle prezesa „Informatyki Podkarpackiej” brakuje tu na dodatek wielu specjalistów, których firmy mogłyby zatrudnić od zaraz, gdyby oni byli. Można się więc spodziewać, że pełno jest ofert pracy, a oferowane wynagrodzenie rośnie. Wystarczy jednak przejrzeć dowolny portal pośredniczący w poszukiwaniu specjalistów, by zobaczyć, że to nieprawda. Ilość ofert jest bardzo niewielka, a 99% z nich kryje w sobie „alokację” do Warszawy albo innego dużego miasta (lub za granicę). Część z pozostałych pojawia się wyłącznie w wyniku obowiązujących przepisów (oferty fikcyjne z administracji, na stanowiska, które de facto nie są wolne). Wśród tych realnych trudno znaleźć pracodawcę, który uważałby że owa „średnia krajowa” dla specjalisty to nie są wygórowane żądania. Potwierdzają tę sytuację konkretne przykłady. Skoro informatyk godzi się pracować za pensję poniżej 1500 zł na netto, to zapewne nie ma lepszych ofert. Wycinkowe badania losów absolwentów pewnej uczelni pokazują, że zaledwie co piąty znajduje w krótkim czasie po skończeniu studiów pracę zgodną z kierunkiem wykształcenia i na pełny etat. Zapewne mieli zbyt wysokie żądania finansowe? W przypadku połowy z nich zapewne przekraczały one zasiłek dla bezrobotnych o co najmniej koszty dojazdu do pracy.... Iluzoryczny wydaje się też problem jakości kształcenia i dostosowania go do potrzeb przedsiębiorstw. Efektem tych działań może być najpewniej ułatwienie emigracji.

Niewiele lepiej jest z pracą dla programistów. Tu zarobki są nieco wyższe, ale biorąc pod uwagę charakter pracy, nie są one oszałamiające. Przede wszystkim jednak brakuje czegoś, co można zaobserwować w przodujących firmach IT w USA. Praca przy „ciekawym projekcie” w takiej firmie wiąże się z nie tylko z satysfakcją zawodową. Sukces rynkowy takiego projektu ma proste przełożenie na zarobki (przynajmniej poprzez otrzymywane akcje przedsiębiorstwa).

Wydawać by się mogło, że eksternalizacja kosztów (czyli przeniesienie ich na społeczeństwo) przez korporację dotyczy głównie zasobów naturalnych. Przy okazji uruchomienia programu „Obamacare” pojawiają się jednak analizy, pokazujące rolę systemów opieki społecznej w USA. Na przykład „52% of pracowników fast foodów w USA zarabia tak mało, że musi korzystać z jakiejś formy wsparcia publicznego”.

Opisuje to portal www.bankier.pl: „Rekordzistą pod względem kar i pozasądowych odszkodowań jest bank JP Morgan Chase. Tylko w poprzednim kwartale musiał wyłożyć blisko miliard dolarów za machlojki jednego ze swych traderów, zwanego „londyńskim Wielorybem”.

Afera „wielorybnicza” to jednak tylko wierzchołek góry lodowej. Bankierzy JP Morgana mają na karku już chyba wszystkie agendy amerykańskiego Departamentu Sprawiedliwości, które zajmowały się kwestią ustawiania stawek LIBOR, manipulacjami na rynku energii i surowców. Ale najbardziej kosztowne dla banku mogą się okazać „nieprawidłowości” w segmencie kredytów hipotecznych.

Zazwyczaj dobrze poinformowana gazeta „The Wall Street Journal” donosi, że JP Morgan osiągnął w tej sprawie porozumienie z Departamentem Sprawiedliwości. W ramach ugody bank ma ponoć zapłacić 13 mld dolarów kar i odszkodowań, z tego 4 mld USD na rzecz Federalnej Agencji Finansowania Mieszkalnictwa (FHFA). Według agencji Bloomberga porozumienie mieli negocjować osobiście prezes JP Morgan Jamie Dimon oraz prokurator generalny Stanów Zjednoczonych Eric Holder”.

 

 

Strona internetowa www.healthcare.gov jest jednym z istotnych elementów reformy ubezpieczeń w USA. Okazuje się jednak, że jej twórcy nie przewidzieli olbrzymiego obciążenia na starcie programu i pojawiły się poważne problemy. Mogą one wręcz zagrozić całej reformie.   

„Puls Biznesu” pochyla się nad losem słabo opłacanych pracowników. Oczywiście chodzi o Wielką Brytanię, bo w Polsce nie ma takich problemów ;-). Piszą, że na wyspach „odsetek niskich płac należy do najwyższych w rozwiniętym świecie”. Tyle że im chodzi o „Living Wage”, czyli płace godziwe, za które da się normalnie żyć. Są one oceniane na 8,55 funta za godzinę w Londynie i 7,45 funta poza metropolią. Niżej zarabiało 25 proc. kobiet i 15 proc. mężczyzn. W Polsce podobny odsetek otrzymuje najniższe wynagrodzenie, które nawet dla samotnych osób trudno uznać za „living wage”.

 

Wygląda więc na to, że według Brytyjczyków nie jesteśmy rozwinięci. Nie dość im, że znowu wygrali z nami w piłkę?

W czasie „government shutdown” cena złota spadła o 3,35%. Analitycy giełdowi jak zwykle mają bardzo mądre wyjaśnienie. Są nim fundusze, które pozwalają spekulować na zmiennościach. Czyli jeśli spekulant wystraszy się, że jego spekulacje zachwieją rynkiem, to może pospekulować na tym strachu. Czekamy na następne piętro (fundusz spekulujący na ilości spekulantów, którzy wystraszyli się efektów swych spekulacji).

Kiedyś portal bussinesinsider.com opublikował ciekawy zestaw nietypowych wskaźników ekonomicznych. Na przykład im bardziej atrakcyjne kelnerki, tym sytuacja na rynku gorsza. No bo w lepszych czasach ładne dziewczyny znajdą bardziej atrakcyjną pracę.

Na analogicznej zasadzie można zaproponować wskaźnik innowacyjności oparty o zarobki inżynierów. W branży informatycznej średnia w USA wygląda następująco:

  • Software Developer: $89tys

  • Java Developer: $94tys

  • Software Engineer: $94tys

  • Senior Software Engineer: $98tys

W Dolinie Krzemowej zarobki razem z wszystkimi bonusami zaczynają się od $165tys.

W Polsce średnia wynosi około $24tys, a na prowincji nawet o połowę mniej.

Może więc nasi mędrcy przestali by wreszcie łaskawie p*lić o innowacyjnej gospodarce?

 

 

Portal businnesinsider na głównej stronie zilustrował wiadomość o zawarciu porozumienia w USA zdjęciem białej flagi:

 

Kiedy na początku obecnego kryzysu jeden z doradców Obamy zaatakował republikanów, wiadomo było, że będzie ostro. Wygląda na to, że rozgrywka była perfekcyjnie przygotowana i wykonana. Republikanie uzyskali jedynie tyle, że Obamacare zostanie uzupełniony o weryfikację dochodów osób korzystających z dotacji. Tylko, czy to sukces? Tak od razu zakładać, że koszty tej weryfikacji będą niższe niż skala ewentualnych nadużyć? Jedną z wad systemów dotacji jest uzależnienie obywateli od państwa. Weryfikacja tylko to wzmocni. Brawo GOP – jeśli o to chodziło, to sukces!!!

Norweski finansista Sverre Rørvik Nilsen wspomina aferę Enronu, prezentując „Kodeks etyki” korporacji, wydany na miesiąc przed początkiem afery. W swoim tekście Nilsen cytuje fragmenty kodeksu, który w sposób oczywisty były łamane przez autorów. „Chcemy być dumni z Enronu i wiedzieć, że cieszy się renomą z racji swej uczciwości i rzetelności” pisał Kenneth Lay jeden z głównych reżyserów przekrętu w wyniku którego pracownicy Enronu stracili swe oszczędności. Sam Kenneth Lay zdążył pozbyć się akcji firmy zarabiając wiele milionów dolarów. Jego nieetyczne działania były też sprzeczne z prawem (zmarł na serce przed uprawomocnieniem się wyroku).

 

Korporacja w swym działaniu jest podobna do prymitywnego materializmu. Znane nam ścisłe teorie naukowe pozwalają opisać świat na tyle precyzyjnie, że materialiści mają wrażenie kompletności opisu. Tymczasem to co najcenniejsze umyka opisowi. Podobnie dzieje się z ideami takimi jak uczciwość i humanizm po przełożeniu na język korporacji.

Za oceanem w miarę zbliżania się terminu po którym bez porozumienia świat się zawali, napięcie narasta. Republikanie prężą muskuły, podczas gdy wszyscy widzą, że zależy im głównie na wyjściu z twarzą. Wpadli przy tym we własne sidła, proponując odroczenie podatku związanego z Obamacare bez wstrzymywania tej reformy (co musi powodować wzrost deficytu – przeciw czemu ponoć protestują). Obama pozostaje twardy i nie chce żadnych ustępstw. Potajemne rozmowy każą sądzić, że jakiś kompromis jest wypracowywany, ale przecież w westernach zawsze ratunek pojawia się minutę/sekundę przed terminem. Czekając na ten moment uczeni bawią się w bezkarne wróżby dotyczące hipotetycznej przyszłości bez porozumienia. O marnym poziomie tej rozrywki świadczy następujący fragment opisujący analogię USA do Republiki Weimarskiej:Wszelkich trudności związanych z reparacjami nie udało się pogrzebać aż do momentu porozumienia w kwestii zadłużenia osiągniętego w Londynie w 1935 roku – głównie poprzez przesunięcie wszelkich płatności do czasu zjednoczenia Wschodnich i Zachodnich Niemiec w 1990 roku”.  

Na portalu forsal.pl mamy objaśnienie przyczyny wysokiego deficytu Polski na rachunku bieżącym. W sierpniu wyniósł on 719 mln euro, wobec prognoz ekonomistów 230 mln euro. „Zagraniczne podmioty otrzymały w sierpniu ponad 1,13 mld euro z tytułu swojego zaangażowania kapitałowego w polskich firmach. Ale też „skasowały” 796 mln euro z tytułu tzw. inwestycji portfelowych”.

Pytanie o przyczyny tak dużej rozbieżności między prognozą a rzeczywistością postawione w tytule artykułu pozostaje otwarte. A rzecz jest wielce interesująca. W komentarzach pojawia się hipoteza, że to wina zmian w OFE. Jednak dane są z sierpnia, a zamiar dokonania zmian w OFE ogłoszono we wrześniu. W sierpniu nie wydarzyło się nic, co byłoby zaskakujące i trudne do uwzględnienia w prognozach.

Racjonalne wyjaśnienia tych nie trafionych prognoz są tylko trzy:

1. Nasi ekonomiści nie potrafią korzystać z tych wspaniałych teorii i modeli, jakich dostarczają nam nobliści (może by tych noblistów zatrudnić?).

2. Gospodarka jest jednak systemem zbyt złożonym, by móc precyzyjnie prognozować jej zmiany.

3. Polski rząd i NBP nie ma żadnej kontroli tego, co dzieje się w polskiej gospodarce (co miałoby uzasadnić nazywanie jej „polską gospodarką”?).

 

Zapewne każdy z tych trzech czynników ma w tym wypadku znaczenie.

Podkategorie

Kótkie opisy wydarzeń, które mogą wskazywać na kierunki działań w gospodarce.

Kredyty we frankach