W Orzeszu ma postać owa kopalnia węgla. Jak informuje były wiceminister Jerzy Markowski, inwestorem ma być niemiecka spółka giełdowa HMS Bergbau AG. Kopalnia zatrudni 1500 osób i stworzy „alternatywę dla węgla importowanego”.

 

Ta wiadomość rodzi nieco wątpliwości.

 

Czy jednak „alternatywą dla węgla importowanego” nie może być węgiel zalegający składy funkcjonujących na Śląsku kopalń? A co z innymi inwestycjami, które w okolicy Orzesza zapowiadał Jerzy Markowski? Jako prezes należące do imperium Kulczyka spółki Markowski dwa lata temu twierdził, że jeden z najbogatszych Polaków, Jan Kulczyk, wybuduje na Śląsku dwie kopalnie! Wydobywany pod Orzeszem węgiel będzie wykorzystywany w elektrowni miliardera.

 

Rok temu w wywodach na temat „Zagraniczny kapitał szansą dla polskiego węgla” Orzesze pojawia się w kontekście inwestycji Australii i Indii.

 

 

Młodzi mieszkańcy Europy muszą zmierzyć się z bardzo trudną sytuacją życiową. Według oceny Deutsche Bank Research w najtrudniejszej sytuacji znajdują się bezrobotni w wieku 25-35 lat. - W przeciwieństwie do młodszych nie mają możliwości tymczasowej ucieczki z rynku pracy w edukację czy szkolenia […] - Co więcej wielu z nich w czasach prosperity podjęło ważne życiowe inwestycje, np. kupiło nieruchomość, która nie może być finansowana bez stałego zatrudnienia.
To fragment raportu DB Research, opisującego trudną sytuację młodzieży na rynku pracy. Raport zawiera cztery zalecenia, które mają prowadzić do poprawy sytuacji:

  1. Zmniejszyć produkcję wykształconych ignorantów, którzy niskie kwalifikacje łączą z wysokimi oczekiwaniami finansowymi oraz małą elastycznością.

  2. Zredukować przepaść dzielącą długoterminowe i tymczasowe formy zatrudnienia pod względem kosztów i stopnia ochrony pracy.

  3. Uznać za naturalną dyskryminację młodych na rynku pracy pod względem wynagrodzenia. Ma to im ułatwić wejście na rynek i praktyczną naukę zawodu.

  4. Zwiększyć szkolenie specjalistów pod potrzeby rynku. Obecnie pomimo bezrobocia w wielu firmach jest problem z rekrutacją fachowej kadry.

Reklamy zamawiane przez państwowe przedsiębiorstwa są jednym ze spoiw obecnego systemu. Chcąc go naprawić, należałoby zabronić reklamowania się państwowym firmom w prywatnych mediach. Na to jednak politycy się nie zdobędą, bo przychylność mediów jest im potrzebna.

Afera podsłuchowa odsłania kulisy funkcjonowania tego układu. Oto fragment rozmowy ministra Pawła Grasia z prezesem koncernu paliwowego PKN Orlen Jackiem Krawcem (z relacji Zbigniewa Kuźmiuka):

Krawiec zwraca Grasiowi uwagę, że niektórzy prezesi spółek Skarbu Państwa rekomendowani przez Platformę (tutaj wymieniony jest jeden z nich prezes PZU S.A. Andrzej Klesyk), czując już zbliżające przesilenie polityczne, dają reklamy do pism określanych jako prawicowe (w tym przypadku chodzi o tygodnik "wSieci").

Krawiec używa w tej sprawie wulgarnego języka i opisuje to tak: "widzisz, jeb..ni, jeszcze Klesyk skur..el wiesz, że on w "wSieci" ogłoszenia daje". I dalej "ja mówię, co ty k..wa, odpier...sz? A on na to, że to klienci potencjalni".

Graś przytakuje prezesowi Orlenu ze zrozumieniem.

Ten fragment rozmowy dobitnie pokazuje, że tylko media sprzyjające rządowi mogą liczyć na reklamy ze spółek Skarbu Państwa, a te jak wiadomo są takich rozmiarów, że decydują o "być albo nie być" każdego medium w szczególności tytułów prasowych.

Najwyraźniej Ministerstwo Finansów uznało, że podatki są w Polsce jeszcze zbyt mało skomplikowane, dlatego postanowiło upowszechnić VAT odwrócony. Czyli zasadę, że to kupujący płaci podatek, a nie sprzedawca. Dotąd takie zasady stosowano przy obrocie złomem. Jednak teraz chodzi o towary będące w obrocie detalicznym – głównie telefony komórkowe. Aby odseparować drobne transakcje detaliczne, mechanizmu odwróconego VAT nie stosowano by m.in. w sytuacji, gdyby sprzedaż w jednym dniu na rzecz jednego nabywcy nie przekraczała wartości 20 tys. zł (bez podatku).

 

Przeniesienie obowiązku zapłaty podatku na kupującego nie zwolni sprzedawcy od podawania informacji o transakcji.

Resort finansów chciałby, by nowe przepisy weszły w życie 1 stycznia 2015 r. "(...) podyktowane to jest potrzebą jak najszybszego wprowadzenia kolejnych instrumentów (...) mających na celu walkę z nadużyciami i wyłudzaniem podatku VAT. Pilne wprowadzenie tych rozwiązań jest zgodne z postulatami uczciwych przedsiębiorców działających w tych branżach"

 W Bułgarii trwa konflikt w iście mafijnym stylu: między oligarchą Peewskim a bankierem Wasilewem. Przez ponad siedem ostatnich lat interesy Peewskiego były ściśle związane z bankiem Wasilewa. Przez lata bank ten finansował sprzedane w kwietniu imperium medialne rodziny Peewskiego i wiele związanych z nim firm, choć formalnie biznesmen nie ma ani jednej, bo wszystkie są zarejestrowane w rajach podatkowych.

Niedawno Peewski zarzucił Wasilewowi próbę zabójstwa. Później ktoś rozpoczął kampanię mailingową przeciw jego bankowi (Korporacyjny Bank Handlowy, KTB). Anonimowe maile zawierały sugestie, że „pewien bank” może upaść. Wskutek masowego wycofywania wkładów bank utracił płynność i został objęty nadzorem banku centralnego. Równocześnie ujawniono, że szef bułgarskiego nadzoru bankowego, Cvetan Gunczew, jest oskarżony o nieprawidłowości. Kryzys zaczął rozlewać się na cały system bankowy. Od czwartku rozpowszechniane są pogłoski o problemach Pierwszego Banku Inwestycyjnego (PIB). Spowodowało to panikę i „run na bank”. Akcji banku spadły o 23%.

Władze Bułgarskie ogłosiły, że te działania są wynikiem spisku mającego na celu destabilizację systemu bankowego. Aresztowano już kilka osób. Pojawiają się też podejrzenia, że ma to związek z decyją o wstrzymaniu przez Bułgarię budowy rurociągu South Stream.

Komentatorzy uważają, że system bankowy jest stosunkowo bezpieczny, a płynności w bułgarskich bankach jest ponad europejską przeciętność.