Od kilku lat Włochom grozi bankructwo. Ten przypadek jest niezwykle fascynujący, gdyż to jedno z najbogatszych państw świata. Bogaci Włosi są jednak mistrzami w unikaniu płacenia podatków. Państwo bije rekordy zadłużenia, a związki zawodowe żądają płacy minimalnej w wysokości 10 euro na godzinę (prawie dwa euro więcej niż ostatnio wprowadzono w Niemczech). Dodatkowo 8 milionów Włochów leniuchuje (nie pracują, nie szukają pracy, nie uczą się – sjesta).

Rząd wprowadził pakiet reform, które nie wpłynęły na negatywną ocenę instytucji ratingowych. Brytyjski magazyn „The Spectator” opublikował ostatnio artykuł, w którym dowodzi, że upadku Włoch już nie da się powstrzymać. Problem w tym, że ten sam tekst można było spokojnie opublikować przed rokiem, a nawet kilka lat wcześniej.

Włosi ze stoickim spokojem mogą czekać jak też junia zaradzi temu, że „niestabilne Włochy są zagrożeniem dla strefy euro:

Oprocentowanie włoskich obligacji wynosi obecnie ok. 2,30%, jednak ich niski poziom spowodowany jest głównie interwencjami Europejskiego Banku Centralnego, który wykazuje ogromną determinację przy utrzymywaniu stabilności finansowej w strefie euro. To właśnie działania EBC powodują, że obywatele nie odwrócili się jeszcze od włoskich obligacji.

Tak dla porównania: polskie ministerstwo finansów sprzedało niedawno obligacje przy rentowności ponad 2,5%. Ale my jesteśmy pupilki i prymusi.



 

Polski rząd toczy nierówną walkę z hazardem (odkąd „zabroniono” hazardu, ilość automatów do gier znacząco się zwiększyła). Przy okazji pojawia się informacja o przygotowaniach do blokowania stron internetowych, które mają polegać na tym, że rząd odkłada je do następnej kadencji sejmu. Bo - jak tłumaczy rządowy urzędnik w sejmie – w tej kadencji nie zdąży. Może lakoniczna odpowiedź wiąże się z tym, że rząd chce chronić interesy wybranych firm hazardowych, gnębiąc konkurencję i przy okazji wprowadzając legalnie inwigilację internetu: „minister Kapica poinformował, że w celu wzmocnienia legalnej konkurencji wśród firm hazardowych oraz dla ochrony graczy „chcących uczestniczyć w tego typu zabawie" trwają prace koncepcyjne nad prawem blokującym dostęp do niektórych stron internetowych”.

Śledząc kolejne wypowiedzi ministra Kapicy można by dojść do wniosku, że pomylił on resorty. Bo takie mącenie bardziej by się chyba przydało w ministerstwie propagandy: Dwa dni temu Kapica wypowiadał się, że jego resort już pracuje nad koncepcją wcielenia w życie blokowania stron, a dzisiaj pisze, że to jednak będzie tylko wykorzystywanie narzędzi w formie np. „graficznej kurtyny”.

O tym, że minister Kapica (jak i cały jego resort) absolutnie nie powinien się zajmować internetem, świadczy sam pomysł jakiejś „graficznej kurtyny”, który jest po prostu idiotyczny. Na portalu niebezpiecznik.pl można znaleźć wyjaśnienie dlaczego nie da się czegoś takiego skutecznie wykonać. Ale ministry muszą przecież czymś się zająć.

 

Źródło ilustracji: Wikipedia

Od kilku dni na różnych stronach internetowych słychać głosy oburzenia, że bo mamy jawny przykład, że Polacy robią Amerykanom to, o czym mówił minister Sikorski. Jeśli jednak na samą wieść o zakupie amerykańskich rakiet Rosjanie zmienili plany budowy bazy lotniczej, to może warto przepłacać – w końcu postraszenie Rosjan jest bezcenne. Łatwo też zaakceptować tezę, że najlepszą obroną jest atak i nasza armia musi mieć broń ofensywną. Problem zaczyna się dopiero, gdy pojawiają wyjaśnia, że przepłacając kilkakrotnie wcale nie przepłaciliśmy: „Nie można zapominać, że Stany Zjednoczone poniosły całość nakładów przeznaczonych na badanie i rozwój JASSM, a wyniosły one grubo ponad miliard dolarów. Nic powinno więc dziwić, że państwa, które chcą nabyć te nowoczesne systemy, muszą zapłacić więcej niż armia amerykańska”.

 

Bombowiec B-1B Lancer odpalający pocisk JASSMUSAF

 

Więc jak to? To już amerykański przemysł zbrojeniowy przestał być prywatny? Chyba nie - to prywatna firma wiedziona poczuciem patriotyzmu oddaje własnej armii rakiety za pół-darmo. Równocześnie jednak oczywiście kapitał nie ma narodowości, a firmy działają wyłącznie kierując się zyskiem.

 



 

Polska i Europa stoją przed bardzo podobnymi wyzwaniami. W obydwu przypadkach na czele listy spraw trudnych są rosnące dysproporcje w dochodach i poziomie życia. Wiele osób wychodząc z różnych przesłanek, dochodzi do bardzo podobnych wniosków. Warto zwrócić uwagę na dwa teksty opisujące ten problem: Mariusza Giereja „You have-to Tusku” oraz Rafała Wosia „Prawico, jakiej chcesz gospodarki?”. Pierwszy dotyczy perspektywy europejskiej i Donalda Tuska w nowej roli. Drugi – braku alternatywy programowej w odniesieniu do polskiej gospodarki

 ilustracja: Flickr

Obydwaj autorzy patrzą na problem z perspektywy monetarystycznej, dlatego nie potrafią wskazać sensownego rozwiązania. Widzą, że trzeba coś zrobić, ale nie wiedzą co. Ich zdaniem znalezienie rozwiązania jest zadaniem politycznych przywódców. Ale to tak nie działa. Można i należy oczekiwać od polityków akceptacji i wsparcia dla najlepszych rozwiązań, ale te rozwiązania muszą powstać gdzie indziej.

Ćwiczenia z dialektyki pozwalają uzyskać bardzo elastyczny umysł. W czasach PRL'u takie ćwiczenia były podstawą ustroju. Dzisiaj polskie media morze rzadko, ale z fantazją przypominają nam o tych czasach. Oto na przykład możemy zmierzyć się z takim obrazem świata (zob „Pisowska ciemnota”):

  • elektorat PO stanowią młodzi, wykształceni z wielkich miast (a PiS wręcz przeciwnie);
  • ilość nieważnych głosów w wyborach świadczy o tępocie wyborców (pisiorów – bo ta ilość jest największa tam gdzie PiS przegrał);
  • Podkarpacie, Lubelskie i Małopolskie (czyli „matecznik” PiS) charakteryzuje się najlepszymi wynikami z egzaminów szkolnych i tam najmniejszy był odsetek nieważnych głosów.

Albo inne ćwiczenie: jeszcze w poniedziałek wszystkie media cieszyły się z wielkiej porażki Putina, który ogłosił rezygnację z South Stream. A już w środę okazało się, że to był podły szantaż Putina i junia a zwłaszcza szemrany przywódca Juncker nia dadzą się szantażować.

 

plany South Stream (źródło: Forsal.pl).