FBI namierzyło podejrzanego, którego szukała od 14 lat. Znał on wiele języków i mógł ukrywać się na całym świecie. Okazało się, że mieszka w Nepalu i został rozpoznany dzięki systemowi rozpoznawania twarzy, zintegrowanemu z kamerą umieszczoną w amerykańskiej ambasadzie.

 

Można się cieszyć, że łapano przestępcę. Można też zadumać nad przerażającym kurczeniem się przestrzeni prywatności. Bo rozpowszechnienie się takich systemów jest raczej nieuniknione. A kamery mamy już na każdym rogu....

 



 

Neoliberalne eksperymenty lat 1989-2001 doprowadziły Argentynę do ruiny. Zgodnie z życzeniami MFW sprywatyzowano i zderegulowano prawie wszystko. Efektem było bezrobocie (sięgające 25%), ubóstwo (dotykające ponad 50% ludności) i niepokoje społeczne. Gdy kraj znalazł się w tarapatach, finansiści odmówili pomocy. Dlaczego MFW przestał nagle traktować Argentynę jak prymusa w neoliberalnej klasie? Może dlatego, że miał „ważniejsze sprawy” na głowie?

 

Na kogo wypadnie, na tego bęc?

Wielkie kryzysy finansowe ery globalizacji nie są wydarzeniami krótkotrwałymi i lokalnymi. Ich skutki są odczuwalne przez lata, wpływając na kolejne dramatyczne wydarzenia. Na przełomie wieków w światowej gospodarce odczuwalne były skutki wcześniejszych zdarzeń. Na początku lat 90-tych następuje integracja gospodarcza państw Ameryki. W roku 1991 powstaje Wspólny Rynek Południa (Mercado Commun del Sur – MERCOSUR) obejmujący Argentynę, Brazylię, Paragwaj i Urugwaj. Układ ten zwiększył atrakcyjność regionu w oczach inwestorów zagranicznych, co było ważne dla neoliberalnych rządów Argentyny. Dużo większe znaczenie miał jednak układ o wolnym handlu między USA, Kanadą i Meksykiem (NAFTA), który wszedł w życie w 1994 roku. Spowodował on szybki napływ kapitału spekulacyjnego do Meksyku. Impulsem do wycofywania się spekulantów stał się bunt meksykańskich Indian przeciw wyzyskowi. W Meksyku wybuchł potężny kryzys finansowy (grudzień 1994), pieniądze spekulantów zostają zaangażowane w atak na waluty „azjatyckich tygrysów” (kryzys azjatycki 1997) a następnie atak na rubla (kryzys w Rosji - 1998). W roku 2001 mamy kolejną wielką katastrofę: pęknięcie „bańki internetowejoraz kryzys finansowy w dwóch państwach: Turcji1 i Argentynie. Turcja jest dla USA krajem strategicznym, więc pomoc dostała. W przypadku Argentyny ograniczono się do …. pomocy krajom sąsiednim – żeby uniknąć efektu domina2.

 

Pokusa nadużycia

Jedno trzeba MFW przyznać: ma świetnych fachowców do wymyślania teoryjek uzasadniających podejmowane działania. Gdy odmówiono Argentynie wsparcia posłużono się teorią pokusy nadużycia (ang. Moral Hazard). Zgodnie z nią nie należy pomagać krajom w trudnej sytuacji, aby nie zachęcać ich do nieodpowiedzialnego działania w przyszłości3. To stanowisko było utrzymywane do początków 2003 roku, kiedy wreszcie Argentyna podpisała umowę tymczasową z MFW. Należy jednak zwrócić uwagę na to, że decyzję o tym by nie pomagać Argentynie podjęto zanim jeszcze w tym kraju doszło do bankructwa.

Sejm uchwalił kiedyś ustawę, zgodnie z którą ważne imprezy sportowe muszą być transmitowane w ogólnopolskiej telewizji niekodowanej. Żeby jednak nie było żadnych wątpliwości, w kolejnych punktach wyjaśniono, że ważna jest piłka nożna. Siatkówka już nie – pomimo że w tej dyscyplinie Polska odnosi regularnie sukcesy i jest jednym z faworytów w rozgrywanych w Polsce mistrzostwach. Niedawno okazało się jednak, że Polsat nie nada transmisji na kanale niekodowanym, a TVP odmówiła zakupu praw do transmisji. Teraz okazało się, że początkiem problemów jest wycofanie się głównego sponsora – Orlenu. Poszło ponoć o około 10mln złotych. Nie jest to chyba zbyt duża kwota, skoro niedawno media donosiły, że 5,8 mln wydano na promocję koncertu Madonny. Żeby było ciekawiej – część z tych pieniędzy miało iść na promocję siatkówki!!!

W informacji na ten temat pojawia się wątek polityczny. Podobno z Polsatem jest kojarzony Grzegorz Schetyna, a on popadł w PO w niełaskę. Jak do tego momentu – smutny polski standard. Nic ciekawego. Ale dalej w tekście jest perełka, która powinna wejść do podręczników. Te dwa zdania bowiem idealnie charakteryzują polską politykę: jeden z posłów PO ma na to w rozmowie ze Sport.pl prostsze wytłumaczenie. - Gdybyśmy dali pieniądze jednemu z najbogatszych Polaków, to opozycja by nas zjadła.

Nie jest więc największym problemem ani te 10mln, ani obawa o zakłócenie świetnie rozwijającej się dyscypliny sportu (a to w Polsce nie jest częste). Nie mają też znaczenia inne korzyści, które pojawiają się przy okazji takich imprez (jak integracja kibiców wokół swej reprezentacji, duma narodowa i tego typu „pierdoły”). Ważne jest tylko i wyłącznie jedno: partyjne gierki. Na dodatek gierki prowadzone przez idiotów. Czy oni naprawdę sądzą, że Polacy są aż tak głupi, że chcieliby przekształcenia polskiej siatkówki w prywatny biznes Zygmunta Solorza? Bo chyba tylko wtedy należałoby oczekiwać, że sponsorowanie takich imprez to jego prywatna sprawa. A najgorsze jest to, że politycy najwyraźniej uznają takie myślenie za normalne!

 

Drugi kwartał br. był dużo gorszy od oczekiwań dla dużych producentów gier.

 

Firma King miała przychody w wysokości $593.5 mln, a spodziewano się $606 mln. Po ogłoszeniu tych wyników kursy akcji spadły od 20%.

 

Jeszcze gorzej wypadł producent gier na Facebooka, Zynga:

 

Przychody w wysokości $153 mln to aż 34% mniej od spodziewanych $191mln. W tym wypadku jednak ceny akcji spadły góra 14%.

 

Wygląda więc na to, że inwestorzy na rynkach finansowych mają większe zaufanie do przeżywającej kłopoty firmy Zynga. Te kłopoty wiążą się z zakończeniem strategicznej współpracy z Facebookiem i fatalnym wizerunku: W 2011 roku do mediów zaczęły docierać niepokojące wiadomości o tym, jak firma traktuje swoich pracowników. Skandal związany z przedmiotowym podejściem do starszych członków zespołu był tylko wierzchołkiem góry lodowej. Internet zawrzał, kiedy jeden ze zwolnionych pracowników Zyngi przytoczył słowa Marka Pincusa – „nie chcę k***a innowacji. Nie jesteście bardziej bystrzy od konkurencji. Po prostu kopiujcie to, co ona robi, aż nie dostanę odpowiednich wyników. W tym samym roku do mediów trafiło ponad 1400 maili od aktualnych i byłych pracowników firmy, opisujących stresujące ich praktyki, nadgodziny, niską kulturę pracy i brak możliwości rozwoju”.

 

Wspomniana umowa firm Zynga i Facebook była w swoim czasie postrzegana jako bardzo korzystna dla Facebook'a. Ale to działo się wtedy, gdy Google+ zdawał się być poważnym konkurentem dla firmy Marka Zukerberga.

 

Trudno zrozumieć powody dla których katolicy brudzą sobie ręce (a co gorzej umysły) gazetą Adama Michnika. Efekty tego można zaobserwować na przykładzie słów o nawracaniu innych. Podobno jedna z recept Papieża na szczęście brzmi: "Nie nawracaj; szanuje wiarę innych". - Możemy ludzi inspirować, dając świadectwo, jednak najgorsze, co może być, to nawracanie, które paraliżuje: "Mówię do ciebie, żeby cię przekonać". Nie. Każdy człowiek wchodzi w dialog, wychodząc z własnej tożsamości. Kościół rośnie dzięki przyciąganiu, nie nawracaniu.

W tekście źródłowym (http://www.catholicnews.com/data/stories/cns/1403144.htm) użyte jest słowo "prozelityzm". Czyli chodzi o to, aby nie przekonywać słowami do zmiany religii. Czytając GWniane tłumaczenie można odnieść wrażenie, że Papież wezwał do zaprzestania ewangelizacji - co rzeczywiście byłoby bardzo niepokojące. W polskim języku zarówno ewangelizację jak i prozelityzm można określić słowem "nawracanie" - ale tylko wtedy, gdy nie prowadzi to do nieporozumień. Oczywiście w tym wypadku można domniemywać, że szerzenie nieporozumień jest celowe.

Dalszy fragment tekstu także należałoby rozumieć inaczej: Możemy inspirować innych poprzez świadectwo, tak aby zjednoczenie rosło wraz z dialogiem. Jednak najgorszą rzeczą jest prozelityzm religijny, który paraliżuje. Rozmawiam z tobą, aby cię przekonać. Nie. Każdy człowiek rozpoczyna dialog, wychodząc od siebie i swojej tożsamości.

Czyli jak zwykle z Papieżem Franciszkiem: relacje „postępowych” mediów dotyczą ich własnych wizji i mniemań, a nie rzeczywistego nauczania papieskiego, które mieści się w ramach Ewangelii i tradycji Kościoła.