Argentyna zwróciła się do Międzynarodowego Trybunału Sprawiedliwości o wszczęcie postępowania przeciwko USA z tytułu ich działań w sprawie argentyńskiego zadłużenia. Zdaniem wnioskodawców Stany Zjednoczone "dopuściły się naruszenia suwerenności Argentyny oraz immunitetów w rezultacie prawnych decyzji podjętych przez sądy USA".

 

Na portalu argumenty.net opublikowaliśmy tekst o historii gospodarczej Argentyny, pozwalający zrozumieć skąd się wziął ten problem zadłużenia. Inaugurujemy w ten sposób nowy dział poświęcony historii gospodarczej świata.

Historia gospodarcza Argentyny może być fascynująca i pouczająca. Powinna ona wzbudzić zainteresowanie zwłaszcza teraz, gdy ten kraj stał się jednym z głównych uczestników ekonomicznej wojny w globalnej skali (prasa donosi, że właśnie Argentyna zwróciła się w czwartek do Międzynarodowego Trybunału Sprawiedliwości o wszczęcie postępowania przeciwko USA z tytułu ich działań w sprawie argentyńskiego zadłużenia1).

Wstęp

Gdyby Norman Davis pisał o Argentynie, a nie o Polsce, nie musiałby zmieniać tytułu swej głośnej książki „Boże Igrzysko”. Także metaforyczny film Kieślowskiego „Podwójne życie Weroniki” można by odnieść do tego „dalekiego kraju”. Dlatego Polaków powinno szczególnie interesować to, co się dzieje w ojczyźnie Papieża Franciszka. I tu pojawia się poważny problem. Prawie wszystkie dostępne w Polsce teksty dotyczące historii Argentyny są tekstami propagandowymi. Dlaczego tak się dzieje? Leżący gdzieś na końcu świata kraj łatwo czynić tematem bajek, noszących pozory opisów rzeczywistości. Ale w grę może wchodzić także coś innego. Historia tego kraju nieodparcie nasuwa refleksje na temat roli etyki w życiu gospodarczym i społecznym. A to dla przeoranej liberalizmem świadomości Europejczyków jest nie do zaakceptowania.

Kolejnym wygłupem polskich polityków jest propozycja Prawa i Sprawiedliwości, aby w polskim sejmie przegłosować winę Rosji w sprawie zestrzelenia cywilnego samolotu. Celny komentarz na ten temat publikuje portal kresy.pl: Prawo i Sprawiedliwość złożyło w Sejmie projekt uchwały, która obarcza Władimira Putina winą za zestrzelenie samolotu przez separatystów na Ukrainie. Z logiki autorów tego przedsięwzięcia wynika, że Rosja jest mocarstwem i właśnie dlatego należy ją koniecznie zwalczać. Nie trzeba dodawać, iż w hipotetycznym konflikcie militarnym z Moskwą bylibyśmy zupełnie bez szans, jednak politycy PiS-u zachowują się tak, jakby chcieli umierać za „wolność waszą i naszą”. Pytanie czy na pewno za „naszą”?

Trudno nie zgodzić się z autorem komentarza, który pisze: „Mądry Polak po szkodzie” mówi znane porzekadło, rzecz w tym, że Polak po szkodzie nie zawsze jest mądry, co więcej – nie uczy się na błędach cudzych oraz własnych.

Problemem Polski nie jest istnienie głupich ludzi. Problemem jest to, że mamy głupie „elity” (czyli de facto nie mamy ich wcale). Choć nieopatrzne przeczytanie jakichś komentarzy tak zwanych internautów na największych portalach może prowadzić do wniosku, że jest inaczej. Za komentarz dnia można uznać wypowiedź jednego z internautów pod tekstem opisującym nieudaną próbę podpalenia Tęczy na Placu Zbawiciela:

Wandale powinni dostać adekwatną karę do poniesionych strat plus tzw.nawiązkę odstraszającą no i oczywiście wyrok bez nawiasów. Może innych "amatorów" taki wyrok odstraszy, a jak nie to po prostu jak mawiał swego czasu Cyrankiewicz - obciąć podniesioną dłoń i tyle.

To przywodzi na myśl słowa Stanisława Lema: Dopóki nie skorzystałem z Internetu, nie wiedziałem, że na świecie jest tylu idiotów.

 

Książka Scotta Adamsa „Zasada Dilberta” stała się bestselerem na całym świecie. Jest to zbiór celnych i zabawnych komentarzy krytykujących życie w korporacji. W najnowszym dziele zatytułowanym "How to make more money in stocks" (jak zarobić więcej pieniędzy na akcjach), Dilbert skupia się na krytyce sektora finansowego. Adams mówi bez ogródek: doradcy inwestycyjni muszą jakoś uzasadnić swe wysokie zarobki, dlatego uprawiają rodzaj magii, która nie ma nic wspólnego z racjonalnym myśleniem. Badania potwierdzają, że wyniki uzyskiwane przez fundusze inwestycyjne w dłuższym czasie nie przekraczają średniej. Dlatego tak zwana gra na giełdzie zgodnie z ich radami to czysta strata czasu. O wiele prościej i bez zbędnego ryzyka jest inwestycja w fundusze typu ETF (które odzwierciedlają indeks całej giełdy) dla rosnących giełd.

 Jednym z podstaw fenomenu Doliny Krzemowej jest swobodny przepływ inżynierów między zlokalizowanymi tam firmami. Portal www.businessinsider.com opublikował ciekawy wywiad, w którym były pracownik Google, Microsoft i Facebook, Dima Korolev porównuje organizację pracy w tych firmach.
Google zdaniem Koroleva to najlepsze miejsce dla młodego inżyniera, który chce się dużo nauczyć. Pierwsze 9-18 miesięcy w Google jest z tego punktu widzenia bezcenne. Ludzie bardziej doświadczeni i z większą wiedzą są bardzo chętni do pomocy. Przyswajane są najlepsze praktyki i procedury.

Facebook z kolei to idealne miejsce dla kogoś, kto chce skupić się na tworzeniu innowacji. Ta firma, która nadal uważa siebie za startup-a nie ma rozbudowanej organizacji. Pracownicy są pogrupowani w zespoły, które są nastawione szybkie dostarczanie rozwiązań i nie narzuca im się specjalnych reguł – jak mają to robić. Praca w Facebooku jest przesiąknięta kulturą hakerską.

 

Microsoft jest to firma bardziej uporządkowana, w której nowi pracownicy mają silniejsze poczucie dołączania do dużego organizmu. Proces ten trwa znacznie dłużej niż w Facebooku, gdzie już po 1-3 miesięcy inżynier może w pełni wykorzystywać swe możliwości. W firmie Microsoft może to trwać nawet rok. Biorąc pod uwagę skalę złożoności tworzonych produktów to nie jest niczym dziwnym.


Jedną z różnic między powyższymi firmami, na którą zwrócił uwagę Korolev, jest otwartość Prezesa dla szarych pracowników. W Google i Facebook, prawie co tydzień spotkania z prezesem, na których każdy może zadać mu dowolne pytanie. Dostęp do prezesa Microsoft nie jest już tak swobodny.