Kosztowne badania i naukowe opracowania potwierdzają to, co wydaje się oczywiste: niezbędnym warunkiem rozwoju rodziny jest bezpieczeństwo ekonomiczne. Jednak badania „Diagnoza społeczna” profesora Janusza Czapińskiego są bardzo potrzebne – dla potomnych, aby wiedzieli, że katastrofa demograficzna nie jest wynikiem zmian w społeczeństwie, ale świadomej polityki państwa. Na zmiany mentalności, popularność środków antykoncepcyjnych etc... politycy nie mają większego wpływu. Ale te czynniki praktycznie nie mają znaczenia. Liczy się tylko ekonomia.

Rezerwa prokreacyjna na poziomie indywidualnym oznacza rezygnację z pierwszego lub kolejnego dziecka, a na poziomie społecznym – zasób potencjalnych rodziców.

Poniższa tabela pochodzi z najnowszego badania (http://ce.vizja.pl/en/issues/volume/7/issue/3.1) i pokazuje procent wskazań na poszczególne powody rezerwy prokreacyjnej ze względu na liczbę dzieci na utrzymaniu i płeć .

 Odwrócona hipoteka coraz bliżej cieszy się Marcin Krasoń z Home Broker na portalu wgospodarce.pl. Czy jednak jest z czego się cieszyć? Tekst obok zawiera informację o przegranym procesie klientów ING nabitych w opcje walutowe. Na to, aby oskarżyć rzeczywistych organizatorów tego przekrętu polskie sądy i polskie państwo są „za krótkie”. Ale to te same instytucje będą organizować nam spieniężanie prywatnej własności poprzez odwrócone hipoteki. Specjaliści od zapisków drobnym druczkiem i spekulanci fortunami przy których nasze domy i mieszkania są niewiele wartym pionkiem. Kończy się wyprzedaż własności skarbu państwa. Kolej na infrastrukturę, bogactwa naturalne (już proces wyprzedaży trwa) i w końcu naszą prywatną własność. Ta własność mogłaby stać się podstawą budowy ładu ekonomicznego godnego społeczeństwa. Może więc nie należy się spieszyć z oddawaniem jej w ręce spekulantów?

Współczesna Polska przypomina grę w gorące krzesła. W takiej grze jest zawsze mniej krzeseł od uczestników, a ci którzy nie zdążą zająć miejsc – wypadają. W naszej rzeczywistości przegrani muszę przyjąć na siebie piętno nieudacznika. Pozostali będą zachwalać polskie przemiany i odbierać „słuszną zapłatę” za swą zaradność.

Niezaradni masowo popełniają samobójstwa, stają się ofiarami różnych oszustów, grzebią w koszach i śmietnikach, albo cicho umierają w swych domach z zimna i głodu. Ojcowie patrzą na swe głodne dzieci nie potrafiąc zapewnić im pożywienia, albo rozpaczają za córkami sprzedanymi sutenerom. Młodzież nie widząc perspektyw masowo wyjeżdża za granicę. Część z nich wraca w nadziei, że szansa w grze w krzesła im się zwiększy. Uczą się pisać CV i dobrze wypadać w rozmowach kwalifikacyjnych. Coraz częściej znają języki obce i sprawnie posługują się sprawnie komputerowymi programami. Szanse w grze rosną, ale krzeseł ubywa, a coraz więcej z nich jest okupywana na zasadzie zasiedzenia przez organizatorów tej gry. Ich już nie obowiązuje rywalizacja. Oni sobie załatwili ciepłe posadki w różnych instytucjach, uniwersytetach i urzędach, których główną funkcją stało się zapewnienie bezpieczeństwa najbardziej zaradnym.

 

Były prezydent USA, Jimmy Carter odniósł się niedawno do opinii, że USA są głównym podżegaczem wojennym, który „wszczyna konflikty zbrojne praktycznie z dowolnego powodu”.

Przypomniał przemówienie sekretarza stanu Johna Kerry’ego, który przekonywał, że w XXI wieku nie można tak po prostu najeżdżać na obcy kraj. Według Cartera to właśnie cały czas robi Waszyngton.

W tej opinii nie jest on odosobniony. Wielu polityków i dziennikarzy uważa, że agresywna polityka USA wiąże się z tłumieniem wolności wewnątrz kraju. Bardzo wątpliwe bowiem, by amerykańska opinia publiczna akceptowała politykę Waszyngtonu, gdyby była dobrze poinformowana i miała możliwość swobodnego wyrażania swych opinii. Prominentny polityk konserwatywny Mike Huckabee powiedział nawet, że czasami w Północnej Korei jest więcej wolności, niż w USA (zob. też: http://www.businessinsider.com/mike-huckabee-north-korea-2014-4).

Obecne władze od dawna są bardzo ostro krytykowane przez Paula Craiga Robertsa, którego zdaniem obecny zbrodniczy reżim w USA nie rządzi w interesie narodu, ale wielkiego kapitału, który dąży do zawładnięcia wszystkimi dobrami Ziemi.

 Jednym z ważniejszych elementów bezkompromisowej krytyki liberalizmu, autorstwa Noama Chomsky'ego, jest porównanie socjalistycznej ochrony zdrowia z liberalnym systemem w USA. Potwierdzeniem trafności tej oceny jest zestawienie Bloomberga. Taka sama diagnoza zdaje się wynikać z tekstu „Zagłodzone dziecko”, który dzisiaj publikujemy. Efektywny system, który chronił przed takimi tragediami, był socjalistyczny. Zmiany, które spowodowały jego dysfunkcyjność mają charakter liberalny. Z pierwszym przypadku mamy władzę czuwającą nad rodzicami, w drugim zaś władzę wkraczającą dopiero gdy zostanie stwierdzone przestępstwo. W najlepszym razie – zgodnie z zasadą pomocniczości, system reaguje dopiero wówczas, gdy rodzice poproszą o pomoc. Jak uczy doświadczenie – o wiele za późno.

Zarówno tytuł niniejszego tekstu, jak i powyższy wstęp są celowo prowokacyjne. Mają sprowokować do myślenia. Źle by się jednak stało, gdyby jedynym efektem ludzkich tragedii było jedynie zaostrzenie sporu politycznego. Zgódźmy się zatem, że powyższy opis jest co do faktów poprawny. Zło socjalizmu nie polegało przecież na tym, że miał nieefektywną służbę zdrowia, tylko na tym, że utopijna wizja społeczeństwa musiała ulec degeneracji. Koncentracja władzy wymagałaby selekcji jednostek wybitnych, a to w partyjnej hierarchii było wykluczone. Liberalizm zwyciężył, gdyż ograniczał w naturalny sposób zasięg szkodliwości działań degeneratów i nieudaczników.

 

Głupotą, którą z zapałem uprawiamy od 25 lat jest jednak myślenie schematami: skoro socjalizm okazał się zły, to wszystko co było w socjalizmie także było złe. Może akurat system ochrony zdrowia należało zachować bez tych wszystkich bardziej lub mniej nieudanych reform?

 

Może akurat w tej dziedzinie warto by ograniczyć poziom istniejącej wolności, aby uniknąć takich tragedii?