Kiedyś organ Michnika zasłynął tym, że z okazji Świąt Wielkiej Nocy opublikował „Ewangelię Judasza”. Podobnym wyczynem może się pochwalić amerykański portal biznesowy, który w Wielkim Tygodniu ogłosił światu, że fragment papirusu, zawierający twierdzenie, że Jezus miał żonę wygląda na autentyczny. Chodzi o tak zwaną „Ewangelię Żony Jezusa”. Co prawda w tekście artykułu można przeczytać, że niektórzy specjaliści uważają cały ten zapis wręcz za żart, ale przecież „wydaje się autentyczny”. Nie wykluczone, że na Czerskiej już pracują nad pełną wersją (do świąt jeszcze kilka dni). Wszak – jak pisze businessinsider.com (przywołując LiveScience), dokument pozwala na nowo postawić pytania o rolę kobiet i żonatych mężczyzn a Kościele – zarówno starożytnym, jak i współczesnym. Widać bez niego takie pytania ciężko byłoby Amerykanom wysłowić (choć nic nie piszą o żadnym semantycznym przełomie ani oświeceniu).

 

Dla człowieka wierzącego istnieje prostsze wyjaśnienie w postaci diabła nasilającego swą działalność w okresie świąt. Ale kto by się takimi nienowoczesnymi poglądami przejmował. Amerykańskie media fachowe są z pewnością bardziej wiarygodne dla współczesnego człowieka, niż kościelna tradycja.

 

zobacz też: Paweł Lisicki, "Informacje o żonie Jezusa to całkowita bzdura"

 

źródło grafiki: Wikipedia

 

Aż 60 proc. respondentów zapytanych przez instytut badawczy TNS odpowiedziało twierdząco na pytanie, czy ufa bankowi, z którego usług korzysta. To najlepszy wynik spośród wszystkich instytucji zaufania publicznego działających w naszym kraju. Gorzej wypadają: Narodowy Bank Polski, Kościół, media i Zakład Ubezpieczeń Społecznych, o otwartych funduszach emerytalnych czy spółdzielczych kasach oszczędnościowo-kredytowych nie wspominając (źródło).

 

Jest to wynik szokujący.

Na kursach sprzedaży ubezpieczeń uczy się przyszłych agentów, że firma ubezpieczeniowa (zwłaszcza sprzedająca ubezpieczenia na życie) działa w oparciu o zaufanie klientów. Agent powinien się więc upewnić, że klient wie co kupuje. Zupełnie inaczej swoją misję traktują banki, w których zapisy „drobnym druczkiem” są świadomie robione w sposób mający wprowadzać klientów w błąd. Przekład takich działań opisuje Jerzy Bielewicz (warto przeczytać cały artykuł traktujący o tych złodziejach):

 

Na innym wewnętrznym spotkaniu przeznaczonym dla bankowców szef nadzoru bankowego w KNF, pan Wojciech Kwaśniak opisywał proceder sprzedaży ubezpieczeń kredytów przez banki (bancassurance). Stwierdził, że banki naliczały sobie 95% prowizji sprzedając produkty ubezpieczycieli. Tłumaczył, że „za coś warte 5 złotych kazały sobie płacić 100 złotych”. Przy czym owe produkty zabezpieczały tylko małą część ryzyka, o czym nabywców - klientów banków nie informowano.

 

 

 Prezes PiS mówił dzisiaj o ograniczonym zaufaniu do państwa w kwestii poprawności wyborów. Zapowiedział także wzmożoną działalność kontrolną realizowaną przez mężów zaufania. Nie ma w tej informacji nic ciekawego (bo mężowie zaufania to przecież rzecz zwyczajna). Nawet natychmiastowe oburzenie premiera Tuska może dziwić wyłącznie z tego powodu, że znalazł on na to czas w trakcie Wielkiej Gry z Władimirem Putinem. Po co więc o tym pisać? Z powodu „ruskich serwerów”. Jarosław Kaczyński mówił: „Były wieści o serwerach poza polskimi granicami. Wolałbym, żeby serwery były własnością Państwowej Komisji Wyborczej, by były w pomieszczeniach PKW. Tak nie jest”. Organizacja systemu liczenia głosów wyklucza możliwość fałszerstw poza lokalem wyborczym. Lokalizacja serwerów nie ma więc żadnego znaczenia. Jednak mit o „ruskich serwerach” trwa i jest pielęgnowany wśród specjalistów od przegrywania wyborów, tak jak mit „czarnej wołgi” w czasach Gierka. Niestety jedynym tego efektem jest przykre wrażenie amatorszczyzny.

 

 

 

Konieczność podwyższania podatków wynika to z koszmarnego zadłużenia z jednej strony i rosnących nierówności z drugiej.

W przypadku Polski – wbrew rodzimym prorokom liberalizmu – większym problemem jest zadłużenie. Obsługa długu już zaczyna przekraczać nasz deficyt budżetowy i nadal będzie rosła. Wierzyciele (właściciele) Polski nie dopuszczą do bankructwa kraju, ale też zapewne będą zwiększać obciążenia wraz z rozwojem gospodarki. Więc nie ma wyjścia – podatki muszą rosnąć.

W innych krajach podatki mają większe znaczenie dla ochrony najsłabszych ekonomicznie jednostek i wyrównywania nierówności.

Hubert Rabiega z Gazety Prawnej zauważa, że polskie podatki na tle innych krajów OECD nie są wysokie, ale problemem jest ich struktura. O ile statystyczne obciążenie wynagrodzenia (35,6%) nie odbiega od średniej w innych krajach, to obciążenie wielodzietnych rodzin jest zdecydowanie wyższe. W Polsce rodziny z 2 i 3 dziećmi zapłacą odpowiednio 31,3% i 29,6%, gdy tymczasem w średnia dla OECD wynosi 28,3% i 17,2%.

W USA z kolei największym problemem są gwałtownie rosnące nierówności. Roli podatków w ich łagodzeniu poświęca artykuł w nytimes.com noblista Robert J. Shiller. Podatki w USA są progresywne, przy czym występuje również nieznane u nas ujemne opodatkowanie. Są to kredyty podatkowe, które państwo wypłaca podatnikom.

Jednak ta progresja podatkowa jest zbyt mała, aby uchronić państwo przed zbyt gwałtownie rosnącymi nierównościami (umiarkowane nierówności są dla gospodarki korzystne, ale ich gwałtowny wzrost już nie). Oczywiście ludzie bogaci będą oponować przeciw takim zmianom. Dlatego zdaniem Shillera trzeba je wprowadzić natychmiast, gdyż rosnąca w siłę klasa superbogatych obywateli w niedalekiej przyszłości będzie wystarczająco potężna, by zablokować możliwość zmian.

Shiller wymyślił też sposób na wprowadzenie zmian. Dwóch psychologów: Yaacov Trope z New York University i Nira Liberman z Tel Aviv University opracowali teorię, zgodnie z którą ludzie są bardziej hojni, i skłonni ulec egalitarnym ideałom, jeśli dotyczy to przyszłości i nie powoduje natychmiastowej konieczności wydatkowania pieniędzy. Warunek ten spełnia idea podatków indeksowanych poziomem nierówności. Gdy nierówności wzrastają, rosła by też rozpiętość (progresja) podatków. Wprowadzenie takich zmian nie powodowałoby natychmiastowego wzrostu obciążeń najbogatszych, a w razie pokonania wzrostu nierówności mogłaby nawet prowadzić do ich zmniejszenia.

W Unii Europejskiej podatki są wyższe niż w USA i skala możliwych podwyżek nie jest duża. Dlatego wybrano inny kierunek – próby zmniejszania szarej strefy oraz uszczelnienie systemu podatkowego. Poniższa grafika (źródło) pokazuje skalę uchylania się od podatku (niebieski) i szarej strefy (w stosunku do PKB – pomarańczowy).

Obszerniejszy artykuł na temat planów zmniejszania szarej strefy lub jej opodatkowania napisała Anna Raciniewska. Czytając cytowane przez nią wypowiedzi ekonomistów, można mieć wątpliwości co do skuteczności podjętych działań. . Szarej strefy nie napędzają w Polsce przede wszystkim złożone przepisy (jak sądzą ekonomiści), ale koszmarne opodatkowanie, które skutecznie powstrzymuje wiele osób przed legalizacją działalności. W uboższych regionach kraju duża część usług jest wykonywana w szarej strefie, bo rzadko kogo stać na zapłacenie około 1 tys ZUS'u.

Żyjemy w czasach jawności. Politycy i spiskowcy nauczyli się żyć w erze internetu, a ludzie nauczyli się wierzyć w to co im się wmawia. Dlatego premier Tusk słusznie idzie w zaparte, w sprawie zdjęć z Putinem ze Smoleńska: insynuowanie, że ktoś tam miał uśmiech na twarzy jest tak obrzydliwe, że aż trudno to komentować. Nieważne, że na zdjęciu wyraźnie widać uśmieszek Putina. Ważny jest medialny przekaz, co zobaczyć powinniśmy!

 Zmieniły się w związku z tym także metody działania służb. Allen Weinstein, który był odpowiedzialny za organizowanie National Endowment for Democracy (NED) w administracji Reagana wyznał: "Wiele z tego, co robimy dzisiaj było wykonane potajemnie 25 lat temu przez CIA". W tych czasach CIA znalazł się pod ogniem krytyki za potajemnie przekupywanie polityków i tworzenie fałszywych organizacji promujących „społeczeństwo obywatelskie”.