Jak "ustaliła Rzeczpospolita", niemiecki ambasador został wezwany do MSZ na poniedziałek. Informacja nie zawiera ani słowa o tym, jakie ma w dyplomacji znaczenie takie wezwanie. Sprawa jest dość oczywista, jeśli przyjrzymy się podobnym wezwaniom z przeszłości:

  • W Rosji ambasador Wielkiej Brytanii Tony Brenton został wezwany na dywanik do wiceministra spraw zagranicznych Władimira Titowa w związku z tym, że Instytut British Council wznowił działalność mimo zakazu rosyjskich władz.

  • Grzegorz Schetyna wezwał ambasadora Rosji Siergieja Andriejewa, gdy ten obarczył Polskę winą za wybuch Drugiej Wojny Światowej.

  • Polski MSZ wezwał ambasadora USA w zawiązku z kontrowersyjną wypowiedzią dyrektora FBI, który obarczył Polaków współodpowiedzialnością za Holokaust.

  • W Niemczech ambasador USA wezwany do urzędu kanclerskiego w związku z podsłuchiwaniem Kanclerz Merkel.

Niemcom chyba jednak trudno uwierzyć w to, że Polaków stać na podobne działania wobec ich ambasadora. Jak podał niemiecki portal dw.de: niemieckie media dociekały, co miał na myśli rzecznik polskiego MSZ Artur Dmochowski, kiedy poinformował, że Rolf Nikel został zaproszony na rozmowę przez szefa polskiej dyplomacji. No i okazało się, że to samo co wszyscy: Taki krok ma w dyplomacji ściśle określone znaczenie i stanowi formę protestu wobec obcego państwa przez wezwanie w tym celu do siedziby MSZ jego ambasadora.

Tak trudno było „wolnej prasie” w Polsce to napisać?

Przy okazji Niemcy wspominają o liście Zbigniewa Ziobry do niemieckiego komisarza UE Oettingera. Jednak „wolna prasa” przeoczyła zdanie zaczynające się od „Nie mam Pańskiego tupetu, żeby pouczać Niemców”. Pominięto też cały katalog oburzających działań rządu Tuska, który pozostał bez reakcji komisarza (między innymi inwigilację dziennikarzy i wdarcie się służb do redakcji Wprost). To jest świat, który najwyraźniej w Niemczech nie istnieje. Nie pasuje im do obrazka.

Jeszcze bardziej dosadny (i niestety trafny) jest komentarz Ministra Ziobro pod adresem niemieckiego komisarza: Teraz usiłuje przedstawić Polskę, jako kraj, gdzie jest zagrożona wolność dziennikarska, i gdzie rząd wprowadza praktyki niemal totalitarne. To jest dowód wyjątkowej hipokryzji, nierzetelności, nieuczciwości i pychy, która przeradza się w butne pouczanie innych, w tym przypadku Polaków.

Przy okazji warto zwrócić uwagę na to, że słowo „buta” pojawia się w polskiej mowie prawie wyłącznie w kontekście zachowań Niemców. Może choćby w celach edukacyjnych warto byłoby, aby się Niemcy z nim zapoznali. Może najłatwiej poprzez ilustrację z tą gębą:

Niemcy zrealizowali budzet za 2015 rok z nadwyżką 10 mld euro. To o wiele więcej niż się spodziewano. Część nadwyżki ma pójść na wsparcie działań wspierających uchodźców, których przyjęły Niemcy. Prawdopodobnie nie będą więc mieć w roku 2016 oraz 2017 żadnych potrzeb pożyczkowych. Nie będą więc konkurować z naszymi obligacjami ;-).

Jeśli do tego dodamy najniższe w Europie bezrobocie zrozumiemy, dlaczego pojawiające się tezy, że sprawa uchodźców pogrąży Merkel są mocno dyskusyjne. Jeśli obserwuje się wykres bezrobocia w Niemczech, to widać, że zaczyna ono mocno spadać po roku 2005.

Statistic: Annual average unemployment rate in Germany from 1995 to 2015 | Statista
 

Czyli nie tyle przyjęcie waluty euro, ale wejście Polski i innych krajów Europy Wschodniej do UE (2004 rok) mogło być decydujące. Niekoniecznie dlatego, że Niemcy odbierają Polakom miejsca pracy. Duża wymiana handlowa między Polską i Niemcami (1/3 eksportu Polski, 4.5% eksportu Niemiec) jest korzystna dla obu stron (pomimo że to my mamy od kilku lat nadwyżkę). Nasz obrót handlowy (który od 2004 roku wzrósł ponad dwukrotnie) dotyczy bowiem w dużym stopniu dóbr konsumpcyjnych – co nie wiąże się z przenoszeniem miejsc pracy tak silnie jak przerób (i związany z nim transfer dóbr inwestycyjnych).

Swoje i swojej rodziny męczarnie, spowodowane rządami PiS opisuje dziennikarz „Gazety Prawnej” Andrzej Andrysiak: Też to Państwo słyszeli przy świątecznym stole? Ten rozsierdzony głos obrońców liberalnej demokracji: trzeba manifestować, co tydzień wychodzić na ulice, będzie nas sto tysięcy albo dwieście, to Jarosław Kaczyński przerazi się naszej siły i przejrzy na oczy?

Mniejsza o to, że dziennikarz zakłada zupełnie bezpodstawnie, że cała klasa średnia ma jego poglądy. Ta rodzajowa scenka pokazuje coś dużo ciekawszego: oni naprawdę są zdeterminowani, by – jak to ujęła Agnieszka Holland – sprawić aby było jak dawniej. Nic ich nie obchodzą wyniki wyborów, ani problemy z jakimi boryka się większość Polaków. No i do tego ta dziecinna personifikacja problemu: Jarosław Kaczyński jako uosobienie zła.

Okres świąteczno-noworoczny jest okazją do rodzinnych spotkań. Ja także spotkałem się z wieloma krewnymi w dwóch różnych regionach Polski. Jednak moje obserwacje są inne. Przede wszystkim - inaczej niż u Andrysiaków – poglądy w mojej rodzinie są dużo bardziej zróżnicowane. W konsekwencji dyskusji politycznych prawie nie było – bo po co mamy przenosić polityczne spory na grunt rodzinny. Skończyło się na wymianie poglądów i argumentów. Te zaś silnie zależały od wieku. Młodzież domaga się konkretów. Zadaje proste pytanie, które obraca w pył większość pojawiających się opinii: „skąd to wiesz?”. Ludzie aktywni zawodowo patrzą na zmianę władzy przez pryzmat problemów z którymi się na co dzień borykają. Przy dużej dozie wyrozumiałości wobec działań w skali kraju, pojawiają się silne obawy przed upolitycznieniem lokalnych samorządów i powrotem bezrozumnych nagonek na drobny biznes. Nic – czemu warto by poświęcać świąteczny czas. Są jednak jeszcze ludzie starsi, którzy czerpią wiedzę o świecie z telewizji, a ich życiowe doświadczenie nie przygotowało ich na tak arogancką podłość i zakłamanie z jakim mamy do czynienia. Poglądy mają uzależnione od tego jakiej telewizji oglądają (albo odwrotnie), jednak jedno ich łączy: bolesna bezradność wobec odbieranego przekazu. Jedni nienawidzą Kaczyńskiego i/lub Dudy irracjonalną nienawiścią. Inni cierpią z powodu bezpodstawnych ataków na naszego Prezydenta i wartości, jakie on reprezentuje. Nie rozumieją dlaczego tak szargany jest majestat Rzeczpospolitej, o której marzyli i którą wymodlili.

Tej krzywdy wobec starszych, steranych życiem ludzi nie można wybaczyć, ani zignorować. Współcześni „oni” to ludzie wykształceni i z pewnością zetknęli się ze słowami Poety:

Który skrzywdziłeś człowieka prostego

Śmiechem nad krzywdą jego wybuchając,

Gromadę błaznów koło siebie mając

Na pomieszanie dobrego i złego,

[...]

Nie bądź bezpieczny. Poeta pamięta.

Możesz go zabić - narodzi się nowy.

Spisane będą czyny i rozmowy.


 

Lepszy dla ciebie byłby świat zimowy

I sznur i gałąź pod ciężarem zgięta

 

Do tej pory to działało: Brytyjscy przywódcy negocjowali ustępstwa brukselskiej biurokracji na rzecz brytyjskiego społeczeństwa, w zamian za co Brytyjczycy trwali w tym związku. Obecnie znów trwają negocjacje – znamienne, że tym razem tylko z Niemcami. Oczekiwane jest porozumienie w głównych kwestiach: ograniczenia imigracji, zachowania waluty krajowej, ograniczenia subwencji socjalnych dla nowych imigrantów. Zostanie też przesądzone powstanie „Europy dwóch prędkości”.

Kiedy jednak Cameron zapowiadał na 2016 rok referendum w sprawie wyjścia z UE (Brexit) zapewne nie przypuszczał, że sytuacja zmieni się na niekorzyść tak bardzo. Europa przeżywa trudne chwile, gdyż mamy kryzys z uchodźcami z jednej strony, a narastającą wrogość między Berlinem/Brukselą a Europą wschodnią z drugiej. Większość Brytyjczyków chce głosować za wyjściem z UE, co spowoduje destabilizację Unii i prawdopodobnie rozpad Wielkiej Brytanii.

Już w 2014 roku Szkocka Partia Narodowa omal nie zwyciężyła w powszechnym referendum w sprawie niepodległości. Brexit mógłby tę tendencję wzmocnić, a być może także wywołać podobne nastroje w Walii i Irlandii Północnej. Nawet na północy Anglii dla wielu wyborców atrakcyjny mógłby okazać się większy nacisk, jaki w Szkocji kładzie się na opiekę społeczną.

Dlatego na pół roku przed referendum nic jeszcze nie jest przesądzone. Polska w tej sytuacji może być „języczkiem u wagi”. W powszechnej opinii rząd Kaczyńskiego jest proamerykański. Także Brytyjczycy stawiają na sojusz z USA. Jeśli ataki na Polskę będą się nasilać – może to być użyte do zaprezentowania brytyjskiemu społeczeństwu jaka ta Unia potrafi być wredna. Spełnienie niektórych żądań Brytyjczyków będą wymagały zmian traktatowych, a Polska może je zablokować.

Premier Węgier Victor Orban przesłał UE ważny komunikat, który można by streścić w krótkim stwierdzeniu: „pocałujcie nas w d….”. Oczywiście język dyplomacji wymaga innej formy, dlatego pełna wypowiedź brzmiała: „Unia Europejska nie powinna myśleć o wprowadzaniu jakichkolwiek sankcji przeciwko Polsce, bo to wymagałoby pełnej jednomyślności, a Węgry nigdy nie poprą żadnych sankcji przeciwko Polsce”.

Dziękujemy Panie Premierze. Przyjaciół poznaje się w biedzie.