Tak zwane „polskie media publiczne” (na pewno publiczne – w takim samym sensie jak domy publiczne) w amoku – bo PiS uchwalił ustawę w praktyce przekształcającą je w media państwowe. Prezesi w ostatnim dniu roku złożyli dymisję.

Wszystkie media głównego ścieku solidarnie pomijają w swych doniesieniach okoliczność jaką są odprawy, od których po pierwszym stycznia musieliby prezesi zapłacić 70% podatku. Ten podatek jest odpowiedzią na wysokie patologię spółek państwowych, w których odprawy są bardzo wysokie, a zdarza się, że stanowiska przydzielane głównie dla tych odpraw (tak było w przypadku kolegi Tuska, który był przez chwilę prezesem PGE).

Zadziwiające to jest szczególnie wtedy, gdy przypomnimy sobie oburzenie, jakie wywołały odprawy w 2007 roku (wtedy jakoś nikt nie płakał z powodu zamachu na demokrację i wolność mediów). Media informowały o dużych odprawach także w 2009 roku.

Teraz panuje solidarne milczenie. O odprawach nie wspomina Onet, Dziennik, ani nawet Polska the Times (która przynajmniej stara się trzymać brytyjski poziom bezstronności informacji).

Establishment wszystkich krajów łączy się w strachu przed falą populizmu. Polska jest tylko jednym z przykładów państwa opanowanego przez populistów – choć na chwilę obecną pewnie najważniejszym. Czy to naprawdę jest powód do zmartwienia? A może rację ma Piotr Wójcik z portalu nowyobywatel.pl, według którego oskarżenie o populizm jest skutecznym narzędziem zamykającym usta niewygodnych. Narzędziem odwołującym się do najprostszych ludzkich motywacji: po stronie oskarżonego – strachu przed ośmieszeniem, po stronie właściwego odbiorcy przekazu – poczucia intelektualnej wyższości. Tak więc w istocie samo oskarżenie o populizm jest populistyczne.

Według słownika PWN populizm to "popieranie lub lansowanie idei, zamierzeń, głównie politycznych i ekonomicznych, zgodnych z oczekiwaniami większości społeczeństwa w celu uzyskania jego poparcia i zdobycia wpływów lub władzy".

Czym to się różni od demokracji?

Można rozróżnić dwa rodzaje populizmu:

1. Demokracja może być pośrednia (typu komunistycznego) albo bezpośrednia (typu amerykańskiego). W pierwszym przypadku wybierani przedstawiciele nie są ograniczeni wolą wyborców (tak stanowi nasza Konstytucja). W drugim zaś przypadku przedstawiciele reprezentują interesy wyborców. W krajach z demokracją typu pierwszego (pośredniej) populistami nazywa się zwolenników bardziej bezpośredniej demokracji – w której uwzględnia się wolę społeczeństwa nie tylko co do tego kto ma rządzić, ale także jak te rządy mają wyglądać.

2. Populizm drugiego typu jest oparty na kłamstwie. W każdej z powyższych rodzajów demokracji populistom drugiego typu chodzi tylko o to, by jak najwięcej ludzi nabrać na obietnice bez pokrycia.

 

W Polsce bez wątpienia doszła do władzy partia, która realizuje obietnice wyborcze, kierując się wolą wyborców (tego nie było od 25 lat). Teza, że PiS jest partią populistyczną znajduje więc pewne uzasadnienie. Jednak krytycy na tej podstawie przypisują bezpodstawnie PiS'owi populizm typu drugiego (a więc totalne zakłamanie). Martwią się też, że samo uwzględnienie głosu głupiego ludu doprowadzi do katastrofy. Nic więc dziwnego, że Jarosław Kaczyński z okazji Nowego Roku podkreśla, że ufa w mądrość społeczeństwa.

Wielu wzruszeń i chwil radosnych, szczęścia osobistego i mniejszego poziomu zakłamania w życiu społecznym w Nowym Roku 2016

życzy Redakcja

Wynoście się stąd brudni Korsykanie. Ta dzielnica jest nasza. Z tymi okrzykami muzułmanie na Korsyce zaatakowali straż pożarną: Dla wielu mieszkańców, tak zwanych trudnych dzielnic francuskich miast, gdzie osiedlili się przybysze z arabskiej części Afryki, straż, policja, lekarze, pielęgniarki, listonosze - oni wszyscy są symbolem znienawidzonej przez nich Republiki.

Z kolei Korsykanie też mają dość Republiki z jej proimigracyjną polityką. Zaczęło się od nielegalnych demonstracji pod hasłami „Walczymy z szumowinami, a nie z Arabami!”, a skończyło na żądaniach niepodległości.

Napięta sytuacja jest w Calais, gdzie zdesperowani imigranci niszczą samochody Francuzów. Część mieszkańców postanowiła stworzyć uzbrojoną, nielegalną milicję. Jak tłumaczą - policja nie potrafi zagwarantować im bezpieczeństwa i chronić ich dobytku.

 

To nie były puste obietnice: sejm przegłosował podatek bankowy – na dodatek podnosząc jego stawkę do 0,44 proc. rocznie. Podstawą opodatkowania są aktywa banku - czyli głównie kredyty których bank udzielił. Z tego powodu takie rozwiązanie skrytykowała między innymi profesor Grażyna Ancyparowicz na antenie telewizji Trwam („Rozmowy niedokonczone z 21 grudnia”). Jej zdaniem nie jest rozsądnym opodatkowanie źródeł finansowania gospodarki. Czy jednak w tym wypadku nie mamy do czynienia jedynie ze zmianą sposobu liczenia podatku? Banki mogą dość swobodnie kształtować księgową wielkość swoich dochodów (na przykład poprzez tworzenie rezerw czy różne opłaty licencyjne). Natomiast wielkość kredytów jest parametrem którego nie da się zmienić poprzez twórczą księgowość. Ta zmiana jest więc analogiczna jak przejście od podatku dochodowego do obrotowego.

Podatku broni wicepremier i minister rozwoju Mateusz Morawiecki, który podkreślił na konferencji prasowej, że podatek bankowy sprawdza się w wielu innych krajach, na przykład w Wielkiej Brytanii. Jak dodał, również konstrukcja planowanego w Polsce podatku jest bardzo podobna do brytyjskiej.

Wicepremier jest przekonany, że banki nie zdecydują się przerzucić kosztów podatku na klientów. A nawet jeśli to zrobią,odgórnych kar nie będzie, bo "rząd nie jest od tego, by wyznaczać kary". Morawiecki zaznaczył, że jest na przykład Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów, który będzie się temu przyglądał. Minister wskazywał, że przerzucaniu kosztów na klientów może zapobiec również wysoka konkurencyjność, która jest w polskim sektorze bankowym.

Mateusz Morawiecki rozwiewa w ten sposób obawy, że jest „agentem wpływu” sektora bankowego w rządzie.

Tego samego dnia w sejmie Minister Szałamacha prezentował budżet. Można go określić jako realistyczny budżet prospołeczny. Rozsądne jest odroczenie w czasie (w praktyce o rok) podnoszenie kwoty wolnej. Na razie nie zostanie też obniżony (co zapowiadała Premier Szydło) podatek od kopalin. Minister tłumaczy, że to kwestia priorytetów. Jest zupełnie oczywiste, że nie można wszystkiego zrealizować naraz.

Wygląda na to, że gospodarką w rządzie Beaty Szydło zajmują się naprawdę dobrzy fachowcy, bo nawet łże-media nie potrafiły zrobić z ich działań kolejnej wiadomości z cyklu „ten straszny PiS” ;-).