Hasło „Bóg, Honor i Ojczyzna” określa tożsamość Polaków: Próby odcinania się od któregokolwiek z elementów tego hasła niszczy polskość w samych podstawach, w korzeniach. Świadomość istnienia elementów tego hasła można odnaleźć w całej historii Polski. W tej najlepszej, narodowotwórczej części historii Polski. Trzymanie się tego hasła pozwala na przetrwanie narodu Polskiego.

Powyższa definicja polskości (znaleziona na portalu historycy.org) w praktyce nie budzi kontrowersji wśród patriotów – nawet tych, którzy nie wierzą w Boga. Przeżywają oni uroczystości patriotyczno-religijne tak jak innowiercy lub agnostycy przeżywają ślub kościelny bliskich im osób. Można głęboko przeżywać święto bez mitologizacji sacrum (czyli werbalizacji warstwy religijnej). Boże Narodzenie jest takim świętem, które przeżywamy wspólnie – dając świadectwo, że Bóg naprawdę się narodził, ale nie utożsamiając wiary w ten fakt z polskością. To pozwala nam na bycie równocześnie narodem głęboko religijnym i tolerancyjnym.

Taka tolerancja nie jest możliwa w odniesieniu do pozostałych członów naszego hasła: „Honor i Ojczyzna”. Jeśli ktoś nie kocha Ojczyzny lub jest pozbawiony honoru, to nie może mienić się Polakiem. Można różnie rozumieć miłość Ojczyzny, ale nie można jej się wyrzec. Można postąpić niehonorowo (jesteśmy tylko ludźmi), ale każdy taki upadek domaga się honorowego wyjścia (naprawienia).

Co to znaczy być „człowiekiem honoru”? To pojęcie zostało zohydzone przez Adama Michnika, który użył je w odniesieniu do zbrodniarzy. Prezydent Andrzej Duda słusznie wyraził poczucie wstydu z powodu tak głębokiego upadku III RP. To honor Polaków został najmocniej zszargany w ciągu ostatnich 26 lat. Dlatego wokół poczucia honoru musimy odbudować wspólnotę.

Za co płacilibyśmy na stacjach paliwowych, gdyby benzyna na rynkach europejskich była za darmo? Byłyby to głównie podatki: Zakładamy, że cena gotowego paliwa bezołowiowego ARA 95 na świecie wynosi zero. Dodajemy do tego obecną różnicę między polskim hurtem i ARA 95 w wysokości 60 gr. Dalej dokładamy stałą akcyzę w wysokości 1.54 zł oraz opłatę paliwową w kwocie 13 gr. Dostajemy więc 2.27 zł. Do tego dochodzi średnia marża detaliczna w wysokości 16 gr (dane POPiHN za 2014 r.). Tym sposobem cena netto PB 95 to około 2.43 zł/litr. Na koniec należy oczywiście dodać 23 proc. podatku VAT. W rezultacie dostajemy finalną kwotę w okolicach 3 zł/litr.

Jeśli szukać pozytywów w obecnej sytuacji, to z całą pewnością jest wśród nich rozwój sztuki pisania listów:

  • Paweł Kukiz przesyła muzyczne wyznanie głębokich uczuć „obrońcom demokracji” z KOD: „Jak ja was k...y nienawidzę!”. W tekście piosenki między innymi słowa „Rozpasłe mordy, krzywe ryje. Ku…two wszędzie, tam gdzie wy. Jak ja was k…y nienawidzę. Jak do was bym z kałacha bił”.

  • Jacek Żakowski do Pawła Kukiza: Walisz, Paweł. Serią. Normalnie. Tak z biodra. Jak ci się marzyło. Długą serią. Tratatatata. I już leżą. Starzy i młodzi. Kobiety, dzieci, mężczyźni. Jedni na drugich. Ciała jeszcze ciepłe. Krew się sączy. Ze sterty czy dołu z wapnem jeszcze słychać jęki. Zmiana magazynka. [...] Aż przestaną się ruszać i zapadnie cisza. Uff, zabezpieczasz kałacha. Nareszcie dobrze się czujesz.

  • Bronisław Wildstein przesyła życzenia świąteczne – między innymi „Przegranym politykom, aby pogodzili się z porażką i nie próbowali zmienić wyroków narodu manipulując i szczując Polaków przeciw sobie”. Natomiast Lisowi (Tomaszowi) życzy, aby przynajmniej na Wigilię przemówił ludzkim głosem.

  • Tomasz Lis oczywiście przemówił (choć póki co - trudno to uznać za ludzki głos). Uznał, że dziennikarz Super Expressu, który ujawnił, że nowy kandydat na obrońcę narodu nie potrafi zająć się własną rodziną i nie płaci alimentów, to „PIS-owski piesek i cymbał”.

  • Lech Wałęsa za pośrednictwem mediów niemieckich przesyła wyrazy uczucia do Andrzeja Dudy: wstydzę się za prezydenta. Wcześniej uznał, że „Prezydent robi wszystko, aby Polaków dzielić. Trzeba jak najszybciej skrócić kadencję jego i parlamentu

  • Wałęsa doczekał się wielu odpowiedzi. Między innymi wyznania: byliśmy w Pana wpatrzeni... Ale „klapki opadły” i pokazał się człowiek mały, zadufany w sobie, kompletnie wobec siebie bezkrytyczny, zwalczający bezpardonowo tych, którzy widzą szerzej i mądrzej oraz prośby: Prosiłbym łaskawie o oddanie skradzionych kart z IPN, a potem o ewentualne krytyki następcy.

  • Kolejny polityk UE przesyła swoje żądania wobec Polski: oczekuję, że nowelizacja zostanie wstrzymana do czasu wyjaśnienia jej wpływu na działanie TK. Nie wiadomo, czy wyjaśnienia należy wysłać do Brukseli, bezpośrednio do Berlina, czy do gazety w której opublikowano list.

Historia naprawdę lubi się powtarzać, a spadkobiercy Targowiczan trwają przez pokolenia. Po 1989 roku Jacek Kaczmarski relacjonował fikcyjną rozmowę Rakowskiego z Gorbaczowem:

Partia nie ma już na swoje rządy kraju.
Zdies' buntowszcziki uż padnimajut łby
I odeszły od nas sojusznicze partie.
Głodny naród zaraz będzie pragnął krwi.
Towarzyszu, pomagitie! Ja się martwię.

[...]

My pamożem wam, kak smożem, no inacze -
A paka wy s opozicjej nie barojties;
Szto eta za kamunist, katoryj płaczet?

[…]

- Towarzyszu Gorbaczow, a może by
Dać do prasy coś o tej rozmowie naszej?
Że rozmawiam z wami - przecież to nie wstyd…
A przynajmniej może naród się przestraszy?

Oczywiście naród się nie przestraszył. Politycy europejscy chyba jednak bardzo głęboko się mylą sądząc, że teraz może być inaczej. Te listy, to raczej dla Polaków dobry prezent świąteczny, bo to kolejny dowód na to, że nie mamy się czego wstydzić. Nasi eliciarze wcale nie są głupsi od tych brukselskich.

To co obecnie dzieje się w Polsce można uznać za wojnę elit ze społeczeństwem. Prawdopodobieństwo uniknięcia klęski jest bardzo niewielkie. Także dlatego, że współpraca „elit” z ośrodkami poza Polską słusznie kojarzy się z Targowicą (a historia ponoć lubi się powtarzać). Jednak sedno problemu leży gdzie indziej. Przeciw rządzącej – demokratycznie wybranej - większości występują nie tylko wszystkie duże media, ale też instytucje państwa.

Rządzącym ewidentnie brakuje dobrego rozeznania zagrożeń. Dlatego rozpoczęto walkę o zneutralizowanie Trybunału Konstytucyjnego, gdy tymczasem istnieją o wiele groźniejsze instytucje, które można zreformować zwykłą zmianą regulaminową.

Rządząca partia ma wolę „dobrej zmiany”, a niektóre prezentowane idee są bezdyskusyjnie warte poparcia (w tym sztandarowy program 500 zł na dziecko). Jednak wiele aspektów w tych projektach jest nie przemyślanych i wymagałyby solidnego przepracowania. To z kolei wymagałoby albo rzeczowej dyskusji z opozycją (co wobec totalnej wrogości tejże jest w praktyce niemożliwe), albo dobrego wsparcia eksperckiego. I tu niestety jest wielka mina, której PiS nie dostrzega, lub ją lekceważy: zaplecze eksperckie sejmu (Biuro Legislacyjne, Biuro Analiz Sejmowych).

Weźmy na przykład prace nad ostatnią „reformą” Trybunału Konstytucyjnego. Projekt, który został opracowany przez Komisję Sejmową jest sprzeczny z Konstytucją.

Projekt ustawy zawiera bowiem wymóg, by decyzje były podejmowane większością 2/3. Tymczasem artykuł 190 Konstytucji mówi: Orzeczenia Trybunału Konstytucyjnego zapadają większością głosów. Artykuł 235 (o trybie zmiany Konstytucji) mówi o większości co najmniej 2/3 głosów. Jest więc rzeczą dość oczywistą, że tam gdzie w Konstytucji mowa o „większości” bez określenia o jaką większość chodzi – należy to rozumieć jako większość arytmetyczną. Zazwyczaj nie rodzi to żadnych kontrowersji. Wśród opinii opublikowanych na stronach z zapisem procesu legislacyjnego jest opinia Biura Analiz Sejmowych, w która jednak dotyczy wyłącznie zgodności z prawem Unii Europejskiej. PiS ewidentnie (oraz najpewniej złośliwie i z premedytacją) został wprowadzony na minę.

Sam proces legislacyjny w polskim sejmie wymagałby gruntownej poprawy. W ten sposób o wiele łatwiej byłoby też zneutralizować działanie grupy przestępczej, która opanowała Trybunał Konstytucyjny. Obecnie rolą zaplecza eksperckiego sejmu jest wyłącznie opiniowanie prowadzonych prac. Tymczasem posłowie nie są prawnikami specjalizującymi się w pracach legislacyjnych i trudno oczekiwać, że zrobią to naprawdę dobrze. Inicjatorzy zmian ustawowych powinni jedynie przedstawić ideę, którą na język prawniczy powinien przełożyć ktoś, kto się na tym zna: podpisany z imienia i nazwiska legislator. To powinien być prawdziwy ekspert w tej właśnie dziedzinie. Niekwestionowany autorytet prawny, dla którego taka rola mogłaby być zwieńczeniem kariery. Zakwestionowania ustawy przez Trybunał Konstytucyjny byłoby ewidentnym podważeniem kompetencji legislatora. Powszechna jest opinia, że „kruk krukowi oka nie wykole”: dlaczego tego nie wykorzystać? O wiele trudniej jest powiedzieć komuś, że popełnił rażący błąd, niż oceniać bezosobowy twór.

Destrukcyjna opozycja nie jest tak groźna, jak pozornie usłużni dywersanci na zapleczu Sejmu.