Po ubiegłorocznym krachu na chińskiej giełdzie wprowadzono automatyczne zawieszanie transakcji, gdy spadki przekroczą 7%. Ten automat zadziałał dwukrotnie w tym tygodniu: w poniedziałek i czwartek.

O dziwo dzisiaj nie są kontynuowane spadki, ale hobserwujemy lekki wzrost.

Na początek sesji – w ciągu 15 minut indeks wzrósł o 3%, by potem spaść o 2% i w końcu się ustabilizował na nieco wyższym poziomie. Prawdopodobnie to wynik aktywności grupy podmiotów, które mają za zadanie wsparcie dla giełdy.

Najciekawszym jest w tym wydarzeniu sam automatyzm kierowania giełdą. To kolejny krok ku uniezależnieniu się mechanizmu finansowego od ludzi. Już w tej chwili transakcje wysokiej częstotliwości często decydują o wynikach sesji, a komputery samodzielnie podejmują decyzje inwestycyjne (czasem generując wskutek błędu olbrzymie straty). Teraz zrobiono krok w kierunku automatów zarządzających giełdą….

Niemcy się martwią stanem polskiej gospodarki. Bo „Kaczyński zasiał niepokój na rynkach finansowych”, a rządy PiS nie tylko izolują Polskę na arenie międzynarodowej, ale wpędzają też w tarapaty polską gospodarkę. Polsce nie tylko grozi izolacja w UE, ale dawno też zaczął się jej gospodarczy upadek. Niezawodnym źródłem informacji, gdy chce się coś złego napisać o Polsce jest oczywiście organ Michnika. Wygrzebano tam opinię jakiegoś trzeciorzędnego analityka, według której: rynek źle przyjął populistyczne pomysły nowego rządu, podobnie jak próbę sparaliżowania TK, a spadek wartości złotego jest oznaką wycofywania się z Polski inwestorów.

Tymczasem członek RPP Andrzej Kazimierczak powiedział właśnie, że „na razie nie widać zagrożeń, jeśli chodzi o ewentualny odpływ kapitału z Polski”. Te zagrożenia mogłyby się pojawić wskutek zmian w gospodarce światowej: płynące np. z Chin, dużych gospodarek wschodzących (Rosji, czy Brazylii), czy ze strefy euro. "Powinniśmy się przygotowywać na ewentualne, poważne zaburzenia w naszym otoczeniu, co oznacza, że nie ma najmniejszej przestrzeni dla obniżek stóp procentowych, ani też jakichkolwiek niekonwencjonalnych działań w polityce pieniężnej". […] Jeżeli chodzi o politykę pieniężną Europejskiego Banku Centralnego, to przewidujemy kontynuację polityki luzowania ilościowego, która powinna sprzyjać podtrzymaniu tempa wzrostu gospodarczego w sferze euro, co powinno mieć korzystny wpływ na polską gospodarkę. Zaznaczył, że ryzyko związane jest natomiast z kontynuowaniem bardziej restrykcyjnej polityki przez Fed. Może to niekorzystnie wpłynąć na kurs złotego z powodu potencjalnej możliwości odpływu kapitału portfelowego z rynków wschodzących na rynki dojrzałe.

W niedzielę Arabia Saudyjska zerwała stosunki dyplomatyczne z Iranem – w reakcji na atak na saudyjską ambasadę w Teheranie, do którego z kolei doszło po egzekucji szyickiego duchownego Nimra al-Nimra (i kilkudziesięciu innych osób) wykonanej przez Saudów.

Dlaczego w obecnej napiętej sytuacji w regionie Arabia Saudyjska zdecydowała się na taki krok?

Polityka Arabii Saudyjskiej najwyraźniej zmierza do zajęcia pozycji lokalnego mocarstwa. Dysponując ogromnymi zasobami ropy naftowej o niskich kosztach wydobycia, Arabowie mają decydujący wpływ na poziom cen tego surowca. Obecna wojna cenowa toczy się więc co najmniej przy ich aprobacie. Jeśli jednak ich celem miała być eliminacja dostawców ropy o większych kosztach (głównie z łupków), to ta strategia może się nie powieść. Amerykanie zdają sobie sprawę z tego, że oparty wyłącznie na ropie budżet nie wytrzyma długotrwałej wojny cenowej i są w stanie przeczekać okres niskich cen.

Arabia Suadyjska to także jeden z największych klientów korporacji zbrojeniowych (głównie amerykańskich). Pojawiają się nawet doniesienia o próbach zakupu broni atomowej od Pakistanu. Najnowsze umowy – zawarte tuż przed masową egzekucją „terrorystów” - zawarte między USA i Arabią Saudyjskią to $24 mln dla Raytheon Company, $12 mln dla „Advanced Electronics” oraz milionowy kontrakt z Boeingiem na broń laserową powietrze-ziemia. Amerykańska broń jest używana w Jemenie, gdzie dochodzi do ataków na ludność cywilną i szpitale. Przeciw sprzedaży Saudom broni protestują organizacje międzynarodowe. Jednak saudyjskie petrodolary pozwalają także finansować PR w USA – łącznie z „Clinton Foundation”. Sam Prezydent Obama bywa określany jako przyjaciel władcy Arabii Saudyjskiej. Jak dotąd nie zdobył się on na potępienie masowych egzekucji (mętne oświadczenie wydał jedynie rzecznik Departamentu Stanu).

John Wight – komentator rt.com oraz BBC określa Arabię Saudyjską mianem potwora stworzonego przez Zachód. Twierdzi on, że między Iranem i Arabią może dojść do wojny. Od kilku lat oba kraje były de facto w stanie zimnej wojny, związanej z konfliktem między sunnicką i szyicką odmianą islamu. Iran należy do krajów w których dominuje islam szyicki, a Arabią rządzą sunnici. USA prowadzi politykę równowagi, co w praktyce prowadzi do ciągłej destabilizacji. Aby zrozumieć amerykańską politykę w regionie i geopolityczne znaczenie tego religijnego konfliktu – trzeba sięgnąć do czasów, gdy w bliskowschodnim kotle mieszał Zbigniew Brzeziński:

Niemieckie słowo „Lügenpresse” oznacza mniej więcej tyle, co polskie łże-media. Wyszukiwarka Google zwraca prawie pół miliona stron z takim słowem. Częściowo dlatego, że Eksperci Towarzystwa Języka Niemieckiego wybrali to słowo za anty-słowo roku 2015. Pół miliona stron dowodzących do jakiego poziomu mogą upaść media głównego ścieku – zwłaszcza gdy da się im taką „niezależność” której bronią niemieccy politycy w Polsce. Niemiecka telewizja publiczna ZDF w poziomie propagandy odpowiada mniej więcej polskiej. Na przykład potrafi „wesprzeć” rząd obrazkiem Władca Putin: zamiast prawdziwego filmu dokumentalnego widzimy marną fabularyzację i dużo kłamstwa. Z odtwórcą głównej roli spotkał się nasz reporter Anton Ljadow.

Karabiny maszynowe, czołgi, wyrzutnie rakietowe - co 15 sekund powtarzają niemieccy dziennikarze: "Tutaj są" - rzekome dowody niszczenia Donbasu przez Rosjan. Domy stoją w płomieniach, jakiś wieżowiec został trafiony pociskiem, po prostu ogień w ogniu.

W pogoni za dramatycznymi obrazami nie zauważyli filmowcy wojskowych odznak walczących, których podali za żołnierzy regularnych rosyjskich oddziałów.

Możemy tu zobaczyć żołnierzy, z których jeden ma na lewym barku ukraińską flagę. By widzowie nie mieli wątpliwości, oglądając te obrazy, pojawia się głos w tle: "regularna rosyjska armia bierze udział w walkach".

Przeglądając strony z niemieckim słowem roku 2014 dowiadujemy się co naprawdę Niemcy myślą o Polsce. I jest to wiedza budująca, która daje nadzieję na ocalenie europejskiej wspólnoty. Jeden z blogerów policzył głosy pod artykułem krytykującym Polskę okazuje się, że większość czytelników jest uważa, że próby ingerencji z zewnątrz są niedopuszczalne. Dlaczego więc dziennikarze łże-mediów urządzają sobie na Polskę nagonkę? Może rację ma dr Tomasz Żukowski, że chodzi wyłącznie o biznes i interesy wielkiego kapitału?

Słowo „Lügenpresse” pozwala nam znaleźć informacje, że blisko połowa Niemców uważa, że w ich kraju nie można swobodnie wypowiadać się na tematy polityczne. Że media przez kilka dni nie informowały o niesłychanych ekscesach, jakich dopuścili się ich nowi „goście” w sylwestrową noc.

Słowo „Lügenpresse” jest w Niemczech używane także w odnisieniu do prasy polskiej – ale tylko jako opis „idiotycznych” zdaniem medialnych funkcjonariuszy zarzutów prawicy wobec mediów liberalno-lewicowych. Na przykład informację o tym, że ksiądz Małkowski odprawił egzorcyzmy pod siedzibą Agory rozpoczyna się oceną: powrót średniowiecza, którą ma podkreślić użyte zdjęcie:

(Zdjęcio obecnie zmieniono – ale Google pamięta oryginał).

 

Polska nie jest jedynym krajem pouczanym i sztorcowanym przez belgijskich polityków. Bruksela krytykuje polityczne decyzje władz Demokratycznej Republiki Konga, swojej dawnej kolonii, w której takie pouczenia przywołują złe wspomnienia. Bruksela wciąż przekazuje jednak temu kraju duże kwoty pieniędzy i chce widzieć efekty swojego wsparcia. Korespondentka Polskiego Radia z Brukseli komentowała: Wpływ, jaki Belgia będzie miała na sytuację w Kongu w dużej mierze będzie zależał od zaufania, jakim będą ją darzyć zwykli Kongijczycy, i aby go nie stracić powinna hamować swoje dawne kolonialne zapędy. Widać zatem wyraźną różnicę między Kongiem i Polską. Zwykli Polacy ważni nie są – bo istnieją siły i środki (przynajmniej zdaniem Brukseli), by nasze społeczeństwo wychować i podobny błąd samodzielnego myślenia już się nie powtórzył. Czy aby na pewno?

Na zdjęciu widać protest Kongijczyków przeciwko swojemu prezydentowi, który zdaniem protestujących łamie zasady demokracji. Protest odbywa się pod pomnikiem Leopolda II – króla Belgów i budowniczego Brukseli. To wygląda mniej więcej tak, jakby Izraelczycy protestowali przeciwko swojemu premierowi pod stojącym przed przed Bramą Brandenburską w Berlinie pomnikiem Hitlera na koniu. To jest ten kierunek „walki o demokrację” który wskazują nam politycy z tego sztucznego kraju? Oczywiście w Berlinie nie ma pomnika Hitlera – ale może i tego się w tej załganej Europie doczekamy - skoro w sercu tej Europy stoi pomnik równie wielkiego ludobójcy – Leopolda II. Notka w Wikipedii informuje o nim: mimo krytycznej oceny rządów i świadomego dopuszczenia się ludobójstwa, spora część Belgów nadal darzy go ogromnym sentymentem i szacunkiem, czego dowodem są licznie wznoszone jego pomniki (m.in. w centrum Brukseli, czy w Laeken, w oficjalnej siedzibie króla Belgów) oraz liczne parki, szkoły i instytucje noszące jego imię.

Skąd ta jawna dyskryminacja wobec Hitlera? Rafał Ziemkiewicz w książce „Jakie piękne samobójstwo. Narracje o wojnie, szaleństwie i cynizmie” twierdzi, że Belgowie mieli po prostu fart: Już, już Belgowie staliby się na wiele lat ucieleśnieniem zła kolonializmu, gdyby nie wybuchła wojna światowa. […] Obywateli krajów anglosaskich trzeba było jakoś przekonać, że muszą iść masowo ginąć w okopach, a tych, którzy już dali się na to namówić, wprowadzić w bojowy szał. Rozpętano więc na Zachodzie istną propagandową histerię wokół szalonych okrucieństw, jakich dopuszczali się Niemcy na biednych Belgach. Niemcy oczywiście, jak to Niemcy, faktycznie, gdziekolwiek weszli, rozstrzeliwali cywilów, szczególnie z warstw wyższych, z zimną krwią i jak na owe czasy, na skalę masową, aby podbity kraj sterroryzować – ale anglosaska i francuska propaganda zwielokrotniły ich zbrodnie do absurdu, karmiąc społeczeństwa andronami o dzikich Hunach pożerających żywcem belgijskie dzieci. Skoro zaś Belgowie potrzebni byli zachodniej propagandzie jako ofiary ludobójstwa, to przecież nie mogli być sami sprawcami innego, wcześniejszego ludobójstwa. Kto by szedł na wojnę ginąć za jakichś morderców, nawet jeśli sami są teraz mordowani? Więc z dnia na dzień problem zbrodni w Afryce zniknął. Wyparował. Osiem czy tam dziesięć milionów zabitych Afrykanów, wyniszczonych głodem i pracą nad siły, konających z obciętymi dłońmi, nie mówiąc o torturowanych i gwałconych, musiało się pójść czochrać – w końcu zresztą byli to tylko Murzyni.