W sierpniu 1976 r. kard. Karol Wojtyła, odwiedzając Stany Zjednoczone, wypowiedział ważkie słowa: „Stoimy dziś w obliczu największej konfrontacji, jaką kiedykolwiek przeżyła ludzkość. Nie przypuszczam, by szerokie kręgi społeczeństwa amerykańskiego ani najszersze kręgi wspólnot chrześcijańskich zdawały sobie z tego w pełni sprawę. Stoimy w obliczu ostatecznej konfrontacji między Kościołem a anty-Kościołem, Ewangelią a jej zaprzeczeniem. Ta konfrontacja została wpisana w plany Boskiej Opatrzności. To czas próby, w który musi wejść cały Kościół, a polski w szczególności. Jest to próba nie tylko naszego narodu i Kościoła. Jest to w pewnym sensie test na dwutysiącletnią kulturę i cywilizację chrześcijańską ze wszystkimi jej konsekwencjami: ludzką godnością, prawami osoby, prawami społeczeństw i narodów”.

Te słowa przypomniał wczoraj Arcybiskup Michalik w Kalwarii Pacławskiej. Słuchały go tysiące pielgrzymów, przybyłych na trzydniowe uroczystości Wniebowzięcia NMP:

źródło grafiki: http://przemyska.pl/galeria/?album=27&gallery=344

Sposobem bycia amerykańscy dyplomaci znacząco różnią się od ich europejskich partnerów. Amerykanie bardziej otwarcie mówią o swoich poglądach. Może wpływ na to mają amerykańskie media, które i tak wszystko wyciągną, a może to natura zdobywców, którzy nie muszą się zastanawiać nad reakcją „maluczkich”. Dobrym przykładem jest rozmowa opublikowana przez portal dw.com z Johnem Christianem Kornblumem. Fragment dotyczący TTIP:

  • JK: Jeśli negocjacje TTIP się skończą, będzie to duży impuls. Nie sądzę, że będą zbyt trudne. Jestem raczej optymistyczny, że się powiodą. Są znakiem na przyszłość.

  • DW: Pan wie dobrze, że w Europie nie brak negatywnych głosów w tej kwestii.

  • JK: W Ameryce też ich nie brak. Ale przywódcy polityczni po obu stronach Atlantyku są moim zdaniem zgodni, że trzeba przeforsować to porozumienie.

Żadnych złudzeń. Żadnej ściemy o demokracji. Trzeba „przeforsować”, to będzie impuls. A jak nie będzie, to trudno – zawsze coś zostanie (następny kroczek do totalnego zniewolenia?).

Równie prostolinijne są wypowiedzi dotyczące Rosji:

Jest to próba Rosji obalenia porządku, który tu był od 1992 roku. Wynegocjowaliśmy z Moskwą bardzo skomplikowane porozumienia dotyczące NATO i rozbrojenia. Jednym z nich była gwarancja bezpieczeństwa Ukrainy, którą Rosja podpisała w Budapeszcie. […] Celem powinno być, by to otoczenie Rosji, które Moskwa nazywa „bliską zagranicą”, również miało prawo do wyboru własnej przyszłości.

Oczywiście prawo to nie dotyczy Rosjan, którzy chcieliby we własnym kraju posługiwać się własnym językiem. Bo wtedy mogą zostać terrorystami.

Dyplomata nie wspomina o tym, że częścią tych porozumień był specjalny status „bliskiej zagranicy” Rosji: było to tzw. "porozumienie 3 razy nie": nie dla broni jądrowej na terytorium nowych członków; nie dla znaczących sił zbrojnych i nie dla wielkich instalacji na tym terenie.

Nawiasem mówiąc Prezydent Andrzej Duda postulując „dostosowanie strategii” NATO do „imperialnych działań” Rosji, proponuje de facto zerwanie porozumień z 1997 roku. Czy w ten sposób zwiększy się bezpieczeństwo Polski? Czy rozsądne jest zastępowanie instytucjonalnych gwarancji bezpieczeństwa mglistymi sojuszami? Ich wartość można ocenić po tym fragmencie komentarza z Cato Institute:

Doug Bandow napisał: Istnieje wiele powodów aby docenić polsko-amerykańskie więzi na przestrzeni lat, a nawet wieków. W tym również zrozumienie i współczucie Amerykanów dla Polaków, że Polska jest umiejscowiona w złym sąsiedztwie. Jednak nie chodzi tutaj o argumenty przemawiające za obroną Polski. Obietnica pójścia na wojnę jest najpoważniejszą obietnicą jaką jedno państwo może złożyć drugiemu. Takie zobowiązanie powinno być ograniczone do przypadków, w których Amerykanie mają fundamentalny, wręcz witalny interes.

Istnienie Polski nie jest „witalnym interesem” USA. Natomiast przeciwdziałanie powstaniu gospodarczej potęgi na osi Berlin-Moskwa-Pekin – i owszem. To rywalizacja Chin z USA wyznacza sytuację geopolityczną. Budowa nowego „jedwabnego szlaku” może znacząco wzmocnić pozycję Chin. Zaostrzenie konfliktu Rosja – NATO może być największą przeszkodą. Dlatego rację ma prof. Artur Śliwiński, pisząc: Mamy wystarczająco silne dowody, że Polska jest z premedytacją mobilizowana do wojny z Rosją, co stanowi ekstremalne zagrożenie dla naszego bytu narodowego.

Dobrze byłoby, gdyby polscy politycy przestali myśleć w kategoriach amerykańskich, ale przyjęli od Amerykanów ich pragmatyzm: zaangażowanie wojskowe poza granicami kraju trzeba ograniczyć do przypadków, w których Polacy mają fundamentalny, wręcz witalny interes.

Czytaj też: statystyki Zdaniem brytyjskiego think tanku NATO i Rosja szykują się do wojny.

Niezwykle interesująca rozmowa na temat euro odbyła się wczoraj na antenie Radia Maryja (i telewizji Trwam):

http://www.radiomaryja.pl/multimedia/warto-miec-polska-walute/

Pomimo nieznośnego przerywania przez prowadzącego wypowiedzi w pół zdania, udało się przestawić wszystkie szanse i zagrożenia. Gośćmi audycji byli dr Gabriela Masłowska i

dr hab. Eryk Łon. Oboje byli zgodni, że przyjęcie euro nie przynosi spodziewanych korzyści, a warunkiem wstępnym powinno być osiągnięcie „konwergencji realnej” – czyli zrównanie się poziomu dochodów Polski i krajów strefy euro. Eryk Łon powoływał się na swoje analizy wykonane na zlecenie NBP (o jednoznacznym tytule „Dlaczego Polska nie powinna

wchodzić do strefy euro?”). Do podobnych wniosków dochodzi profesor Andrzej Kaźmierczak (zob. „Wprowadzenieeuro w Polsce –za i przeciw”). Bardziej neutralne stanowisko wynika z analizy przygotowanej przez „Instytut Misesa”. Zdaniem autorów euro mogłoby przynieść wiele korzyści, ale w warunkach większej wolności gospodarczej. Niestety, strefa euro w dużej mierze nie spełnia tych wymagań i razem z przyjęciem euro państwa członkowskie strefy godzą się na wzmożoną regulację działań gospodarczych i uzależniają swój dobrobyt od dobrej woli urzędników z Frankfurtu i Brukseli.

Podobny wniosek wynika z komentarzy Eryka Łona, który nazwał to wprost utratą suwerenności. Bank centralny jest bowiem organem władzy, mającym prerogatywy emisji pieniądza. Po przyjęciu euro te uprawnienia przejmuje EBC. Przypomniano także artykuł zwolenników euro: Andrzeja S. Bratkowskiego i Jacka Rostowskiego pod tytułem „Suwerenność czy unia monetarna?”. Autorzy doskonale rozumieją, że przyjęcie euro, to utrata suwerenności (przypadek Grecji powinien wszystkim to unaocznić). Ale po co kosmopolitom suwerenność?

Uwaga! Jeśli ktoś nie ogląda telewizyjnych wiadomości, to przypadkowe ich włączenie grozi poważnymi skutkami zdrowotnymi!

Przypadkowo obejrzany fragment „Panoramy” w TVP2 (Prowadzi Lisowa):

1. Wiadomość pierwsza: Pani premier jeździ pociągami po Polsce i widzi, że “Polska w ruinie” to wymysł PiS'u. Opozycyjny rzecznik czegoś komentuje, że Platforma polikwidowała pociągi, więc nie każdy może jeździć (czyli ci co nie jeżdżą widzą ruiny?).

2. Poseł Błaszczak – w formie jak zwykle. Domaga się posiedzenia sejmu, na którym rząd przedstawiłby, co zrobił w sprawie suszy. Ani słowem o jakichś konkretnych zaniedbaniach, czy też propozycjach. Jest gorąco i nie ma deszczu – jest okazja do zabawy. Potem premier Kopacz – znana z prawdomówności - zapewnia, że przecież gdzieś tam była i nad problemem się pochyliła. W wieczornych wiadomościach pełniejsza relacja: premier się pochyla i problemy rozwiązuje, a opozycja by tylko chciała o nich gadać.

Bardzo słuszna postawa: nie gadać o problemach, to nie będzie zmartwienia. Zwłaszcza o głodujących dzieciach ani słowa – bo woda na młyn imperialistów (trzeba tylko pamiętać, że na tym etapie historii imperialisty to som ruskie).

Pewnie że te wiadomości są odpowiednio montowane. Ale bez wysiłku ze strony polityków nie byłoby czego montować.

3. Tymczasem w internecie trwa w najlepsze zaklinanie rzeczywistości i przygotowania PiS do „samodzielnych rządów”. Platforma natomiast znalazła „platformę odbicia”. Polska jest piękna i żadnych ruin nie widać. Nie wiadomo, czy taka teza („polska w ruinie”) w ogóle padła. Ale jak się okazuje opozycja jest wystarczająco głupia, by dać sobie tą tezę przykleić.

4. Jedyna nadzieja w Ewie Kopacz. Początek kampanii na „wiejską lekarkę” - wskazywał na to, że szykuje się do takiej właśnie posady. Teraz jednak wzięła się za sprawy poważne, więc będzie ubaw po pachy (tyle, że w grubym makijażu na jej twarzy przypomina mumię, więc nie wiadomo czy na pewno żyje, a polska tradycja nie pozwala źle mówić o zmarłych). Hit dnia wczorajszego: Ewa Kopacz zapowiedziała, że ograniczenia dla firm nie powinny mieć wpływu na ich zdolności produkcyjne. Poniekąd ma rację. Zazwyczaj po włączeniu prądu zdolności produkcyjne są takie jak przed wyłączeniem :-). Trzeba szukać pozytywów, bo przecież mamy złoty wiek, a nie żadną ruinę. Dawno temu Zenon Laskowik odkrył, że gdy zepsuje się jedno koło w traktorze, to trzeba mówić o trzech dobrych – bo to lepiej brzmi: https://www.youtube.com/watch?v=8vBtqEjFFB0.

Czy my naprawdę sobie na to zasłużyliśmy? Amerykanie nakręcili kiedyś głupowaty film (typowy przedstawiciel gatunku „hollywoodzka komedyja”) pod tytułem „Głupi i głupszy”. To bardzo dobra metafora ilustrująca tak zwaną „polską scenę polityczną”.

 

Tegoroczny sezon ogórkowy jest gorący (dosłownie i w przenośni). Jednym z dyżurnych tematów jest rozliczanie nowego Prezydenta. Ten poprzedni był świętą krową przez 5 lat, no to teraz trzeba nadrobić. „Rzeczpospolita” publikuje tekst jakiegoś aparatczyka PO (nazywając go przy tym „publicystą”), w którym zarzuca Andrzejowi Dudzie, że „jawi się jako polityk bez właściwości”, co ma sprawiać, że „jest przeciwieństwem Lecha Kaczyńskiego”. Rzeczywiście – jakoś trudno przypasować do niego epitet w rodzaju „kartofel”. Może bratnie narody znów coś pomogą wymyślić? Rzecznik rządu (od którego ktoś mylnie mógłby oczekiwać, że jego rolą jest informowanie o pracach rządu) ma pretensje o podróże Prezydenta po kraju: „Zamiast Obamy i Merkel Duda wybrał Święto Kaszy”. Pani Premier z kolei nieomal wprost mówi, że Prezydent to sobie może… - bo i tak rząd trzyma kasę: „Dobrze by było, żeby pan prezydent wiedział, kiedy składa deklaracje, że będzie taki czy inny projekt ustawy, jakie są jego możliwości finansowe, bo inaczej stanie się zakładnikiem tego budżetu i będzie po prostu niewypłacalny, kiedy obieca zbyt dużo lub zaplanuje wydatki, których nie zmieści ten budżet regulowany regułą wydatkową”.

Odpowiedział jej Zbigniew Kuźmiuk, zapewniając, że „Za 3 miesiące rząd będzie współdziałał. Oby.