Nawet jeśli ktoś nie zagląda do prorządowych mediów, nie uniknie cuchnących przecieków z tego „głównego nurtu”. Nienawiść, jaka opanowała umysły tych ludzi jest nie do ogarnięcia. Niejaki Pałasiński pisze: „PiS świętuje pokonanie bolszewików? To jak hitlerowcy czczący Dzień Zwycięstwa nad Faszyzmem”. Niesiołowski w swoim stylu grozi, że gdy PiS dojdzie do władzy – zacznie stawiać pomniki Jarosławowi Kaczyńskiemu: „pewną trudnością jest to, że Jarosław Kaczyński żyje, ale mamy już precedensy z nazywaniem ulic, szkół i obiektów imieniem Jana Pawła II, a zasługi Jarosława Kaczyńskiego (Jarosław Polskę zbaw) są z pewnością nie mniejsze”. Wszystkich przebija jednak właściciel Rzeczpospolitej, który tak zareagował na żale księdza-celebryty Kazimierza Sowy (to ten od przepraszana Komorowskiego), któremu nie spodobał się artykuł o nim: „Kazi, przykro mi za mam takich ludzi w redakcji, pozostaje mi mieć nadzieje, że jak najszybciej sami zmienią prace i wyniosą się z mojej spółki do godniejszej, takiej która wydaje 2 „rzetelne” tygodniki ze stałe malejącym nakładem :) im szybciej tym lepiej (!) pozdr z Machu Picchu. Wracam 2.09, może w euforii do tego czasu wyniesie się do Wróbla, on zbiera takie towarzystwo”.

Nie ma to jak „wolne media”.

Wszystkie media poinformowały o zatrzymaniu Zbigniewa Stonogi przez CBS. Ma mieć to związek z aferą w katowickim sądzie, którą Stonoga ujawnił. Tymczasem na swoim profilu na Facebooku Zbigniew Stonoga mówi „z dużej chmury mały deszcz”. W prokuraturze postawiono mu zarzut utrudniania śledztwa poprzez opublikowanie dokumentu prokuratury.

Trochę dziwne jest to, że media nie informują o szczegółach tej afery w katowickim sądzie. Opowiedział o niej Stonodze kierowca prezesa tego sądu. Oskarżenia są niezwykle mocne i dotyczą polityków PO i PiS, którzy mają mieć udziały w spółce w Luksemburgu, na którą są przelewane pieniądze uzyskane z przestępczej działalności. Przede wszystkim chodzi o wyprowadzanie pieniędzy ze SKOK'ów poprzez kredyty brane na tak zwane „słupy”. Pada też oskarżenie o udziały prokuratorów w dystrybucji dopalaczy „Mocarz”. Stonoga opowiada o tym między innymi w filmie na Youtube. Sąd zarzuca Stonodze „pomówienie”. Tymczasem prokuratura wszczęła śledztwo – więc chyba jednak były jakieś podstawy.

Do niedawna Stonoga atakował głównie polityków PO. Teraz zapowiada równie mocne uderzenie w PiS. W tym kontekście zastanawia prośba Zbigniewa Stonogi do prezydenta o ułaskawienie. Zbigniew Stonoga ma stawić się w zakładzie karnym 31 sierpnia celem odbycia kary. On sam mówi o tej sprawie: „Ponieważ wygrywam walkę o Polskę, ponieważ pomagam zwyczajnym ludziom, zamykają mnie do więzienia! Wezwanie do odbycia niby kary za niby przestępstwo podpisała sędzia Agnieszka Ławryńczuk - ta sama, która w 2011 roku uniewinniła mnie w tym samym procesie”.

Prośba do Prezydenta Dudy „z terminem ważności” przy równolegle formułowanych groźbach ujawnienia kolejnych taśm brzmiała jak szantaż. Być może od początku chodziło o spektakularne wycofanie prośby i pretekst do ataku na Prezydenta.  

Według medialnych doniesień Prezydent Andrzej Duda w wywiadzie dla agencji Reuters powiedział między innymi, że „banki powinny być odpowiedzialne za rozwiązanie kwestii kredytów hipotecznych we frankach szwajcarskich, ponieważ ogromnie na nich zarobiły, ale rozwiązanie nie może zdestabilizować sektora bankowego”.

Czy to, że ktoś dużo zarobił może być jakimkolwiek argumentem? Jeśli zarobek ten jest osiągnięty zgodnie z prawem, to chyba nie ma podstaw do tego, aby mieć do nich pretensje? To możliwe tylko w jednym przypadku: jeśli działania banków łamią zasady współżycia społecznego. Oznacza to jednak sytuację nienormalną – gdy działania zgodne z prawem są nie do zaakceptowania. Pretensje o to można mieć do państwa, a nie do banków. Polskie państwo bardzo się stara, aby banki miały duże zarobki i mogły je transferować za granicę.

Z kolei uwaga o „destabilizacji sektora” pochodzi z medialnej propagandy, za którą nie stoją rzetelne wyliczenia. Dla przykładu wyliczenia „strat” banków z tytułu ustawy, która obecnie jest przygotowywana, to całkowita fikcja. Niestety cała ta wypowiedź świadczy o tym, że Prezydent Duda nie jest gotowy zmierzyć się z bankami. „Frankowicze” nie wymagają jakiejś nadzwyczajnej pomocy. Wszystkim natomiast przydałoby się państwo, które nie pomaga bankom w grabieniu społeczeństwa. W tym celu konieczne byłyby następujące zmiany:

Ponadto instytucje takie jak KNF oraz NBP powinny podlegać realnej kontroli pod kątem dbałości o interesy społeczeństwa.  

Gdyby Polska była państwem chrześcijańskim - to by było straszne, prawda? To wydaje się naszej „elicie” (i nie tylko) oczywistą oczywistością. Tymczasem chodzi głównie o to, aby zaakceptować nadrzędność chrześcijańskiej etyki. Czyli powrócić do korzeni Europy. Jak w chrześcijańskim państwie zmierzono by się z trudnym problemem kredytów „frankowych”? Kierując się zasadą sprawiedliwości.

Jednym z czynów potępianych i uznawanych za niesprawiedliwe jest pobieranie lichwy. Jeśli więc jakiś bank chce pobierać lichwę – to nie ma tu co szukać. No to super – przecież mamy ustawę antylichwiarską!?

Nie ma potrzeby, aby sejm, rząd, czy ktokolwiek wprowadzał specjalne rozwiązania dla „frankowiczów” - zakaz pobierania lichwy wystarczy!!!!

Tyle, że w obecnym kształcie ustawa jest nieskuteczną, bo taką być musi. Człowiek prawy nie może być obłudnikiem. Dlatego wprowadzając zakaz lichwy, prawi posłowie postaraliby się, aby ten zakaz działał. Rozwiązanie problemu kredytów frankowych jest dla prawych ludzi tak banalnie proste, jak tylko być może. Można je wprowadzić w jednym krótkim akapicie dopisanym do jakiejkolwiek ustawy.

Treść tego akapitu musiałaby być mniej więcej taka (prawnicy musieliby to przełożyć na ich nowomowę):

1. Zakaz lichwy, ograniczający wielkość odsetek dotyczy wszelkich kredytów udzielanych przez banki w Polsce.

2. Wartość odsetek o których mowa w ustawie oblicza się odejmując od spłaconych w ciągu roku rat kredytu wielkość o jaką zmniejszyła się pożyczona kwota kredytu.

3. Za stosowanie lichwy przez bank odpowiada jego prezes. Pierwszy stwierdzony przypadek lichwy skutkuje jedynie koniecznością naprawienia szkód. Odmowa naprawienia szkód, albo dalsze stosowanie lichwy jest przestępstwem zagrożonym karą 100tys PLN. Trzeci przypadek stosowania lichwy jest przestępstwem zagrożonym karą 5 lat więzienia (bez możliwości skrócenia lub zawieszenia). Ponowne stosowanie lichwy przez ten sam bank, po zmianie prezesa, skutkuje cofnięciem pozwolenia na prowadzenie działalności bankowej.


Oczywiście to tylko propozycja. Można na przykład zwiększyć wymiar obligatoryjnej kary ;-).

A oto prosty przykład (za http://argumenty.net/1872).

Frankowicz” wziął kredyt 200 tys PLN na 25 lat i spłacił 50tys. Ma ratę miesięczną 667PLN (200tys/25lat/12miesięcy), a spłata na jeden rok wynosi 8tys. Natomiast odsetki nie powinny przekroczyć 10% (4 x stopa lombardowa NBP) – czyli 15tys rocznie. Na koniec roku kredytobiorca bierze swój rachunek i sprawdza: kredyt zmniejszył się o 8tys, ale spłaciłem w sumie 25 tys. Wysyła wyciąg z tego rachunku do KNF i dalej jak w punkcie 3.

A gdzie tu mowa o kredytach „frankowych” i „przewalutowaniu”? Nigdzie – to nas nie obchodzi. To sprawa między bankiem, a jego klientami. Kredytobiorca dostał złotówki i spłaca złotówki. To sprawa między nim a bankiem – jak sobie ten bank nalicza odsetki. Może do tego stosować rubla, franka, albo temperaturę na dworze.

Jędrzej Bielecki w formie jak zwykle – opowiada o tym, jak Niemcy nam zazdroszczą czołgów, które nam dali. „Polska, druga potęga pancerna Europy”. Silni zwarci, gotowi ani guzika nie oddamy. Tymczasem Generał Waldemar Skrzypczak dalej swoje: były wiceminister obrony narodowej ocenił, że zmniejsza się "potencjał operacyjny" wojska polskiego. Gen. Skrzypczak podtrzymał swoją opinię z marca, kiedy mówił, że bez pomocy NATO w przypadku konfliktu z Rosją Warszawa zostałaby zajęta w ciągu 3-4 dni.

Ale dzięki Bogu możemy jak zwykle liczyć na sojusze:

Zaznaczył jednak, że taki scenariusz byłby realny tylko wtedy, gdyby Polska została pozostawiona samej sobie. Dodał, że on sam "wierzy w NATO", które gwarantuje bezpieczeństwo Polski.

Zupełnie niedawno dziennikarze „The Economist” przeanalizowali słynny artykuł 5 paktu NATO i doszli do wniosku, że „NATO ma możliwość, lecz nie ma żadnego obowiązku użycia sił zbrojnych w celu obrony sojusznika”. Czyli obroni, jeśli zechce i w miarę możliwości. Europejskie państwa takiej możliwości nie mają. Natomiast Amerykanie też nie spieszą się z deklaracjami: „Takie zobowiązanie powinno być ograniczone do przypadków, w których Amerykanie mają fundamentalny, wręcz witalny interes”. Deklaracje mogą paść po wyborach prezydenckich w USA. Jeden z kandydatów – Donald Trump już zapowiedział, że on się z Putinem szybko dogada. Częścią „dogadywania się” będzie zwrócenie "totalnego zdrajcy" Snowdena. A co w zamian? Może Polskę?