W najnowszej audycji MaxTV (https://www.youtube.com/watch?v=ySjKLH7ZD_M#t=898) autor mówi sporo o polskiej gospodarce z amerykańskiego punktu widzenia. Nie chodzi przy tym o porównanie sytuacji Polski i USA, albo informacje o tym, co zrobiłby Amerykanin rządząc Polską. „Amerykański punkt widzenia” w tym przypadku to światopogląd ukształtowany w amerykańskiej rzeczywistości. Dziennikarza wręcz irytuje to, że ktoś może myśleć inaczej – nie po amerykańsku. Jak wiadomo USA to centrum świata i jeśli ktoś nie rozumie pojęć takich jak liberalizm i konserwatyzm dokładnie tak, jak rozumie je amerykański konserwatysta, to trudno się z nim porozumieć.

Z polskiej perspektywy widać pewne rzeczy inaczej. Ale tym ciekawiej wygląda konfrontacja poglądów.

1. Wyjaśnienie organizacji społeczeństwa przy pomocy przestrzennego modelu polityki jest bardzo przekonujące.

W tym modelu naród dzieli się na posiadaczy (tych, którzy mają) i ludzi pozbawionych własności. Dzięki pracy istnieje możliwość przechodzenia z warstwy niższej (ludzi bez własności) ku wyższej (właścicieli), a następnie do biznesu. Naród wybiera sobie polityków, którzy nim rządzą i utrzymują te warstwy w równowadze. Media natomiast czuwają nad tym, by nie było przy tym szwindli. Według Kolonko w PRL'u warstwa posiadaczy była bardzo wąska – nie to co w USA. Przede wszystkim zaś zablokowane było przechodzenie do warstwy posiadaczy. Dlatego ten system został rozwalony przez tych, którzy chcieli mieć. Obecnie układ ten został odtworzony, a zamiast przejścia do klasy posiadaczy otworzono wyjście na zewnątrz: na emigrację.

Przyjmując ten model, musimy wziąć pod uwagę fakt, że to jednak spore uproszczenie. Przede wszystkim pomija dwa główne aspekty: dynamiczny rozwój cywilizacji oraz rolę systemu finansowego. Obraz jest zafałszowany w jeszcze jednym ważnym aspekcie: jego dynamiki. Nie wynika ona wyłącznie z chęci przechodzenia między warstwami, ale przede wszystkim z tego, że każdy (!) chce mieć więcej. Amerykański sen przekształca się powoli w koszmar właśnie dlatego, że im ktoś bogatszy, tym łatwiej mu jest powiększać stan posiadania. Następuje więc coraz większe rozwarstwienie, a przechodzenie od tych którzy nic nie mają ku kurczącej się warstwie posiadaczy jest coraz trudniejsze. Stąd narastające konflikty, kończące się coraz częściej tak jak ostatnio w Baltimore (zamieszki i godzina policyjna).

Z kolei w odniesieniu do Polski mamy do czynienia z dużym zafałszowaniem transformacji. Polacy u schyłku PRL'u byli bardzo bogaci. To, co Max Kolonko przedstawia jako efekt dorobku życia przeciętnego Amerykanina – czyli własny dom – było w posiadaniu większości obywateli PRL. Na dodatek przy śladowym zadłużeniu obywateli, którzy w 100% mieli pracę. Ta praca nie pozwalała jednak na dynamiczny wzrost konsumpcji. Na dodatek załamanie się światowego porządku gospodarczego w połowie lat 70-tych wymagało zaciskania pasa, na które nie było społecznego przyzwolenia. Gierek starając się sprostać przyrzeczeniu, że władza do ludu pracującego strzelać nie będzie, ratował sytuacje kredytami, co skończyło się uzależnieniem państwa od nowojorskich bankierów i rządami ich agenta – Balcerowicza.

Alternatywą był model zbliżony do konserwatyzmu niemieckiego: przywrócenie równowagi poprzez wzrost gospodarczej aktywności społeczeństwa. Zwycięstwo Balcerowicza nie było natychmiastowe, gdyż w roku 1989 władza wybrała model amerykański, zapewniając naród, że budujemy „społeczną gospodarkę rynkową”. Ludzie wzięli zatem sprawy w swoje ręce i nastąpił dynamiczny rozwój prywatnej przedsiębiorczości. Z czasem zwyciężyło państwo, a klęskę narodu przypieczętowały „reformy” Buzka i wyprzedaż banków w czasie jego rządów.

Gdy 35 lat temu ogłoszono początek rewolucji naukowo technicznej, mieliśmy do czynienia z dynamicznym rozwojem mikroelektroniki. Pomimo tego, że nie przewidziano wówczas pojawienia się dwóch najważniejszych technologii (internetu i telefonii komórkowej), zarówno dynamika jak i kierunek przemian były dość łatwe do przewidzenia. Dlatego raport dla Klubu Rzymskiego na temat wpływu mikroelektroniki na społeczeństwo okazał się jednym z najbardziej trafnych.

Niestety zwyciężyły warianty rozwoju, które we wspomnianym raporcie opisano jako zagrożenie (narastanie dysproporcji, przywłaszczanie dorobku intelektualnego ludzkości, utrata miejsc pracy, robotyzacja armii). Były one po prostu łatwiejsze i bardziej pasowały do panującego modelu ekonomii, będącego pod wpływem liberalizmu. Obecnie ten model rozwoju doszedł do ściany. W pewnym uproszczeniu można powiedzieć, że wchodzimy w schyłkowy okres potęgi korporacji. Powoli ale systematycznie społeczeństwa odzyskują wolność. Korporacje będą musiały zmienić swój model działania przyjmując na powrót rolę służebną wobec konsumentów.

Oto skrótowe zestawienie kilku trendów rozwoju technologii, które mogą mieć największy wpływ na tempo i kierunek zmian:

1. Handel internetowy powoduje otwarcie przedsiębiorstw. Wielu klientów potrafi samodzielnie znaleźć interesujący ich produkt i nie chce być ofiarą telemarketingu. Aby pozyskać takiego klienta, trzeba mu dostarczyć usługi na jego poziomie: kontaktu bezpośrednio z działami merytorycznymi firm. Mówiła o tym na ubiegłorocznym Kongresie Profesjonalistów w Rzeszowie Dyrektor ds Projektów Strategicznych IBM Anna Sienko.

2. Rewolucja w zakresie produkcji mikroprocesorów. Zdecydowaną większość rynku stanowią obecnie procesory ARM. Model ich produkcji jest rewolucjny: ARM charakteryzuje się także innym podejściem produkcyjno-prawnym niż x86. W przypadku tradycyjnych procesorów dla PC-tów Intel i AMD licencjonują sobie wzajemnie technologię i samodzielnie na jej podstawie produkują procesory (pochodzący z 2012 roku tekst zyskuje coraz bardziej na aktualności!).

Sprytny model biznesowy powoduje coraz szybszy wzrost techhnologii ARM. Technologię tą można znaleźć we wszystkim - od aparatów cyfrowych poprzez układy hamulcowe samochodów do cyfrowych dekoderów, nie wspominając w świecie smartfonów, w którym obecnie 95% to ARM. Brytyjska firma czuwająca nad rozwojem technologii ma niekończącą się listę partnerów, którzy wyprodukowali od 1991 roku około 50 miliardów układów. Ten model biznesowy to podział ryzyka według zasady: Twój sukces jest naszym wspólnym sukcesem.

3. Demokratyzacja produkcji. Produkcja staje się coraz bardziej dostępna dla zwykłego zjadacza chleba. Pojawienie się takich przedsięwzięć jak rzeszowska firma hammerland.pl sprawia, że ograniczają nas jedynie wyobraźnia, twórcze zdolności i chęci działania. Dawniej można było samodzielnie zbudować co najwyżej produkt klasy „karmik dla ptaków”. Teraz mamy dostęp do najnowszych technologii z drukiem 3D włącznie.

4. Minimalizacja kosztów funkcjonowania sieci. Nie chodzi tylko o infrastrukturę fizyczną. Samsung właśnie wprowadza płatności bez opłat i prowizji. Kryje się za tym chęć zbudowania sieci klientów, w której dostępne będą zasoby o wiele bardziej wartościowe niż zyski z prowizji. Jest to wartość społeczności. Doskonałym przykładem jej wykorzystania jest Facebook.

Ogłoszona ostatnio przez Google zmiana strategii rozwoju Google+ jest de facto przyznaniem się do porażki w starciu z innymi portalami społecznościowymi. Poniższy wykres pokazuje wzrost ilości użytkowników Google+ (źródło):

Wzrost ilości użytkowników wiąże się z tym, że założenie konta Google+ umożliwia korzystanie z innych usług Google. Grubość linii oznacza aktywne korzystanie ze społecznościowych opcji Google+ (pisanie postów).

Google próbował konkurować z Facebookiem. Obecnie zamierza rozwijać tą usługę w kierunku udostępniania danych multimedialnych. Produkt zostanie podzielony na dwie części.

Według komentarzy Google nigdy nie wykazywał dostatecznej determinacji w rozwoju funkcji społecznościowych, spóźniał się z przechodzeniem na rozwiązania mobilne i traktował Google+ przede wszystkim jako narzędzie integracji swoich usług. Z całą pewnością nie był to produkt tak ważny dla firmy i jej twórców, jak choćby Google Maps. Jeden z głównych inżynierów pracujących przy Google+ opuścił firmę rok temu.

Na rynku globalnych portali społecznościowych pozostała więc tylko trójka: Facebook, Twitter i Linkedin. Z tym, że jedynie Facebook potrafi przekuć swoją pozycję na duże zyski.

Powstanie Azjatyckiego Banku Inwestycji Infrastrukturalnych (Asian Infrastructure Investment Bank) jest postrzegane jako część procesu odchodzenia od dolara, jako głównej waluty używanej w wymianie międzynarodowej. Dlatego zasięg wspomnianego Banku prezentuje w pewnym stopniu proces de-dolaryzacji:

źródło: www.zerohedge.com

W tej sytuacji kluczowe dla zachowania wpływów USA w Azji staje się stanowisko Japonii. Pomimo prób ocieplenia relacji między Chinami i Japonią, Kraj Kwitnącej Wiśni nie wszedł do grona założycieli chińskiego banku. Z drugiej strony następuje ożywienie stosunków japońsko – amerykańskich. Premier Abe został zaproszony do Kongresu USA: Japońsko-amerykański sojusz liczy sobie 63 lata, ale taki zaszczyt ze strony amerykańskiego rządu i narodu spotka przywódcę Japonii po raz pierwszy. [...]

Interesy gospodarcze Japonii i Ameryki są ze sobą ściśle powiązane – Tokio gotowe jest przystąpić do zainicjowanego przez USA Partnerstwa Transpacyficznego, które stworzy ogromną strefę wolnego handlu dla dwunastu krajów rejonu Azji i Pacyfiku – obie strony mają też bardzo zbliżoną strategiczną wizję przyszłości Azji.

[…]

Większość Japończyków, świadomych korzyści, jakie ich kraj odniósł dzięki powojennemu ładowi międzynarodowemu, podziela opinię premiera, że podejmowane przez Chiny próby zastąpienia tego systemu innym, wygodniejszym dla Pekinu, są nie tylko nierozsądne, ale i niebezpieczne dla Azji. Kraje, które decydują się współpracować z Chinami w tworzeniu konkurencyjnych, multilateralnych instytucji, powinny zadać sobie jedno proste pytanie: czy proponowany przez Chiny światowy ład pozwoliłby, by wyrosło inne mocarstwo stanowiące dla niego wyzwanie, tak jak świat, któremu przewodziły Stany Zjednoczone, pozwolił – a nawet zachęcał i wspierał – na trwający trzydzieści lat chiński boom gospodarczy.

Wydawać by się mogło, że motocyklowa wycieczka to wydarzenie bez większego znaczenia. Przynajmniej póki odbywa się w spokoju i motocykliści zachowują się zgodnie z prawem. Okazuje się jednak, że w Polsce wszystko może urosnąć do wydarzenia rangi państwowej. Oczywiście poza rzeczami ważnymi. Nie jest więc ważne, że Polacy gremialnie popierają tak bezczelnych obłudników, na widok których każdemu normalnemu człowiekowi robi się niedobrze („zgoda buduje” = wybierz Polskę rozsądną). Nie jest ważne, że kandydat na prezydenta knuł z byłym premierem, aby zapłacić haracz żądany przez „holocaust industry”. Nie jest ważne, że polska polityka jest zaprzeczeniem dbałości o polską rację stanu (większość Polaków nawet nie słyszała o ISDS). Nie jest ważne nic, co może wpłynąć na losy Polaków. Wskutek podsłuchów okazalo się, że z tej sytuacji zdają sobie sprawę nawet najważniejsi politycy w kraju.

Co jest zatem ważne? Liczy się tylko to, aby dokopać Putinowi. A on lubi „Nocne Wilki” - więc my ich nie lubimy.