Kwitnie przyjaźń rosyjsko-chińska. Zacieśnianie tej współpracy na polu gospodarczym jest dobrą receptą na sankcje. Stanowi też mocny bodziec dla UE, a zwłaszcza Niemiec – aby dążyć do poprawy stosunków z Rosją. Jak pisze analityk Forbesa: europejskie firmy, które niegdyś z powodzeniem prowadziły biznes w Rosji, tracą swoje miejsce na rosyjskim rynku z powodu sankcji i sytuacji geopolitycznej. Nie ma więc niczego dziwnego w tym, że tuż po przywódcy Chin w Moskwie pojawiła się kanclerz RFN. Wprawdzie Chiny są w stanie kupić produkty rosyjskiej gospodarki, ale jeśli ta gospodarka zostanie wsparta przez niemieckie inwestycje, oferta będzie o wiele korzystniejsza. Nic więc dziwnego, że Putin wzywa, aby przestać żyć przeszłością i ruszyć do przodu.

Z Moskwy przywódca Chin udał się na Białoruś. Chiny podpisały z Białorusią porozumienie o „przyjaźni i współpracy strategicznej".

Następna na nowym „jedwabnym szlaku” Jest Polska. Nic jednak nie słychać, aby miał przyjeżdżać do Polski. Ważne sprawy dla naszego kraju równie dobrze może uzgodnić przy okazji – z Niemcami ;-)

Urzędujący Prezydent III RP po ogłoszeniu niekorzystnych dla niego wyników wyborów raczył powiedzieć, że trzeba je odczytywać „jako poważne ostrzeżenie dla całego szeroko pojętego obozu władzy”. Istnieje pewna możliwość, że on sam to wymyślił i przez najbliższy tydzień będzie trwało „tresowanie Bronka”, aby w czasie debaty telewizyjnej nie palnął czegoś równie „mądrego”. W innym wypadku zmiana w Pałacu Prezydenckim wydaje się przesądzona. Na tle „eliciarzy” trzęsących się ze strachu na myśl o możliwości utraty władzy Andrzej Duda wypadł znakomicie. Zaprezentował się jako kandydat na Prezydenta, który postrzega kampanię wyborczą, jako ścieranie się poglądów różnych osób zatroskanych o losy kraju. Zadeklarował gotowość do debaty nie tylko z przedstawicielem „obozu władzy”, ale także na przykład na temat JOW.

Ktoś przytomnie wykorzystał kolejną „miesięczną rocznicę” katastrofy w Smoleńsku, aby uzasadnić brak Kaczyńskiego w studiu wyborczym. Redukując wybory prezydenckie do jednego z etapów zmiany władzy, Kaczyński pokazał po raz kolejny, jak marny z niego polityk. Mąż stanu na jego miejscu wykorzystałby fakt, że Dudę przedstawiano początkowo jako „niepoważnego” kandydata i podkreślił, że to wynikało z braku jego uwikłania w bieżące spory partyjne. On bowiem wywodzi się z PiS i ta partia popiera jego kandydaturę, ale nie po to aby budować nowy obóz władzy, ale aby pomóc dokonać zmian jakie są oczekiwane. Kaczyński jako mąż stanu wyraziłby też nadzieję, że Dudzie uda się zrealizować plany zjednoczenia narodu jakie deklaruje, a PiS z pewnością nie będzie mu w tym przeszkadzał. Słowem to była okazja do wykreowania nowego, samodzielnego lidera, który cieszy się zaufaniem opozycji, ale nie jest jej zakładnikiem.

Na szczęście pokazywanie Kaczyńskiego w masce Dudy – jak czyni to „obóz władzy” świadczy o tak wielkim prymitywizmie tych ludzi, że chyba rzeczywiście „tego już nie idzie zdupić” (jak to mówią na Śląsku – vide jeden z kabaretowych skeczy - od 27:10). Oby.

źródło grafiki: Wykop.

 

Współczesna gospodarka światowa coraz bardziej przypomina grę hazardową. Nie dotyczy to tylko inwestorów finansowych i ich „drobnych” zakładów. Wielu z nich próbuje zgadnąć kiedy nastąpi kolejne finansowe trzęsienie zmienni – aby się w porę wycofać z gry. Powszechna jest opinia, że aktywa są zbyt przeszacowane i w każdej chwili może nastąpić korekta. Nikt nie wie jednak jaki to będzie miało wpływ na instytucje finansowe. Wiadomo, że zdolności dużych banków do absorpcji potencjalnych strat nie są wystarczające.

Jeszcze większym problemem jest osłabienie zdolności do interwencji w ramach polityki monetarnej USA. Gdyby się pojawiła znacząca inflacja, to przeciwdziałanie przez podniesienie stóp procentowych nie jest możliwe, bo koszty obsługi horrendalnego długu byłyby zbyt wielkie. Coraz mniej jest też chętnych na drukowane bez umiaru dolary. Trwa chińska ekspansja inwestycyjna za granicą, której jednym z efektów jest choćby częściowa zamiana rezerw dolarowych na inne aktywa. Podobnie postępują kraje arabskie. Rosja z kolei zwiększa swe zapasy złota. Wszystkie te państwa bez ustanku podejmują działania, które rozważane jednostkowo nie wykraczają poza normalne stosunki handlowe. Jeśli je jednak zestawić ze sobą, widać ich wspólny mianownik: jak najmniejsza zależność od dolara. To nie są działania gwałtowne, bo nikomu nie zależy na upadku dolara. Jednak w pewnym momencie najwięksi wierzyciele USA mogą zastosować podobny manewr jak Niemcy wobec Grecji: ile się dało, tyle uratowaliśmy, a teraz niech się dzieje co chce…..

W najbardziej pesymistycznym wariancie wydarzeń „papierowe pieniądze będą warte tylko tyle, co papier, na którym zostały wydrukowane”, a wtedy zachodnie państwa dobrobytu upadną pod własnym ciężarem.

 

Za sprawą jednostronnego zakładu JKM z Pawłem Kukizem, wynik wyborów w Wielkiej Brytanii wydaje się rozstrzygać spór o Jednomandatowe Okręgi Wyborcze. Według Kukiza JOW'y to sposób na rozwalenie układu partyjniactwa w Polsce. Przykład brytyjski pokazuje natomiast, że JOW'y utrudniają budowanie alternatywy dla istniejącego układu. Oto dokonane przez jednego z blogerów zestawienie:

  • Konserwatyści - 11 335 tysięcy głosów

  • Labour Party - 9 347 tysięcy

  • UKIP - 3 881 tysięcy

  • Liberalni Demokraci - 2 416 tysięcy

  • Szkoccy Nacjonaliści - 1 454 tysiące

  • Zieloni - 1 158 tysięcy

  • plankton - 919 tysięcy.

Jeżeli chodzi o mandaty, to wyglądało tak:

  • Konserwatyści: 331 – 34,2 tysiąca głosów na mandat

  • Labour Party: 232 – 40,3 tysiąca głosów na mandat

  • UKIP: 1 – 3 881 tysięcy głosów na mandat

  • Liberalni Demokraci: 8 – 302 tysiące głosów na mandat

  • Szkoccy Nacjonaliści: 56 – 26 tysięcy głosów na mandat

  • Zieloni: 1 – 1 157 tysięcy głosów na mandat

  • Plankton: 21 – 43,8 tysiąca głosów na mandat (z małym wyjątkiem): Demokratyczna Partia Unionistyczna z Ulsteru – 2,3 tysiąca głosów na mandat.

Wygląda więc na to, że zwolennicy JOW'ów niewiele różnią się od zwolenników PiS kub zwolenników JKM. Wszyscy oni wierzą w to, że wystarczy jedna prosta zmiana, aby uruchomić lawinę pozytywnych przemian. Czy to będzie zmiana ordynacji (JOW), zniesienie podatków (JKM) wygranie wyborów (PiS) – zawsze mamy do czynienia z myśleniem magicznym. Brakuje jasnego planu działania, w zestawieniu z którym przejęcie władzy byłoby jedynie środkiem, a nie celem.

Czy to oznacza, że o JOWach należałoby definitywnie zapomnieć? Tego bez wspomnianego planu działania rozstrzygnąć nie sposób. Jednak w obecnej sytuacji braku elit, takie wybory byłyby dla Polski niebezpieczne. Posłów wybierałyby lokalne sitwy, a całe grupy społeczne nie byłyby w parmalencie reprezentowane (na przykład chłopi).

Współczesny świat finansów ma dla mieszkańców Europy podobne znaczenie, jak dla starożytnych przodków Olimp. Gdzieś tam trwają zmagania bogów, których bezpośrednio nie obserwujemy, ale mają ona na nas przemożny wpływ.

Prasa w mijającym tygodniu przyniosła jedną z takich informacji: amerykański koncern chce przejąć europejskiego konkurenta: Koncern Monsanto, jeden z największych na świecie specjalizujący się w biotechnologii oraz wielkiej chemii organicznej nastawionej na produkcję w zakresie rolnictwa złożył ofertę przejęcia konkurenta, firmę Syngenta.

Amerykanie proponują 449 CHF za akcję. Szwajcarzy chcą więcej - choć przy tej ofercie ich spółka jest wyceniana na 41,7 mld CHF. Nuda. Odnotujmy jeszcze, że „Rynek dobrze przyjął informację o ofercie”. Skoro bóg Rynek dobrze przyjął, to i poddani cieszyć się powinni.

Mosanto jednak nie jest zwykłym przedsiębiorstwem. To oni właśnie produkują GMO i nie ustają w „promocji” tego rodzaju produktów na całym świecie. Czasem ta „promocja” przyjmuje charakter knucia z politykami i przedstawicielami organizacji, które powinny reprezentować społeczeństwo. Korumpuje się także naukowców poprzez sponsorowanie określonych badań. Jest to oczywisty atak na demokrację.

Zwarcie szeregów przez firmy z branży sprawi, że ten atak nie będzie już starciem Europy z amerykańską korporacją, ale starciem słabnących instytucji reprezentujących społeczeństwo (które nadal w większości nie chce GMO) z rosnącym w siłę sektorem prywatnym. Dodatkowo wprowadzenie TTIP praktycznie przesądzi o wyniku tego starcia.