Jednym z trwałych elementów, który przetrwał zmianę ustroju politycznego w Polsce był zakaz godzenia w aktualnie panujący ustrój (na poprzedni można było pluć do woli). Zmieniły się jedynie środki przymusu. W PRL groziły sankcje prawne, w III RP zaś ostracyzm ze strony społeczeństwa – a zwłaszcza styropianowej elity, która przejęła władzę. Na krytykę „historycznego porozumienia” mogli pozwolić sobie tylko oszołomy, a Leszek Balcerowicz zyskał status świętego, którego imienia szargać nie wolno.

Jednym z oszołomów jest Andrzej Gwiazda, który od lat ostro krytykuje polską „transformację ustrojową”. Kiedyś wyznał on, że czuje się jakby tylko on jeden nie napił się z zatrutej studni wody, która sprawia, że ludzie akceptują świat bezkrytycznie. Jednak coś się zmienia, skoro opiniotwórczy dziennik „Rzeczpospolita” publikuje wywiad z Andrzejem Gwiazdą, w którym mówi on między innymi: „Polska mogłaby być jednym z najbogatszych krajów Europy ze względu na bogactwa naturalne, a do niedawna także ogólne wykształcenie naszych obywateli. Niestety, reformy Leszka Balcerowicza zrujnowały naszą gospodarkę bardziej niż II wojna światowa”.

Na uwagę o radykalizmie takich sądów, Gwiazda odpowiada: „Radykalne to były działania Balcerowicza. Za czasów transformacji ludzie byli masowo wyrzucani na bruk i nie mieli szansy przekazać swoich umiejętności młodym pokoleniom. To dlatego młodzi mają dziś problemy na rynku pracy. Obniżyliśmy poziom kształcenia ogólnego, zniszczyliśmy kształcenie zawodowe. Po prostu odebraliśmy naszej młodzieży szansę na funkcjonowanie na rynku pracy. Po 1989 roku bezrobotni byli głównie pracownicy po czterdziestce. Tymczasem w ostatnich latach w sposób niezauważalny bezrobotni stali się przede wszystkim młodzi ludzie. Moim zdaniem to jest wpływ poronionych reform edukacyjnych”.

Na dodatek w tej samej gazecie jest wzmianka o powiązaniach Komorowskiego z WSI. Wśród depesz na ten temat jest też fragment następujący: „Komorowski miał interes w czyszczeniu tych spraw, z powodu swoich powiązań z byłymi Wojskowymi Służbami Informacyjnymi. Zresztą wywiad wojskowy w Polsce miał w swoich rękach wiele prywatnych firm, i to aż do 1990 roku. Wiele ciemnych interesów przeprowadzono podczas polskiej „terapii szokowej", która posłużyła za model dla Rosji. Wszyscy wiemy, w jaką stronę to poszło”.

Co prawda ta notatka jest typową dla polskich mediów wzmianką, która nie przedstawia istoty sprawy, ale ma dać pozór wolności prasy, jednak samo pojawienie się informacji o ciemnych stronach transformacji oznacza, że teraz już można o tym mówić w dobry towarzystwie. Więcej informacji o tajnych depeszach i podejrzeniach wobec Komorowskiego można znaleźć na przykład na portalu niezalezna.pl.

Rozwój internetu sprawia, że prawdy ukryć się nie da. Polacy staną więc przed świadomym wyborem: czy nadal chcą Polski ukształtowanej przez WSI z bezczelnym szyldem „Polski racjonalnej”, czy też wolną jednak coś zmienić.

Bez większego rozgłosu UE pożegnała się z jednym z najważniejszych elementów Wspólnej Polityki Rolnej: kwotowaniem mleka. Odtąd każdy rolnik może produkować ile chce i sprzedawać komukolwiek. Koniec z karami za przekroczenie limitów i giełdami kwot mlecznych. Nie oznacza to jednak całkowitego powrotu do wolnego rynku. Ceny mleka mają negocjować organizacje producentów mleka.

Zmiany grożą upadkiem małym producentom (do 15 krów) i małym mleczarniom. Ratunkiem mogłaby być ich integracja w większe struktury. Takie działania są jednak prowadzone z dużymi oporami.

Podobne obawy mają Niemcy – największy producent mleka w Europie. Chociaż u nich funkcjonuje wiele związków producenckich i silniejsza jest integracja rolnictwa z mleczarniami. 

2015-04-01

2015-04-02

2015-04-03

2015-04-04

2015-04-05

2015-04-06

2015-04-07

2015-04-08

2015-04-09

2015-04-10

2015-04-11

2015-04-12

2015-04-13

2015-04-14

2015-04-15

2015-04-16

2015-04-17

2015-04-18

2015-04-19

2015-04-20

2015-04-21

2015-04-22

2015-04-23

2015-04-24

2015-04-26

2015-04-27

2015-04-28

2015-04-29

2015-04-30

To wręcz niesamowite, że we współczesnej ekonomii nadal panuje przekonanie, że nic nie jest za darmo. Jeśli przeanalizować argumenty za takim podejściem, to odnajdujemy w nich okropny błąd logiczny. W ekonomicznych analizach wartość ma tylko to, za co trzeba płacić. A skoro tak – to oczywiście ktoś musi za wszystko zapłacić. Jeśli mamy „darmową” służbę zdrowia, a lekarze nie pracują za darmo to ktoś im musi zapłacić. Płaci im państwo z naszych podatków. Błąd polega na tym, że z góry bierze się pod uwagę tylko to, co nie jest darmowe (zakładamy to co mamy udowodnić).

Jednak nawet w medycynie pełno jest działań altruistycznych. Nie zawsze wiążą się one z kosztami. Na przykład praca wolontariuszy i zakonnic w hospicjach. Darmowe rozwiązania już dawno zdominowały informatykę.

Dlatego potrzebna jest refleksja nad nową doktryną ekonomiczną, która uwzględniałaby wartość pracy wykonywanej bez wynagrodzenia, wartość dostępnych za darmo dóbr i infrastruktury.

W tym ostatnim przypadku sytuacja jest szczególna. Bo wytworzenie infrastruktury (na przykład dróg) oczywiście jest kosztowne i udostępnianie jej za darmo może budzić kontrowersje. Jednak znaczącą część infrastruktury dostaliśmy w spadku po PRL. Biorąc pod uwagę stan obecny nawet w tym wypadku nie można w pełni uznać, że nic nie jest za darmo. Dal uproszczenia załóżmy, że służącą wszystkim bezpłatnie infrastrukturę zaliczamy do „darmowych”.

Eliminacja tego, co jest lub powinno być darmowe prowadzi do wielu patologii. Jak na przykład sprzedawanie programów za złotówkę, żeby się urząd skarbowy nie przyczepił. Trwa też zażarta walka o przywłaszczenie tego, co jeszcze jest darmowe. Wielu cwaniaków potrafi zbudować biznes polegający na pośredniczeniu w dostępnie do tego, co darmowe. Trzymając się medycznych przykładów, można wskazać dość powszechną praktykę, gdy specjalista przyjmujący w prywatnym gabinecie kieruje pacjenta do szpitala na bezpłatne badania. Później z wynikami znów trzeba się pojawić prywatnie. Płacimy mu za wizyty, które nie miałyby sensu, gdyby nie wiązały się z dostępem do tego co „darmowe”. Czasem, gdy biznesowi brakuje tego co darmowe, udaje się wytworzyć nowe dobra do podziału. W ten sposób zbudowano na przykład sieć naziemnej telewizji cyfrowej, ograniczając równocześnie do niej dostęp. Podobny charakter ma przymuszanie coraz większej ilości ludzi do pracy w charakterze wolontariuszy. Taka praca może być czymś chwalebnym. Ale jeśli jest z tym związany przymus – to łamane jest prawo do wynagrodzenia (zob. „Najlepszy pracownik - darmowy”).

Żyjemy w trudnych czasach. Zwłaszcza dla chrześcijan, którzy są atakowani na różne sposoby i z różnych stron. Podważane jest nie tylko ich prawo do zachowania zasad funkcjonowania społeczeństwa, które ukształtowali ich przodkowie. Próbuje się im narzucać prawa sankcjonujące i promujące grzech. Jest to związane z pewnego rodzaju kuszeniem „normalnością”.

Ta nowa „norma” razi swym relatywizmem, który nierzadko dotyka nas w formie skrajnej obłudy rządzących elit. Ostrość tego konfliktu sprawia, że ludzie dobrej woli ograniczają się do sprzeciwu wobec zła. Ale współczesny świat to nie jest walka dobra ze złem. Może więc zamiast wybierać między większym lub mniejszym złem, należy próbować czynić wyłącznie dobro – w takim zakresie jak to jest możliwe?

Znany jest eksperyment na myszach (eksperyment Ccalhouna), który pokazuje degenerację społeczności, pozbawionych egzystencjalnych problemów. Dla człowieka XXI wieku egzystencja nie ogranicza się do sfery materialnej. Siła zła sprawia zaś, że potrzeba wiele wysiłku dla zachowania pełni człowieczeństwa. Są to doskonałe warunki dla doskonalenia siebie i prób wpływania pozytywnie na otoczenie. Wiara w Chrystusa Zmartwychwstałego daje zaś pewność, że w ostatecznym rozrachunku taki wysiłek się opłaci.

Nie ulegajmy więc stadnym instynktom i pozostańmy wierni. Tego życzy z okazji świat Wielkiej Nocy

Redakcja portalu argumenty.net