Przyzwyczailiśmy się do życia w kłamstwie tak bardzo, że każda publicystyka wykraczająca poza którąś dominujących narracji jest jak objawienie. Do takich tekstów należy „Fatalne zauroczenie Moskwą” ministra Marcina Romanowskiego. Każdy Polak (ogólniej: Europejczyk) bez trudu wskaże przyczynę wojny: „bandyta Putin”. Tymczasem Romanowski zauważa coś więcej: „Sytuacja jakiej jesteśmy niestety świadkami […] jest czymś, co powstało w wyniku nawarstwiania się zjawisk, zdarzeń i decyzji, które dawno odeszły do autentycznych fundamentów niezbywalnych praw człowieka i demokracji, pojmowanej na rzeczywiście zachodni sposób, a więc jako troski o dobro wspólne. W to miejsce zwyciężyła patodemokracja, demokracja będąca rywalizacją o interes partykularny, interes jakiegoś jednego państwa czy jednej, wybranej grupy.

 

Gdyby powyższe słowa napisał felietonista pracujący w pocie czoła na swoją „wierszówkę”, można by uznać, że dobrze wykonał swoją robotę. Gdy pisze je polityk – razi brak odwagi. Owszem: mamy historyczną pauzę, w której podli ludzie zmieniają znaczenie wzniosłych słów, aby uczynić z nich oręż w walce o „interes jednego państwa czy jednej, wybranej grupy”. I co z tego? Jakieś wnioski? Może przynajmniej warto by wspomnieć – kto konkretnie za to odpowiada?

 

Rafał Ziemkiewicz wskazuje na Rosjan i Niemców: „jedni i drudzy – nic się nie zmienili. Prowadzą mniej więcej taką samą politykę, egoistyczną i cyniczną, jaką zawsze prowadzili, mają te same co zawsze cele – dominację nad innymi”. To nie jest zbyt precyzyjna diagnoza. Nie zmieniły się państwa – (post?) hitlerowskie Niemcy i (post?) sowiecka Rosja. Jednak teza, że nie zmienili się obywatele tych państw jest zbyt daleko idąca (a przynajmniej niczym konkretnym nie poparta). Rozsądnym jest wierzyć w to, że skoro wzniosłe słowa i idee są ważnym orężem – to dlatego, że jest na nie zapotrzebowanie. Wszędzie.

Od tygodni trwa festiwal ostrzeżeń i zapowiedzi, że oto już jutro złowrogi Putin najedzie na Ukrainę i będzie wojna…. Zawsze prawdomówni Amerykanie ukuli przy tym historyjkę, że oni wszystko wiedzą (może nawet przed Putinem), a ujawniając poznane plany uniemożliwiają ich realizację. Nawet więc, jeśli ogłoszą, że Putin na śniadanie miał zjeść kamerdynera – to przy braku takowego zdarzenia można tylko się cieszyć: zawstydziliśmy barbarzyńcę i zapobiegli ludożerstwu!

Cele

Trudno się połapać - o co w tym wszystkim chodzi….

Jeśli jednak popatrzymy na sytuację międzynarodową biorąc w nawias bieżące wydarzenia, a skupiając się na oczywistych strategiach i możliwościach – wszystko staje się jasne.

Sytuację determinuje przede wszystkim kończąca się pandemia, w trakcie której zostały wygenerowane kolejne bajońskie sumy pieniędzy bez pokrycia. Od samego początku pandemii było dość jasne, że wyjść można z tego tylko na dwa sposoby: albo zdobyte doświadczenia posłużą do wzrostu solidarności, współpracy i naprawdę zrównoważonego rozwoju, albo też nowe możliwości zaostrzą walkę o nowy podział władzy nad światem. Dziś już nikt nie powinien mieć wątpliwości, że możni wybrali to drugie rozwiązanie. Potomkowie Hitlera chcą wykorzystać moment, by całkowicie zdominować Europę (pal licho – niech już się nazywa UE, a nie IV Rzesza). Chińczycy – niezmiennie małymi krokami realizują swój cel: teraz mają na widelcu Tajwan. USA ani myśli rezygnować z roli hegemona. Korporacje i bankierzy zaś nie widzą powodu, by się w ogóle tymi zakusami przejmować – i tak musi być tak, by im się opłacało….

I co ma zrobić w tej sytuacji Rosja?

Ona ma większe ambicje, niż rola drugorzędnego mocarstwa, dopasowującego się do tworzonej gdzie indziej układanki. Chyba nie bez znaczenia jest przy tym to, że Rosjanie uchodzą za mistrzów szachów. Rozgrywają więc swoją partię szachów wykorzystując w sposób najlepszy z możliwych bieżącą sytuację i posiadane atuty (i nie mają zamiaru pokazywać, że coś ich ogranicza,…. do czegoś się nie posuną ….). W odróżnieniu od starego dziadygi, którego wybrano na prezydenta USA chyba tylko w nagrodę za to, że nie był z PISu. Ten już przed rozpoczęciem rozgrywki ogłosił, że pod żadnym pozorem pewnych granic nie przekroczy…..

W styczniu br. Ukraina złożyła pozew przeciw Rosji do Międzynarodowego Trybunału Sprawiedliwosci przy ONZ. Oskarżenie obejmuje wspieranie terroryzmu (w Donbasie) oraz dyskryminację na tle rasowym (Ukraińców i Tatarów na Krymie).

W poniedziałek rozpoczął się proces. Do Hagi udała się duża delegacja rosyjska, która odrzuciła zarzuty Ukrainy:

Broń do separatystów trafiła nie z Rosji, a została wzięta z magazynów oraz przejęta od ukraińskiej armii. Przedstawiciele Moskwy w Hadze zaprzeczyli też, jakoby Rosja stała za zestrzeleniem w lipcu 2014 roku malezyjskiego samolotu pasażerskiego nad Zagłębiem Donieckim.

Rosjanie odrzucili też przed Trybunałem drugi zarzut stawiany przez Kijów dotyczący dyskryminacji Ukraińców i Tatarów Krymskich na anektowanym w 2014 roku półwyspie. Reprezentanci Moskwy w Hadze podkreślili, że Krym należy do Rosji, a nie do Ukrainy.

Znacznie ostrzej reagują politycy rosyjscy: „Władze Ukrainy powinny popatrzeć na siebie przed lustrem, przecież właśnie z ich inicjatywy Ukraina zamieniła się w państwo, wyznające agresję wojskową, a także terror polityczny i gospodarczy. Wewnątrz kraju niszczone są wszelkie przejawy innego myślenia, a ideologia nacjonalistyczna urosła do rangi polityki państwowej”.

Warto jednak zwrócić uwagę na to, że Rosja pomimo podważania sensowności pozwu, nie kwestionuje kompetencji Trybunału do jego rozpatrzenia. Niestety nie jest to równoznaczne z przeniesieniem konfliktu z linii frontu na sądową salę. Rosja bowiem konsekwentnie uważa, że konflikt w Donbasie ma charakter wojny domowej.

Każdy naród tworzy swoją mitologię. Polacy pielęgnują wiele swoich mitów. Mamy sarmacki mit ukochania wolności, mit „przedmurza chrześcijaństwa”, mit „walki o naszą i waszą wolność”, mit Polaka – katolika, mit „pretendenta” do cywilizacji zachodu, czy wreszcie mit solidarności.

Powinniśmy sobie zdawać sprawę z tego, że zupełnie przypada nam rola w mitologiach innych narodów. Opowiada o tym historyk Norman Davies: „w mitologii rosyjskiej Polak jest na ogół obsadzany w roli wiecznego wroga z Zachodu, zdrajcy Słowiańszczyzny, religijnego przeciwnika Kościoła prawosławnego, głównego sprzymierzeńca knujących obcokrajowców, który nieustannie gotuje się do najazdu na Rosję i do podeptania jej tradycyjnych wartości”.

Wyjaśnia pm także dlaczego Polacy pełnią negatywną rolę w mitologii żydowskiej: Mit syjonistów głosi, „iż na skutek braku własnego państwa naród żydowski w przedwojennej Europie nie był w stanie oprzeć się prześladowaniom, więc stworzenie odrębnego państwa żydowskiego w Palestynie stanowi jedyne sensowne rozwiązanie. Ponieważ Polska była tym krajem europejskim, w którym osiedliło się najwięcej Żydów i gdzie hitlerowcy postanowili dokonać zbrodni Holocaustu, ważnym elementem programu syjonistycznego stał się, niestety, jednoznacznie wrogi wizerunek Polski”.

Dla Niemców z kolei „"Polak" kojarzył się z beznadziejnym romantykiem, nieudolnym robotnikiem, niepożądanym włóczęgą i wrogim konspiratorem. Wyrażenie Polnische Wirtschaft weszło do języka na określenie "kompletnego bałaganu". Tak zwane dowcipy o Polakach, w których przedstawiciele tej nacji występowali nieodmiennie w roli tępaków i prymitywów”.

Kultura i polityka w większości przypadków jest odniesieniem się do narodowych mitów. Może nam się to nie podobać, ale szczególnie w Polsce oddziaływanie mitów dominuje nad realizmem. Determinuje to także naszą politykę zagraniczną. Wyznajemy mit Ameryki jako ostoi i gwarancji wolności, mit propolskiej Europy Środkowej czy wreszcie mit agresywnej Rosji. W polityce wewnętrznej mamy także interesujące konsekwencje narodowej mitologii. Na przykład nie udało się wykształcić mitu narodowego, który odpowiadałby politycznej lewicy – takiej polskiej wersji „równość wolność i braterstwo”. Dlatego lewica zamiast odwoływać się do narodowej tradycji, stawia sobie za cel jej niszczenie.

Czy mity są prawdziwe? Na pewno nie w pełni. Obiektywna prawda może różnić się od tego co uznają za prawdę zwolennicy mitologii. Czy to źle? Absolutnie nie, ale pod kilkoma warunkami:

Na Ukrainie nadal kwitnie korupcja. Tymczasem ograniczenie korupcji jest warunkiem programu ratunkowego MFW (wartego 40 mld dolarów). Według danych Transparency International za rok 2015 Ukraina jest postrzegana jako jeden z najbardziej skorumpowanych państw świata (130 miejsce – dla porównania Polska 30 miejsce).

Z tego powodu pracujący dla ukraińskiego rządu Litwin Aivaras Abromavicius chce zrezygnować ze stanowiska Minister rozwoju gospodarczego i handlu: „Ja i mój zespół nie zamierzamy być przykrywką dla jawnej korupcji oraz kukiełkami tych, którzy chcą sprawować kontrolę nad publicznymi pieniędzmi w stylu starego reżimu”. Po tej deklaracji nastąpił gwałtowny spadek wartości ukraińskich obligacji:

O wiele gorsze jest jednak to, że Ukraińcy tracą nadzieję na pozytywne zmiany i nowy wybuch społecznego niezadowolenia może jeszcze bardziej pogrążyć ten kraj.

W jednym z komentarzy dotyczących umowy swapowej między NBP a bankiem centralnym Ukrainy (NBU) zwrócono uwagę na to, że tego typu umowy stanowią „eksportu stabilności” z gospodarki silniejszej (w tym wypadku polskiej) do słabszej: swap walutowy pomaga Ukrainie stabilizować sytuację finansową, zaś polski złoty trafia do „elitarnego klubu walut, które pełnią rolę waluty rezerwowych czy quasi-rezerwowej”. „Do tej pory to NBP podpisywał umowy swapowe z innymi bankami centralnymi, aby „importować” stabilność. Teraz „eksportujemy” stabilność – podobnie jak EBC, czy inne wiodące banki centralne”.

Szczegóły umowy nie zostały upublicznione. Dlatego Rober Winnicki złożył interpelację, domagając się szczegółowej informacji na ten temat. Posłowi Ruchu Narodowego nie podobają się także akcenty banderowiskie, widoczne podczas wizyty Prezydenta Dudy na Ukrainie.

Tymczasem w niedzielę z okazji rocznicy urodzin Stepana Bandery ulicami Kijowa przeszedł wielotysięczny pochód banderowski.  

W Polsce dominuje dwie narracje na temat Wołynia. Ideolodzy „jagiellońskiej polityki historycznej” (zob. Jerzy Giedroyc) mówią o tym ludobójstwie niechętnie, a jeśli już muszą o tym wspomnieć – próbują całą sprawę relatywizować lub zamknąć na kartach historii. Wtórną wobec takiej postawy jest narracja „upominania się”. Przypominanie o ofiarach i bestialstwach dokonanych przez UPA.

Obie te postawy nie są konstruktywne i nie prowadzą do budowania prawdziwie dobrosąsiedzkich relacji. Wynikiem polityki zapominania było pozowanie studentów z Przemyśla flagą UPA. Dławione emocje wybuchły wówczas z siłą, która była zupełnie niewspółmierna do tego występku (studenci nie tylko zostali ukarani przez władze uczelni, ale wszczęto wobec nich postępowanie karne).

Próbą zmierzenia się z tym była sesja popularnonaukowa, która odbyła się 13 listopada 2015 na jarosławskiej PWSTE. Sesja ta została przygotowana przy współpracy z uczniami z Zespołu Szkół Technicznych i Ogólnokształcących im. Stefana Banacha w Jarosławiu (zobacz relacje wideo). Otworzył ją i zamknął przejmujący program słowno-muzyczny, oparty na bezpośrednich, wstrząsających relacjach.

Historię UPA i związki tej ideologii z faszyzmem przypomniał Artur Brożyniak z IPN. Mord wołyński był realizacją tej ideologii, która została streszczona w swoistym „dekalogu”:

7. Nie zawahasz się spełnić największej zbrodni, kiedy tego wymaga dobro sprawy.
8. Nienawiścią oraz podstępem będziesz przyjmował wroga Twego Narodu.
10. Będziesz dążył do rozszerzenia siły, sławy, bogactwa i obszaru państwa ukraińskiego nawet drogą ujarzmienia cudzoziemców
.
Następnie Grzegorza Szopa z Muzeum Narodowego Ziemi Przemyskiej postawił pytanie o współczesną ocenę UPA: terroryści, czy powstańcy? Jego zdaniem odpowiedź na to pytanie dali sami banderowcy:

Trzeba krwi, dajmy morze krwi, trzeba terroru, uczyńmy go piekielnym (...) Mając na celu wolne państwo ukraińskie, idźmy doń wszystkimi środkami i wszystkimi szlakami. Nie wstydźmy się mordów, grabieży i podpaleń. W walce nie ma etyki.

Prezydenci Rosji i USA rozmawiali około pół godziny na temat Syrii. Wszyscy zdają sobie sprawę, że zapewne dojdzie do przynajmniej częściowego zniesienia sankcji. Co zatem z Ukrainą, która znikła z pierwszych stron gazet?

1. Pomimo potyczek na terenach tak zwanej Operacji antyterrorystycznej (ATO), kontynuowana jest realizacja uzgodnień z Mińska.

2. Ukraina będzie lewacka albo nie będzie jej wcale? Bezczelność i arogancja władz Unii Europejskiej wobec Ukrainy przechodzi wszelkie wyobrażenie. Przewodniczący KE -Claude Juncker wysłał w imieniu 8-miu krajów UE „upomnienie”, które Ukraińcy odczytali następująco: "Lepiej parafa gejów na Chreszczatyku, aniżeli rosyjskie czołgi w centrum ukraińskiej stolicy. Uważam, że jeśli idziemy do Europy, to powinniśmy szanować zasady przestrzegane w europejskiej wspólnocie". To już nawet nie „prawa człowieka”, ale „prawa gejów” są podstawą „europejskiej wspólnoty”? Coś nas ominęło? Parlament Ukrainy za piątym podejściem uchwalił "zakaz dyskryminacji" zboczeńców.

3. Ukrainie udało się uniknąć bankructwa dzięki restrukturyzacji 15 miliardowego długu (na ponad 7%). Jednak Rosja nie przystąpiła do tego porozumienia i żąda spłaty 3mld USD. Bankrutem jest natomiast miasto Kijów, któremu nie udało się ani zrestrukturyzować, ani wykupić swoich obligacji.

4. Mniej problemów było z uchwaleniem wielu ustaw obniżających poziom życia na Ukrainie. Słynny amerykański dziennikarz śledczy opublikował artykuł analityczny na temat gospodarki Ukrainy. Zwraca uwagę na rolę minister finansów Ukrainy, która nie zrzekła się nadal obywatelstwa USA (a Ukraina nie dopuszcza podwójnego obywatelstwa). Ukraina ma prawdopodobnie największe złoża gazu łupkowego możliwego do eksploatacji w Europie (42 bilionów stóp sześciennych) i to jest gwarancja, że niezależnie od sytuacji politycznej, Ukraina nie zostanie pozostawiona sama sobie. Pozostaje jednak dużą niewiadomą, czy eksploatacja tych złóż obędzie się na zasadzie grabieży kraju przez zachodnie koncerny i rodzimych oligarchów, czy uda się wykorzystać bogactwa naturalne dla wsparcia jakichś sensownych reform państwa.

 

Komisja Rady Europy, badająca wydarzenia w Odessie, skrytykowała ukraińskie śledztwo. Chodzi o wydarzenia z 2 maja 2014 r., gdy doszło do podpalenia budynku, w którym schronili się Rosjanie. W polskich mediach pisze się o ofiarach „walk ulicznych” i zwraca się uwagę na to, że „braki w śledztwie nie są umyślne, lecz są wynikiem istniejącego na Ukrainie systemu”. Relacje sprzed półtora roku były nieco inne: "Banderowcy krzyczeli: Rosjanie, płońcie!"

 

Według holenderskich śledczych nie ma wątpliwości, że to rakieta Buk zestrzeliła malezyjski samolot 17 lipca 2014. Wynik śledztwa został zaprezentowany na przygotowanym filmie animowanym. Ciekawostką jest to, że na oficjalnej prezentacji pokazano krótszą wersję filmu, która w zasadzie potwierdza jedynie to, co wcześniej już było wiadomo. Natomiast na stronie TVN znajduje się wersja nieco dłuższa (być może to inny film), określona jako „film twórców raportu”. Dodatkowa teza, jaka się tam pojawia, to wskazanie obszaru z którego wystrzelono rakietę Buk. Podobno na podstawie „toru lotu pocisku”. Jedyną podaną informacją jaka mogłaby służyć ustaleniu toru lotu są nagrania z mikrofonów wewnątrz samolotu. Na podstawie tych dźwięków można ustalić kierunek z jakiego nadleciała rakieta. Czy jednak możliwe jest ustalenie w ten sposób tak dokładnego toru, żeby wskazać obszar na ziemi z którego nastąpił atak? Jeśli tak – dlaczego tak ważnej informacji nie ma na pierwszym filmie?

Rosyjska firma produkująca rakiety wykonała eksperymenty z takim zestrzeleniem. Podobno dowodzą one, że użyta została rakieta starszego typu, których już nie ma na stanie rosyjskiej armii. Ponadto Rosjanie zwracają uwagę na fakt, że w holenderskim raporcie pojawia się teza, że była to rakieta produkcji rosyjskiej, ale w nagłówkach zachodnich mediów zostało to przekształcone na rosyjska rakieta. Nie bądźmy tacy drobiazgowi: rosyjska, czy zrobiona w Rosji, polskie obozy śmierci, czy obozy śmierci w Polsce – co za różnica… ;-)

Przy oglądaniu wyników holenderskiego śledztwa, trudno oprzeć się refleksji, że polskie śledztwo w sprawie katastrofy smoleńskiej to amatroszczyzna. Widać na przykład wyraźnie jak wielką rolę pełni w takim śledztwie rekonstrukcja wraku samolotu.

 

Podsumowując prezydenturę Bronisława Komorowskiego, znany z proamerykańskiego zaślepienia Jędrzej Bielecki pisze: „Ale polski prezydent okazał się naiwny także w kwestii planów Zachodu wobec Ukrainy. Wierzył, że Ameryka i zjednoczona Europa zechcą zapłacić wysoką cenę za włączenie Kijowa do wolnego świata. I przekonywał do tego przywódców rewolucji na Majdanie. – Gdybyśmy nie wierzyli, że ktoś na nas czeka w Unii, do rewolucji by nie doszło – mówił parę miesięcy temu „Rz" znany działacz demokratycznej opozycji Jurij Łucenko. […] Półtora roku po obaleniu Janukowycza bilans polityki wschodniej Komorowskiego pozostaje więc wątpliwy. Ukraina utraciła Krym i część Donbasu, jej gospodarka skurczyła się do rozmiarów tej, jaką ma pięciomilionowa Słowacja, blisko siedem tysięcy Ukraińców zginęło, a półtora miliona straciło dach nad głową. Coraz bardziej zawiedziony Zachodem naród odwraca się od Poroszenki, a ryzyko nowego, tym razem nacjonalistycznego i antypolskiego Majdanu, rośnie. Czy w takim stanie Ukraina jest rzeczywiście lepszym buforem dla rosyjskiego imperializmu?

Na to pytanie odpowiada dr. Andrzej Zapałowski w wywiadzie dla „Naszego Dziennika” (tyle, że Zapałowski od początku dostrzegał niebezpieczeństwo rodzące się na Ukrainie): „Rosja jest zagrożeniem dla Polski w przypadku konfliktu globalnego. Może oczywiście próbować destabilizować politycznie lub gospodarczo nasz kraj, ale zagrożenia w postaci ataków zbrojnych nie ma. Natomiast na Ukrainie są dziesiątki tysięcy sztuk broni poza kontrolą, jest ideologia, która porywa młodzież na zachodzie tego państwa. Jeżeli przez kilka miesięcy nikomu w tym kraju nie przeszkadzało to, że setki kilometrów od frontu bojówki polityczne paradują z bronią po ulicach, to cóż więcej trzeba? Tak naprawdę zagrożenie stoi u naszych granic”.

Obecny kryzys na Ukrainie rozpoczął się od zapaści finansowej, która w 2009 zrodziła w USA obawy podporządkowania gospodarczego Ukrainy Rosji. Co się zmieniło w ciągu tych 5 lat? Ukraina jako suwerenne państwo praktycznie nie istnieje. Utrzymywana jest na kroplówce z MFW. Warunki standardowe. Do wyprzedaży przewidziano 350 państwowych spółek. Niektóre z nich po 1 hrywnie. Ukraiński minister gospodarki powiedział że oferta wyprzedaży jest skierowana głównie do inwestorów z USA i UE.

Najbardziej intratne aktywa to sieci energetyczne i port w Odessie. Ale próba ich sprzedaży spotyka się z oporem. Przeciwstawiają się temu ukraińscy nacjonaliści, pracownicy spółek a nawet urzędnicy. Szef ukraińskiego Funduszu Mienia Państwowego powiedział, że może lepiej aby cudzoziemcy dostali port Odessa w dzierżawę, ale nie na własność.

Tej wyprzedaży nie można nazwać „prywatyzacją”. Gospodarka Ukrainy nadal się kurczy. W ciągu pierwszych trzech miesięcy tego roku odnotowano spadek o 17,2% w porównaniu do analogicznego okresu w 2014. W związku z tym (oraz trwającą wojną) wartość nieruchomości spada i ich wycena obecnie nie będzie wysoka.

Do Ukraińców powoli dociera w jakiej sytuacji się znaleźli. Dlatego „Prawy Sektor” demonstruje pod hasłami „precz z władzą zdrajców”. Choć według niektórych relacji, podłoże konfliktu Prawego Sektora z władzami jest bardziej przyziemne: chodzi o kontrolę przemytu papierosów z Ukrainy do Unii Europejskiej. Jeśli jednak nacjonalistyczne siły zjednoczą się przeciw obecnym władzom, nawet potężny protektorat amerykański ich nie ochroni. Jacy wówczas ludzie dojdą do władzy?

Może wielbiciele tortur: Bez tortur życie nie byłoby życiem. Nic tak nie podnosi samopoczucia jak to, kiedy masz w rękach życie innego człowieka”. Albo zbrodniarze wojenni z batalionu Aidar? Są jeszcze w odwodzie faszyści, oraz „chrześcijańscy talibowie” Dmytro Korczyńskiego.

W tej sytuacji nie dziwią pojawiające się głosy krytyki polityki USA. Na przykład w tekście „Potwór Ukraina. Made in USA” autor poddaje w wątpliwość, czy podatnicy amerykańscy powinni łożyć na tą dziwną menadżerię ekstremistów. W Polsce jeszcze bardziej istotne jest to, czy powinniśmy bezwarunkowo wspierać obecną Ukrainę, poświęcając w imię „dobrych stosunków” prawdę o Wołyniu. Prawda historyczna jest zastępowana przez polityczną: Prawda w czasach współczesnych często była poddawana ideologizacji, a tym samym deformacji i instrumentalizacji, wraz ze zmianą celu nauki z bezinteresownego poznania na rzecz jej praktycznego wykorzystania. Z tak radykalną instrumentalizacją kategorii prawdy, w tym przede wszystkim prawdy historycznej, mieliśmy do czynienia w wielkich projektach totalitarnych XX wieku – narodowym socjalizmie i komunizmie. Również współczesny demo-liberalizm i postmodernizm instrumentalizują prawdę historyczną, czyniąc z niej propagandowy i polityczny oręż.

Prawdziwym nieszczęściem jest to, że za pisanie prawdy politycznej zabierają się cieszący się autorytetem historycy. Przykładem może być „agitka” profesora Andrzeja Nowaka. Podstawą strategii Putina ma być z jednej strony historyczna „skaza” Rosjan, którzy już w XII wieku zburzyli Kijów, a z drugiej strony realia gospodarcze. O ile Nowaka – historyka można od biedy traktować poważnie, to jego dywagacje na tematy gospodarcze są tak absurdalne, że gdyby na maturze z WOS jakiś uczeń coś takiego napisał – zapewne by nie zdał. Czy nawet autorytet profesora i szacownej uczelni jest mniej ważny, niż propaganda?   

Pomimo chwilowego nasilenia walk na Ukrainie i utyzmania sankcji nałożonych na Rosję, pojawiają się oznaki wygaszania tego konfliktu.

1. Amerykański Kongres zablokował dostawy ręcznych wyrzutni rakietowych (MANPADS) na Ukrainę. Wstrzymano także szkolenia żołnierzy. Pretekstem dla tej decyzji jest funkcjonowanie w ramach ukraińskich sił zbrojnych prywatnych batalionów neonazistowskich. Jeden z portali podając tą informację komentuje: „Amerykańscy politycy zrozumieli sytuację i obawiają się, że adresatem ich pomocy będą neonaziści, o których od początku mówi propaganda rosyjska. Do tej pory nasza propaganda twierdziła, że to nie prawda, nie ma żadnych neonazistów tylko gieroje Ukrainy, teraz chyba skoro zauważa to amerykańska Izba Reprezentantów, już można nazywać sprawy po imieniu.

Jednak żadna z największych polskich gazet, ani żaden duży portal informacyjny nie tylko nie 'nazwał rzeczy po imieniu', ale nawet nie podano informacji o amerykańskiej decyzji.

Jeszcze ciekawsza jest argumentacja kongresmena, który skłonił amerykański parlament do takiej decyzji: "Jeśli jest jedna prosta nauka, którą możemy wyciągnąć z zaangażowania USA w zagraniczne konflikty, to taka: „Strzeżcie się niezamierzonych konsekwencji”. […] Zaangażowanie w konflikty możeprowadzić do destabilizacji i w konsekwencji uderzyć we własne narodowe interesy.

Jeszcze trochę, a jedynie polscy politycy pozostaną odporni na „ruską propagandę”, wierząc do końca w zbawczą moc US Army.

2. Uderzenie w rosyjską gospodarkę ewidentnie okazało się nieskuteczne. Kurs rubla ustabilizował się w okolicy 55 rubli za dolar. Cena ropy wbrew przewidywaniom analityków utrzymuje się na stosunkowo wysokim poziomie. W czasach rekordowych cen powyżej $100 za baryłkę, dolar kosztował około 35 rubli. Cena ropy w rublach prawie się więc nie zmieniła. Powoli spadają stopy procentowe – choć nadal są na wysokim poziomie. Gwałtownie maleje inflacja. Najgorsze jest jednak to, że stabilizacja gospodarcza w Rosji odbywa się w sytuacji w której Polska przestaje się w ogóle liczyć jako znaczący partner handlowy. Jeden z porali trafnie komentuje gwałtowny spadek eksportu Polski na wschód: Biorąc pod uwagę geograficzną bliskość naszych krajów oraz fakt, że Polska leży na tradycyjnym szlaku handlowym ze Wschodu na Zachód, ten stan rzeczy jest totalnym nieporozumieniem, jest po prostu nienormalny i chory – to nie tak powinno wyglądać. Rządzący mają poważną lekcję do odrobienia. Wystarczy fikcji i ponoszenia kosztów za cudzą politykę i w cudzym interesie.

Polska traci także bardzo w oczach zwykłych Rosjan, którzy w przeciwieństwie do rosyjskiego państwa odczuwają boleśnie sankcje (poprzez inflację i realny spadek dochodów). Nic więc dziwnego, że Lech Wałęsa wzywa do ponownego przeanalizowania sankcji.

3. Trudno także liczyć na to, abyśmy na dłuższą metę zyskali stabilnego przyjaciela w Ukrainie. Nawet jeśli pominiemy przywiązanie do banderowskiego dziedzictwa. Ukraina znalazła się pod butem MFW i łatwo się z tego nie wykaraska. Trudno liczyć na mechanizmy łagodzenia skutków „terapii szokowej”, jakie na szczęście pojawiły się w Polsce (częste zmiany władzy, wolność gospodarcza i gwałtowny rozwój przedsiębiorczości początku lat 90-tych, wejście do UE, emigracja, etc..). Zupełnie rozsądnie brzmi w tej sytuacji cyniczna rada, aby Polska zamiast rozwijać swój program energii atomowej, kupiła sobie energetykę ukraińską: Skoro w planach jest budowa polskiej elektrowni atomowej, czemu nie włożyć zapowiadanej przez rząd pomocy w udziały w Energoatomie, uzyskując dostęp do ukraińskich elektrowni atomowych i bazy techniczno-naukowej sektora energetyki jądrowej, zamiast wrzucać miliony euro w ukraińską dziurę budżetową praktycznie bez żadnych szans na odzyskanie tych pieniędzy? Ukraińscy oligarchowie, którzy przejęli władzę po obaleniu ekipy Janukowycza, rozumieją tylko twardą grę. Warto, by Polska wreszcie przyjęła to do wiadomości.

 

Od dłuższego czasu na Ukrainie nie było ciężkich walk. W tym czasie Rosję odwiedził między innymi sekretarz stanu USA John Kerry i wydawało się, że następuje lekka odwilż w stosunkach USA – Moskwa. Jednak w przeddzień szczytu G7, na którym ma być rozpatrywane przedłużenie sankcji nałożonych na Rosję Putinowi nagle coś odbiło i wszczął nową wojnę. Wygląda więc na to, że Rosji nie zależy (albo oceniła, że i tak nie ma szans na złagodzenie sankcji). Tak przynajmniej przedstawiają konflikt polskie i zachodnie media. Rosjanie twierdzą, że to Ukraińcy zaczęli konflikt.

Wróciła też sprawa zestrzelonego samolotu MH17. Kilka dni temu media podały informację, że Rosjanie sfałszowali zdjęcia satelitarne z dnia katastrofy: Naukowa analiza zespołu śledczego wykonana przez Zespół badawczy Bellingcat jednoznacznie i bezsprzecznie wykazała, że fotografie satelitarne zostały antydatowane i cyfrowo zmienione programem Adobe Photoshop CS5. Ponadto: Naukowcy z Bellingcat nie mają wątpliwości, że rosyjscy fałszerze „dodali” chmury do zdjęcia. Na dodatek zdjęcia ziemi pochodzą z czerwca 2014 r. „Poprzesuwali też” baterie rakietowe i do pustej „dodali” niewystrzelone pociski.

Problem w tym, że Bellingcat to portal na którym udzielają się dziennikarze śledczy, a nie żadne „zespoły badawcze” naukowców. Tygodnik Der Spiegel zwrócił się do prawdziwego fachowca o opinię i dowiedział się, że to wróżenie z fusów, analiza Bellingcat nie jest profesjonalna i niczego nie dowodzi.

Jaka jest prawda o tym konflikcie? Nieważne – historię i tak napiszą zwycięzcy. I na pewno nie będą to polscy historycy. Miejmy nadzieję, że nowy polski Prezydent będzie bardziej powściągliwy w polityce wschodniej. Władimir Putin był chyba pierwszym przywódcą, który pogratulował Andrzejowi Dudzie zwycięstwa – co może oznaczać zaproszenie do rozmów. Barack Obama nie zrobił tego do tej pory (gratulacje złożył jedynie rzecznik Białego Domu).

 

 

Prowadzące wojnę kraje zazwyczaj odnotowują znaczący spadek PKB. Nic więc dziwnego, że gospodarka Ukraińska została uznana za najgorszą gospodarkę świata. Duży spadek PKB odnotowała także Rosja (piąte miejsce). Jednak Rosja przerwane więzi gospodarcze stara się zastąpić nowymi porozumieniami i inicjatywami gospodarczymi (Chiny, Indie, Bliski Wschód). Tymczasem Ukraina jest całkowicie uzależniona od zewnętrznej pomocy. Część tej pomocy ma charakter wojskowy i nie jest bezinteresowna. Wydatki na uzbrojenie znacząco rosną. Zarobki Ukraińców w przeliczeniu na złotówki spadły do jednej dziesiątej zarobków Polaków. To jest szczególnie istotne dla ukraińskiej emigracji – w tym młodzieży studiującej w Polsce. Jedna z Rzeszowskich uczelni kształci już blisko 1,5 tys Ukraińców. Równocześnie są prowadzone „bolesne reformy”, za które nie udało się nawet uzyskać przyrzeczenia członkostwa w UE. Głównym elementem reformy ma być de-oligarchizacja. Jeśli jednak takie działania nie są powiązane z rozwojem rodzimej przedsiębiorczości, to będą jedynie otwarciem kraju na ekonomiczne podboje.

Opozycyjny polityk został zastrzelony na ulicy. Nie jest to pierwszy taki przypadek. Tym razem nie jest to Rosja, więc światowe media nie mają powodu trząść się z oburzenia. Zginął były ukraiński deputowany Oleh Kałasznikow. Oskarżano go, że finansował tituszki. Mniej więcej w tym samym czasie w biały dzień w centrum miasta zastrzelono dziennikarza Olesia Buzynę. Też był prorosyjski.

Od dawna działa tam też „seryjny samobójca”:

  • 26 stycznia były. wiceprezes kolei państwowych Mykoła Serhijenko kojarzony z premierem z czasów Janukowycza, Mykołą Azarowem - zastrzelił się z broni myśliwskiej.

  • 29 stycznia powiesił się Serhij Walter - mer Melitopola w obwodzie zaporoskim, członek Partii Regionów.

  • w lutym Mychajło Czeczetow, rzecznik Partii Regionów wyskoczył z 17 bpietra. Był podejrzewany o sfałszowanie wyników głosowania nad tzw. ustawami dyktatorskimi, które przyjęto w styczniu 2014 r. i przez które nasiliły się ówczesne protesty.

  • 26 lutego, także przez powieszenie, samobójstwo popełnił zastępca milicji w Melitopolu, Ołeksandr Bordiuh. Obaj pojawiali się w śledztwach dotyczących machinacji finansowych.

  • 9 marca deputowany Partii Regionów Stanisław Melnyk zastrzelił się z broni myśliwskiej (!). W styczniu ub. roku on także poparł ustawy dyktatorskie.

  • 12 marca w członek rady politycznej Partii Regionów i b. deputowany do parlamentu Ołeksandr Pekłuszenko. Oskarżony o wydanie decyzji o rozpędzeniu demonstracji antyrządowej poprzedniej zimy.

Tymczasem Bronisław Komorowski, liczy na uzyskanie zgody w ramach Unii Europejskiej w sprawie zniesienia wiz dla Ukraińców.  

Prezydent Poroszenko zapowiedział walkę z oligarchami. Polscy politycy biorą te zapowiedzi za dobrą monetę. Według Aleksandra Kwaśniewskiego proces deoligarchizacji oznacza zerwanie więzi biznesu i polityki. Nie wiadomo jak miałoby to wyglądać w sytuacji, gdy oligarcha jest prezydentem kraju.

Istnieją zasadne podejrzenia, że obecnie toczy się po prostu walka o nowy podział wpływów: ukraińskie władze zaskarżyły prywatyzację kilku kompanii w 2012 i 2013 roku, między innymi należących do Rinata Achmetowa i Igora Humeniuka [...]. Te kroki mogły być podjęte po to, aby dać niektórym oligarchom, w tym i samemu Poroszence, możliwość ponownego podziału aktywów między sobą.

Także zagraniczna pomoc finansowa nie jest wykorzystywana w sposób w pełni przejrzysty: „Nikt nie wie, co się dzieje na Ukrainie. Jedyne, co wiem na pewno, to to, że niezależnie od tego, jaką sumę nie przekaże jej MFW, rząd ukradnie część. Przynajmniej krążą takie plotki. Wielu ukraińskich biznesmenów ma nadzieje, że sytuacja ustabilizuje się lub próbują dogadać się z lokalnymi władzami”.

Być może więc cała „deoligarchizacja” jest jedynie pustą ideą, która ma z jednej strony pokazać chęć zmian na zewnątrz, a z drugiej uspokoić gwałtownie ubożejące społeczeństwo.

Często prawdziwe cele wojen stają się widoczne dopiero po ich zakończeniu. Walki na wschodzie Ukrainy ustają (miejmy nadzieję, że trwale). Rusza walka między oligarchami. Sponsor ochotniczych batalionów, oligarcha Kołomojski jest gotów zbrojnie walczyć o ukraiński sektor energetyczny.

Według Wiktora Batera - wieloletniego korespondenta Telewizji Polskiej "to koniec złudzeń i marzeń o demokratycznej, wolnej Ukrainie. Jeden z najpotężniejszych, ukraińskich oligarchów, 52-letni Igor Kołomojski, przeprowadzając pod osłoną nocy zbrojny atak na spółkę, potwierdził najczarniejsze prognozy dla rozwoju naszego wschodniego sąsiada: Ukraina pozostaje oligarchiczną Republiką, bezlitośnie grabioną przez skorumpowanych urzędników i sterujących nimi biznesmenów".

Stabilizacji sytuacji chyba nie chcą Amerykanie. Prezydent Obama może by i chciał. Ale zdominowany przez Republikanów Kongres żąda wysłania broni na Ukrainę.

Do podziału jest nie tylko Ukraina. Naddniestrze (prorosyjska część Mołdawii) bardzo chciałoby do Rosji. Poroszenko chciałby otworzyć tam nowy front wojny. Tymczasem Rosja chyba nie jest zainteresowana: jest gotowa zrezygnować z Naddniestrza w zamian za powstrzymanie ekspansji NATO i uznanie aneksji Krymu.

Tymczasem NATO - a głównie Polska i USA - szykuje się do wojny. Przez terytorium Polski i Czech przemieszcza się kolumna wojsk USA. W Polsce witana entuzjastycznie. W Czechach może być całkiem odwrotnie. Prawie jak w 1968, gdy zdarzały się powitania w Polsce kwiatami obcych wojsk udających się w kierunku Czechosłowacji ;-).

Tym razem nie chodzi jednak nie tyle o "bratnią pomoc", co znaczenie terytorium i podtrzymanie w Europie konfliktu. Tak sądzi coraz więcej osób. Ostatnio w ostrych słowach mówiła o tym deputowana do Bundestagu: „Czy pojawienie się doradców wojskowych i sprzedaż broni przez Stany Zjednoczone i Wielką Brytanię da się zrozumieć jako wyraz poparcia dla rozstrzygania konfliktu zbrojnego środkami pokojowymi? Czy nikt nie chce wprowadzić sankcji przeciwko Stanom Zjednoczonym i Wielkiej Brytanii?”.

Der Spiegel opublikował artykuł, w którym ostro krytykuje naczelnego dowódcę NATO w Europie, amerykańskiego generała Philip Breedlove. Generał ten od dawna uprawia propagandę, próbując zniweczyć wysiłki prowadzące do pokojowego zakończenia konfliktu na Ukrainie. Jako przykład podane jest jego wystąpienie w końcu lutego, gdy wbrew faktom głosił drastyczne zaostrzenie konfliktu. Zdaniem władz niemieckich, celem generała jest pokrzyżowanie planów Niemieckich, zmierzających do zakończenia konfliktu. Niemcy interweniowali u szefa NATO.

Tekst w poważnym niemieckim tygodniku, pełen faktów i komentarzy ważnych polityków nie mógł pozostać nie zauważony, nawet w bezgranicznie oddanych propagandzie polskich mediach. Informację o artykule opublikował PAP.

Amerykanie nigdy nie kryli się ze swoimi planami: Niemiecka technologia i kapitał połączony z rosyjskimi surowcami: to byłoby wyzwanie dla Stanów Zjednoczonych! Temu Ameryka jest gotowa przeciwdziałać. Porozumienie z Mińska z pewnością nie jest im na rękę. Nie ma się więc co dziwić amerykańskiemu generałowi – on działa zgodnie z amerykańską racją stanu. A że przy tym łże jak najęty? To nie miałoby znaczenia, gdyby Niemcy nie powiedzieli dość. I co teraz ma zrobić biedna Polska? Kiedyś Kwaśniewski powiedział, że wybór między UE i NATO nie istnieje, bo to tak jakby wybierać między tatą i mamą. Co jednak zrobi, gdy tata z mamą się kłócą? Na razie konflikt jest na takim etapie, że obie strony mogą zapewniać, że on nie istnieje.

Holenderscy śledczy już są niemal pewni, że samolot został trafiony rosyjskim pociskiem ziemia-powietrze „Buk”. Do ustalenia pozostaje, kto go wystrzelił – prorosyjscy terroryści, czy sami Rosjanie. Taką informację przekazał portal niezalezna.pl.

Ten sam portal cytował kilka lat wcześniej bardzo podobną w treści wiadomość: „Katastrofę spowodowali piloci, którzy zeszli we mgle poniżej 100 metrów. Do ustalenia pozostaje, kto ich do tego skłonił.”

Według redaktorów zapewne pierwsza wiadomość to najprawdziwsza prawda, a druga to podłe pomówienie motywowane politycznie.

Problem w tym, że informacja na temat zestrzelenia samolotu malezyjskiego wydaje się być tak samo wiarygodna, jak SMS na temat Smoleńska: Mogę powiedzieć dokładnie, że oni nie mają racji”, — tak skomentował doniesienia ukraińskich mediów w wywiadzie dla sieci telewizyjnej Russia Today (RT) przedstawiciel państwowej prokuratury Holandii Wim de Bruin; podkreślił on również, że grupa ekspertów na razie nie jest gotowa do wyciągania jakichkolwiek wniosków.

Niedawno media zachodnie informowały, że holenderskie służby specjalne AIVD zostały oskarżone o utrudnianie śledztwa i ukrywanie dowodów w tej sprawie. Holendrzy są przekonani, że takie działania są motywowane politycznie. Być może chodzi jedynie o utrudnienie rodzinom ofiar dochodzenia odszkodowań od Ukrainy (która przecież walczy w imieniu „wolnego świata” z Putinem). Ale prawda może być o wiele gorsza.

 

Ukraina Na Ukrainie cichną działa. Tym głośniej brzmią słowa Victorii Nuland: tak - to jest inwazja na Ukrainę. Nuland jest urzędniczką rządu Obamy, od początku zaangażowana w sorawie ukraińskiego kryzysju. Gdy w czasie przesłuchania w Kongresie padło pytanie, czy wsparcie, jakiego Rosjanie udzielają rebeliantom, oznacza to po prostu inwazję? Nuland próbowała nie odpowiedzieć na to pytanie, jednak przyciśnięta do muru odparła: - Tak, można użyć tego słowa.

Według cytowanego komentarza Bartosza Węglarczyka „Oświadczenie Nuland ma kluczowe znaczenie, bo do tej pory urzędnicy USA za wszelką cenę unikali nazwania działań rosyjskich inwazją. W dyplomacji słowa mają kluczowe znaczenie - jeśli rząd USA uznałby działania rosyjskie na Ukrainie za inwazję, musiałby zacząć przygotowywać ostrzejsze sankcje, także polityczne i dyplomatyczne”.

Czyli jest to typowa wypowiedź performatywna – taka jak przysięga małżeńska lub wypowiedzenie wojny. Wypowiedzi performatywne nie tylko opisują rzeczywistość, ale zmieniają ją. Czy wypowiedź Nuland ma ma celu stworzyć na Ukrainie wojnę w sytuacji, gdy wreszcie pojawiła się realna szansa na pokój?

Może to zresztą zbieg okoliczności, że akurat teraz odbyło się to przesłuchanie. Dziwnym zbiegiem okoliczności akurat teraz zastrzelono w Moskwie opozycjonistę. I akurat teraz renomowane czasopismo brytyjskie zdecydowało się bez ogródek porównać Putina do Stalina (przy czym ten drugi wypada w tym porównaniu lepiej). Jeszcze niedawno podobne porównania uznawano za skandaliczne. Ale jesteśmy na innym etapie i krwawy dyktator w Moskwie jest propagandzistom niezbędny. Jeśli ten język przejdzie do polityki – to zapewne zmieni to rzeczywistość. Nawet rozpalanie wojny wyda się moralnie słuszne.

Przeciw podobnym porównaniom oponuje dyżurny autorytet III RP. Równocześnie jednak ubolewa on: przywódcy zachodni […] już wiedzą, że Putin kłamie, ale nauczyli się dzięki zachodnim rządom prawa, że kłamstwo trzeba udowodnić. Autorytet nic nie musi udowadniać. On wie, że Putin kłamie i basta. Żeby nie było wątpliwości, o co mu chodzi, dalej mówi wprost: Rozumiem, skąd się bierze taka postawa, ale jeżeli nie zdołamy przezwyciężyć odruchowej logiki i dobrej woli, to będziemy musieli albo sami nauczyć się kłamać, albo poddać się temu, kto kłamie.

Przezwyciężyć logikę, odrzucić dobrą wolę i hajda na moskala. Dożyliśmy czasów, kiedy tacy ludzie kształtują „życie umysłowe” w naszym kraju. Po prostu straszne.

Grzegorz Schetyna ogłosił po spotkaniu z prezydentem Ukrainy, że „jest wola współpracy Ukrainy w sprawie koniecznych reform”. Utwierdził w ten sposób coraz powszechniejsze przekonanie, że mamy ministra na miarę całego tego rządu. W czyim imieniu on się wypowiada? To Polska będzie robić reformy na Ukrainie, przy których nasi sąsiedzi mają tylko „współpracować”?

Faktem jest, że na Ukrainie trwa coraz głębszy kryzys gospodarczy. To oczywiście wina Putina. Bloomberg ubolewa, że Putin tak szybko niszczy ukraińską gospodarkę, że zachód nie nadąża z pomocą. Ukraina nie jest w stanie uzyskać dostępu do funduszy MFW od września. Ciągle trwają spory na temat tych „niezbędnych reform”.

Według szacunków MFW, PKB Ukrainy zmniejszyło się w ubiegłym roku o 7,5%. Spadek ten ma dynamikę rosnącą. W czwartym kwartale, wniósł aż 15,2 procent w porównaniu z tym samym okresem 2013 roku. Dalszy spadek (5,5 procent) przewiduje się w 2015 roku.

Najgorsze jest jednak to, że Ukraina bez wsparcia MFW nie ma zdolności obsługi swojego zadłużenia. Rosjanie zażądali właśnie spłaty pożyczonych 3mld USD, argumentując to naruszeniem przez Ukrainę warunków kredytu.

Hrywna straciła 40% swojej wartości w ciągu tylko ostatniego miesiąca. Nic więc dziwnego, że w sklepach zaczynają się pojawiać puste półki, a bank centralny zawiesił handel walutami.

Co będzie dalej? Z grubsza wiadomo: reformy. Czyli „cenowy koszmar” wyprzedaż wszystkiego, co jeszcze nie zostało rozkradzione i ustabilizowanie warunków finansowej niewoli.

Podstawą powodzenia tego planu jest jednak zakończenie wojny, na którą nikt nie chce płacić.

Polskie media obiegła informacja o tym, że „plan ataku na Ukrainę został zaaprobowany przez Putina jeszcze przed obaleniem Janukowycza”. W różnych mediach pojawia się informacja o tym, że plan ten został sporządzony przez administrację Putina, a nawet -że „zapewne” został przez niego zatwierdzony.

Jeśli ktoś sięgnie do oryginalnego tekstu dostępnego na portalu www.novayagazeta.ru, może się bardzo zdziwić. Okazuje się bowiem, że tekst dotyczy analitycznej notatki opisującej sytuację na Ukrainie w chwili, gdy los Janukowycza wydawał się przesądzony. Liczba zabitych w trakcie zamieszek w Kijowie zdaniem autorów notatki powoduje niemożność zawarcia porozumienia z Janukowyczem (który jest oceniany bardzo negatywnie) i nieuchronność wojny domowej.

Notatka zawiera rekomendacje pożądanych działań Rosji w tej sytuacji. Nie ma żadnej informacji na temat tego, by ta notatka wyrażała stanowisko władz. Jako prawdopodobnego autora wskazano Konstatntina Małofiejewa, który jednak zaprzeczył temu i zapowiedział skierowanie sprawy do sądu.

Minął rok od tragicznych wydarzeń na kijowskim Majdanie. Przez ten rok nie udało się wyjaśnić, kto strzelał do demonstrantów. Prezydent Ukrainy coraz bliżej jest twierdzenia, że był to sam Putin. Na razie ogłosił, że ma dowody na to, że doradca Putina kierował snajperami w Kijowie.

Ciekawej obserwacji dokonał dziennikarz TVP w Kijowie. Przed kamerami Ukraińcy oceniają społeczny zryw sprzed roku jednoznacznie pozytywnie. Poza kamerą zaczynają się dzielić wątpliwościami. Bez wątpienia obalenie Janukowycza wpłynęło pozytywnie na kształtowanie się tożsamości narodowej Ukraińców. Jednak ten proces jest związany także z odradzaniem się ukraińskiego nacjonalizmu, zbudowanego na nienawiści. Czy naprawdę powinniśmy się cieszyć z tego, że obecnie nienawiść ta jest skierowana przeciw Rosji?

Co dalej będzie się działo na Ukrainie? Czy ten kraj ma szanse na dalszy pokojowy rozwój?

Na te pytania próbuje odpowiedzieć Edward W. Walker, z UC Berkeley na portalu eurasiangeopolitics.com. Dostrzega on 5 możliwych scenariuszy rozwoju sytuacji:

Durczok z pewnością nie jest jedynym „dziennikarzem telewizyjnym”, który chodzi naćpany. Takie wrażenie robił wczoraj redaktor Kraśko, który przeprowadził wywiad z prezydentem Komorowskim. Z wielkim przejęciem opowiadał o rosyjskich czołgach prących na zachód. Komorowski go uspokajał (a tym samym cały naród) – twierdząc, że nie ma co budować atmosfery strachu, tylko trzeba wzmacniać spokojnie swoją obronność. Oczywiście można przyjąć, że Kraśko specjalnie robi z siebie szmatę, żeby na jego tle Komorowski mógł wyglądać na męża stanu. Ale to by oznaczało, że wbrew apelom prezydenta, dla kampanii wyborczej można zrobić wszystko. No to chyba już lepiej założyć, że dziennikarz ćpa.... ;-)

W trakcie mińskich negocjacji była poruszana sprawa okrążonych w Debalcewie żołnierzy. "Putin przekonywał kolegów, że ukraińskie wojska wokół tej miejscowości znalazły się w okrążeniu sił pospolitego ruszenia (separatystów), podczas gdy Poroszenko twierdził, że debalcewskiego kotła nie ma”. Później odrzucono także propozycję utworzenia korytarza przez który wojska ukraińskie mogłyby opuścić oblężone miasto. Wokół tego kotła (którego nie ma) powstał spór zagrażający porozumieniu z Mińska. Powstańcy uważali, że jest to ich teren wewnętrzny i porozumienie go nie obejmuje. Ukraińcy uzyskali możliwość, by „udowodnić Zachodowi, że
to rosyjska strona łamie mińskie porozumienia”. Teraz mamy 300 trupów i "planowe skracanie linii frontu”. No i redaktora Kraśkę w ekstazie.

Ukrainscy parlamentarzysci przekazali senatorom USA zdjęcia, które miały dowodzić obecności wojsk rosyjskich na Ukranie: Po gruntowanym sprawdzeniu okazało się, że to falsyfikaty. Część zdjęć przedstawiała sprzęt z wcześniejszych konfliktów zbrojnych. W jednym przypadku było to zdjęcie wykonane przez fotoreportera Associated Press podczas konfliktu w Gruzji w 2008 roku.

Autentyczność potwierdził profesor Uniwersytetu Georgetown, dr Phillip Karber.

W zasadzie to żadna sensacja – przecież fałszowanie dowodów stało się normalnym elementem amerykańskiej polityki.


W sobotę, ambasador USA na Ukrainie, Geoffrey Pyatt,
poinformował na Twitterze, że istnieją zdjęcia satelitarne prywatnej firmy Digital Globe, które pokazują rosyjskie jednostki wojskowe na Ukrainie.

Jak rozpoznać na tak niskiej rozdzielczości zdjęciu rosyjską armię? To przecież bardzo proste – wystarczy przeczytać opis fotografii ;-)

Według Rosjan "nie jest tajemnicą dla nikogo, że podróbki tak są wykonane przez grupę amerykańskich doradców pracujących pod dowództwem generała Randy Kee, w budynku Rady Bezpieczeństwa w Kijowie”.

Dla każdego rozsądnego człowieka zakłamanie ukraińskich władz jest od dawna widoczne. Możnym tego świata dotąd bardzo to odpowiadało. Dlatego zasadne są obawy co do losów porozumienia z Mińska. Poseł Semen Semenczenko (ten od fałszowania zdjęć dla Amerykanów) już zapowiedział tworzenie struktur dowodzenia ochotniczymi batalionami nacjonalistów, które mogą kontynuować walkę o wyzwolenie Ukrainy. Tymczasem Prezydent Poroszenko zagroził wprowadzeniem stanu wojennego na terytorium całego kraju, jeśli walki nie ustaną.

Szczególnie groźna jest sytuacja w Debalcewie. Pojawiły się podejrzenia, że wród okrążonych tam wojsk ukraińskich są żołnierze NATO.

Uzgodnione w Mińsku porozumienie polskie media przedstawiają jako wielki sukces Putina, który ponoć „dostał praktycznie wszystko co chciał”. Wszyscy też podkreślają kruchość tego porozumienia. Jednak wygranych jest więcej. Prezydent Poroszenko podkreślał, że nie ma mowy o federalizacji Ukrainy. „Ostatni dyktator Europy” Aleksandr Łukaszenka okazał się nagle zręcznym dyplomatą. Merkel i Hollande pokazali, kto naprawdę reprezentuje Europę (król Donald Tusk nawet nie bardzo umiał udawać, że ma znaczenie.

Są też przegrani.

Sam fakt, że w negocjacjach interesy separatystów reprezentowała Rosja jest znamienny. Bowiem samozwańcze republiki na wschodzie Ukrainy nie zostały potraktowane jako niezależne podmioty.

W czasie gdy w Mińsku wielcy tego świata negocjowali warunki pokoju, rosyjska telewizja kontynuowała kopanie amerykańskiego kundelka Grzegorza Schetyny, analizując ile czasu potrzebowałaby armia rosyjska na zajęcie stolic, wymienionych jako potencjalne miejsce obchodu 70-lecia zakończenia wojny. Warszawa? To zbyt łatwe – nasze czołgi mogą być w Warszawie w ciągu 24 godzin.

Ukraina wielokrotnie informowała o wkroczeniu wojsk rosyjskich na swoje terytorium. Jak dotąd brak jednak na to niezbitych dowodów, a Rosjanie konsekwentnie temu zaprzeczają. Wczoraj batalion „Azow” poinformował o zestrzeleniu rosyjskiego samolotu bojowego SU-25. Informacja była jednak na tyle absurdalna, że nawet w polskich mediach opatrzono ją znakiem zapytania („Moskwa się nie wyprze?”). Batalion Azow jest bowiem jednostką złożoną z ochotników (odwołuje się do faszystowskiej tradycji) i nie posiada broni zdolnej do atakowania samolotów. Zresztą po zestrzeleniu MH17 Ukraińcy odrzucali rosyjskie oskarżenia, że posiadali w rejonie walk wyrzutnie rakietowe BUK.

Ostatecznie Ukraińcy zdementowali informację o zestrzeleniu samolotu SU-25.

Na wschodzie Ukrainy nadal trawa brutalna wojna, a państwa zachodnie i Rosja nawzajem oskarżają się o jej podsycanie. Na niedawnej konferencji w Monachium minister Ławrow podkreślał, że Rosja chce pokojowego uregulowania konfliktu. Punkt widzenia Rosjan wydaje się dziennikarzom i politykom zachodnim tak absurdalny, że Ławrow został wręcz wyśmiany. Z drugiej strony na oskarżenia o zaangażowanie po stronie Ukrainy i tym samym odpowiedzialność za jej zbrodnie wojenne odpowiedział wpływowy polityk reprezentujący amerykańskich Republikanów, McCaine (ostatnio zasłynął między innymi skandalicznym zaproszeniem premiera Izraela do wystąpienia w Kongresie USA). Powiedział on agencji Sputnik między innymi: „Myślę, że gdybyśmy dostarczyli im broni, której potrzebują, to nie musieliby używać bomb kasetowych. Tak, to częściowo nasza wina” (sic!).
Human Rights Watch potwierdził w raporcie z listopada ubiegłego roku, że amunicja kasetowa została użyta do ostrzału dzielnic mieszkaniowych w Doniecku. W wyniku tego ostrzału 2 październik zginął pracownik Międzynarodowego Komitetu Czerwonego Krzyża. Potwierdził to też raport ONZ na temat sytuacji praw człowieka na Ukrainie - podkreślając, że tym samym miało miejsce pogwałceniem prawa międzynarodowego, które może być uznane za zbrodnię wojenną.

Amunicja kasetowa zawiera dziesiątki lub setki pocisków, które rozlatują się na dużym obszarze, zwiększając pole rażenia. Do tej pory 114 krajów podpisało traktat ONZ zakazujący stosowania takiej amunicji. Nie należy do nich Ukraina.

 
© AP Photo/ Cliff Owen

Angela Merkel i Barack Obama Angela Merkel pojechała do USA próbując zażegnać groźbę zaostrzenia się ukraińskiego konfliktu. Po spotkaniu Barack Obama stwierdził, że "nie ma wątpliwości, że Rosja narusza integralność terytorialną Ukrainy, zbroi separatystów", ale Stany Zjednoczone będą kontynuowały dyplomatyczne wysiłki na rzecz pokoju na Ukrainie, wspólnie z sojusznikami z NATO.

USA jak zwykle mają dowody na te „naruszenia”. Tym razem bardzo mocne. Kilka paszportów, którymi wymachiwał Poroszenko. No i solenne zapewnienia Ukraińców. Oto tylko kilka z wielu doniesień na ten temat:

  • 1 września 2014: jeden z doradców ministra obrony Ukrainy poinformował, że w ostatnich dniach Rosja przerzuciła do Donbasu nawet 10-12 tys. żołnierzy

  • 7 listopada 2014: na siedem tysięcy żołnierzy szacuje szef MSW Ukrainy Arsen Awakow rosyjską obecność wojskową na wschodnich terytoriach opanowanych przez separatystów. – Ukraina stoi na krawędzi otwartej inwazji – powiedział w opublikowanym w poniedziałek wywiadzie.

  • 7 listopada 2014: ponad 30 czołgów oraz inny sprzęt wojskowy i ludzi przerzuciła w ciągu ostatniej doby Rosja na zajęte przez separatystów tereny na wschodzie Ukrainy – poinformował w piątek rzecznik ukraińskiej Rady Bezpieczeństwa Narodowego i Obrony (RBNiO) Andrij Łysenko.

  • 21 stycznia 2015: Ukraińską granicę przekroczyło dwa tysiące rosyjskich żołnierzy. Wraz z nimi na Ukrainę wjechało 200 czołgów i pojazdów opancerzonych – powiedział prezydent Petro Poroszenko w ukraińskiej telewizji Espreso.

  • 9 lutego 2015: według RBNiO Rosja przerzuciła do Donbasu 1,5 tys. żołnierzy.

Razem co najmniej kilkanaście tysięcy żołnierzy + sprzęt wojskowy (w tym kilkaset czołgów) i jedynym namacalnym śladem jest kilka paszportów?

Kiedyś Angela Merkel wyraziła ponoć opinię, że Putin stracił kontakt z rzeczywistością. Co w takim razie należałoby powiedzieć o prezydencie Ukrainy, który pokazał „twarde dowody, że rosyjska armia naruszyła suwerenność Ukrainy i jest na terenie tego kraju”. Były to rosyjskie paszporty zabrane osobom, zatrzymanym podczas walk w Donbasie!

Petro Poroszenko (Fot. ANDREAS GEBERT / PAP/EPA)

Raczej wątpliwe jest, by Poroszenko miał problemy ze zrozumieniem różnicy między zaangażowaniem armii, a zaangażowaniem pojedynczych obywateli (nawet jeśli są to żołnierze – na co dowodów nie przedstawiono). Po co on wygaduje takie idiotyzmy? Może po to, aby wiceprezydent USA mógł zażądać od Putina wyjścia z Ukrainy. Wygląda więc na to, że zapewniania Poroszenki o dążeniu do pokoju to zwykła ściema. Inaczej nie domagałby się dostaw broni i nie deklarował "pełnego i bezwarunkowego rozejmu" stawiając równocześnie konkretne warunki (opartych na ustaleniach z Mińska).

Hollande i Merkel spotkają się z Putinem, aby ratować pokój w Europie. Skojarzenie z „ratowaniem pokoju” przez Chamberlaina jest dość naturalne. Grozy sytuacji dodaje fakt, że amerykańscy naukowcy odkryli, że Putin to człowiek chory. A jak wiadomo po upadku ZSRR to Amerykańscy naukowcy są najlepsi na świecie i są w stanie wykryć wszystko.

Jak na chorego człowieka, przywódca Rosji zachowuje się wyjątkowo konsekwentnie. Rosja traktuje NATO oraz agresywną politykę USA jako potencjalne zagrożenie dla swojej suwerenności. Wobec stosunkowej słabości państwa uległa zmianie ich doktryna wojskowa, dopuszczająca w razie zagrożenia użycie broni jądrowej. NATO buduje „szpicę”, przygotowując się do konfliktu z Rosją. USA z kolei nosi się ponoć z zamiarem militarnie wesprzeć Ukrainę. W tej sytuacji Rosjanie ogłosili alarm, obejmujący jednostki wyposażone w broń jądrową.

Prawdopodobnie widząc, że to nie przelewki, Hollande ogłosił, że „jest przeciwny obecności Ukrainy w NATO”. Wiceprezydent Biden z kolei nie chce wojskowej eskalacji na Ukrainie. Biały Dom natomiast odciął się od bajdurzenia szefa Pentagonu, że USA może uzbroić Ukrainę tak, by dorównała Rosji (może Biały Dom nie wie, że w Polsce formułuje się „Brygada Bujaka” która na pewno dorówna Rosjanom ;-)).

Zapewne więc pokój znów zostanie uratowany. Miejmy tylko nadzieję, że Hollande nie ogłosi tego na stopniach samolotu, cytując Chamberlaina ;-).

Wygląda więc na to, że apele Poroszenki o dostawy nowoczesnej broni dla Ukrainy pozostaną bez echa. Na dodatek opiniotwórczy konserwatywny portal amerykański nationalinterest.org opublikował tekst Jamesa Cardena (w latach 2011-2012 doradca prezydenckiej komisji bilateralnej USA-Rosja), w którym autor widzi poważniejsze zagrożenie dla Ukrainy, niż Rosja. Jest nim mianowicie MFW!!! Neoliberalna polityka tej instytucji finansowej prowadzi bowiem do zapaści gospodarczej.