Gdy trwa wojna, reguły finansowe są podporządkowane celom wojennym. W szczególności dotyczy to kredytów. W czasach pokoju kredyt finansuje inwestycje, a odsetki od niego można traktować jako udział kredytobiorcy w uzyskanych korzyściach. W czasie wojny pieniądze nie tylko nie finansują inwestycji, ale finansują zniszczenie. To dlatego wojna jest tak korzystna dla bankierów. Jeśli skredytują bombardowanie i odbudowę miasta, to wartość tego nieruchomości zostaje obciążona podwójnymi odsetkami. Dotyczyło to także okresu II wojny światowej i „pożyczek Zwycięstwa”, które finansowały zniszczenie i chociaż niczego nie produkowały, musiały mimo wszystko przynosić procent.
Jedną z reguł, która była twardo stosowana od czasu powołania Międzynarodowego Funduszu Walutowego (MFW) było pilnowanie interesów państw wierzycieli. Jeśli nawet jakieś państwo (jak ostatnio Grecja) stanie na krawędzi bankructwa, warunkiem pomocy ze strony MFW jest bezwzględnie dogadanie się z innymi wierzycielami. Jednak ta reguła została złamana wobec Ukrainy. Międzynarodowy Fundusz Walutowy (MFW) poinformował we wtorek, że zmienił swe wewnętrzne zasady przyznawania kredytów w ten sposób, że zaległości Ukrainy wobec Rosji nie będą blokowały udzielenia wsparcia finansowego rządowi w Kijowie.
Jest to absolutnie niebywała sytuacja i nie należy się dziwić, że Rosja zapowiada podjęcie kroków prawnych. Premier Jaceniuk odpowiada: „Jeśli Rosja wystosuje pozew sądowy pod adresem Ukrainy, będziemy do tego przygotowani. Jesteśmy w pełnej gotowości bojowej”.
Ukraina ogłosiła po prostu, że Rosji długu nie odda. MFW przyjął to do wiadomości. Nie postawił nawet warunku, aby te pieniądze nie finansowały ukraińskiej korupcji. Oczywiście nie przeszkadza im też ostrzeliwanie przez armię ukraińską osiedli mieszkaniowych w Doniecku.
Prezydent Duda udaje się za kilka dni na Ukrainę. Powinien się upewnić, czy nie spotka go coś gorszego niż poprzednika. Przecież jest przedstawicielem państwa, w którym funkcjonuje pojęcie „bandy UPA”, a to na Ukrainie jest karalne.