KNF wydał opinię, która uzasadni „poprawienie” przez senat ustawy pozwalającej na przewalutowanie „frankowych” kredytów na złotówki:

„Szacowana kwota umorzeń w 10 z ankietowanych banków przekracza wartość ich wyniku finansowego z 2014 roku, przy czym dla wielu z nich to wielokrotność wyniku rocznego (w przypadku 6 banków to przekroczenie ponad trzykrotne). Łączna wartość depozytów sektora niefinansowego wyniosła dla tych 10 banków na koniec marca 2015 ponad 290 mld zł. Łączna wartość umorzeń ankietowanych banków stanowi prawie 1/5 funduszy własnych, przy czym w 6 z nich wartość umorzeń przekracza 20 proc funduszy własnych”.

Na razie znamy tą opinię z relacji funkcyjnego dziennikarza portalu forsal.pl (który „dotarł” do dokumentu – zapewne otwierając maila od KNF). Dziennikarz pisze, że „w wariancie drugim, skumulowana strata byłaby znacznie niższa i wyniosłaby 13,6 mld zł, z czego wartość umorzeń to 10,4 mld. To efekt tego, że banki brałby na siebie 50 proc., a nie 90 proc umarzanej sumy kredytu”. Sprawa wydaje się więc przesądzona. Pytanie, czy w tej sytuacji może być mowa o jakiejś “skumulowanej stracie”? Wskutek przewalutowania zmieni się jedynie wycena nie spłaconej części kredytu. Nie ma mowy o jakimś darowaniu długu ani tym bardziej o zwrocie części spłat wynikającej z wysokich kursów CHF. Z drugiej strony przewalutowanie zmniejszy ryzyko kursowe i pozwoli bankom na rozwiązanie części zabezpieczeń. Wskutek przewalutowania może także zmienić się klasyfikacja niektórych kredytów, co na zysk banku wpłynie korzystnie.

Gdyby bankom zależało na tej ustawie, to przedstawiłyby przewidywane skutki jako złożone i rozciągnięte w czasie. Samo przewalutowanie nie wpłynie wprost na zysk/stratę banków. Na zysk wpłynie dopiero wielkość spłacanych odsetek (+ewentualnie wynik z operacji walutowych). Senat powinien się więc w pierwszym rzędzie zainteresować, jakie są realne odsetki pobierane przez banki z tytułu tych kredytów. Kredyty „frankowe” powinny być także objęte ustawą antylichwiarską (obecnie dotyczy ona jedynie kredytów konsumpcyjnych). Należałoby jedynie ją doprecyzować. Odsetki powinny być liczone jako różnica między spłatą i odpowiednią częścią kapitału spłacanego w racie kredytu. Natomiast poziom lichwy powinien być liczony w warunkach bieżących. Czyli jeśli „frankowicz” wziął kredyt 200 tys PLN na 25 lat i spłacił 50tys, to ma ratę miesięczną 667PLN. Natomiast odsetki nie powinny przekroczyć 10% (4 x stopa lombardowa NBP) – czyli 15tys rocznie, 1,25tys miesięcznie. To chyba nie jest mało? Sądu nie powinno obchodzić, jak sobie bank liczy te odsetki i czy w tych obliczeniach uwzględnia kurs CHF.

Analizę wpływu przewalutowania na system bankowy można znaleźć w lipcowym raporcie NBP o stabilności systemu finansowego. Czytamy w nim między innymi:

NBP analizuje kwestię kredytów walutowych i możliwe ewentualne działania ich dotyczące z punktu widzenia stabilności systemu finansowego. Taką perspektywę narzucają zadania ustawowe NBP (określone m.in. w art. 3 ust. 2 pkt 1, 6 i 6a ustawy o NBP). Cel ochrony konsumenta jest zadaniem innych podmiotów publicznych.

Nakreślony powyżej obraz sytuacji wskazuje, że istnieje istotny dylemat co do tego czy należy podejmować odgórne działania o charakterze systemowym mające na celu redukcję wartości kredytów walutowych. Takie działanie pozwoliłoby ograniczyć wrażliwość systemu finansowego i gospodarki realnej na mało prawdopodobne ekstremalne szoki z rynków finansowych. Wymagałaby jednocześnie poniesienia istotnych kosztów, wynikających z osłabienia odporności sektora bankowego na inne zagrożenia”.

Poza merytorycznym kwestiami związanymi z kredytami, w dokumencie NBP zwraca uwagę otwartość z jaką bankierzy przyznaje, że los Polaków nic ich nie obchodzi (pierwszy podkreślony fragment). Drugi zadziwiający fragment dotyczy pewności z jaką ignorują oni ryzyko „szoków z rynków finansowych”. Trudno zrozumieć skąd czerpią oni przekonanie o „małym prawdopodobieństwie”. Zachodnie media (w których jest trochę mniej propagandy, niż w Polsce) regularnie ostrzegają przed kolejnym światowym kryzysem – o wiele gorszym, niż ten z 2008 roku. Całkiem niedawno ukazał się raport pod tytułem „Nowa pułapka zadłużenia. Jak odpowiedź na ostatni globalny finansowy stworzyła podwaliny pod kryzys następny”. Skutki tego kryzysu dla polskiego systemu bankowego Janusz Szewczak opisuje następująco: „Jako że banki nie mają zabezpieczenia dla 150 mld zł kredytów frankowych, to jedynym realnym zabezpieczeniem są lokaty i depozyty zwykłych ciułaczy. A gdyby nastąpiło dalsze tąpnięcie złotego w stosunku do franka, to problem stanie się gigantyczny, wręcz nierozwiązywalny”.