W telewizyjnej debacie dotyczącej protestów górników JSW pojawił się wątek prywatyzacji. Zdaniem Marcina Święcickiego (PO): całe zło to związki zawodowe, a lekarstwo na nie to prywatyzacja. Artur Dębski z PSL nie jest zwolennikiem prywatyzacji, ale za to zwrócił uwagę na to, że kopalnie to tylko 2% PKB, a większość PKB wypracowuje mały i średni biznes, który nie stwarza takich problemów jak górnicy. Co prawda – jak zauważył Jarosław Selin – kopalnie płacą aż 38 różnych podatków, ale ta teza została zwalczona przez pana Święcickiego – najpierw partyjnym uśmiechem politowania numer 5, a później dobijającym argumentem: wszystkie te podatki są uzasadnione.

Cała ta debata pokazuje, że jak znaczący jest udział idiotów i ignorantów w życiu gospodarczym. Pół biedy jeśli mamy koniunkturę. Wtedy nawet prezes z partyjnego nadania, bez zielonego pojęcia o branży w której prezesuje może święcić triumfy, a polityk „myślący” gazetowymi sloganami może uchodzić za eksperta. Gdy jednak pojawia się problem i przydałaby się merytoryczna debata w poszukiwaniu optymalnego rozwiązania, na przeszkodzie staje głupota, której należy się przeciwstawić. Na nic innego czasu nie starcza.

W tym przypadku politycy opozycji zdołali rozprawić się tylko z jednym z idiotyzmów głoszonych przez koalicyjnych funkcjonariuszy. Jarosław Selin zauważył, że szeroko rozumiana branża energetyczna jest podstawą bezpieczeństwa ekonomicznego państwa, które nie funkcjonuje bynajmniej w wolnorynkowym otoczeniu. Brakło w jego wypowiedzi odniesienia do tego, że obecne niskie ceny surowców są elementem wojny ekonomicznej (w której z powodu głupoty polityków Polska ochoczo uczestnicy). Tak jak w interesie państwa leży podtrzymanie produkcji w przemyśle zbrojeniowym – nawet jeśli w czasie pokoju nie jest on zbyt rentowny, tak warto utrzymać własną energetykę – nawet jeśli zawirowania na rynkach powodują jej kłopoty. Przy zachowaniu kontroli właścicielskiej państwa jest to znacznie prostsze.

Polityk SLD zwrócił uwagę na rolę partyjniactwa w procesie prywatyzacji. Najpierw obsadza się stanowiska menadżerskie według klucza partyjnego, a gdy to daje opłakane efekty (co przecież nie jest trudne do przewidzenia), rządzący mówią: not to sprywatyzujmy.

Nie jest także zbyt roztropnym przeciwstawianie dużych przedsiębiorstw i drobnego biznesu. Ten biznes rozwija się bowiem często w środowisku kształtowanym przez duże podmioty gospodarcze. Czasem ma to charakter patologii (gdy małe spółki żerują na państwowym molochu), ale częściej koegzystencja małych i dużych firm ma charakter symbiozy.