Przedstawiciel Google David Drummond wyraził wielkie oburzenie z powodu domniemanego podsłuchiwania Google przez NSA. Rysunek, który obiegł światowe media pokazuje miejsce ataku – za serwerem komunikacyjnym (front end), który szyfruje/deszyfruje dane. Wewnątrz chmury Google (czyli komputerami rzeczywiście realizującymi usługi) komunikacja odbywa się bez szyfrowania.

 

 

NSA/WaPo

 

Ujawnienie tych informacji jest w sumie dla Google korzystne, gdyż po pierwsze pośrednio potwierdza, że firma nie udostępniała danych z serwerów (zabawa w podsłuch transmisji byłaby niepotrzebna) a po drugie Google z podejrzanego stał się ofiarą. Szczęśliwe zakończenie?

 

Dane o domniemanym ataku NSA na Google podał www.washingtonpost.com, który od niedawna jest w rękach człowieka z Doliny Krzemowej.
Chyba tylko pełne ujawnienie danych, które mogły znaleźć się w rękach Snowdena mogłoby oczyścić atmosferę i rozwiać podejrzenia. Postuluje takie radykalne posunięcie były szef NSA. Jednak Amerykanie chyba się na to nie zdobędą.

 

Ciekawy jest także aspekt prawny tej sytuacji. Biorąc pod uwagę ciężkie kary, jakie amerykańskie sądy orzekały za przestępstwa komputerowe, oraz zasadę równości wobec prawa, NSA należałoby uznać za grupę przestępczą.