Jak podaje PAP, Grecy gwałtownie protestują przeciw zwolnieniom w pracowników sektorze publicznym. Grecki sektor publiczny zatrudnia 700tys osób, więc – jak twierdzi PAP – są to „kolosalne przerosty zatrudnienia”. Łatwo to stwierdzić, zestawiając na przykład Grecję i USA. W USA na jednego pracownika w sektorze publicznym przypada 14 osób, a w Grecji tylko ... 13. A jeśli weźmiemy poprawkę na udział szkolnictwa prywatnego w obu krajach, to wyjdzie mniej więcej na to samo. Gdy porównamy Grecję z Polską, to okazuje się, że u nas powyższy współczynnik wynosi nieco nieco ponad 10!

Porównanie do Polski jest bardziej uzasadnione także tym, że wzrost zatrudnienia w sektorze publicznym wiąże się w obu krajach z raptownym kurczeniem się rodzimego przemysłu, handlu i rolnictwa. Jeszcze niedawno stawiano nam za wzór Grecję, chwaląc ją za raptowną redukcję ilości osób zatrudnionych w rolnictwie.

Jeszcze ciekawsza jest informacja o skali zwolnień. Otóż w roku 2013 ma stracić pracę 4tys. urzędników. To jest około 0,5%. Oszczędności z tego żadnych nie będzie (zapewne otrzymają odprawy), więc cel tych działań musi być inny. Być może klucza należy szukać w książce N. Klein „Doktryna szoku” ?