Niesamowite historie zdarzają się w samolotach. Oto fascynujący fragment niezwykle interesującego artykułu na temat prezydenta Gruzji Michaiła Saakaszwilego: Micha potrzebny był szybko do ważnych zadań, więc zaczyna się istny ekspres: od ręki otrzymuje obywatelstwo USA i zaledwie po roku studiów, w 1994 uzyskuje dyplom LLM (odpowiednik magisterium) wydziału prawa Uniwersytetu Columbia, a w rok później, odbywając praktykę adwokacką w nowojorskiej kancelarii Patterson Belknap Webb&Tyler, otrzymuje bez studiowania zarówno dyplom G. Washington University Law School jak i dyplom Międzynarodowego Instytutu Praw Człowieka w Strassburgu we Francji. Jak widać, nie tylko za potępianej komuny wybranym towarzyszom dorabia się w przyśpieszonym trybie dyplomy, tytuły i brakujące kwity edukacyjne. W tym samym roku 1995 werbuje go do pracy w polityce przyszły premier Gruzji Zurab Żwania, biolog, Żyd, bliski krewny (brat stryjeczny) znanego nam już Dawida Żwanii z Ukrainy, ale wówczas także bliski współpracownik prezydenta Szewardnadze. Technologii werbunku dopełnia małżeństwo Michy z Sandrą Roelofs, obywatelką Holandii, którą poznaje w samolocie.

 W tym miejscu nie mogę się oprzeć kolejnej dygresji. Również w samolocie poznaje przecież swą drugą żonę, przyszły „wyzwoliciel” i prezydent Ukrainy Wiktor Juszczenko. Urodzona w Chicago w 1961 roku Katerina Czumaszenko, była pracownicą Departamentu Stanu USA, a potem Białego Domu (za Reagana i za Busha), oraz Kongresu USA. I oto nagle, pewnego dnia 1993 roku, rzuca ona to wszystko i leci na Ukrainę, aby po prostu pracować w firmie audytorskiej KPMG. No, i właśnie w samolocie przytrafia się jej taki przypadek, ze poznaje swego przyszłego męża , który niebawem zostaje prezydentem Ukrainy. No i kto by pomyślał! Albo inny przypadek, który jeszcze wcześniej przydarzył się też w samolocie w innej części świata. Alejandro Toledo, biedny indiański student z Peru, prosty chłopak, który zaczynał jako pucybut na ulicy w Chimbote, a który – przez zupełny przypadek, oczywiście - otrzymał stypendium rządu USA na uniwersytecie stanowym w San Francisco (UCSF) właśnie leciał na swoje drugie niemal jednocześnie ufundowane mu stypendium, w dziedzinie ekonomii, na Universytecie Stanforda. Tym razem jego towarzyszka podróży była Belgijką i etnografką, a nazywała się Eliane Karp, bo jej rodzice pochodzili z Polski, chociaż ona sama w dzieciństwie była członkinią syjonistycznej organizacji Haszomer Hacair (po hebrajsku: Młoda Gwardia) i mieszkała w izraelskim kibucu. Hebrajski już znała, a teraz właśnie leciała, aby jako antropolog studiować język kiczua i zwyczaje peruwiańskich Indian. No i proszę: cóż znowu za traf! Stosowny Indianin usiadł właśnie przy niej! Wkrótce potem pobrali się, a indiański pucybut z Chimbote został nieoczekiwanie prezydentem Peru po gwałtownym usunięciu Japończyka Alberto Fujimori. Kiedy po kilku latach pani prezydentowa rozstała się ze swym Indianinem, w wywiadzie dla „Le Soir” wyraziła zadowolenie, że ich córka Chantal ma nazwisko Toledo „bo jest to nazwa najstarszego żydowskiego miasta w Hiszpanii, tak starego i szacownego, że podkreśla to nawet jego hebrajska nazwa, gdyż ‘toledoth’ znaczy po hebrajsku tradycja”. Technika poznawania żon przez przyszłych polityków w samolotach i jej zdumiewająca skutecznośc jest na tyle fascynująca, że warto byłoby kiedyś ustalić, nie tylko kto i na jakich liniach tak umiejętnie usadza przyszłych partnerów obok siebie, ale też jakich to perfum (czy może feromonów?) używa każda z usadzanych pań w tej tak ważnej dla wielu stron, jak się okazuje, podróży.

 

Jeśli komuś przyszedł w tym momencie na myśl nasz Radek Sikorski – to zupełnie niesłusznie, bo on pasjami jeździ samochodem (po 90tys na rok i to tylko w weekendy!).

 

Cały cytowany tekst B. Jeznacha na temat historii najnowszej Gruzji jest równie fascynujący i wart przeczytania.