Ujadanie polskich polityków na Rosję może mieć dwie przyczyny: głupotę, lub przekonanie, że za nimi stoi ktoś silniejszy. Druga z tych przyczyn sprowadza się do pierwszej, gdyż przekonanie o pomocy USA jest oparta na absurdalnych przesłankach. Stany Zjednoczone – jak wszystko na tym świecie – stale zmieniają się. Te zmiany dotyczą także stale dyskutowanych działań wojskowych poza granicami. Póki walka o wolność i demokrację przelicza się na duże zyski – przeważa nastawienie imperialistyczne. Jednak większość społeczeństwa jest przeciw takim działaniom. Jeśli więc nastąpi w USA zwrot ku rządom bardziej demokratycznym, to żadne pakty i układy nie skłonią ich do „umierania za Polskę”.

Potwierdzają to wyniki najnowszych badań opinii Amerykanów w sprawie trwających konfliktów: w Syrii, na Ukrainie i w Izraelu (źródło: yougov.com).

Na pytanie, czy USA jest zobowiązane, aby coś zrobić w tej sprawie, najwięcej – bo 1/3 pozytywnych odpowiedzi dotyczy Izraela:

 

Podobne wyniki daje odpowiedź na pytanie – kogo USA powinny poprzeć:

Na dodatek istnieje duża różnica między partiami Demokratów i Republikanów. Zdecydowana większość zwolenników Partii Republikańskiej uważa, że działania Izraela w strefie Gazy są uzasadnione. W odniesieniu do Polski daje to dodatkowe obniżenie zaufania we wsparcie ze strony Demokratów. Ale to nie wszystko. Szczerość Sikorskiego skłoniła jednego z mędrców republikańskiego think-tanku Cato Institute do podobnej szczerości. Różnica jest taka, że Sikorski dziś jest, a jutro go nie będzie. Natomiast wpływ Cato Institute na politykę Partii Republikańskiej jest trwały i nie do przecenienia. Oto omówienie (za wiadomosci.onet.pl) tego tekstu (oryginał): Bandow twierdzi, że "Polska nigdy nie była strategicznie ważna dla Waszyngtonu". Akcentuje jednak zarazem – w kontekście gwarancji bezpieczeństwa, które mają członkowie NATO – że sojusz byłby bezwartościowy, gdyby nie wspierały go Stany Zjednoczone. Uważa, że choć nie jest pewne, co Ameryka zrobiłaby, gdyby Rosja próbowała przymusić do czegoś Polskę, "większość administracji (amerykańskich) uznałaby to za zagrożenie dla kluczowych zobowiązań, których nie można ignorować". Dodaje, że ponieważ Polska sąsiaduje z Niemcami, mogłoby to także pobudzić do działania Berlin. A przynajmniej Moskwa zdałaby sobie sprawę, iż grożenie Polsce niesie ze sobą znaczące ryzyko konfrontacji z Ameryką. "Dla Polski jest to dalekie od »nic niewartego«" – akcentuje.

Zdaniem Bandowa wypowiedź Sikorskiego na temat sojuszu z USA powinna być "sygnałem do przebudzenia dla Ameryki". Autor uważa, że "ci, którzy najmocniej przyssali się do amerykańskiego smoczka, zdają się okazywać najmniej szacunku Ameryce" i powtarza, że "prawdziwym frajerem w tym układzie jest Waszyngton".

W tym kontekście Bandow wyraża opinię, że "Waszyngton powinien ponownie rozważyć, kogo chroni przed kim, rezerwując »wartościowe« sojusze dla krajów, które w zamian oferują coś znaczącego Ameryce".

 

Podkreślone słowa sprowadzają sojusznicze gwarancje do obiecanek.

Ktoś mógłby sądzić, że tekst Bandowa jest głupi i/lub emocjonalny. Jednak amerykańscy Republikanie to nie jest partia mędrców i oni nie będą tracić czasu na analizy słów swoich analityków.