Odkrycie zasysacza niemowląt pokazuje, że innowacje nie są domeną tylko nowoczesnych technologii. Mechanik samochodowy oglądając na Youtube wyciąganie korka z butelki, wymyślił, że podobnie można wspomóc poród dziecka. Jego urządzenie zawiera nadmuchiwaną obejmę na głowę dziecka. Po jej nadmuchaniu obejma jest wyciągana wraz z dzieckiem (zobacz prezentację).

Jorge Odon wpadł na ten pomysł w 2005 roku. Po opatentowaniu dotarł z nim do uniwersytetu w USA, który wykonał badania potwierdzające przydatność urządzenia. To był punkt zwrotny. Zainteresowanie świata medycznego i fundusze z organizacji wspierających wynalazców.

Ten przypadek jest doskonałą ilustracją do tezy prezesa PAN, że nie szybko „powstanie u nas Krzemowa Dolina”. Opowiada on o tym, jak powstają takie „centra ludzkiej kreatywności” jak w Kalifornii i dlaczego u nas jest z tym problem.

Na temat roli uczelni w takim systemie profesor Kleiber poświęcił całe dwa zdania: Jego ważnym elementem są oczywiście dobre uczelnie – ich korzystne, różnorodne oddziaływanie na otoczenie jest bezsporne. Nie ma wątpliwości, że Dolina Krzemowa nie przez przypadek powstała w ścisłym sąsiedztwie dwu wspaniałych uczelni, Uniwersytetu Stanforda i Uniwersytetu Kalifornijskiego w Berkeley.

Polskie uczelnie to przede wszystkim miejsc pracy uczonych. Ich „oddziaływanie na otoczenie” też jest bezsporne, tyle że nie tak różnorodne. Przejawia się głównie w takim pieprzeniu (sorry), jakie uprawia we wskazanym artykule prezes PAN.

W czasach komuny panowało przekonanie, że jasny podział ról sprzyja rozwojowi. Rolnicy do roli, robotnicy do fabryk, pisarze do piór, a uczeni do nauki. Przepływy między nimi były sztuczne i wymuszane przez odgórne sterowanie. Polska nauka przetrwała w niezmienionym stanie do dzisiaj. Jest to dla osób funkcjonujących w tym systemie od dziesięcioleci stan tak naturalny, że nie umieją sobie wyobrazić nic innego.

 

Punktem zwrotnym w historii Odona było zainteresowanie uniwersytetu Des Moines w Iowa. Mówi on: "Nie mogłem uwierzyć, że oni wierzą we mnie. To był wyjątkowy moment". Dlaczego uczelnia amerykańska się w to zaangażowała? Bo miała takie możliwości, bo pracują tam ludzie z pasją i otwartą głową, bo władze uniwersytetu wiedzą, że sława instytucji wspierającej takie odkrycia jest cenna (ktoś wcześniej w Polsce słyszał o Des Moines?), a tego typu badania przekładają się na kumulację kompetencji.

Ktoś zna taki przypadek w Polsce? Od razu przychodzi na myśl „zderzak Łągiewki”. Zacytujmy autora podlinkowanego artykułu: „W całej tej sprawie najbardziej winne jest chyba środowisko naukowe (czyli wszyscy i nikt), ponieważ przez 20 lat nikt nie zadał sobie trudu, by rzetelnie opisać zasadę działania EPAR oraz przeprowadzić fachowe badania prototypów wynalazku. Do współpracy włączył się w 1998 roku prof. Stanisław Gomuła z AGH w Krakowie, w niczym to jednak nie pomogło”.

Każdy, kto zetknął się z polskim środowiskiem naukowym rozumie, jaki kłopot sprawia taki innowator, zwracający się do naukowców. Ot choćby najbardziej prozaiczna sprawa: czas pracy naukowców, laboratoria, infrastruktura – to wszystko trzeba jakoś rozliczyć. Naukowiec musi się oderwać od wypełniania kolejnych papierków wymyślanych przez urzędników. Musi się wytłumaczyć, zderzyć z podejrzeniami o prywatę itd...

 

Panie profesorze Kleiber! Dolina Krzemowa nie powstała obok Uniwersytetu Stanforda dlatego, że on ma korzystne „oddziaływanie” na otoczenie, tylko dlatego, że działa ten uniwersytet w amerykańskim stylu. Stanowi idealne dopełnienie przemysłu i instytucji kapitałowych.